Grace Murray Hopper programowała, zanim urodził się Steve Jobs - poznaj historie 5 kobiet, które zmieniły świat
()
Nettie Stevens: biegła badaczka chormosomów
Arystoteles radził starszym mężczyznom pragnącym męskiego potomka, aby uprawiali seks w lecie. Zgodnie z zasadą, że im cieplej, tym lepiej. Starożytny grecki filozof wierzył, że jeśli w trakcie stosunku płciowego wytworzy się odpowiednio dużo ciepła, to dziecko będzie płci męskiej. Niedostatek żaru w lędźwiach oznaczałby, że górę wzięła naturalna wilgotność kobiecego wnętrza i w konsekwencji dziecko będzie płci żeńskiej. Jeśli zatem mężczyzna nie byłby w stanie rozbudzić w sobie odpowiedniej pasji i samemu wytworzyć wewnętrznego żaru, powinien przynajmniej polegać na temperaturze dookoła.
Przekonanie, że zewnętrzne czynniki środowiskowe mogą przesądzać o płci dziecka, pokutowało jeszcze w XX wieku (choć z czasem zaczęto uwzględniać również inne czynniki, takie jak choćby dieta). Nettie Stevens w 1905 roku ostatecznie pomogła naukowo obalić błędne koncepcje powtarzane od tysięcy lat. Płeć dziecka w chwili poczęcia determinują chromosomy, a nie temperatura, dieta czy też to, po której stronie łóżka się śpi. Co więcej, na poparcie swego twierdzenia miała solidne naukowe dane doświadczalne uzyskane dzięki larwom mączników.
Koncepcja mówiąca o tym, że czynniki zewnętrzne popychają zapłodnione jajeczko w jedną lub w drugą stronę, była tak głęboko zakorzeniona, że minęły całe lata, zanim naukowcy żyjący w początkach XX wieku zrozumieli przełomowe badania Stevens. Kiedy wreszcie dotarł do nich sens jej pracy badawczej, było za późno, by mogło ją spotkać uznanie, na jakie zasługiwała. Stevens zmarła na nowotwór piersi po dziewięciu latach od rozpoczęcia kariery naukowej. Odkrycie tego, co determinuje płeć, często przypisuje się Thomasowi Huntowi Morganowi, genetykowi, który przedstawił wyjaśnienie roli chromosomów w procesach dziedziczenia cech. Kiedy Stevens opublikowała artykuł poświęcony determinowaniu płci, Morgan, jej tutor, wciąż jeszcze obstawał przy wówczas powszechnie obowiązującej teorii, że płeć ma coś wspólnego z czynnikami środowiskowymi, przynajmniej w momencie poczęcia.
Stevens w żadnym razie nie brakowało konsekwencji. Przyszła na świat w rodzinie cieśli i nie mogła liczyć na finansowe wsparcie bliskich. Tylko dzięki wielkiemu samozaparciu udało jej się ukończyć szkołę wyższą. Zgromadziła pierwszą transzę środków na studia, przez trzy semestry ucząc dzieci w szkole podstawowej. Jednocześnie dzięki temu dostała się do programu ułatwiającego studia uniwersyteckie nauczycielom. Do trzydziestego piątego roku życia musiała dzielić czas pomiędzy własną edukację a uczenie w szkole podstawowej, oszczędzając przy tym każdy grosz.
W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku Uniwersytet Stanforda w Kalifornii był wciąż nową uczelnią. Wielka kampania reklamowo-promocyjna na Wschodnim Wybrzeżu miała na celu przyciągnięcie amerykańskiej młodzieży na studia do Bay Area - w rejon zatoki San Francisco. Uniwersytet Stanforda nie tylko zapewniał naukę tańszą niż na Uniwersytecie Kalifornijskim, lecz również oferował wyjątkową strukturę otwartych kursów. Studenci mogli uczęszczać na dowolne zajęcia, jakie ich interesowały, niezależnie od specjalizacji. Te dwa podwody przesądziły o tym, że w 1896 roku Stevens, choć urodzona w Vermont, na drugim krańcu Stanów Zjednoczonych, zapisała się na zajęcia w uczelni Stanforda.
Od zawsze pasjonowała się nauką i wreszcie mogła swobodnie zgłębiać swoją ulubioną biologię. W ciągu roku akademickiego mieszkała w uczelnianej bursie, a czas poświęcony na prace laboratoryjne przeznaczała głównie na obserwacje pierwotniaków. Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu odkryła nowy gatunek tych stworzeń, które sklasyfikowała jako nowy rodzaj należący do typu zwanego orzęskami (Ciliata). Po zrobieniu licencjatu kontynuowała prace laboratoryjne, które nosiły wszelkie cechy badań awangardowych. Drobiazgowo analizowała strukturę komórek orzęsków i między innymi jako pierwsza opublikowała opis chromosomów pierwotniaków.
W przypadku studiów biologicznych zarówno licencjackich, jak i magisterskich Uniwersytet Stanforda zapewniał solidne przygotowanie, lecz Stevens była wschodzącą gwiazdą i pociągały ją najnowocześniejsze metody badawcze, z których znana była inna uczelnia - Bryn Mawr College w Pensylwanii. Ta niewielka uczelnia na Wschodnim Wybrzeżu na przełomie XIX i XX wieku była ośrodkiem skupiającym nadzwyczaj utalentowanych genetyków. Wydziałem Biologii w Bryn Mawr kierował Thomas Hunt Morgan, który zastąpił na tym stanowisku Edmunda Beechera Wilsona - pierwszego naukowca, który użył terminu "gen". Stevens dzięki biegłości w zakresie badań nad chromosomami błyskawicznie znalazła wspólny język z grupą genetyków z Bryn Mawr. Uzyskała również korzystne stypendia, dzięki którym w okresie letniej przerwy w nauce udała się do Niemiec i Włoch w celu studiowania chromosomów. W 1903 roku, w wieku czterdziestu dwóch lat uzyskała dyplom doktora biologii.
