Do Aborcyjnego Dream Teamu od kilku dni dzwonią dziesiątki osób. Jedni zgłaszają się do pomocy w telefonie aborcyjnym. Inni dzwonią, żeby wesprzeć Justynę Wydrzyńską albo zaoferować jej pracę. Wśród nich np. dyrektorka biblioteki w niewielkiej miejscowości. Napisała, że Justyna właśnie tam może odbyć wyrok, i obiecała, że zorganizuje jej pracę tak, aby mogła też odbierać telefony od osób potrzebujących aborcji. Justyna dostaje też pytania od obcych ludzi: "Gdzie będziesz wykonywać prace społeczne? Przyjedziemy i pomożemy".
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
dla koleżanki pytam:
- na prywatnej praktyce też są tacy strachliwi?
Ale zdajesz sobie sprawę jaki jesteś głupi czy to do ciebie nie dociera, trollu ?
nie napisałaś słowa klucz:
- stodoła
- matka
- mulat
- klecha
- ...
opuszczasz się.
Do aborcji nie doszło wiec nie jest to takie jednoznaczne. Czekam na apelacje