Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Rok 2006. Czuję, że muszę wyjechać z Europy. Czuję, że tutaj wszystko ma już swoją definicję i swoje przewidziane miejsce. Szósty zmysł ciągnie mnie do Ameryki Łacińskiej, a rozum mówi mi, że to niebezpieczne i że przecież nie znam języka. Meksyk? Argentyna? Zaraz, zaraz, wśród partnerskich uniwersytetów jest jeszcze i Los Andes, ten na białej plamie na mapie, ten w Kolumbii. Profesor pyta mnie raz jeszcze, czy wiem, dokąd jadę. Odpowiadam zgodnie z prawdą - nie wiem. Jadę samotnie do kraju, który pojawia się w mediach głównie przy okazji przechwyconych ładunków kokainy.

Ląduję w Bogocie, 2600 metrów nad poziomem morza. Widzę ogrom miasta, widzę trąbiących kierowców, którzy próbują wykorzystać każdy wolny centymetr między samochodami; widzę potok ludzi na przystankach autobusów szybkiego ruchu Transmilenio. Dziwi mnie mrok zapadający punktualnie o osiemnastej i poranek niezmiennie o szóstej, jesienny chłód zamiast oczekiwanego tropiku (przecież jesteśmy tylko dwa stopnie od równika!) i urywany oddech, który powoduje rozrzedzone powietrze.

A zarazem, słyszę najczystszy hiszpański na świecie, czuję błogi zapach świeżej, kolumbijskiej arabiki w kolonialnej dzielnicy Candelaria i zakochuję w Kolumbijczykach, którzy gościnnością na krok nie ustępują Polakom i zawsze kojarzą Polskę z figurą naszego papieża, a niektórzy nawet z piłkarskimi wyczynami Grzegorza Lato.

Nawet nie zauważyłam, kiedy ośmiomilionowa stolica Kolumbii stała się moją codziennością

Kupiłam cieplejszą kurtkę. Solidne buty do wspinaczek górskich, które profilaktycznie przywiozłam w te dzikie, jak sądziłam, Andy, zabrała z powrotem do Polski moja dzielna mama po swojej pierwszej wizycie, a ja nauczyłam się wymijać wyboje chodników w baletkach. W wolnych chwilach podrózuję. Wdrapałam się na kapryśny wulkan El Ruiz, skoczyłam na paralotni w Medellin, przeszłam przez pole koki w Putumayo i zeszłam do prekolumbijskich grobowców w Tierradentro, i nigdy mi się nic złego nie stało, a słowiańskie blond włosy od początku były moim paszportem do serdeczności.

Minęło osiem lat i kiedy już straciłam nadzieję, że uda mi się znaleźć Kolumbijczyka, którego mój szósty zmysł kazał mi szukać, wpadłam na pewnego architekta, zafascynowanego renesansową Florencją i renesansowym, poznańskim Ratuszem. Nie ma moich 182 cm wzrostu i nic z typowego, latynoskiego amanta, do którego wzdychałyśmy z koleżankami, oglądając po szkole kolumbijskie telenowele. Ma za to ogromną wrażliwość i projekt imponującej biblioteki w departamencie Casanare na koncie.

Przestały mnie już zadziwiać szmaragdowozielone wzgórza z plantacjami kawy oraz klimat, który zmienia się tu nie w czasie, ale wraz z wysokością. Wciąż jednak drżą mi z przejęcia ręce, gdy wybieram najbardziej dojrzałe owoce lulo na lokalnym targu i nadal patrzę z niedowierzaniem, gdy Bogotańczycy z upodobaniem wrzucają plaster żółtego sera do gorącej czekolady i piją dopiero wtedy, gdy ser porządnie się rozpuści.

Czasami śnią mi się czereśnie. I mamine śledzie w śmietanie.

Jednak, gdy samolot dotyka ziemi i gdy taksówka wiezie mnie z lotniska w stronę pasma gór, które niczym wiecznie zielony parawan osłania Bogotę od wschodu, a z głośników wydobywa się uwielbiane przez Kolumbijczyków vallenato, czuję, że mój szósty zmysł doskonale wiedział, gdzie będę szczęśliwa. A przez myśl przebiega mi hasło programu promującego kraj, które stało się moim zaklęciem: "Kolumbia. Jedyne ryzyko polega na tym, że będziesz chciał tutaj zostać".

List pochodzi z naszej akcji "Polki bez granic" zbierającej doświadczenia Polek z emigracją (więcej przeczytaj na www.wysokieobcasy.pl/polkibezgranic ) Czesław Mozil zapowiada, że na podstawie tych listów powstanie druga płyta jego projektu "Księga emigrantów". Jeśli mieszkasz lub mieszkałaś za granicą, opisz nam, jak Cię zmieniło to doświadczenie. Na listy czekamy pod adresem: polkibezgranic@agora.pl

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.