Joanna Szulc: Dorosła osoba idzie na terapię i orientuje się, że w jej dzieciństwie było sporo krzywd i zaniedbań. Zmienia sposób patrzenia na dom rodzinny i panujące w nim relacje. Zdarza się, że członkowie rodziny mówią o tym: „Przez tę terapię nagle się okazało, że wszystko, co złe, to my!". Jak to wygląda z punktu widzenia psychoterapeutki systemowej? Co się dzieje w rodzinie jako systemie, gdy jeden z jego elementów się wzmacnia i zmienia?
Joanna Flis*: Trzeba zacząć od spojrzenia na dwie podstawowe siły, jakie działają w systemie. Pierwsza z nich to siła struktury, dająca nam w rodzinie poczucie tożsamości i bezpieczeństwa, pozwalająca utrzymać status quo. To są nasze rodzinne tradycje, role, schematy działań, oczekiwania, przekazy, zwyczaje.
Wszystkie komentarze
Ale nie chodzi o to, żeby oskarżać, tylko żeby nie przyjmować winy na siebie.
Bo dzieci tak mało rozumieją ze świata, że zawsze przyjmują, ze cokolwiek się dzieje to jest ich wina.
Proszę o źródło potwierdzające stwierdzenie, że "przyczynami problemów w większości są relacje z rodzicami".
Skąd to wiesz,człowieku...?
Jest sporo badań na temat wpływu relacji z rodzicami na późniejsze życia.
Nawet pomijając psychologię to są np. badania związku bycia dzieckiem samotnego rodzica i przestępczości. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę.
Dzieci biorą winę na siebie, a nastolatki widzą całe zło w rodzicach. Jak kto się nie zatrzyma w rozwoju i dorośnie, to bierze odpowiedzialność za siebie i swoje działania, zamiast zastanawiać się "kto mu to zrobił", że jest jaki jest.
Tez sobie pozwolę podzielić się konceptami , co je tam na kanapie w kapciach wymyślę
Największym problemem to są relacje między rodzicami, jak tam jest ok to wszystko z reguły też jest ok.
"Jest sporo badań na temat wpływu relacji z rodzicami na późniejsze życia." to kompletnie inne stwierdzenie, niż "przyczynami problemów w większości są relacje z rodzicami". Że rodzice mają wpływ na dzieci, jest oczywiste. Nie jest oczywiste, skąd teza, że przyczynami problemów człowieka W WIĘKSZOŚCI są relacje z rodzicami.
Ja miałam "przemocowych" rodziców, doznawałam psychicznej i fizycznej przemocy. Jedyne co zrobiłam, to nie powtórzyłam tego w swoim życiu. Zaręczam, że się da. To tylko kwestia wyboru, kim będę, i co zrobię z tym co mnie spotkało w życiu. Wyżywanie się na małoletnich zawsze jest słabe, żadne zaszłości tego nie tłumaczą, co najwyżej mogą skłonić do pracy nad sobą. Babka biła, matka prała, znaczy z automatu jestem wytłumaczona i rozgrzeszona? No wybaczcie państwo.
Jesteś tym co jesz i wyniosłeś z domu. Wystarczy?
święte słowa - to jest ta relacja, która promieniuje na wszystkie inne
nad dziećmi, piszę o złym lub co najmniej niestarannym obowiązku
wykonywanym przez rodziców, choć sam jestem ojcem czwórki dzieci.
Zawsze uważam że dzieci nie mogą być wychowywane poprzez przemoc
fizyczną jak i psychologiczną i przy pomocy na- i zakazów, które niczego
nie uczą, a wpływają na opór dziecka, gdyż czuje się prześladowanym !