Gdy Stevens formalnie zakończyła studia, powrócił dawny problem finansowania badań. Miała nadzieję kontynuować pracę w społeczności genetyków w Bryn Mawr College, dlatego zwróciła się z wnioskiem o wsparcie finansowe do waszyngtońskiego Instytutu im. Carnegiego. Zarówno Morgan, jak i Wilson wysłali do instytutu listy rekomendacyjne. "Proszę uprzejmie i zarazem tak usilnie, jak to tylko możliwe, o przychylne rozpatrzenie jej wniosku - napisał Morgan. - W gronie absolwentów, z którymi miałem do czynienia w ciągu ostatnich dwunastu lat, nie spotkałem osoby równie uzdolnionej i niezależnej w swojej pracy badawczej. [Doktor Stevens] wykazuje się otwartością umysłu, niezależnością i oryginalnością, a przy tym doskonale radzi sobie ze wszelkimi powierzanymi jej bądź samodzielnie podejmowanymi zadaniami"[i].
Dzięki sfinansowaniu badań Stevens w końcu mogła poświęcić całą energię na pracę nad ustaleniem, co właściwie determinuje płeć. Badania obejmowały pozyskiwanie drobnych gonad z mączników, rozmaitych żuków i motyli oraz konserwowanie ich w pewnym roztworze. Następnie Stevens, podobnie jak w przypadku komarów uwięzionych w bursztynie, zabezpieczała zakonserwowane narządy płciowe w kostkach parafiny, co umożliwiało jej rozcinanie ich na fragmenty bez niszczenia ich struktury. Każdy taki fragment znajdujący się w plastrze parafiny mocowała do szklanej szybki, suszyła i poddawała długotrwałej, starannej obserwacji pod mikroskopem. Jeśli kostki parafiny udawało się rozciąć pod odpowiednim kątem, Stevens mogła ujrzeć jak na dłoni całe szeregi chromosomów.
W ich strukturach dostrzegła pewną prawidłowość. Męskie komórki rozrodcze zawierały zarówno chromosomy X, jak i Y. Żeńskie komórki rozrodcze zawierały wyłącznie chromosomy X. Odwołując się do praw Mendla i zasad dziedziczenia cech, Stevens doszła do wniosku, że to właśnie kombinacja chromosomów w momencie zapłodnienia przesądza o płci dziecka. W 1905 roku opublikowała swoją teorię w dwóch częściach. W tym samym roku Wilson, jeszcze jeden z jej dawnych tutorów, niezależnie od Nettie doszedł do takiego samego wniosku, choć we własnej publikacji znacznie ostrożniej podchodził do obalania obowiązującego przez ponad dwa tysiące lat dorobku ludzkiej myśli. Stevens była gotowa na większą śmiałość. "Oto z pełną oczywistością okazuje się, że jajeczko zapłodnione przez plemnik zawierający większy heterochromosom rozwija się w istotę żeńską"[ii]. Czekała wystarczająco długo.
Nettie Stevens (1861-1912)
[i] Stephen G. Brush, Nettie M. Stevens and the Discovery of Sex Determination by Chromosomes, "Isis", czerwiec 1978.
[ii] Bryn Mawr College Monographs, Reprint Series, vol. 7, w: N. M. Stevens, Studies in Spermatogenesis, Part I & Part II, Carnegie Institution of Washington, Waszyngton 1905 i 1906.
Annie Jump Cannon: jak maszyna do klasyfikowania gwiazd, której nikt nie prześcignął
Ludzkie oko powinno być w stanie dostrzec około ośmiu tysięcy gwiazd na nocnym niebie, oczywiście w zależności od miejsca obserwacji i warunków pogodowych. Odnotujmy zatem następujący fakt: w swojej karierze astronomka Annie Jump Cannon sklasyfikowała ich pięćdziesiąt razy więcej. Nawet siedemdziesiąt lat po śmierci Cannon wciąż dzierży światowy rekord, jeśli chodzi o liczbę zaobserwowanych i opisanych gwiazd.
Żeby dobić do czterystu tysięcy, musiała zacząć naprawdę wcześnie. Annie założyła swoje pierwsze obserwatorium na strychu domu jej rodziców. Z miejsca, w którym widoku nie przesłaniały drzewa, dziewczynka obserwowała gwiazdy przez uchylny świetlik. Udany wieczór zależał od trzech rzeczy: po pierwsze, musiała się przekonać, czy gwiazdy są widoczne, po drugie, musiała rozpalić świeczkę sporządzoną ze zwierzęcego tłuszczu, i po trzecie, musiała otworzyć mocno podniszczoną książkę z wizerunkami konstelacji. Gdy wszystkie trzy warunki zostały spełnione, mogła się w pełni zanurzyć w otchłani nocnego nieba nad Delaware.
Na ścieżkę do gwiazd skierowała Annie amatorsko parająca się astronomią matka. Ojciec nieco się martwił z powodu osobliwej wieczornej tradycji. "Ojciec bardziej przejmował się bezpieczeństwem domu niż obrotami ciał niebieskich i niemal zawsze z westchnieniem ulgi przyjmował moment, gdy nocne czuwanie na strychu dobiegało końca, a dom nie spłonął"[i]. Dopiero kiedy dziewczynka zaczęła uczęszczać do Wellesley College, prowizoryczne obserwacje stały się realnym problemem. Na innym dachu, choć pod tym samym niebem, Annie Jump Cannon zapomniała o świecy, którą umieściła w oknie domu znajomego i która po pewnym czasie "zaczęła się kopcić niczym mały silnik"[ii]. W chwili gdy się zorientowała, opary całkowicie już osmaliły wnętrze pomieszczenia. Cannon przerwała obserwacje i spędziła resztę wieczoru na zeskrobywaniu czarnej sadzy ze ścian i mebli, choć ostatecznie pomieszczenie i tak trzeba było na nowo pomalować i pokryć tapetami.
Niezależnie od incydentu ze świecą okres nauki w Wellesley College tylko utwierdził Cannon w przekonaniu, że chce poświęcić życie na obserwację nieba. W 1896 roku przeniosła się na studia magisterskie w Obserwatorium Harvarda, by na dobre rozpocząć zgłębianie tajemnic gwiazd.
Kiedy na przełomie stuleci XIX i XX Cannon zaczęła zajmować się zagadnieniem widma gwiazdowego, była to kompletnie nowa specjalizacja. Naukowcy dopiero rozpoczynali studia nad problemem ewolucji gwiazd - tego, co dzieje się z nimi na przestrzeni czasu i jak się zmieniają od powstania po kres. Ponieważ cykl życiowy gwiazdy jest zbyt długi, by dało się go zaobserwować bezpośrednio, astronomowie pragnęli stworzyć kolekcję wizerunków gwiazd na różnych etapach rozwoju. Dopiero gdy udało się zgromadzić odpowiednio wielką liczbę danych, powstały schematy i wzorce ujawniające sekrety ewolucji gwiazd.
