"Często nie patrzę, zanim skoczę. Robię coś i nie zawsze zastanawiam się, czy mam wystarczająco dużo pewności siebie, żeby poradzić sobie z konsekwencjami tej decyzji" - mówi Olly Alexander.

Z Ollym Alexandrem, wokalistą i aktorem, rozmawia Joanna Wróżyńska

Kiedy rozmawialiśmy ostatnio w 2021 r. zespół Years & Years przekształcał się właśnie w twój solowy projekt, ale wciąż planowałeś zachować dawną nazwę. Teraz wydałeś płytę sygnowaną jednak własnym nazwiskiem. Czujesz się znów jak debiutant?

- Nagrywając „Night Call", ostatnią płytę jako Years & Years, ale już solo, zdałem sobie sprawę, że to przestało być tym, co mi pasuje, chociaż wtedy jeszcze nie byłem gotowy pozbyć się Years & Years. Firma fonograficzna radziła mi też pozostać przy dawnej nazwie, a i sam czułem, że to dobra decyzja. To wszystko było dość skomplikowane. Nie chodzi o to, że miałem złe doświadczenia z Years & Years, ale kiedy skończyłem trasę promocyjną „Night Call" uznałem, że to dobry moment, żeby otworzyć nowy rozdział – pozostawić zespół tym, czym był, a samemu, jeśli chciałem nadal zajmować się muzyką, tworzyć ją już pod własnym nazwiskiem.

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.

Więcej