Bazarki

Agnieszka Kręglicka
Człowiek spotyka tam człowieka. Zapewnienie, że szynka jest od babuni, jajka od dziadunia, a ser od górala podlega natychmiastowej weryfikacji. Poznam po akcencie, czy mój ser rzeczywiście był kiedyś w górach, czy raczej w Górze Kalwarii
1 z 6

Bazarki

Najbardziej lubię przyjeżdżać wczesnym rankiem, kupujących jest jeszcze niewielu, między straganami słychać powitania, śmiechy, krąży herbata z prądem. Wszyscy lekko podekscytowani jak aktorzy przed przedstawieniem. Dopieszczają stoiska, przekładają skrzynki, by towar prezentował się najefektowniej. Kiedy na straganie Maryli i Piotra Rutkowskich biorę do ręki pęki kolendry i mięty, zapach rozsiewa się wokół jak rozpylony z butelki perfum. Sałaty mamią odcieniami zieleni, różnorodnymi fakturami, można by je wstawiać do wazonów, takie są piękne. Podłużne buraki u Darka Krężlewicza są jędrne, pełne soku, malutkie, w sam raz na sałatkę. Dobrze, że jestem rano, bo do dziewiątej znikną, pierwszy zbiór jest nieduży. Kiedy pytam o miód gryczany, pan Darek się sumituje: pszczoły, zamiast trzymać się pola gryki, przeleciały na facelię i tegoroczny gryczany nie ma czystego smaku. Próbuję gryczano-faceliowego, jest pyszny. Kupuję i namawiam pana Darka, by w przyszłym roku zachęcił pszczoły do tego samego. Nie mogę znaleźć pana Łukasza, który przywozi mój ulubiony chleb, pytam na straganie obok miejsca, gdzie zazwyczaj stoi, i dowiaduję się, że zmienił miejscówkę na bliższą głównej ulicy. Mój targ w Falenicy jest prawie idealny, wyskakuję z łóżka bez żalu, by w sobotę rano robić na nim zakupy.

(Na zdjęciu: Mangold, czyli boćwina, z instrukcją obsługi od Macieja Jabłońskiego, Biobazar)

2 z 6

Bazarki

Poprawić mogłaby się architektura, przydałaby się przyzwoita publiczna toaleta, jakaś fajna knajpka, sklep z winami. Wolałabym też, żeby straż miejska, zamiast wlepiać mandaty, wygospodarowała na targowe soboty więcej miejsc parkingowych i pomagała usprawnić ruch uliczny. Ale to kwestie drugorzędne w stosunku do tego, co targ nam, okolicznym mieszkańcom, daje.

Mamy dostęp do świeżych sezonowych owoców i warzyw, które przywożą okoliczni rolnicy. Mamy pieczywo, nabiał, jajka, miody i wędliny bezpośrednio od producentów. I wszystkie te towary są opatrzone specjalną gwarancją jakości. Jedyną, która według mnie jest wiarygodna - bezpośrednim, ludzkim związkiem między producentami a kupującymi. Wchodząc w tę relację, stajemy się, jak mówi Slow Food, koproducentami. Koproducent to ktoś, kto wychodzi ponad pasywną rolę konsumenta. To ktoś, kogo interesuje, skąd jedzenie pochodzi, jak i przez kogo zostało wyprodukowane, ktoś, kto chce wiedzieć więcej, wybierać bardziej świadomie, dzielić się wiedzą i wpływać na to, co je.

