Do Aborcyjnego Dream Teamu od kilku dni dzwonią dziesiątki osób. Jedni zgłaszają się do pomocy w telefonie aborcyjnym. Inni dzwonią, żeby wesprzeć Justynę Wydrzyńską albo zaoferować jej pracę. Wśród nich np. dyrektorka biblioteki w niewielkiej miejscowości. Napisała, że Justyna właśnie tam może odbyć wyrok, i obiecała, że zorganizuje jej pracę tak, aby mogła też odbierać telefony od osób potrzebujących aborcji. Justyna dostaje też pytania od obcych ludzi: "Gdzie będziesz wykonywać prace społeczne? Przyjedziemy i pomożemy".

Pozostało 91% tekstu
Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.