W numerze z 5 maja:

red.
Nowy numer Wysokich Obcasów jest w kioskach już w sobotę. Zobacz, co w nim przeczytasz.
1 z 7

Życie Rampling na widoku

Z brytyjską aktorką Charlotte Rampling rozmawia Katarzyna Surmiak-Domańska

Wkrótce po ''Nocnym portierze'' wyjechała pani do Hollywood, żeby zagrać w remake'u ''Żegnaj, laleczko''. Film został bardzo dobrze przyjęty. Nakręciła pani w Stanach także ''Wspomnienia z gwiezdnego pyłu'' Woody'ego Allena i głośny dramat sądowy ''Werdykt'' Sydneya Lumeta. Pani kariera mogła się świetnie rozwijać w Ameryce. Dlaczego pani tam nie została?
Bo byłam przerażona.
Czym?
Demonami. Demonami we mnie i demonami tam. Rzeczami ukrytymi, niezauważalnymi na pierwszy rzut oka. Tym, jak ludzie się tam zachowują, w jaki sposób mówią, co robią. Żeby zostać w takim miejscu jak Los Angeles, musiałabym zaprzedać duszę diabłu. Zniszczyłoby mnie to. Dlatego uciekłam. Nie jestem specjalnie dzielną osobą.
Jak długo cierpiała pani na depresję?
Kilka lat z przerwami. Ale to nie był bardzo ciężki rodzaj - raczej takie wzloty i upadki. Depresja była dla mnie bardzo ważnym stanem w życiu. Bardzo wiele osób to przechodzi, mniej lub bardziej silnie. Nie trzeba się tego aż tak strasznie bać. Dziś wiem, że depresja nie bierze się ani z prawdziwych dramatów, ani z uwarunkowań psychicznych. Zależy od nas, od tego, w jaki sposób kierujemy swoim życiem. W moim zawodzie, w którym ciągle się wiruje bardzo wysoko, naturalne jest, że każdy upadek bardziej boli. Prawo fizyki.
To prawda, że dowiedziała się pani o romansie swojego męża z tabloidu?
To chyba najokropniejszy sposób, w jaki można się o tym dowiedzieć. Bierzesz przy śniadaniu do ręki gazetę i... O mój Boże!
To również cena ciągłego bycia na widoku. Nawet upokorzenie musisz dzielić z obcymi.

2 z 7
Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Wyborcza.pl

Nasz ''Projekt Dziecko''? Miłość. Po prostu

Potrzebowałam mleka, zeszłam do teściowej, a ona mówi: ''Idź sobie udój''. No to przypomniałam sobie, jak Czereśniak w ''Czterech pancernych'' doił krowę, i zabrałam się do roboty - wspomina początki na wsi.
Szybko nauczyła się dzielić czas między zajęcia gospodarskie i pracę w domu. Przychodziły na świat kolejne dzieci: Kacper (22 lata), Karolina (21 lat), Marcin (19 lat), Jakub (18 lat), Gabrysia (11 lat), Edyta (5 lat). Musieli zrobić dobudówkę, żeby się wszyscy zmieścili. Wieczorem siadali przy wspólnym stole i odrabiali lekcje. Tak było łatwiej sprawdzić zeszyty. Dziś Kacper studiuje budownictwo na Politechnice Krakowskiej, a Karolina ekonomię na Uniwersytecie im. J. Kochanowskiego w Kielcach. Marcin jest w techniku elektrycznym, a Jakub w technikum rolniczym, obaj dojeżdżają do Zamościa. Gabrysia i Edyta chodzą do podstawówki w Horyszowie Polskim.
- Dzieci ze wsi są bardziej zaradne - uważa Kacper. - Od małego muszą pomagać w gospodarstwie.
Wszyscy pomagają przy żniwach, potrafią zrobić obrządek (Jakub nawet mówi: ''Dwie godziny i po sprawie''), jak trzeba, poprowadzą traktor. Marcin zwoził koniczynę, Jakub bronował i rozsiewał po polach nawozy.
- Kiedy mama szła w pole, musiałam zajmować się Gabrysią - wspomina Karolina. - Nauczyłam ją chodzić, jeść. Właściwie ją wychowałam.
- A największa przygoda? - pytam, kiedy siedzą przy stole i oglądają zdjęcia.
- Jak się zrzuciło przyczepę zboża, to była radość! - wspomina Marcin.
- No i jak się siądzie na kombajnie, to też jest frajda - dodaje Kuba.
Własna droga
Mają własny pomysł na życie. Kacper chce zrobić doktorat, od początku bardzo dobrze się uczył. Był laureatem olimpiady geograficznej, a gimnazjum skończył ze średnią 5,84. Jak w szkole podstawowej zapomniał o pracy domowej, budził się w nocy i odrabiał. Kuba spał spokojnie. Lekcje go nie interesowały, ale już w dzieciństwie uprawiał swój ogród. Sadził ziemniaki, ręcznie zbierał stonkę, plewił. Tak ich doglądał, że wyrosły ogromne bulwy. Lubi prace w polu i chce zostać na gospodarstwie. Karolina widzi się w ekonomii, a Marcin chce zostać księdzem.

