„Nie wyprę się nazwiska Kossak. Jak mam najkrócej mówić, to mówię: córka, wnuczka i prawnuczka. To już załatwia sprawę" – mówiła Simona, która miała być czwartym Kossakiem i jak pradziadek Juliusz, dziadek Wojciech i tata Jerzy chwycić za pędzel i malować sceny batalistyczne, konie albo ojczyste krajobrazy. Ale młodsza córka Jerzego i Elżbiety Kossaków nie poszła ani w ślady ojca, ani znanych ciotek: poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz pisarki Magdaleny Samozwaniec. Poświęciła swoje życie nauce i przyrodzie, krakowską Kossakówkę zamieniając na leśniczówkę Dziedzinka w samym środku Puszczy Białowieskiej. Była postacią wyjątkową - biolożką i profesorką nauk leśnych, która, jak twierdziła, mowę dzikich zwierząt poznała „tak dobrze, że należałoby ją spalić na stosie jak czarownicę".
Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej
Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.
Jaki to ma sens naj czy nie naj? Po co porównywać artystę i przyrodnika?
Trochę racji Przedmówca ma. Zdolni się w tej rodzinie skończyli na Marii Pawlikowskiej - Jsnorzewskiej. Magdalena robiła manieryczną literaturę z rodzinno - towarzyskich niedyskrecji; Jerzy raczej firmę malarską Kossak & Syn prowadził, bo talentu to tam nie było. Gloria - niby zgodnie z rodzinną tradycją malarka i poetka, ale... I fakt, talent i charakter Simony są w tej konstelacji uderzające.
Bo uciekła z Krakowa...
Za to Wyborcza zrobi z niej swojego świątka.
No, właśnie - miała na to siłę. A znam Krakówek nie najgorzej i wiem, jak potrafił pacyfikować swoje córki w wnuczki, jeszcze zanim skończyły 20 lat. Dlatego moja admiracja dla Simony Kossak jest nieodmienna od lata 1973 r.
A Simona występowała w tv, rzadko ale pokazywała się w swoim gabinecie. Była słyszalna też w radiu chyba w trójce. Dla mojego pokolenia była postacią znaną i cenioną.