(Na zdjęciu: Chleb spod Pabianic - Łukasz Klonowski gwarantuje, że będzie świeży przez tydzień, Falenica)

3 z 6

Bazarki

Kiedy w supermarkecie zaciekawi cię nieznany produkt, trudno będzie od sprzedawczyni uzyskać wyczerpujące informacje. Na targu inaczej. Dowiesz się, czy na konfiturę lepsza jest łutówka czy wiśnia groniasta, z jakiego ziarna robi się kaszę jaglaną, perłową czy krakowską. Pan Maciek Jabłoński zajmujący się organiczną produkcją egzotycznej zieleniny nie tylko opowiada, jak co rośnie i skąd pochodzi, ale udziela także porad kulinarnych. Ceny na targu są pozbawione marży pośredników. Najlepsze, jakie można uzyskać. I jeśli czasem są wysokie, znacznie łatwiej to zaakceptować, kiedy się zrozumie, jakiego wysiłku wymagało wytworzenie produktu wysokiej jakości. Koproducent wie, za co płaci.

(Na zdjęciu: Sadzonki dla cierpliwych smakoszy, Falenica)

4 z 6

Bazarki

Skracanie łańcucha zaopatrzenia w jedzenie ma wielki potencjał, tworzy bezpośrednią więź między miastem i wsią, buduje lokalną niezależność rynkową i odpowiedzialność. Będziemy tego mogli doświadczyć już wkrótce, bo wchodzi właśnie w życie rządowy program tworzenia i odnawiania targowisk. Przeznaczono na to 70 mln euro, co się przekłada na szansę powstania 80 nowych i zmodernizowania 200 istniejących targów w kraju - z budżetem miliona złotych na każdy. Kto chciałby stworzyć za te pieniądze targ idealny, może skorzystać ze wskazówek Slow Foodu. Na www.earthmarkets.net przedstawiono warunki, jakie powinien spełniać targ jedzeniowy najwyższej klasy. Gdyby gminy poszły tym tropem, to poza poprawieniem dystrybucji dobrego jedzenia zyskałyby też magnes turystyczny.

(Na zdjęciu: Kiełbasy wabią zapachem czosnku i wędzenia, Targ Banacha)

5 z 6

Bazarki

Akcja Ministerstwa Rolnictwa 'Mój rynek' przeznaczona jest jednak tylko dla gmin liczących do 50 tys. mieszkańców. To znaczy, że duże miasta muszą poradzić sobie inaczej. W Warszawie sprawdziła się inicjatywa firmy MyEcoLife, która w byłej fabryce Norblina stworzyła targ dla producentów i dystrybutorów żywności ekologicznej. Biobazar, początkowo czynny w soboty, rozszerzono na piątkowe popołudnia, bo tak duże jest zainteresowanie publiczności. Targ Banacha tętni życiem mimo dziurawych nawierzchni, odrapanych szczęk, braku zadaszeń i estetyki z poprzedniej epoki. Mieszkańcy chcą kupować, rolnicy chcą sprzedawać, trzeba im to tylko umożliwić. Wystarczy kilka regulacji, by targ ozdabiał miasto.

(Na zdjęciu: Miasto spotyka wieś - Biobazar w b. fabryce Norblina w Warszawie)

6 z 6

Bazarki

Ha Carmel w Tel Awiwie, Machane Yehuda w Jerozolimie, La Boqueria w Barcelonie, Borough Market w Londynie, Kleparz w Krakowie to nie tylko miejsca robienia zakupów spożywczych. To wizytówka i żywo bijące serce miasta, cel pielgrzymek jedzeniowych entuzjastów, przetrwalnik kulinarnej odrębności i okno na świat nowych smaków. Na targu jest ruch, wymiana myśli, emocji. Zapewnienie, że szynka jest od babuni, podlega natychmiastowej weryfikacji. Targ od supermarketu różni się tym, czym prawdziwa randka od podrywu w internecie. Wolę te przeżycia namacalne.
(Na zdjęciu: Ile smaków ma miód, czyli nasza wtyczka w ulu - Dariusz Krężlewicz, Falenica)

Więcej na ten temat: bazarki, ekologia, jedzenie
Komentarze
Bazarek w Jerozolimie nazywa sie Mahane Yehuda ;-)o jedna literke w tekscie za duzo!
już oceniałe(a)ś
0
0
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy