*Julia Kata – psycholożka, członkini zarządu fundacji Trans-Fuzja. W fundacji prowadzi grupy wsparcia i warsztaty na temat transpłciowości i transfobii.
Fot. Julia Kata
Jest ciężko?
"Ciężko" to dość delikatnie powiedziane. Nie pamiętam tak dużego kryzysu, tak trudnego okresu dla osób transpłciowych. One dostają ze wszystkich stron.
Z prawej strony od polityków najwyższej rangi. Prezydent Andrzej Duda podczas kampanii prezydenckiej mówił o społeczności LGBTI, że "próbuje nam się wmówić, że to ludzie, a to po prostu ideologia". Minister edukacji kilka miesięcy temu stwierdził, że "ci ludzie nie są równi ludziom normalnym". Ale osoby transpłciowe dostają też od drugiej strony. Uznaliście, że krzywdzący i kontrowersyjny był wobec osób trans wywiad Beaty Lubeckiej z Radia ZET z Margot, a nawet rozmowy z lingwistką i działaczką Lewicy Urszulą Kuczyńską, która w "Wysokich Obcasach" przyznała, że jest przeciwna określeniu "osoby z macicami" i innym zmianom językowym, czy z Kayą Szulczewską, która stwierdziła m.in., że proponowane przez was zmiany językowe są nie do przyjęcia do kobiet, ponieważ zamieniają je w macice.
Takich przykładów transfobicznych wypowiedzi można mnożyć dziesiątki. Oczywiście prawica idzie ze swoimi obsesjami najdalej, ale wykluczenie, dyskryminacja pojawiają się też po drugiej stronie.
Prawda jest taka, że nie umiemy rozmawiać ani o transpłciowości, ani z osobami trans. Nie jesteśmy otwarci na język, który nie wyklucza, nie wiemy, na czym polega jego inkluzywność, nie próbujemy go dostosować do zmieniającej się rzeczywistości czy norm prawnych i obyczajowych.
I chodzi nie o to, aby być nadmiernie poprawnym politycznie, ale o to, żeby się zastanowić, czy definiując pewne zjawiska czy grupy, nie wykluczamy innych, czy my sami chcielibyśmy, aby tak mówiono do nas i o nas jak do i o osobach transpłciowych.
Lubimy mówić o sobie, że jesteśmy otwarci i tolerancyjni, ale tak naprawdę wielu z nas siedzi w swojej transfobicznej skorupie i nie chce z niej wyjść.
To jak o tym rozmawiać?
Warto zacząć od pytania: "Jak chcesz, aby się do ciebie zwracać?", ponieważ imię, którego używa osoba transpłciowa nie zawsze jest zgodne z tym zapisanym w dokumentach.
Potem dobrze jest wejść w buty naszego rozmówcy, zastanowić się, jakie pytania są dopuszczalne, a jakich ja sama nie chciałabym usłyszeć. Jaki jest cel pytać, co masz napisane w dowodzie, z której toalety korzystasz i w jakiej przebieralni przebierasz? Jeśli rozmawiamy o dyskryminacji i braku rozwiązań prawnych, infrastrukturalnych czy społecznych i nasz rozmówca stwierdzi, że to jest dla niego OK, to jest uzasadnione, ale jeśli nie, to po co pytać? Żeby sprowokować, wzbudzić kontrowersję, upokorzyć, poniżyć?
Podobnie jest z pytaniami w stylu: "Co masz pod majtkami?". A takie, choć skandaliczne, padają. I nikt nie zastanawia się, że to pytanie nic nie wnosi, że nie ma żadnego sensu i że rozmawiając z cis mężczyzną, nie stawiamy pytania: "Co masz pod majtkami?", ani nie stwierdzamy: "Widzę mężczyznę, całkiem przystojnego, więc to musi być mężczyzna". Ani nie pytamy, z kim sypia, w jaki sposób uprawia seks, z kim się spotyka. Podobnie jest z cis kobietami, bo gdyby takie stwierdzenia padły, pojawiłyby się za nimi zarzuty o molestowanie, o seksualne nadużycie. W przypadku osób transpłciowych takich refleksji ani instynktu samozachowawczego nie mamy, tak jakby osoby LGBTI nie miały uczuć. Jakby były małpami w zoo, które każdy może sobie pooglądać, ocenić, skomentować, pośmiać się z nich.
