Materiał pochodzi z magazynu "Duży Format", który dostępny jest w każdy czwartek z "Gazetą Wyborczą"

Tekst: Paweł Smoleński
Zdjęcia: Anna Liminowicz/ inPRO
Na pierwszy rzut oka to historia trudna, mimo że jakoś pospolita, a nade wszystko dołująca; historia z tej Polski kostropatej, z pryszczami na twarzy. Oglądamy blokowisko i mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, a wiemy przecież z wielu relacji, że blokowisko nie pozwala, by rozwinąć skrzydła, i zawsze można powiedzieć: "To wszystko wina tego miejsca, gdybym urodziła się gdzie indziej, w innej skórze, innym czasie i okolicznościach". Tak więc patrzymy na bloki jak bloki, na przestrzeń między nimi jak na przestrzeń w sercu betonowego wygwizdowa, zaś w mieszkaniu (mieszkanku), które oglądamy, ścisk, ciasnota, nie ma gdzie wyprostować grzbietu, nie mówiąc już o kącie, gdzie człowieka nachodzą, gdy naprawdę szuka samotności i spokoju, intymne myśli. Przynajmniej tak nam się wydaje.
No i jeszcze obie bohaterki fotoreportażu pracują w sieciowym hipermarkecie. Jezus Maria, trudno o gorszy los. Przecież słyszeliśmy o sieciowych hipermarketach aż za wiele. Na przykład to, że panie obsługujące kasy zakładają na czas swojej zmiany pieluchy, bo nie wolno im pójść się wysikać. Klienci zaś - chamy. Za to zarobki takie jak blokowisko. Za duże, by zrezygnować (bo skąd wziąć inną pracę?), lecz za małe, by ucieszyć się choć z jednej złotówki wydanej na tak zwane głupstwo, zwyczajną przyjemność, do której w końcu każdy ma prawo.

Gdańsk, 20-metrowe wynajmowane mieszkanie Agnieszki (Agi), Honoraty (Honi) i jej córki Natalii. Razem z nimi mieszka jeszcze Michał. Cała trójka pracuje w supermarkecie. Wstają o 6, zarabiają po 2,5 tys. na głowę.
Ale możemy popatrzeć na te zdjęcia z kompletnie innej strony. Oto spotkały się dwie kobiety, bez wątpienia dzielne. Postanowiły, że akurat im się uda. Wzięły kredyt na mieszkanie i samochód, żyją razem, bo się kochają; zobaczmy, jakie to proste. Zaplanowały jaśniejszą przyszłość. Jeśli trzeba coś zrobić, to po prostu trzeba. Ich dział w sieciowym hipermarkecie - opowiadają - wygląda jak wyższa uczelnia: Agnieszka skończyła zarządzanie i marketing, Honorata - teologię, bezpośredni szef jest po historii i filozofii, koledzy z pracy - po polonistyce i resocjalizacji. No i lubią tę pracę, mogą z pasją opowiadać, jak w sieciowym sklepie stworzyć najlepsze na świecie stoisko z rybami.
Mają więc Honia i Aga ciasnotę, ścisk w mieszkaniu, blokowisko i hipermarket. Lecz są jeszcze emocje, ufność, że ta druga zawsze pomoże, projekty, które mogą i muszą wykluć się ze skorupki wspólnych pomysłów. Na 20 metrach kwadratowych można, jeśli się chce, zbudować dom i rodzinę, a i jeszcze znaleźć miejsce dla niespodziewanych gości. Dlatego te fotografie takie barwne i wzruszające, nasycone większą ilością kolorów niż zdjęcia z domów ludzi mówiących, nawet gdyby łgali, że to im się udało, a nie, jak Agnieszce i Honoracie, udało się naprawdę. Honorata mówi: "Szukałam prawdy w swoim życiu. Bóg mnie rozliczy".
Jakoś jestem dziwnie spokojny o to rozliczenie.


Przeprowadzka do Kalisza (dostały awans) sprawiła, że Aga i Honia już nie muszą brać dodatkowej pracy. Mają teraz pieniądze i na obsługę kredytu mieszkaniowego, i dodatkowe zajęcia dla Natalii.

Od niedawna z rodziną mieszka też syn Agnieszki, Antek. Znajomi ojca Antka namawiali go, żeby walczył o dziecko, ale on nie chce, bo uważa, że chłopiec jest szczęśliwy z Honią i Agnieszką.
Anna Liminowicz - rocznik '79. Zajmuje się przede wszystkim fotografią społeczną, z wykorzystaniem nowych mediów. W 2014 roku za "Między blokami" zdobyła II nagrodę w konkursie Grand Press Photo za reportaż w kategorii Życie codzienne. Więcej na Inproduction.pl oraz na blogu fotografki Blog.annaliminowicz.pl
Wszystkie komentarze