3 z 7

Witamy w parku Horsh al-Sanawbar. Wstęp wzbroniony!

Dla turystów, którzy tłumnie odwiedzają Bejrut, wizyta w zakazanym parku Horsh al-Sanawbar jest testem brawury. Fotograficzna dokumentacja świata ''za ogrodzeniem'' to trofeum, którym można się chwalić przyjaciołom
Można wejść? Tak tu pięknie! Czy to TEN park?''. Przy uchylonej bramie stoi budka stróża. Młody mężczyzna robi zachęcający gest. ''No photos!'' - pokazuje na migi. Na szczęście nie będzie sprawdzał nam plecaków i toreb.
Horsh al-Sanawbar to rozległy park położony w sercu Bejrutu. Od tysięcy wielkomiejskich parków różni się tym, że większa jego część (66 proc.) jest zamknięta dla zwiedzających. Ten ''tymczasowy'' stan utrzymuje się od początku lat 90. W Libańskiej stolicy zieleń to luksus większy niż 200-metrowe mieszkanie. I choć władze miasta szczycą się 49 parkami, zajmują one nieco ponad 2,3 proc. jej powierzchni. Z tego 72 proc. przypada na zamknięty Horsh. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, żeby na mieszkańca przypadało min. 9 m kw. zieleni, w Bejrucie to zaledwie 0,8 m kw. zieleni na głowę, mimo to lasek pozostaje zamknięty na cztery spusty. Wchodzi się tu tylko ze specjalnym pozwoleniem od władz. Albo jak my - fuksem.

4 z 7

Surfuj z Bogiem

W rubryce: ''zawód'' Bethany Hamilton wpisuje: ''profesjonalna surferka ocalona z paszczy rekina''
Bethany Hamilton urodziła się na Kauai, jednej z hawajskich wysp, w rodzinie amerykańskich hipisów, którzy przenieśli się tu w latach 70. z New Jersey i przeszli spektakularne nawrócenie. Bethany od dziecka objawiała nadzwyczajny talent do surfowania, chociaż w rodzinie pływali wszyscy. Kiedy miała dziewięć lat, zaczęła startować w zawodach dla amatorów, rywalizując ze starszymi zawodniczkami. W wieku lat 13 miała już podpisanych kilka umów ze sponsorami. Wróżono jej błyskotliwą karierę.
31 października 2003 r., w Halloween, Hamilton wyruszyła o świcie ze swoją przyjaciółką Alaną Blanchard (dzisiaj jedną z najlepszych surferek na świecie), jej ojcem i bratem, żeby popływać w okolicy dziewiczych plaż na północy wyspy. Odpoczywała, leżąc na desce i trajkocząc, z ręką zwieszoną w wodzie. Nagle poczuła szarpnięcie, a potem zorientowała się, że wokół niej woda robi się czerwona. W milczeniu dopłynęła do brzegu najszybciej, jak umiała, myśląc o dwóch rzeczach: czy uda jej się stąd wydostać i czy straci sponsorów.