To jest tym bardziej smutne, gdy popatrzymy na statystyki: w 2020 r. Polska zajęła ostatnie miejsce w rankingu ILGA Europe, który analizuje poziom równouprawnienia w Europie.
To oznacza, że jesteśmy najbardziej homofobicznym krajem Europy. Niemal 50 proc. osób transpłciowych doświadczyło w ubiegłym roku dyskryminacji, a ponad 15 proc. werbalnego ataku.
A my jeszcze sami podbijamy ten wskaźnik?
Mamy fiksację na genitalia osób transpłciowych. A ja bym chciała wiedzieć, co to wnosi? Tilda Swinton powiedziała kiedyś, że płeć jest między uszami, a nie między nogami. Płeć jest w głowie.
Poza tym w Polsce niewiele osób transpłciowych decyduje się na korektę płci. Proces tranzycji jest trudny i skomplikowany i ze względów prawnych, i medycznych, i społecznych. To nie jest tak, że idziesz od lekarza i mówisz: "Urodziłem się jako mężczyzna, ale czuję się kobietą, poproszę o korektę płci". To jest długa diagnostyka, testy, wizyty u psychologa, seksuologa. Terapia hormonalna i dopiero operacje, które nie są refundowane, kosztują kilkadziesiąt tysięcy złotych i wykonuje je garstka lekarzy w Polsce. A to wciąż nie wszystko, bo aby dokonać w Polsce korekty płci, należy pozwać swoich rodziców. Dla wielu osób to jest trudne, wiele nie wyobraża sobie procesu, podczas którego powoływani są biegli, którzy analizują życie intymne.
Znowu fiksacja na genitalia?
Tak, choć to nie ma nic wspólnego z płcią, z którą się utożsamiamy.
Wspomniałaś o cis mężczyznach i cis kobietach, a mnie od razu skojarzył się serial, który robi teraz furorę w Polsce - "New Amsterdam". W jednym z odcinków kilkunastoletni chłopak chce dokonać korekty płci. Lekarz, który się nim zajmuje, przedstawia się od razu jako cis mężczyzna. Sformułowanie, które powinno być naturalne, u nas wciąż zaskakuje. Nikt nie przedstawia się jako cis mężczyzna czy cis kobieta.
Ba, ja nawet sądzę, że wiele osób nawet nie wie, co to oznacza, bo posługuje się schematami: płeć biologiczna, kobieta, mężczyzna, osoba heteroseksualna, homoseksualna, biseksualna i nic więcej. Tymczasem już ponad 50 lat temu biolog Alfred Kinsey stworzył ośmiostopniową skalę określającą orientację seksualną i napisał: "Mężczyźni nie dzielą się na dwie populacje, heteroseksualną i homoseksualną. Świata nie można podzielić na kozy i owce".
Dziś pojęcie orientacji i tożsamości płciowej jeszcze mocniej ewoluowało. Nie używa się już pojęcia płci biologicznej. Mówimy bardziej o aspektach biologicznych płci, definiując płeć bardziej jako tożsamość płciową.
Gdzie zaczyna się transfobia?
Transfobia to jest dyskryminacja na wszelkich polach. Jeśli ja warunkuję, że będę się do ciebie zwracać w sposób, w jaki sobie życzysz, pod warunkiem, że spełnisz moje żądania czy zasady, to jest to transfobia. To ma swoją nazwę i jest to misgendering, czyli zwracanie się innymi zaimkami, niż osoba transpłciowa chciałaby, by się do niej zwracać.
To jest przywoływanie upiorów z przeszłości - wykorzystywanie dawnego imienia czy nazwiska osoby transpłciowej bez jej zgody.
Tak postępowano z Anną Grodzką, gdy wchodziła do polityki.
Dokładnie, a teraz wyobraź sobie osobę transpłciową, która ucieka z małego miasteczka, z małej społeczności, bo jest prześladowana za to, kim jest. Wyjeżdża, przeprowadza korektę płci, żyje spokojnie i nagle pojawia się ktoś, kto wyciąga jej dawne dane. Znam osoby, które z tego powodu zostały zwolnione z pracy, które tego nie wytrzymały.
