Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Gdybyśmy spotkały się z Małgorzatą Terlikowską, żoną znanego katolickiego publicysty , na konferencji, dajmy na to, ''o roli kobiety w dzisiejszym świecie'', pewnie nie przypadłybyśmy sobie do gustu. Jestem nawet przekonana, że pomyślałybyśmy o sobie nawzajem z niechęcią. Mamy inne poglądy na prawie wszystko: seksualność, związek z mężczyzną, wychowywanie dzieci, duchowość, wolność innych ludzi do własnych wyborów. Ale nie spotkałyśmy się na konferencji, tylko w przeprowadzonym przez Grzegorza Sroczyńskiego wywiadzie, w którym odkryłam, ile mimo wszystkich różnic, które nas dzielą, mamy ze sobą wspólnego: poczucie własnej podmiotowości, potrzebę posiadania ''własnego pokoju'' - czytaj: pracy - tęsknotę za ciszą i czasem tylko dla siebie, którą trudno oddzielić od poczucia winy, kiedy jest się matką, i kilka innych rzeczy, o których nie chcę tu pisać.

Poczułam, że mi do Małgorzaty Terlikowskiej bliżej. A kiedy przyjechała do naszego studia fotograficznego uśmiechnięta, podekscytowana, ale też pełna wątpliwości, to pomyślałam, że jej decyzja, żeby rozmawiać właśnie z ''Wysokimi Obcasami'', to pewien akt odwagi i że ją za to podziwiam. Ktoś mądry kiedyś powiedział mi: ''Jeśli chcesz się porozumieć z drugim człowiekiem, szukaj w nim podobieństw, a nie różnic. Jeśli będziesz się skupiać na tym, co was dzieli, nie macie szans na porozumienie''. Jak często stosuję tę zasadę na co dzień? Nie tak często, jak bym chciała. O wiele łatwiej ustawiać się w kontrze - w związku, w pracy, w debacie publicznej, na scenie politycznej. Jak jest jakiś wróg, to jest i energia, i motywacja, i sens, i walka o swoje. Do tego dochodzi poczucie, że tak dobrze umiemy przejrzeć innych - jacy są, co myślą, jaka kryje się za nimi historia. Czasem na podstawie tego, co nam ktoś o tych ludziach opowiedział, czasem wyłącznie na podstawie wyglądu, kilku wypowiedzianych zdań. Słyszałam to nieraz, w różnych formach: ''I co tam słychać w tym waszym feministycznym pisemku? Dalej piszecie o aborcji i szydzicie z mężczyzn?'' (to mama koleżanki, która ''Wysokich Obcasów'' nigdy nie miała w rękach, bo ''nawet nie będzie tego tykać''), ''Na jogę chodzisz? Żebyś nie odleciała, bo znajomy przez jogę odleciał'' (ów znajomy od dawna cierpiał na zaburzenia psychiczne, a z jogą nie miał nic wspólnego), ''Co pani może wiedzieć na temat wychowywania dzieci?'' (to od kobiety na ulicy, której zwróciłam uwagę, żeby nie szarpała swojego dziecka, bo przecież widzi, że się boi). Sama też to robię - zadaję pytania, na które już sobie wcześniej udzieliłam odpowiedzi. W głowie.

Jeannette Walls, amerykańska pisarka, także tego doświadczyła. Była świetnie prosperującą dziennikarką w Nowym Jorku, mieszkała przy Piątej Alei i miała perskie dywany. Wszyscy myśleli, że to taka dama z socjety, której jedynym problemem jest to, jakie szpilki ma założyć na wieczorową galę. - Siedziałam kiedyś w redakcji po godzinach i zauważyłam, że moją koleżankę coś gryzie - opowiada Walls Paulinie Reiter. - Okazało się, że przyjeżdża do niej w odwiedziny kuzyn. Powiedziała, że obawia się, jak jej nowojorscy przyjaciele go odbiorą, bo to prosty chłopak z bardzo ubogiej rodziny. Odpowiedziałam: ''Wiem, co czujesz''. ''Ciekawe skąd? - zapytała podejrzliwie. - Spójrz tylko na siebie. Co ty możesz wiedzieć o ludziach z gór?''. Jeannette Walls wiedziała o nich o wiele więcej, niżby chciała.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.