Pasją Bianki Siwińskiej, CEO Fundacji Edukacyjnej „Perspektywy", naukowczyni i dziennikarki, zawsze były komputery, roboty, technologiczne ciekawostki, ponieważ jej tata był twórcą „Bajtka", pierwszego w Polsce pisma o komputerach. – Teoretycznie miałam bardzo uprzywilejowany dostęp do tego obszaru. Byłam jednak dziewczynką, co zaważyło na mojej przyszłości. Bo to nie mnie zachęcano do zainteresowania się technologiami, tylko mojego starszego brata. Były rzeczy osobno dla chłopców i osobno dla dziewczynek. I mimo że programowanie mnie bardzo interesowało i potrafiłam godzinami siedzieć przy moim bracie i patrzeć, jak uczy się programować, nigdy nikt mi nie powiedział: „Spróbuj sama". A ja byłam dość wstydliwą, grzeczną dziewczynką i sama nigdy się na to nie odważyłam – opowiadała jakiś czas temu „Wysokim Obcasom" Siwińska.
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Na uczelni żarty o „kobietach inżynier” to norma. Pamiętam jak u mnie na roku na elektrotechnice były 2 kobiety. Wykładowca ma matematyce specjalnie je wywoływał z całego roku i ośmieszał ich wiedzę (mimo że wiedza wiekszosci innych studentów była niemniej żałosna). Ostatecznie dziewczyny machnęły ręką i zmieniły kierunek.
"... często były lepszymi pracownicami niż mężczyźni". Podejrzewam, że zawsze. Podobnie jak matkami.
To są te naturalne biologiczne predyspozycje
O, to teraz się zapędziłaś. Nieładnie. Piszę tak, choć sama jestem kobietą, która lalkami się nie bawiła, lubiła ścisłe nauki i pomagała chłopcom w nauce, a matką byłam taką sobie... niestety.
To jakiś oczywisty głupiec. Wyklucza 50% potencjalnych pracowników. Bez dwóch zadań szkodliwy dla firmy.
ze skrajności w skrajność
Moja córka chodzi na balet, mało tego, jest naprawdę niezła, a poza tym inteligentna i ostra panienka. Tarcze hamulcowe (choć pewnie wie co to takiego) obchodzą ją mniej niż zeszłowieczne śniegi. Gdybyś jej powiedział, że jest zaszufladkowana, wysłałaby Cię na bambus.
Takie postaci jak te z artykułu to bardzo pogubione jednostki, zainfekowane wiadomą ideologią.
Pierwszymi programistami były programistki :)
Uważano bowiem tą pracę za podobną do pracy sekretarki, i faceci nie chcieli się tym zajmować.
A może tylko legenda?
Ada Lovelace - to nie legenda.
bo wtedy trzeba bylo odpiwednio wprowadzac dane np. dziurkowac tasme...wiec kobiety sie do tego nadawaly...dlatego informatyka w latach 70-tych czy nawet wczesnych 80-tych byla dla osob ktore odpadly w rekrutacji na kierunku matematyka/fizyka i chcialy uciec przed "wojskiem"
To nie tyle legenda co niezrozumienie jak wyglądało tworzenie oprogramowania kiedyś.
Kilkadziesiąt lat temu przy początkach informatyki, dookoła tworzenia oprogramowania było bardzo dużo pracy manualnej i poza rolą programisty odpowiedzialnego za algorytmikę i składnię działania programu była jeszcze rola osoby która to przekładała na kod i go sprawdzała według określonych schematów.
Ta druga rola to był taki odpowiednik stenografisty/maszynisty - coś wymagającego kwalifikacji i umiejętności, ale sama praca była bardziej wytwórcza niż twórcza.
Podobnie w wielu branżach były osoby odpowiedzialne za obliczenia, ale zajmowały się nie tyle rozwiązywaniem problemów matematycznych co za przeprowadzanie obliczeń według wzorów - nie nazywamy ich matematykami sensu stricte.
@miroman1410
Ada Lovelace, czy Margaret Hamilton to były programistki w takim dzisiejszym rozumieniu, natomiast sam zawód podobnie jak większość inżynierskich był raczej męską domeną.
Nie. Tak było.
Przypadek informatyki jednak różni się od innych kierunków tradycyjnie "męskich". Zrobiono zestawienie liczby kobiet studiujących prawo, medycynę, fizykę i informatykę w USA od lat 60tych. Na pierwszych trzech kierunkach udział kobiet stopniowo wzrastał, żeby ostatecznie wypłaszczyć się w okolicach 40-50%. W przypadku informatyki obraz był zaskakująco odmienny: udział kobiet rósł w podobnym tempie do połowy lat 80tych, żeby następnie gwałtownie się załamać i spaść z ok 37% do 17%. Pokrywa się to mniej więcej z momentem, gdy mikrokomputery trafiły pod strzech, co samo w sobie było zjawiskiem pozytywnym, ale niestety były przy tym reklamowane niemal wyłącznie jako "zabawki dla chłopców".
legenda
Udział kobiet nie odbiegał jakoś drastycznie od matematyki i fizyki oraz innych inżynierskich dziedzin (zresztą do lat 60tych to właściwie przedmiot informatyka nie istniał jako osobna dziedzina na uniwersytetach).
Informatyka wtedy drastycznie różniła się od tego co jest teraz, sugestia że w latach 80tych kobiety zaczęły rezygnować ze studiowania bo mikrokomputer (który był wtedy i tak bardzo drogi i wykorzystywany wyłącznie profesjonalnie praktycznie) ktoś reklamował jako zabawkę dla chłopców jest ostro naciągane.
Nie chcieli także dlatego, że kasa była słaba i nikogo nie nazywano inżynierem. Kiedy kasa zrobiła się lepsza, to i facetów przybyło, wtedy także inżynier się pojawił, a za tym to już pospolite ruszenie.
Tak, tak, tyle tylko, że to nieprawda.
Cały tekst jest taki. Aż się dziwię, że zabrakło technologicznego progresu zamiast postępu technicznego (nie żeby ten drugi gdzieś wystąpił). Proponuję jeszcze zmienić z mocą wsteczną tytuł "Młodego Technika" na "Młodego Technologa".
To jest ostatnio jakiś dramat - prawie nikt już nie odróżnia techniki od technologii, a to są dwie całkiem inne - chociaż powiązane - rzeczy.
W języku potocznym "technologia" znaczy "technika łał", bo sama "technika" kojarzy się z młotkiem i gwoździami. Nie wymagasz chyba, by przeciętny konsument czaił znaczenie "techno" i "logos"?
Technologia brzmi mądrzej niż technika. Technik naprawia pralki albo lutuje jakieś kabelki. Technolog wymyśla rakiety kosmiczne albo rozwija sztuczną inteligencję. Tak się przynajmniej wydaje dziennikarzom i innym leszczom, którzy z techniką mają tyle wspólnego, co przeciętny polityk z prawdomównością. Ale nie ma tego złego - mylenie technologii z techniką pozwala łatwo zorientować się, z kim mamy do czynienia.
Wymagam. Bo to są dwie różne rzeczy - produkty i sposób ich wytwarzania, a nie coś na niższym i wyższym poziomie zaawansowania - zresztą wbijanie gwoździ młotkiem to też, wyobraź sobie, technologia (łączenia drewna). Natomiast co znaczy "techno", a co "logos", powinien wiedzieć każdy absolwent szkoły średniej (a co dopiero dziennikarz), bo to są podstawy kultury języka.
"Silna jak dziewczynka" nie oznacza, że automatycznie chłopcy są słabi. To fałszywy antagonizm. "Odważny jak lew" nie oznacza, że inne gatunki są tchórzliwe, "uparty jak osioł" nie implikuje, że kozy nie są uparte. Stwierdzenie jakiejś cechy nie musi oznaczać, że inna grupa tej cechy nie ma. Podobnie "świat potrzebuje nowego przywództwa" może oznaczać, że potrzebuje przywództwa mieszanego, komplementarnego, a niekoniecznie, że teraz o świecie decydować mają wyłącznie osoby płci żeńskiej.
Od dawna to widać, że zarówno Lewica jak i Konfederacja to dwie strony tej samej seksistowskiej monety. Jedni domagają się specjalnych preferencji dla kobiet, drudzy dla mężczyzn. Widać to nawet po preferencjach wyborczych gdzie płeć preferowana przeważa.
Dyskryminacja zawsze jest dyskryminacją, niezależnie od jej zwrotu.
Lepszym przykładem jawnej dyskryminacji lewicy jest np. program "Dziewczyny w grze", gdzie za fakt bycia kobietą dostaje się dodatkowe środki finansowe i staż. Wystarczy wyobrazić sobie taki sam program o tytule "Chłopcy w grze" gdzie stypendium i staże przydziela się tylko płci męskiej.
W obu przypadkach jest to ta sama dyskryminacja gdzie jedna strona otrzymuje specjalne preferencje i dostęp do zawodu który nie jest dostępny dla drugiej strony. I jedynym kryterium jest płeć kandydata.
Masz 100 proc racji.
Czy mogę głosować, jak chcę, czy muszę wybierać jednakową liczbę kobiet i mężczyzn?
Możesz głosować jak chcesz. Ważne żeby płeć nie warunkowała możliwości bycia wybieranym w tym głosowaniu.
Oznacza. Skoro mając tylko dwie opcje do wyboru, mówimy "silna jak dziewczynka" to najprawdopodobniej druga frakcja nie jest tak silna. Jeżeli wszyscy są tak samo silni, to porównanie "jak dziewczynka" traci sens.
To po co mówić "odważna jak dziewczynka" skoro chłopcy są nie mniej odważni? To jakby mówić "piękny jak Bytom", podczas gdy Sosnowiec jest równie ładny.
A ja pamiętam tzw. ZPT jak wszyscy nitowali łopatkę. Jednak w późniejszej klasie chyba ósmej chłopcy się gdzieś podziali, a my, robiłyśmy sałatkę warzywną i zupę "nic".