Transfobia to też mowa nienawiści, przestępstwa motywowane uprzedzeniami, o których prawo nie mówi. Kodeks karny definiuje jedynie przestępstwa z powodu rasizmu, religii, ksenofobii, pozbawiając tym samym ochrony grupę, która na ataki jest najczęściej narażona. Ale atak z powodu orientacji seksualnej to też przestępstwo.
I co ważne, transfobia to nie jest opinia czy krytyka. Jak przywoływałaś słowa Andrzeja Dudy czy ministra edukacji, to to jest właśnie transfobia.
Jakie słowa ranią i krzywdzą najbardziej?
Wszystkie związane z ułomnością, zboczeniem. Mówienie "zmiana płci" zamiast "korekta płci". Mówienie o osobach transpłciowych, że są transseksualne. To określenie wychodzi z użycia, bo jest stygmatyzujące, sugeruje chorobę psychiczną. Przyjęło się u nas z języka angielskiego lata temu, ale w angielskim "sex" oznacza płeć, a u nas bezpośrednio nawiązuje do seksualności. Zresztą nawet na świecie mówi się dziś "transgender".
Transfobia może mieć różne wymiary i powiedziałaś, że pojawia się z różnych stron. Zaskoczyło mnie, że także ze strony feministek. J.K. Rowling napisała w ubiegłym roku na Twitterze: "Znam i kocham osoby transpłciowe, ale wymazanie konceptu płci biologicznej pozbawia wiele osób możliwości rozmawiania o swoich doświadczeniach. Mówienie prawdy nie jest nienawiścią". Potem w podobnym tonie wypowiadały się Urszula Kuczyńska i Kaya Szulczewska, feministki walczące o prawa kobiet, które angażowały się w strajk kobiet, walcząc o ich prawo do aborcji. Wszystkie zostały nazwane TERF-ami.
No właśnie, sama mówisz "o prawach kobiet do aborcji". A co z osobami transpłciowymi, które też mogą zajść w niechcianą ciążę? Z transpłciowymi mężczyznami, którzy mogą zajść w ciążę w wyniku gwałtu? Z osobami niebinarnymi, które mogą zajść w niechcianą ciążę? Takie dramatyczne historie się dzieją. Mamy ponad 30 poziomów interpłciowości, a więc kombinacji tożsamości, które mogą skończyć się ciążą, jest wiele.
TERF oznacza z języka angielskiego Trans-Exclusionist Radical Feminist, czyli radykalne feministki lub feministów wykluczających osoby transpłciowe. To jest taka transfobia w białych rękawiczkach, w której pod pozorem walki o prawa jednej grupy, czyli kobiet, wykluczamy inną grupę - osoby transpłciowe, tak jakby odbierały przestrzeń kobietom, bo zdaniem radykalnych feministek nie są prawdziwymi kobietami. To jest kolejne zafiksowanie na genitaliach, stereotypizacja ciała i wskazywanie jego nadrzędności w stosunku do tożsamości płciowej. Czym to się różni de facto od retoryki prawicy, która odczłowiecza osoby transpłciowe?
...
No właśnie. TERFy nie rozumieją, że jeśli kogoś włączamy do grupy, o której prawa walczymy, to nic nie tracimy. I nie chodzi wcale o to, aby nie mówić o strajku kobiet, tylko strajku osób z macicami, ale o to, żeby w wymiarze medycznym dostępu do aborcji nie odbierać osobom transpłciowym i niebinarnym. Jeśli wywalczymy równość także dla nich, to nie zabieramy praw kobietom. Walka o równe prawa, o prawo do aborcji to nie jest walka o gorące krzesło. Dopóki tego nie zrozumiemy, nie możemy mówić o sobie jako o osobach tolerancyjnych, które walczą o równe prawa.
PODSTAWOWE POJĘCIA:
OSOBA CISPŁCIOWA (CIS KOBIETA, CIS MĘŻCZYZNA) - osoba, której płeć nadana przy urodzeniu jest spójna z tożsamością płciową.
OSOBA TRANSPŁCIOWA - osoba, której płeć nadana przy urodzeniu nie jest spójna z tożsamością płciową.
TRANSMĘŻCZYZNA - mężczyzna, któremu przy urodzeniu przypisano płeć żeńską, ale odczuwa męską tożsamość płciową i żyje w zgodzie z nią.