5 z 7

advancedstyle.blogspot.com, czyli polowanie na starsze panie

Autor bloga - Ari Seth Cohen - jest trzy razy młodszy od wielu swoich modelek, dobiega trzydziestki. Dorastał w San Diego, studiował historię sztuki w Seattle, ale myślami najczęściej był w innym miejscu i czasie - w Hollywood lat 30., 40. i 50.
Bliżej niż do rówieśników było mu do babci Blumy, bibliotekarki, absolwentki nowojorskiego uniwersytetu Columbia. To z nią spędzał wolny czas. Wieczorami, gdy inni studenci szykowali się do klubów, Ari zasiadał z Blumą przed telewizorem. Razem oglądali stare filmy, podziwiali ekranowe piękności i ubolewali, że przeminęły czasy, gdy do biura chodziło się na obcasach, na ulice - w kapeluszach, a na bale - w długich sukniach. Właśnie za namową babci Blumy, która przekonywała wnuka, że koniecznie powinien zakosztować wielkiego świata, Cohen zaczął myśleć o wyjeździe do Nowego Jorku.
W 2008 roku, po jej śmierci (miała ponad 90 lat), zaczął planować przeprowadzkę i wtedy poznał Mimi Weddell. To spotkanie utwierdziło go w przekonaniu, że jeśli Nowy Jork pełen jest kobiet o tak nietuzinkowej osobowości i niebanalnym stylu, będzie się tam czuł dobrze. Dzisiaj tej elegancji, szyku i stylu Ari Seth Cohen szuka z aparatem fotograficznym, polując na prawdziwe damy na ulicach Nowego Jorku. Gdy jakąś znajdzie, fotografuje ją i opisuje na blogu. Na przykład tak:
''Dzisiaj na Madison Avenue wpadłem na Elise i byłem w szoku, gdy powiedziała mi, że lada moment skończy 100 lat.''

6 z 7
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Cierp i młot, Bosa!

Trzydzieści osiem, trzydzieści dziewięć, czterdzieści. Nie pajacyków, krążeń przedramionami czy fiknięć nóżką. Czterdzieści walnięć dziewięciokilowym młotem w oponę od tira! W czterech seriach z dwuminutowymi przerwami. Tak wyglądają moje ćwiczenia z trenerem osobistym Marcinem Domańskim, pieszczotliwie nazywanym przeze mnie ''Katem'', który każe mi skakać, dźwigać wory, rzucać piłkami lekarskimi, uprawiać sprinty z interwałami i biegać ze spadochronem. Pudzian to przy mnie małe miki. I nawet po tym całym sponiewieraniu walnąć go nie mogę, bo jak tu przyłożyć facetowi 185 cm, 95 kilo żywej wagi? Byłemu rugbyście, dziś fizjoterapeucie kadry Polski jajowatych, który w dodatku przygotowuje kaskaderów i aktorów do filmów? Tylko bym sobie rękę zwichnęła, więc grzecznie ćwiczę.

7 z 7

Plotkowanie w pracy

Z Dorotą Merecz-Kot, psycholożką z Instytutu Medycyny Pracy, rozmawia Małgorzata Kolińska-Dąbrowska

O czym i o kim najchętniej plotkuje się w pracy? O szefach?
Wdzięcznych tematów jest zawsze dostatek: sprawy kontrowersyjne, relacje międzyludzkie, kto z kim i dlaczego. Obiektem zainteresowania plotkujących stają się najczęściej osoby wyróżniające się pod jakimś względem - np. pozycją w firmie, wyglądem, poglądami etc. Również ci wybitnie utalentowani, zarówno odnoszący sukcesy, jak i ci, którym zawsze wiatr w oczy wieje.
Kto częściej zajmuje się w firmie plotkami, kobiety czy mężczyźni?
Niektórzy uważają, że najwięcej wiedzą sprzątaczki i sekretarki.
Powszechnie sądzimy, że kobiety. Jednak badania wskazują na to, że to mężczyźni spędzają na plotkowaniu więcej czasu. Z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii wynika, że różnice dotyczą raczej poruszanych tematów, ulubionych miejsc do plotkowania i tego, z kim się plotkuje.
To kto o czym szepcze?
Ulubione tematy mężczyzn to: alkoholowe ekscesy, starzy znajomi ze szkoły, koleżanki z pracy, romanse i doświadczenia seksualne, awanse, pensje i szef. Kobiety wolą plotkować w swoim gronie oraz gronie rodziny i, co ciekawe, raczej poza pracą. Tematy? Inne kobiety, relacje prywatne innych, romanse, znajomi, którzy tyją, seriale, gwiazdy, mężowie i partnerzy innych kobiet oraz teściowe.
A co do wskazanych przez panią sekretarek i sprzątaczek, to do tego grona dodałabym jeszcze lubiących pogadać portierów. Te osoby z racji wykonywanej pracy mają największy zakres kontaktów społecznych w firmie. Chociaż i to się zmienia. Kiedyś sprzątaczka była nośnikiem historii firmy - ludzie się zmieniali, a ona trwała. Teraz ekipy sprzątające wymienia się jak rękawiczki.

Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy