Życie domowe było cudowne. Babcia piekła bułki, przywoziła z rynku ser, mleko. Naprzeciwko domu było przedszkole. Pamiętam leżakowanie, smaki zup i ten specyficzny zapach.

1957

Urodziłam się 1 stycznia o godzinie 21.30 w Stargardzie Szczecińskim. Poród rozpoczął się w czasie przyjęcia noworocznego, które moi rodzice wydawali każdego roku. Kiedy mamie odeszły wody, babcia Hela krzyknęła: „Proszę wszyscy wyjść! Stasia rodzi!".

Byłam trzecim dzieckiem, najmłodszą perełką w rodzinie wielopokoleniowej. Mam starszą siostrę Bożenę i brata Bogdana. Od samego początku wróżono mi karierę. Gdy byłam jeszcze w kołysce, matka chrzestna zakręciła mi loka i przepowiedziała, że będę artystką. Siostra do dziś wspomina, że babcia mnie pięknie ubierała, robiła kucyki i wiązała kokardki, a potem prowadziła do fotografa, któremu mówiła: „A to nasza artystka".

Pozostało 87% tekstu
Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.