Miłość bezgraniczna i danie dziecku poczucia bezpieczeństwa że nigdy
nie zostanie pozostawione same sobie, jest podstawą do dobrego
i szczęśliwego ich dzieciństwa, a następnym warunkiem jest stała, oraz
bezwzględna nasza szczerość w stosunku do wypowiadanych naszych
słów i obietnic które im przekazujemy, gdyż każde nasze małe kłamstwo
burzy tylko ich zaufanie do nas i to może spowodować że nie uwierzą nam
i w pierwsze nasze zapewnienia o miłości i ich bezpieczeństwie. To my
,,Rodzice" jesteśmy tymi dorosłymi i tymi którzy mają uczyć swe dzieci
myślenia, oraz w przyszłości podejmowania dobrych decyzji, a więc też
musimy im zezwalać od najmłodszego ich wieku, na zabieranie głosu
w sprawach ich dotyczących, oraz stopniowego podejmowania decyzji
ich dotyczących, ale pod naszą opieką, aby uczyły się prawidłowego
wyboru z wielu możliwości i unikały szkód ! To są tylko początkowe
wymogi jakie my musimy spełniać, aby dziecko rozwijało się dobrze,
oraz miało czas na aklimatyzację do życia myślącej dorosłej osoby !!!
Wszystkie opisane nieprawidłowe przykłady naszego zachowania,
są właśnie pochodną od braku prawdziwej miłości, szczerości,
życzliwości, tolerancji i akceptacji prawd których my sami nie
dostrzegamy bo nie chcemy zmienić swego aspektu. To są też
przyczyny, że przestajemy się rozumieć i oddalamy się od siebie.
Amen!
Zarówno wychowywanie dzieci bez żadnych stresów oraz stawiania granic(a to przemoc z definicji) jak i bardzo wczesne obarczanie ich koniecznością podejmowania decyzji są co najmniej niejednoznaczne wychowawczo.
Ważny jest umiar i generalnie skrajności nie są dobre w żadną stronę.
"Ważny jest umiar i generalnie skrajności nie są dobre w żadną stronę."
Czyli kochać ale bez przesady i oczywiście bić ale słabo :)
Mało to dzieci rozwalił nadmiar miłości i opiekuńczości? To jak kochasz jest wewnętrzne i do dziecka ma się nijak - w relacji co najwyżej okazujesz miłość i tak brak umiaru w okazywaniu miłości jest szkodliwy.
Z przemocą fizyczną podobnie. Bicie właśnie to skrajność, ale przytrzymanie dziecka które chce wybiec na ulicę, wytrącenie dziecku niebezpiecznego przedmiotu z ręki, czy nawet wciśnięcie czapki na głowę już nie - a to wszystko jest czysta przemoc fizyczna.
Przemoc to każde działanie którego nie chce dziecko a które egzekwujesz z pozycji siły. Robisz pogadankę i tłumaczysz dlaczego nie należy bić kolegi - to jest przemoc psychiczna, czasami konieczna. Jak wrzeszczysz i poniżasz to skrajną.
Nigdy nie mówię o ,,Obarczaniu" dzieci podejmowaniem decyzji,
bo to ma być zawsze ich osobista inwencja, bo tylko taką akceptują.
Nie mówię też o wychowywaniu bez żadnych stresów, a o informowaniu się
o naszych życzeniach i co jest z nich możliwym do spełnienia, całkowicie
normalnym życiu przy respektowaniu się wzajemnym.
Często się nie zgadzamy, ale tu się zgadzamy.
Łatwo jest zauważyć przemoc fizyczną czy zaniedbanie. Ale trudniej jest zauważyć przemoc emocjonalną wynikająca z nadopiekuńczości. A konsekwencje tego są dla dziecka i dorosłego równie poważne. Większa skłonność do zachowań destrukcyjnych, strach przed bliską relacją czy większe ryzyko wchodzenia w przemocowe relacje. A z bardziej codziennych niskie poczucie sprawczości.
W dodatku bardzo trudno jest zauważyć ten rodzaj przemocy. Bo przecież mama mnie kocha i tak bardzo się dla mnie poświęca. I wszystko by dla mnie zrobiła. Tyle, że nie na tym polega wychowywanie dziecka, żeby go ciągle wyręczać i nic od niego nie wymagać.
To właśnie my ,,Rodzice" mamy wiele lat czasu na to aby przygotować nasze dzieci,
do życia w społeczeństwie, oraz wskazać im przeróżne aspekty porozumiewania się,
ale podstawą jest ukazanie im wyrozumiałości, tolerancji, akceptacji również przez
nas samych nie dostrzeganych prawd, jeśli nie zmienimy punktu obserwacji, oraz
logicznego myślenia i unikania konfrontacji !!! To są zasady spokojnego współżycia!
Prawda jest taka, że większość rodzin to patologia i ze to najgorsze miejsce na Ziemi dla człowieka.