Gdy patrzy się na niebo gołym okiem, światła wszystkich gwiazd wydają się po prostu białe. Kiedy jednak przepuści się je przez pryzmat, który rozdziela białą wiązkę na barwy składowe, stają się bardziej znaczące i mogą dostarczać informacji na temat temperatury gwiazdy i jej składu, na przykład zawartości gazów i metali. Rozmaite tego rodzaju sygnatury Cannon rejestrowała na płytkach fotograficznych i poddawała analizie.
Była istną maszyną do klasyfikowania gwiazd. W miarę jak gromadziła coraz więcej danych na temat widma gwiazdowego, inni naukowcy szukali sposobów, by ją w tym prześcignąć, acz nadaremnie.
Klasyfikacje, których dokonała Cannon, upubliczniono w dwóch wielkich partiach. Pierwsza została wydana jako część Henry Draper Catalogue (Katalog Henry'ego Drapera), dziewięciotomowej encyklopedii gwiazd, która ukazywała się w kawałkach w latach 1918-1925 i zawierała dane o widmie 225 300 gwiazd, w większości skatalogowanych przez Cannon.
Druga część ukazała się w ramach tak zwanego Henry Draper Extension (Uzupełnienia Henry'ego Drapera), katalogu gwiazd trudniej dostrzegalnych. Pierwszy katalog zawierał gwiazdy większe, aż do dziewiątej wielkości. W przypadku wielkości gwiazdowej im niższa liczba, tym jaśniejsze światło. Gwiazdy z pierwszej części można więc było dostrzec, używając współczesnych okularów. Uzupełnienie wskazywało ciała niebieskie mniej widoczne, po wielkość jedenastą. Katalog Henry Draper Extension ukazał się w 1949 roku. W obu publikacjach sklasyfikowano w sumie 359 083 gwiazd.
Cannon spędziła większość życia na odczytywaniu danych z płytek fotograficznych z pomocą zegarmistrzowskiej lupy i na dyktowaniu uwag asystentce. Nie wynalazła metody analizy widma gwiazdowego, lecz z biegiem lat znacząco ją udoskonaliła i spopularyzowała. Po upływie czternastu lat od chwili, gdy Cannon rozpoczęła pracę w Obserwatorium Harvarda, zmodyfikowany przez nią system klasyfikacji stał się ogólnoświatowym standardem i wykorzystuje się go do dzisiaj. Dzieło Cannon bardzo się przyczyniła do rozwoju astronomii, która z dyscypliny opartej na obserwacji stała się prawdziwą nauką, uzupełnioną o korpus teoretyczny i filozoficzny.
Za dziesięciolecia spędzone na wpatrywaniu się w gwiazdy i płytki z ich widmem Annie Jump Cannon otrzymała honorowe tytuły doktorskie uniwersytetów oksfordzkiego i w Groningen, a także liczne nagrody, takie jak Medal Drapera przyznawany przez amerykańską Narodową Akademię Nauk. Za jej życia wychwalano ją jako jedną z najzdolniejszych kobiet epoki. Cannon jednak wolała skupiać uwagę nie na osiągnięciach, lecz na pewnym procesie. "Mój sukces, jeśli chcecie to tak nazywać, wypływa z prostego faktu, że przez te wszystkie lata parałam się pracą. To żaden geniusz ani nic podobnego, to jedynie cierpliwość"[iii].
Annie Jump Cannon (1863-1941)
[i] Delaware Daughter Star Gazer, "Delmarva Star", 11 marca 1934.
[ii] Tamże.
[iii] Tamże.
Mary Anning: odkryła szczątki plezjozaura
Zanim poraził ją piorun, Mary Anning była raczej nudnym dzieckiem. Kiedy jednak uratowano ją z tragedii, która przydarzyła się podczas konnej przejażdżki (zginęły wówczas jej dwie opiekunki), dziewczynka uległa przemianie. Spokojne i pogodne dziecko przemieniło się w osobę opisywaną od tej pory jako "żywiołowa i błyskotliwa"[i].
W jej życiu pełnym trudności porażenie piorunem okazało się jednym z niewielu zdarzeń szczęśliwych, nawet jeśli był to osobliwy przypadek szczęścia. Mary dorastała w biednej rodzinie. Spośród dziesięciorga dzieci tylko ona i jej brat dożyli dorosłości. Jej ojciec był cieślą, który dorabiał sobie wyrobem i sprzedażą nadmorskich pamiątek dla turystów. Jednym z najchętniej kupowanych suwenirów tego rodzaju były kości o różnych dziwacznych kształtach.
Rodzinna miejscowość Anning leżała wzdłuż wysokich klifów na skraju morza w okolicy Lyme Regis. Ojciec Mary wydobywał kości z miejscowych wapiennych i łupkowych skał. Podczas burz nierzadko spore fragment skał odrywały się od klifów i spadały do wody, odsłaniając przy tym fragmenty przeszłości zapisanej w postaci skamielin. Jeśli wyruszyło się na poszukiwania w odpowiednim czasie, można było zdobyć w ten sposób całe mnóstwo niezwykłych kości i muszli.
Mary Anning w wieku dziesięciu lat nauczyła się fachu od ojca. Kiedy ten zmarł na gruźlicę w roku 1810, dziewczynka wraz z bratem zaczęli samodzielnie wyprawiać się na skały w poszukiwaniu osobliwych znalezisk. Początkowo przynosili głównie muszle, ale w 1811 roku brat Mary, Joseph, dostrzegł wyłaniającą się ze skały osobliwą twarz... Z pomocą niewielkiego młotka Mary ostrożnie usunęła skalne osady z okolicy czaszki. Im bardziej się przykładała do oczyszczania znaleziska, tym więcej pozostawało jej do zrobienia. Okazało się bowiem, że czaszka była połączona z kręgosłupem, ten zaś z kośćmi klatki piersiowej i nóg. Ostatecznie Mary Anning odsłoniła kości stworzenia o długości około dziesięciu metrów. Niezwykły stwór miał wielkie szczęki przypominające paszczę krokodyla. Tym sposobem dwoje dzieci odkryło pierwszy na świecie skamieniały szkielet ichtiozaura.
