Słyszałam, że mamy epidemię krótkowzroczności – także u dzieci, niestety.
Sylwia Kijewska, optometrystka, product manager Hoya Lens Poland: Sytuacja jest dużo poważniejsza, niż do niedawna myśleliśmy. O epidemii krótkowzroczności mówiono jeszcze przed rokiem 2020, do czego skłoniły badania nad rozwojem występowania wad wzroku na świecie przygotowane przez WHO i Brien Holden Vision Institute. Wynika z nich, że już w 2050 roku aż połowa ludzkości będzie miała krótkowzroczność, w tym 10 proc. znaczną, czyli ponad 6 dioptrii.
Pozostało 90% tekstu
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Wtedy ćwiczą wzrok, który ma szansę się właściwie ukształtować. Ale kochane mamusie na rocznym urlopie wychowawczym płatnym z naszych podatków trzymają dzieci przed telewizorem z bankami albo dają dziecku telefon do zabawy. Jak siema durna matkę, to nie ma rady.
na urlopie wych. z naszych podatków? rozumiem, że gdyby nie były na urlopie, dzieci nie traciłyby wzroku?
Gdy dzieci bawią się z rówieśnikami w żłobku zamiast patrzeć w ekran, to owszem, wada się nie rozwinie. Oczywiście to samo można zrobić w domu, ale wtedy trzeba się faktycznie tym dzieckiem zajmować, a przypadki są różne ;-)
Wszyscy zupełnie ignorowali moje uwagi, że widzę w nich gorzej, matka po latach powiedziała mi że myślała że tylko tak mówię, bo nie chcę ich nosić.
Współczuję, strasznie głupie rozumowanie, bo przecież jak ktoś realnie ma wadę wzroku, to raczej niechętnie zrezygnuje z czegoś, co mu poprawia komfort życia...
Jeżeli chodzi o parę soczewek to nie aż tak dużo,ale może nasze władze skorzystają z wiedzy Tajwanu,który aktywnie zwalcza epidemie krotkowzrocznosci razem z francuskimi specjalistami - w skrocie w wieku szkolnym wadzie tej sprzyja brak należytego światła słonecznego.
Według cennika para soczewek to 1300 zł, do tego dochodzi oprawka z uszami na teleskopach. Przy w miarę spokojnym dziecku dwie oprawki rocznie i soczewki dają dwa tysiące złotych, czyli 4 miesiące z 500+.
Nie rozumiem, co to jest "należyte światło słoneczne". Piszę o dziecku, u którego wadę wykrywa się przy przyjmowaniu do przedszkola, a tam raczej dbają o wychodzenie z dziećmi na dwór. Podobnie jest na etapie nauczania początkowego w szkole czy przebywania po szkole na świetlicy.
Aha, no i co z tego? Przykro mi, że Cię nie stać, ale bogatsi ludzie nie odmówią swoim dzieciom leczenia tylko po to, żebyś Ty się lepiej poczuł
Wystarczy parę pińcetplusów.
Jeśli już na coś ta kasa ma iść to dobre okulary jeśli potrzeba są bardzo sensownym ich spożytkowaniem.
Krótki research daje prosty wynik: DIMS to coś jak bankowanie krwi pępowinowej. Czyli sprzedawanie marzeń.
Normalne okulary korekcyjne z niezłymi (jak dla dziecka) oprawkami można mieć za 400-600 PLN.
Te "magiczne" to już ok. 1500 PLN. Szczególnie jedna sieć salonów (nie z tych największych) bardzo mocno je promuje i bezczelnie wciska rodzicom obiecując cuda.
Lepiej poczekać parę lat i zdecydować się na laser. Będzie raz i dobrze.
A można jak ja nosić okulary i czuć się z tym dobrze.
Teraz dzieci dostają depresji jak mają się uczyć albo posprzątać w pokoju...