TRANSKOBIETA - kobieta, której przy urodzeniu nadano płeć męską, ale odczuwa ona żeńską tożsamość płciową i żyje w zgodzie z nią.
OSOBA NIEBINARNA - osoba, która nie identyfikuje się ani jako kobieta, ani jako mężczyzna.
OSOBA INTERPŁCIOWA - osoba mająca zróżnicowane cechy płciowe (m.in. niejednoznaczne narządy płciowe, kombinację genotypu i fenotypu płciowego inną niż mężczyzna XY i kobieta XX).
LGBTQIAP - z języka angielskiego oznacza: lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer, interpłciowe, aseksualne, panseksualne.
TERF - Trans-Exclusionist Radical Feminist - czyli feministki i feminiści wykluczający osoby niebinarne, transpłciowe.
TOŻSAMOŚĆ PŁCIOWA - osobiste odczucie płci.
ORIENTACJA SEKSUALNA - pociąg do określonej płci.
WAŻNE! Tożsamość płciowa i orientacja seksualna to nie to samo. Transmężczyzna może być zarówno heteroseksualny, jak i homoseksualny, podobnie transkobieta czy osoba niebinarna.
DYSFORIA PŁCIOWA - cierpienie wywołane niespójnością tożsamości płciowej i płci nadanej przy urodzeniu (nie każda osoba transpłciowa odczuwa dysforię płciową).
CZEGO NIE MÓWIMY:
Nie obrażamy, nie wyzywamy, nie używamy epitetów odczłowieczających osoby transpłciowe.
Nie porównujemy transpłciowości do choroby.
Nie mówimy: IDEOLOGIA.
Nie mówimy: płeć biologiczna. Mówimy: płeć oznaczona przy urodzeniu.
Nie mówimy: transseksualny.
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Sorry, ale to słowo NICZEGO takiego nie sugeruje. Co najwyżej chorobę psychiczną u osób, które takie rzeczy opowiadają z przekonaniem. Naprawdę nie dziwcie się, że ludzie nie chcą o tym słuchać, jeśli przychodzicie wyłącznie z pouczeniami, połajankami i twierdzeniami bez pokrycia.
"Mamy ponad 30 poziomów interpłciowości, a więc kombinacji tożsamości, które mogą skończyć się ciążą, jest wiele."
Raczej trudno będzie ogarnąć te wszystkie 30 poziomów w jednej nazwie, więc może zgódźmy się, że słowo "kobieta" reprezentuje w tej sytuacji wszystkie te byty, dobrze? I każdy będzie miał dostęp do przerwania niechcianej ciąży.
Jak oni mówią że sugeruje, to sugeruje. Ty nie wiesz, bo nie jesteś transse... aha! Było blisko.
I nie możesz sugerować, żeby osobę zachodzącą w ciążę ordynarnie nazywać kobietą, jeśli ona się nie czuje kobietą. Tylko wieszakiem na parasole, dajmy na to.
Jeśli zajdzie w ciążę, to jest wieszakinią, a nie wieszakiem ;)
"Mamy ponad 30 poziomów interpłciowości"
Genralnie, to mamy milion pińcet poziomów preferencji różnych ludzi.
Mamy też wegetarian i niewegetarian, tak po prostu. Nikt nie opracowuje 4712 określeń dla ludzi w zależności od tego, jakie zwierzęta jadają, w jakie dni tygodnia i z jakim sosem.
Ja na przykład nie jestem panwegetariański dlatego, że czasem podsmażę sobie tofu na patelni.
W sytuacjach formalnych przedstawiam się imieniem i nazwiskiem. W sytuacjach zawodowych dodatkowo jeszcze nazwą stanowiska. W sytuacjach nieformalnych posługuję się imieniem. Nie mówię jakiej jestem płci, tak samo jak nie mówię jaki mam rozmiar buta, fiuta czy wolę kawę z mlekiem czy bez.
I tak w ten sposób nachalnie demonstrujesz bardzo dużo np. od razu wiadomo, że nie jesteś prawnikiem, weganinem, nie uprawiasz crossfitu ani nie morsujesz ;)
Gov...no!