Dzieci sprzedały ichtiozaura (od gr. ichtio - ryba; sauros - jaszczur) zamożnemu właścicielowi jednego z pobliskich dworów za dwadzieścia trzy funty brytyjskie. Ich odkrycie było pierwszym znaczącym wkładem Anning w rozwój paleontologii. Jednakże był to zaledwie początek wielkiej przygody.
Mary i jej brat nie byli wcale pierwszymi ludźmi, którzy odkryli skamieniałe szczątki w Lyme Regis. Wielu miejscowych tu i ówdzie wygrzebywało dziwacznie ukształtowane kości. Niektórzy sądzili, że to siły magiczne przekształciły zwierzęta w kamienie. Inni wierzyli, że skamieliny mogą pochodzić z czasów potopu, który zalał całą ziemię z wyjątkiem arki Noego. Jednak kości odnalezione przez Anning zdawały się wskazywać na jakąś inną zamierzchłą historię. W pełni rozwinięty szkielet, jaki odkryła w niestabilnych skałach Lyme Regis, nie przypominał niczego dotychczas znanego.
Po jakimś czasie brat Mary stracił zainteresowanie wyszukiwaniem kości i dziewczynka kontynuowała pracę sama. Z wiernym psem u boku przeczesywała klify po burzach i osunięciach ścian skalnych, poszukując wszelkich niezwykłych fragmentów skamielin. Kamienie, muszle, kości, które wygrzebywała spośród skał, wypełniały jej niewielki przydrożny stragan.
W 1823 roku Anning odkryła szczątki plezjozaura (morskiego "potwora" o długiej szyi), a pięć lat później pterodaktyla (latającego "smoka"). Anning wykazywała się niezwykłym talentem do wynajdywania okazów, porządkowania ich, szkicowania i następnie prezentowania. Starannie analizowała relikty prastarych gadów, które udawało się jej znaleźć, a jej wiedza na temat tej dziedziny nauki autentycznie imponowała zarówno ówczesnym naukowcom, jak i zamożnym patronom, którzy niekiedy wspierali ją finansowo.
Naukowcy czerpali rozmaite korzyści z jej pracy, ale ze względu na pochodzenie społeczne i płeć Mary pozostawała wykluczona z akademickich dyskusji, jakie wzniecały jej odkrycia. Kiedy w czasopismach naukowych ukazywały się artykuły o jej znaleziskach, nie opatrywano ich nazwiskiem Anning. Patroni wprawdzie zorganizowali dla niej specjalne stypendium, by mogła finansować swoją pracę, jednak rzeczywiste profity - związane z naukowym uznaniem - czerpali jej kosztem inni.
Nawet mieszkańcy Lyme Regis nie darzyli szacunkiem osiągnięć Mary Anning; sąsiedzi patrzyli na nią jak na - w najlepszym razie - atrakcję turystyczną. Anning w liście do pewnego młodego mieszkańca Londynu napisała: "Proszę mi wybaczyć, że nie zaufałam pańskiej przyjaźni. Świat wykorzystuje mnie tak bezlitośnie, że obawiam się, iż czyni mnie to podejrzliwą wobec wszystkich"[ii]. Życie wiodła w samotności i ubóstwie. Jej pies Tray zginął w osuwisku.
Niemalże nikt nie dbał o pamięć o dokonaniach Mary Anning. Paleontolog amator zmarła w 1847 roku w wieku czterdziestu siedmiu lat na nowotwór piersi. Dwanaście lat po jej śmierci Charles Darwin opublikował słynne dzieło O pochodzeniu gatunków. W swojej pracy najprawdopodobniej inspirował się prehistorycznymi odkryciami Anning, choć nie wspominał bezpośrednio jej nazwiska. Dopiero później środowisko naukowe wyraziło uznanie dla jej pracy. W 1865 roku Charles Dickens poświęcił jej życiu cały artykuł w czasopiśmie "All The Year Round", którego był redaktorem. Tekst kończyło zdanie: "Córka cieśli zasłużyła na sławę, na którą wyjątkowo ciężko pracowała"[iii].
Mary Anning (1799-1847)
[i] Charles Dickens, Mary Anning, the Fossil Finder, "All the Year Round", July 22, 1865.
[ii] Tamże.
[iii] Tamże.
Grace Murray Hopper: matematyczka z obsesją na punkcie gadżetów technicznych
Za każdym razem, gdy określamy błąd komputerowy terminem "bug" (z ang. "robal"), powinniśmy posłać ukłon "wielkiej damie oprogramowania". To właśnie Grace Murray Hopper pewnego dnia odnalazła ćmę, która dostała się do obudowy potężnego komputera Mark II i zakłócała jego pracę - gdyby nie to, błędy komputerowe zapewne nie miałyby dziś tak uroczej nazwy.
Rzecz jasna Hopper zapisała się w dziedzinie komputeryzacji czymś więcej niż tylko odnalezieniem robala w obudowie. Odgrywała tak istotną rolę w początkowym okresie rozwoju informatyki, że dziś jej wpływy - podobnie jak sama technologia komputerowa - są obecne dosłownie wszędzie. W swoim curriculum vitae wpisałaby zapewne, że jest programistką komputerową - i rzeczywiście nią była - przy czym przyczyniła się do rozwoju komputerów co najmniej w tak samo wielkim stopniu jak Charles Babbage i Ada Lovelace. Jednak echa jej sposobu wyrażania się i odblaski jej wizjonerstwa zachowały się nawet w tym, jak o tej technologii mówimy.
Na długo zanim firma Apple spopularyzowała w swojej słynnej kampanii reklamowej slogan "Myśl inaczej", a słowo disruptive (z ang. zaburzający, wywrotowy) stało się mantrą wśród specjalistów z Doliny Krzemowej, Hopper pouczała studentów, kolegów i kierowników firm technologicznych, by przestali używać czegoś, co nazywała "najbardziej szkodliwą frazą w naszym języku"[i]. Jak brzmiało owo zdanie będące grzechem głównym w dziedzinie innowacji? "Zawsze robiliśmy to w taki sposób". Hopper z wielkim zapałem chciała wykorzenić takie myślenie. W pełnym umundurowaniu marynarki wojennej zwykła grozić, że będzie "nawiedzała i prześladowała"[ii] te biedne duszyczki, które odważą się wypowiedzieć zakazane słowa. Jej podejście stało się jedną z fundamentalnych reguł techniki. Współcześnie najgorsze, co można powiedzieć o nowej idei, to to, że jest bezpieczna. Aby stale pamiętać, iż należy bez końca na nowo podważać nawet fundamentalne założenia i koncepcje, Hopper miała na ścianie swojego gabinetu zegar, który chodził do tyłu.
