„Nie ma nic, nie ma mnie. Niby bezpiecznie, ale wcale nie jest dobrze w moim... śnie" – śpiewała w 1994 r. Edyta Bartosiewicz. Piosenka „Sen", z której pochodzi ten cytat, zapowiadała jej drugi studyjny album, po anglojęzycznym „Love", nagrany w przeważającej większości po polsku.
Od wydania płyty „Sen", przełomowej w karierze Edyty Bartosiewicz, minęło w tym roku trzydzieści lat. To z tego albumu pochodzą największe, wciąż popularne i powszechnie znane piosenki, takie, jak „Tatuaż", „Urodziny", „Koziorożec", „Zabij swój strach" czy wspomniany już, tytułowy „Sen". Krążek sprzedał się w astronomicznym nakładzie 400 tys. egzemplarzy, zyskując status podwójnej platyny. Tak było w połowie lat 90. Dziś taką sprzedaż rodzimego artysty nagradza się płytą podwójnie diamentową, ale to też pułap, do którego nie doskakuje nawet Dawid Podsiadło (przy czym należy wziąć oczywiście poprawkę na to, że częściej, zamiast kupować fizyczne nośniki, słuchamy muzyki w serwisach streamingowych). Dla wielu „Sen" zdefiniował brzmienie lat 90. w Polsce, dominował na radiowych listach przebojów, oferując przystępnego rocka w najlepszym wydaniu. Niewiele ryzykuję, pisząc, że „Tatuaż" stał się swoistym hymnem pokolenia dorastającego w tamtym okresie.
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Nie musi. Jest wolna. Robi to co chce.