W końcu się o tym mówi, znane osoby takie jak Elliot Page swobodnie mogą się ujawniać i poza jakimś odzewem buractwa większość traktuje to jako coś jeśli nawet jeszcze nie normalnego to jako element rzeczywistości z którym się trzeba oswoić.
Pokazujecie przykład Anny Grodzkiej, ale to właśnie przykład pozytywny - w zaściankowym katolandzie na peryferiach Europy posłanką zostaje osoba transpłciowa (może trochę smutne, że lewica się na nią wtedy wypięła i musiała startować u Palikota, ale zawsze). Ba, nawet w Polsce wiele elementów tranzycji można wykonać na NFZ.
Nie od razu Rzym zbudowano, ale zdecydowanie nie zgodziłbym się, że jest to jakiś najgorszy czas dla osób trans. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu byli traktowani jak wybryki natury. Ot przez media społecznościowe jest w eterze mnóstwo syfu i on może sprawiać wrażenie jakiejś zmasowanej agresji jak się jest wyczulonym, ale sama rzeczywistość i świadomość społeczna się bardzo zmieniła.
Zgoda, jest ciut lepiej, ale wciąż bardzo daleko, czego komentarze i lajki na GW - liberalnej gazecie - są najlepszym dowodem. Z drugiej jednak strony kiedyś temat w ogóle nie istniał. Teraz, kiedy zaczyna istnieć aktywnie wzrasta irracjonalna niechęć.
Ja bym powiedział, że nie tyle wzrasta co się po prostu ujawnia i ma do tego kanały w postaci mediów społecznościowych. A samo zjawisko niechęci jeśli już to się zmniejsza. Podobnie było z homoseksualizmem jeszcze nie tak dawno temu.
Zgadzam się! Przemoc się wydarza i jest widoczna, ale obok widoczni są - wreszcie - w ogóle ludzie, którym wcześniej ta przemoc odbierała jakikolwiek głos. I wcale nie cofam się do minionego stulecia... Pamiętam kpiny - nawet w lewicowych mediach, no i oczywiście z ust polityków PO - pod adresem projektu ustawy o uzgodnieniu płci metrykalnej, to było w 2013 roku.
No wiesz, jak się poczyta czasem agresywne komentarze aktywistów albo słyszy historie-histerie w rodzaju "DRAMAT!!! TRANSFOBIA W BIAŁY DZIEN!!! transpłciowa osoba X wepchnięta pod tramwaj!", które potem okazują się ściemą, to może ta niechęć przestaje się wydawać tak bardzo irracjonalna? ;)
Pytam dla kolegi :D
Nie pi... żaden homofob nie zasługuje na polemikę to betony, tylko walić "pomordach".
Z jednej strony masz rację, bo świadomość wielu ludzi się znacznie zwiększyła. Z drugiej jednak, klimat oficjalny, polityczny uległ totalnemu pogorszeniu. Nastąpił ogromny regres, który skapuje poniżej, przedostając się do wielu sfer życia, choćby do edukacji, na uczelnie, do samorządności (strefy wolne od LGBT), do życia w lokalnych społecznościach, na posterunki policji, coraz śmielej do prawackich mediów, skąd spora część społeczeństwa czerpie "wiedzę" o świecie. A wielu ludzi, którzy nie są ciekawi świata, zaczyna nienawidzić. Co z tego, że niby rośnie odsetek osób wyrażających otwartą postawę wobec osób LGBT (badania z 2020), jak łatwiej dostać na ulicy w tzw. mordę, a policmajster czasem śmieje ci się potem w twarz i sobie dworuje?
Dodam jeszcze co do tego policmajstra, to jeszcze potrafi bezczelnie po niesłusznym i nielegalnym zatrzymaniu grzebać i molestować, nazywając to pono rewizją osobistą.
Dzien dobry, nie chodzi o to, by kobiety nazywać "osobami z macicą", lecz by rozpoznać fakt, że temat praw reprodukcyjnych dotyczy również mężczyzn i osób niebinarnych, które mogą zajść w ciążę (bo są osobami z macicami).
Mężczyźni mogący zajść w ciążę...
;)
Mężczyzna nie może zajść w ciążę. W ciążę może zajść kobieta uważająca się za mężczyznę.
Dzień dobry, dlaczego z powodu ułamka procenta społeczeństwa z zaburzeniami osobowości, narzucacie 20 milionom ludzi idiotyczne określenia? :)
Przecież kobiet się o zdanie nie pyta, co one tam wiedzą...