"Zawsze jest łatwiej poprosić o wybaczenie, niż uzyskać pozwolenie"[iii] - to kolejny dobrze znany hopperyzm, i to taki, który praktykowała, na długo zanim wyraziła go w zgrabnym zdaniu. Kiedy Grace Hopper była jeszcze dzieckiem, nadzwyczaj pociągały ją wszelkiego rodzaju gadżety techniczne. W wieku siedmiu lat chciała się dowiedzieć, w jaki sposób budzik codziennie rano wyrywa ze snu całą rodzinę. Rozebrała więc zegar na części. Gdy nie mogła złożyć go z powrotem, tak by znów działał, rozebrała na kawałki jeszcze jeden. Wciąż nie potrafiła zrozumieć działania mechanizmu, dlatego rozmontowała kolejny. Gdy wreszcie powyjmowała śrubki i sprężynki z siedmiu takich urządzeń, matka zawarła z dziewczynką umowę: odtąd Grace mogła się bawić w ten sposób tylko z jednym budzikiem.
Przy wsparciu matki, miłośniczki matematyki, a także wyrozumiałego ojca w wieku siedemnastu lat rozpoczęła naukę w Vassar College, by w 1928 roku uzyskać licencjat z matematyki. Następnie dostała się na Uniwersytet Yale, gdzie zdobyła zarówno tytuł magistra, jak i doktora matematyki (jako pierwsza kobieta w dziejach tej uczelni), by potem powrócić do Vassar College i prowadzić wykłady z ukochanego przedmiotu.
Wszystko zmieniło się wraz z japońskim atakiem bombowym na Pearl Harbor w 1941 roku. Hopper miała wówczas trzydzieści cztery lata i chciała uczynić coś przydatnego dla ojczyzny - postanowiła się zaciągnąć do wojska. Bez dwóch zdań władze uważały, że jej praca na stanowisku profesora matematyki jest zbyt ważna dla społeczeństwa, by mogła z niej zrezygnować. I bez dwóch zdań miała nadwagę oraz była, według standardów poborowych, bardzo stara. Hopper jednak cechowały pewność siebie i determinacja. Uzyskała urlop bezpłatny w Vassar College, zrzuciła kilka kilogramów i w grudniu 1943 roku dołączyła do korpusu rezerwy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.
Otrzymała tam stanowisko w Biurze Projektu Wyliczeń Nawigacyjnych działającym przy Uniwersytecie Harvarda. Sława wybitnej matematyczki ją wyprzedzała. Kiedy stawiła się w nowym miejscu pracy, jej przełożony przywitał ją serdecznymi słowami, które świadczyły o tym, z jak wielką niecierpliwością na nią czekał: "Gdzie się podziewałaś?". Natychmiast skierował ją do pracy przy potężnym komputerze Mark I i zlecił jej jedno zasadnicze zadanie - miała się dowiedzieć, "jak zaprogramować tę bestię i sprawić, by oprogramowanie działało jak należy"[iv].
Dla matematyczki z obsesją na punkcie gadżetów technicznych komputer Mark I -o długości piętnastu metrów i wadze trzydziestu pięciu ton - był wymarzonym obiektem eksperymentów. Szybkość, z jaką dokonywał obliczeń, oszałamiała - przetwarzał około siedemdziesięciu dwóch słów i wykonywał trzy operacje na sekundę. Hopper została główną programistką maszyny, jej opiekunką i przewodniczką po niej.
Licząca 561 stron instrukcja obsługi komputera, którą napisała, była zdaniem jednego z historyków informatyki przełomową pracą. "Sekwencje zawarte w instrukcji (...) należą do najwcześniejszych istniejących przykładów cyfrowych programów komputerowych".
Po zwolnieniu z czynnej służby Hopper postanowiła nie wracać do Vassar College. Pragnęła nadal zmagać się z wrednymi, opornymi komputerami, przy których obsłudze miała mnóstwo przedniej zabawy.
W 1949 roku Hopper przeniosła się do firmy komputerowej Eckert-Mauchly Computer Corporation z Filadelfii, gdzie pomagała zaprojektować pierwszy cyfrowy komputer przeznaczony do szerokich zastosowań komercyjnych. Powróciła tam również do czegoś, co jej zdaniem stanowiło jeden z najpoważniejszych problemów związanych z programowaniem: zagadnienia wysoce wyspecjalizowanego i na pozór bardzo nudnego. W owym czasie programiści musieli ręcznie wprowadzać każdą jedynkę i każde zero. W przekonaniu Hopper interfejs pośredniczący między człowiekiem a maszyną pilnie potrzebował swoistego translatora, programu, który przyjąłby sensowne polecenia od człowieka i przetłumaczył je na komputerowy język binarny. Ponieważ nie potrafiła czekać i liczyć na to, że ktoś zrobi coś za nią, stworzyła taki program. Jej translator nazwany A-0 - którego skrótowa nazwa odnosi się do automatycznego programowania języka zero - uchodzi za pierwszy komputerowy kompilator. Dzieło to zajmuje poczesne miejsce w historii języków programowania. Translator A-0 dawał możliwość bardziej intuicyjnej interakcji człowieka z maszyną, a jednocześnie zwiększał zasób informacji zawartych w komendach. Hopper, zamiast wprowadzać szeregi jedynek i zer, by wyjaśnić komputerowi, co ma zrobić, dokonała pewnego rodzaju kondensacji, sprowadzając owe szeregi do - na przykład - jednej z liter na klawiaturze komputera.
Oprócz tego stworzyła podwaliny COBOL (od ang. Common Business Oriented Language), języka programowania zaprojektowanego głównie z myślą o dziedzinach ekonomii i biznesu. Zasłużenie nadano jej przydomek "matki COBOL". Język ten do dziś pozostaje powszechnie wykorzystywany w instytucjach rządowych i biznesowych.
W 1966 roku odeszła z korpusu rezerwy. Rozstanie nie trwało jednak długo. Jej obecność okazała się niezbędna i zaproponowano jej sześciomiesięczny kontrakt, który zobowiązywał ją do pracy nad automatycznym przetwarzaniem danych, a przy tej okazji marynarka wojenna dała jej do zrozumienia, że w istocie zawsze będzie potrzebowała jej usług. Hopper uzyskała rangę komandora, po czym w 1977 roku objęła funkcję specjalnego doradcy przy wiceadmirale stojącym na czele Dowództwa ds. Automatyzacji Marynarki Wojennej. Podczas długiej współpracy z marynarką - która ostatecznie ciągnęła się jeszcze przez dziewiętnaście lat po przejściu na rzekomą emeryturę - pomogła wprowadzić powszechne standardy w zakresie języków programowania. Te standardy dotarły do Departamentu Obrony, a następnie - jak wszyscy wiemy - do wszystkich komputerów osobistych.
Kiedy Hopper, emanująca pewnością siebie, przechadzała się korytarzami i popalała ulubione papierosy Lucky Strike bez filtra w towarzystwie wlokącej się za nią świty, postronni ludzie zwykle milkli i nie kryli podziwu. Na podium sali konferencyjnej stawała się hipnotyzującą wizjonerką, gdy zdradzała słuchaczom przepowiednie dotyczące przyszłości komputerów i zachęcała publiczność do bardziej kreatywnego myślenia.
Pewnego razu, kiedy ktoś zapytał Grace Hopper o ograniczenia nowej technologii, odparła: "Ograniczenia pojawią się jedynie wówczas, jeśli nasze wyobrażenia będą ograniczone. Wszystko zależy od nas. Pamiętaj, że istnieli ludzie, którzy twierdzili, iż samolot nigdy nie wzbije się w powietrze"[v].
Grace Murray Hopper (1906-1992)
[i] Diane Hamblen, Grace M. Hopper, Elizabeth Dickson, Biographies in Naval History: Rear Admiral Grace Murray Hopper, USN, 9 Decem-ber 1906-1 January 1992, Naval History and Heritage Command, http://www.history.navy.mil/bios/hopper_grace.htm, dostęp 20 sierpnia 2014.
[ii] Tamże.
[iii] Tamże.
[iv] Uta C. Merzbach, Computer Oral History Collection, Grace Murray Hopper (1906-1992), Computer Oral History Collection, 1969-1973, 1977, Archives Center, National Museum of American History, lipiec 1968.
[v] Diane Hamblen, Grace M. Hopper, Elizabeth Dickson, Biographies in Naval History: Rear Admiral Grace Murray Hopper, USN, 9 Decem-ber 1906 - 1 January 1992, Naval History and Heritage Command, http://www.history.navy.mil/bios/hopper_grace.htm, dostęp 20 sierpnia 2014.
Hedy Lamarr: aktorka, która stworzyła system naprowadzania pocisków
Hedy Lamarr wiedziała, czego od niej oczekiwano, a wynalezienie tajnego systemu łączności - który przyczynił się do rozwoju technologii takich jak wi-fi, Bluetooth i GPS - w żadnym razie się w tych oczekiwaniach nie mieściło. Lecz nikt również nie spodziewał się, że może zostać hollywoodzką gwiazdą filmową. Koniec końców Lamarr urodziła się w 1914 roku i dorastała na drugim krańcu świata, w Wiedniu. Również ona sama, dojrzała ponad swój wiek córka bankiera, mająca świetne przygotowanie w zakresie tańca i gry na pianinie, nie upatrywałaby przyszłych sukcesów w tak odległych sferach działalności. Jednak Lamarr nigdy nie przejmowała się tym, co sądzą inni ludzie na temat jej predyspozycji i zdolności.
(...)
Kiedy Lamarr (z domu Hedwig Kiesler) była jeszcze małą dziewczynką, często przechadzała się ulicami Wiednia ze swoim ojcem, wysłuchując jego opowieści o tym, jak działają mechanizmy skomplikowanych maszyn, takich jak samochody czy prasy drukarskie. Ojciec przypisywał wielką wartość niezależności i samodzielności: "Pozwolił mi zrozumieć, że muszę samodzielnie podejmować decyzje, kształtować swój charakter, pielęgnować własne myśli"[ii]. Ojciec nie tylko nakłonił ją do tego, by aktywnie szukała własnej drogi życiowej, lecz również zapewnił jej środki do realizacji takiego celu. Kiedy Lamarr w wieku szesnastu lat podjęła decyzję o porzuceniu szkoły i przeprowadzce do Berlina, by tam zająć się nauką aktorstwa, wiedziała doskonale, że ojciec nie będzie jej powstrzymywał.
Szybko zdobyła rozgłos dzięki występom na scenie i ekranie. Oczywiście jej kariera nie rozwijała się bez żadnych przeszkód. Jednym z pierwszych utrudnień stało się małżeństwo z zamożnym (i upartym) handlarzem sprzętem wojskowym Fritzem Mandlem, który w krótkim czasie zmusił ją do porzucenia kariery scenicznej na rzecz nowej roli: żony będącej pięknym trofeum. Bycie ozdobnym dodatkiem do męża, mającym budzić podziw jego wpływowych przyjaciół, zupełnie jej nie odpowiadało. "Każda dziewczyna może lśnić w taki sposób - stwierdziła Lamarr. - Wystarczy tylko wdzięcznie stać i mieć głupkowaty wyraz twarzy"[iii].
