Kiedy czytam książki Joanny Concejo widzę swojego ojca i ojców moich przyjaciół. Ich zwyczajne, proste życie, nasycone uważnością, którą wymusza starość.
Ojców samotnych, bez kobiet, partnerek czy żon, żyjących od śniadania do obiadu, a potem do kolacji, z przerwą na:
- drzemki przed włączonym telewizorem;
- kawę, papierosy i krzyżówki;
- wyjście po zakupy;
- wyglądanie przez okno;
- wąchanie bzu;
- „dzień dobry szanownej pani" do sąsiadki zza płotu;
- pomalowanie płotu farbą wodną, którą spłucze pierwszy deszcz;
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.