Osoby transpłciowe nie mają "zaburzeń osobowości" tylko wylosowało im się przy urodzeniu coś w rodzaju bycia rudym albo bycia leworęcznym. A niecały procent Polski to nadal kilkaset tysięcy osób. "Czemu nie chcecie żebyśmy mogli prześladować zaledwie kilkaset tysięcy osób, co już, nikogo nie można prześladować? Kobiet nie można, Żydów nie można, teraz nawet transów nie można!"
W średniowieczu rudych czy leworęcznych traktowano podobnie, jak niektórzy chcieliby traktować osoby transpłciowe dzisiaj, ale na szczęście to się zmieniło.
Na szczęście, pełna zgoda. Ale dlaczego nieliczni leworęczni rzucają się na większościowych praworęcznych i krzyczą, że określenie praworęczny jest dyskryminujące i sobie go nie życzą?
I na czym konkretnie to "prześladowanie" polega?
Leworęczni nie krzyczą głośno, żeby nazywać mnie cisantymańkutem czy inne gó....
Właśnie naukowe. " Dysforia i Niezgodność Płciowa" pod red.m.in.Bartosza Grabskiego.
Dlaczego dyskryminujące ze względu na płeć? W sensie, że mężczyźni nie mogą być feministami? Czy o to, że rzadziej się oburzają jeśli ktoś urodzony jako mężczyzna ma czelność nazwać się kobietą? Albo, że mężczyzna który urodził się kobietą może powiedzieć, że problem miesiączki też go dotyczy.
A obelżywe pewnie jest, podobnie jak np. popularny ostatnio dziaders i podobnie jak tu wynika ta obelżywość z samej postawy którą termin opisuje. Feministkom jakoś strasznie nie ubędzie jeśli zaakceptują osoby transseksualne jako kobiety.
Fakt, że osoby trans wygrywające zawody miss czy dostające tytuły kobiety roku mogą uwierać, ale oswoją się i z tym.
Wszyscyście kryptohomophobyki, skryte za poprawnymi słówkami pisowskiej nowomowy/mowy-trawy typu "ideologia gender i zaraza tęczowa". Wszyscyście siebie warci wy krypto-faszyści, ludzie kleropolicyjnej Polski PiS. Macie swój rząd dusz, macie fuehrera autiorytety, o'baitków, suskich i rydzoli, mamcie czarny ePiSkopat i uśmiercenie tysięcy polskich istnień tygodniowo, macie co chcielście. Sami sobie wybraliści to żyjce i "morda w kubedł. STOP.
to już nie wiem o co chodzi - z jednej strony chcecie być zaakceptowane jako kobiety, ale określenie kobieta jest przecież wykluczające.
Transaktywista pewnie skomentowałby te słowa jako "wysryw" i rzucił stekiem obelg i gróźb, ale ja takich metod rozmowy nie pochwalam, więc napiszę jedynie - takie komentarze o wiele bardziej szkodzą osobom trans niż jakakolwiek mityczna terfka. Pozdrawiam
Jeśli ktoś ma "problem miesiączki", nie jest mężczyzną, wszystko jedno, jak się ubiera, jak wygląda i jakie imię sobie wymyślił.
Elementarna biologia.
i odpowiedź:
"Takich przykładów transfobicznych wypowiedzi można mnożyć dziesiątki"
w jaki sposób przytoczona wypowiedź jest transfobiczna. czy zdanie odmienne na jakiś temat jest oznaką fobii? czy jeżeli powiem że pomidory są smaczniejsze od ogórków to jestem ogórkofobem?
szczerze, nic mi do tego czy ktoś chce być kobietą czy osobą z macicą, mężczyzną czy osobą bez macicy. ale ja chce być mężczyzną i nie zgadzam się, żeby ktoś mi mówił jak mogę a jak nie mogę siebie nazywać, bo "transfobia".
to jest typowy przykład rewolucji zjadającej własne dzieci- ludzie (można jeszcze mówić ludzie? bo co, jeśli w tej grupie są jeszcze istnienia które się czują słoniami?) chcący wesprzeć środowisko lgbt+++ stają się nagle wrogami, jako zbyt mało rewolucyjni..