Na dobry początek będzie majonez, bo czy można pisać o Julii Child, najsłynniejszej amerykańskiej kucharce, bez przygotowania jej ulubionych potraw? Wybieram trudniejszy przepis na majonez ubijany ręcznie i już po chwili zawzięcie łoję lśniące żółtka metalową rózgą. Te zamiast pięknie puchnąć, rozpaćkują się po całej kuchni. Drętwieje mi dłoń, ramię, potem kark. Żółta breja zalewa mi oczy. Święta Julio od majonezu, jak mogłaś to robić?! Kiedy jajko zaczyna pryskać na karty jej kultowej książki 'Mastering the Art of French Cooking' ('Doskonalenie się w sztuce kuchni francuskiej'), wywieszam białą flagę. Trudno. W końcu Julia zawsze podkreślała: 'Najważniejsze to dobrze się bawić'. Zresztą ona też nie była perfekcyjna. Jej móżdżek w czerwonym winie - pierwsza potrawa, którą tuż po ślubie w 1946 roku ugotowała mężowi - smakował jak opona od tira, a wyglądał niewiele lepiej. Paul podźgał go widelcem, przytulił najgorszą na świecie kucharkę, pośmiali się głośno i poszli coś zjeść na mieście. Julia obiecała sobie wtedy, że koniec i kropka, nauczy się gotować. Jednak ani ona, ani on nie mieli pojęcia, że za kilka lat skończy najbardziej prestiżową szkołę kucharską - Le Cordon Bleu w Paryżu - potem będzie pobierać nauki u najlepszych kucharzy i cukierników, napisze dziesiątki bestsellerowych książek, nakręci setki programów telewizyjnych, a Ameryka będzie ją wielbić.

Pozostało 90% tekstu
Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.