Bardzo szybko zaczęła planować ucieczkę. Odgrywała śliczną paprotkę [P2] i jednocześnie bacznie przysłuchiwała się rozmowom, jakie jej mąż prowadził z wpływowymi gośćmi, wśród których byli dyplomaci, politycy, generałowie, a nawet sam Benito Mussolini. Lamarr zamierzała wykorzystać pozyskane informacje przeciwko swojemu nadmiernie despotycznemu mężowi, w razie gdyby nie pozwolił jej odejść i nie dał rozwodu. Nigdy do tego nie doszło. W 1937 roku, kiedy Fritz Mandl po domowej kłótni wyruszył do jednej ze swoich willi myśliwskich, Hedy udała się do Londynu wyposażona w dwa wielkie kufry, dwie mniejsze skrzynie podróżne, trzy walizki i tyle biżuterii, ile tylko mogła unieść. (Pieniądze było wówczas trudno wywieźć z kraju). Po przybyciu na miejsce zdołała zaaranżować spotkanie z jednym z najbardziej wpływowych i najlepiej zarabiających menedżerów w Stanach Zjednoczonych:Louisem B. Mayerem, szefem wytwórni filmowej Metro-Goldwyn-Mayer Studios (MGM). Spotkali się na pewnym kameralnym przyjęciu. Mayer, stojąc nonszalancko z niezapalonym cygarem w dłoni, zganił ją za rozbieraną rolę, jaką zagrała w pewnym artystycznym filmie: "Nie podoba mi się, co ludzie mogliby pomyśleć o dziewczynie, która biega z nagim tyłkiem po ekranie"[iv]. Znów wracała do niej nieznośna fraza: "co ludzie pomyślą". Wiedziała również, do czego Mayer zmierza. Zaproponował jej kontrakt z MGM opiewający na sto dwadzieścia pięć dolarów tygodniowo, o ile sama dostanie się do Kalifornii. Lamarr odrzuciła ofertę. Erotyzujący epizod filmowy z przeszłości nie miał znaczenia, bo Hedy swoją wartość poznała po tym, jak Mayer z nią rozmawiał - była warta dużo więcej, niż oferował.
Lamarr jednak zdawała sobie sprawę również z tego, że Mayer to jej przepustka do Hollywood, zatem kiedy szef MGM i jego żona kupili bilety na wielki, ponadtrzystumetrowy liniowiec transoceaniczny zmierzający do Ameryki, sama też zdobyła miejsce na statku. Do czasu gdy okręt zacumował w amerykańskim porcie, Mayer podniósł ofertę: siedmioletni kontrakt opiewał na pięćset dolarów tygodniowo, a jedynymi warunkami była zgoda na intensywne lekcje angielskiego oraz zmiana nazwiska. Wówczas właśnie zyskała pseudonim, pod którym jest znana do dzisiaj - wymyślony na pokładzie transatlantyku podczas gry w ping-ponga. U celu podróży dwudziestodwuletnia Hedwig Kiesler schodziła z pokładu już jako Hedy Lamarr. Sześć miesięcy później obsadzono ją w jej pierwszym amerykańskim filmie.
Gdy jej kariera zaczęła się dynamicznie rozwijać, Lamarr uświadomiła sobie, że niespecjalnie przepada za Hollywood po godzinach - nadarzało się zbyt wiele okazji towarzyskich, imprez pełnych "ludzi, którzy bez końca dowcipkowali" - jak stwierdziła. Ona wolała poświęcać wolny czas na majsterkowanie. Pełna zapału i stale zafascynowana tym, jak działają wszelkiego rodzaju urządzania, przekształciła salon we własnym domu w warsztat, w którym mogła praktycznie zajmować się opracowywaniem wszelkich nawiedzających ją pomysłów.
(...)
W 1940 roku temat drugiej wojny światowej w Stanach Zjednoczonych zaczął nabierać dramatyzmu. W przeciągu zaledwie dwóch miesięcy niemieckie U-Booty storpedowały i zatopiły dwa brytyjskie transatlantyki przewożące rodziny z dziećmi do bezpiecznej Ameryki. Siedemdziesięcioro siedmioro dzieci zginęło z rąk ludzi mówiących ojczystym językiem Hedy Lamarr. Tragedia wstrząsnęła dziewczyną i jednocześnie pobudziła ją do działania. Pragnęła znaleźć sposób na wspomożenie sił alianckich w globalnym konflikcie. Pomyślała, że pomocne do obrony przed nazistami mogą się okazać rozmaite informacje o niemieckiej technologii wojskowej, jakie zgromadziła, kiedy była żoną Fritza Mandla.
(...)
W 1942 roku amerykańskie torpedy osiągały nadzwyczaj wysoki wskaźnik nieskuteczności - wynoszący sześćdziesiąt procent. Broń, nieodpowiednio starannie testowaną przed użyciem, wystrzeliwano podobnie, jak wyrzuca się kulę do kręgli - nadawano jej siłę, która pchała ją ku celowi, ale nie pozwalała dobrze przymierzyć. Nierzadko pociski zanurzały się zbyt głęboko, eksplodowały zbyt wcześnie albo w ogóle nie wybuchały. Kiedy indziej znów torpedy trafiały wrogie okręty, ale bez wystarczająco dużego impetu, by je zatopić. Broń potrzebowała lepszego sterowania, by mogła utrzymać się na właściwym kursie. Lamarr zaczęła rozważać kwestię łączności z tego rodzaju pociskiem. Gdyby żołnierze sterujący torpedami mogli zachować kontrolę nad nimi po ich wystrzeleniu, przypominałoby to stworzenie w głębi oceanicznej czegoś na podobieństwo toru ograniczonego barierkami. Gdyby pocisk zaczął schodzić z kursu, sterujący nim człowiek mógłby manualnie naprowadzić go z powrotem na właściwy tor.
Inżynierowie od dziesięcioleci debatowali nad kwestią łączności, jednak jak dotąd nie odkryli rozwiązania odpornego na dywersję przeciwnika. Radio mogło zapewnić komunikację pomiędzy okrętem podwodnym a torpedą, lecz technologia miała przynajmniej jedną istotną wadę. Po uruchomieniu takiego połączenia radiowego nieprzyjaciel mógł bez trudu zagłuszyć łączność albo nasłuchiwać sygnału. Radio nie zapewniało wystarczającej poufności. Marynarze potrzebowali sposobu na przekazywanie instrukcji do pocisku tak, aby wróg nie mógł ich usłyszeć. W 1898 roku pewien inżynier z Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych opracował metodę niepozwalającą na zagłuszanie łączności, lecz jego rozwiązanie - unikanie zagłuszania poprzez transmisję na coraz wyższych częstotliwościach - było jedynie tymczasowe, jako że obie strony takiej gry stale licytowały się, kto da więcej.
Lamarr wpadła na zupełnie inny pomysł zabezpieczenia łączności. Ponieważ ustawienie jednej określonej częstotliwości narażało komunikację na przechwycenie sygnałów przez wroga, uznała, że zarówno nadawca, jak i odbiorca powinni przeskakiwać z jednej częstotliwości na inną zgodnie ze ściśle ustalonym z góry schematem. To powinno wystarczyć, by utrudnić lub wręcz uniemożliwić próby nasłuchu. Pomysł przypominał grę unisono na dwóch fortepianach.
W realizacji pomysłu pomógł jej przyjaciel George Antheil, kompozytor, który swoje muzyczne eksperymenty finansował dzięki honorariom za ścieżki dźwiękowe do filmów. Antheil był znany z dzieła zatytułowanego Le Ballet mécanique, które zaprezentował w Paryżu w 1926 roku. Wprawdzie w owym muzycznym przedstawieniu kompozycję wykonali muzycy, utwór jednak powstał z myślą o zautomatyzowanych pianinach - pianolach - grających synchronicznie. Lamarr, która również była utalentowaną pianistką, niekiedy grywała rekreacyjnie z Antheilem. W takim duecie często bawili się w coś w rodzaju gonitwy po klawiaturze. Jedno z nich zaczynało grać melodię, drugie zaś musiało podchwycić ją i dograć do niej coś pasującego. Według syna Hedy Lamarr to właśnie takie synchroniczne muzyczne rozmowy natchnęły wynalazczynię i podsunęły jej sprytny pomysł na przechytrzenie przeciwników wojennych. Antheil, który wiele czasu poświęcił rozważaniom, jak synchronizować działanie różnych maszyn, a ponadto przez pewien czas pracował jako inspektor do spraw uzbrojenia w wojsku amerykańskim, był dla Lamarr idealnym partnerem do praktycznej realizacji jej pomysłu.
Po spędzeniu niezliczonych godzin przy telefonie wieczorami albo na rozrzucaniu zapałek i innych przedmiotów na dywanie w salonie Lamarr para wynalazców wreszcie opracowała podstawy swojej metody modulacji częstotliwości radiowych. W czerwcu 1941 roku złożyli wniosek o patent.
Lamarr i Antheil bardziej martwili się o przebieg wojny niż o ewentualne zyski z wynalazku, dlatego przesłali dokumenty ze swoim ambitnym planem również do Waszyngtonu, gdzie mogli ocenić je specjaliści z NIC. Bardzo szybko otrzymali pozytywną odpowiedź. W tekście zamieszczonym w specjalnym wydaniu magazynu dołączanego do "New York Timesa" członkowie rady dali wyraz swojej aprobacie. Artykuł rozpoczynał się od słów: "Hedy Lamarr, aktorka sceniczna, objawiła się w zupełnie nowej roli - wynalazczyni. Jej odkrycie ma tak wielkie znaczenie dla kwestii obrony narodowej, że urzędnicy rządowi nie pozwalają na opublikowanie szczegółowych wyników jej pracy"[vi]. W opinii inżyniera pracującego w radzie wynalazek zastrzeżono jako "ściśle tajny".
Atak na Pearl Harbor zupełnie zmienił postrzeganie projektu. Po tragedii wypłynęło mnóstwo informacji świadczących o żałosnym stanie ówczesnych torped amerykańskich. W tym traumatycznym czasie marynarka wojenna uznała, że nie ma ani środków, ani ochoty na testowanie kolejnego systemu. Lamarr i Antheil otrzymali patent, lecz utracili szansę na rządowy kontrakt. Wynalazek Lamarr utajniono i tym samym odebrano jego twórcom szansę na praktyczne zastosowanie pomysłu - patent zaległ głęboko w szufladach zakurzonych gablot gdzieś w rządowych biurach.
Dopiero po upływie kolejnych dwóch dekad innowacja ujrzała światło dzienne i znalazła zastosowanie przy opracowaniu nowej technologii łączności z wykorzystaniem zmiennych częstotliwości (zwanej metodą rozpraszania widma). Mimo to informacje o wynalazku upubliczniono dopiero w 1976 roku - trzydzieści pięć lat po jego opatentowaniu.
Czas pokazał, że technologia ta znajduje znacznie więcej zastosowań niż systemy sterowania pociskami. Pomysł Lamarr otworzył drogę ku całemu mnóstwu technologii, takich jak bezprzewodowe kasy, czytniki kodów kreskowych czy domowe systemy kontroli urządzeń. Lamarr cieszyła się długą karierą aktorską i autentycznym uznaniem publiczności. Za pracę wynalazczą prawdziwe uznanie, na jakie w pełni zasłużyła, spotkało ją dopiero w 1997 roku, kiedy otrzymała nagrodę dla pionierów rozwiązań elektronicznych Electronic Frontier Foundation's Pioneer Award. Ten niewątpliwy honor skwitowała krótko: "Najwyższy czas"[vii].
Hedy Lamarr (1914-2000)
[i] Gladys Hall, The Life and Loves of Hedy Lamarr, "Modern Romances", 1938. Cyt. za: Richard Rhodes, Hedy's Folly: The Life and Breakthrough Inventions of Hedy Lamarr, the Most Beautiful Woman in the World, Vintage Books, Nowy Jork 2012.
[ii] Tamże.
[iii] Richard Schickel, The Stars, Dial, Nowy Jork 1962.
[iv] Hedy Lamarr, Ecstasy and Me: My Life as a Woman, Fawcett Crest Book, Nowy Jork 1967.
[v] Fleming Meeks, I Guess They Just Take and Forget About a Person, "Forbes", 14 maja 1990. Cyt. za: Richard Rhodes, Hedy's Folly: The Life and Breakthrough Inventions of Hedy Lamarr, the Most Beautiful Woman in the World, Vintage Books, Nowy Jork 2012.
[vi] Hedy Lamarr Inventor, "New York Times", 1 października 1941.
[vii] Cyt. za: Richard Rhodes, Hedy's Folly: The Life and Breakthrough Inventions of Hedy Lamarr, the Most Beautiful Woman in the World, Vintage Books, Nowy Jork 2012.
[P2]w oryginale "well-coifed houseplant", co jest określeniem ironicznym na kobietę pełniącą funkcję wyłącznie reprezentacyjne. W języku polskim funkcjonuje analogiczne określenie: "paprotka". Ze względu na ekwiwalentność obu wyrażeń nie widzę potrzeby, żeby modyfikować tłumaczenie.
[P3]Tutaj proponuję zostawić rozwiniętą wersję angielską nazwy, bo skrót "NIC" może bez niej wyglądać dezorientująco
"Upór i przekora: 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat"
Fragmenty pochodzą z książki "Upór i przekora: 52 kobiety, które odmieniły naukę i świat" Rachel Swaby, można ją kupić na stronie kulturalnysklep.pl i publio.