Uwaga, dochodzę. W 80 orgazmów dookoła świata [FRAGMENTY KSIĄŻKI]
"Uwaga, dochodzę. W 80 orgazmów dookoła świata" (Materiały prasowe)
"Uwaga, dochodzę. W 80 orgazmów dookoła świata". Okładka książki
Niemka, Henriette Hell jest wyzwolona, bezpruderyjna i otwarta na nowe doświadczenia. Lubi seks, choć nie doświadcza orgazmu. Jej samej nie specjalnie to przeszkadza, ale jej partnerom już tak - od jednego ze swoich kochanków dowiaduje się, że "tam na dole nie działa jak należy" i że seks z taką kobietą na dłuższą metę nie sprawia mu przyjemności. Zamiast wzdychać i rozpaczać, pakuje walizki i jedzie do Indii w poszukiwaniu nowych doznań. Może tam, w ojczyźnie Kamasutry, znajdzie orgazm i kochanka idealnego? Otwarta na przygodny seks, smakuje życia, zdobywa tytuł instruktorki jogi, poznaje mężczyzn o różnych temperamentach, uprawia z nimi seks, kilku mężczyzn w sobie rozkochuje, wielu porzuca...
Tę książkę napisała po to, by raz na zawsze zwolnić kobiety z konieczności udawania orgazmu. "Ma on przyjść kiedy, jak i z kim chcą" - deklaruje.
Książkę opublikowało Wydawnictwo Czarna Owca. Książka do kupienia TU, a ebook TU.
Nie dochodzisz za łatwo, co?
"Z biegiem lat seks robi się coraz lepszy" - głoszą wszystkie czasopisma dla pań, talk-show i pogadanki. Phi! Uważam, że to kompletna bzdura. Gdyby ktoś spytał mnie o zdanie, powiedziałabym, że im człowiek starszy, tym trudniejszy i bardziej męczący robi się seks. Proszę mnie źle nie zrozumieć: uwielbiam seks i eksperymenty w łóżku. Z moim byłym chłopakiem kochałam się nawet w południowoazjatyckiej świątyni buddyjskiej. Mimo to wydaje mi się, że z każdym nowym kochankiem presja wzrasta.
Właśnie skończyłam dwadzieścia sześć lat. Mężczyźni oczekują od kobiety w moim wieku po pierwsze gotowości na wszystko ("Co, nie lubisz seksu analnego?!"), a po drugie, jeśli łaska, zdolności entuzjastycznego szczytowania podczas dzikiego i namiętnego stosunku. Jeśli natomiast - niezależnie od przyczyn - to się nie udaje, trzeba się przygotować na nieunikniony krzyżowy ogień pytań. Spotkało mnie to w 2010 roku, kiedy właśnie po raz piąty przespałam się z moim nowym chłopakiem Jarem.
- Powiedz, udało ci się dojść? - zapytał Jaro, kiedy zawiązywałam zużyty kondom. Na chwilę przerwałam to zajęcie.
- Yyy... tak, nie zauważyłeś? Wtedy, kiedy mnie pieściłeś.
- Czyli nie doszłaś tak naprawdę - podsumował. Najwidoczniej nie słuchał mnie tak naprawdę.
- Owszem, podczas gry wstępnej.
- No dobra, ale to się nie liczy. Nie dochodzisz za łatwo, co?
Jak to - nie liczy się? Czy prawdziwy seks oznacza dla niego tylko penetrację? Ech, najwyraźniej Jaro podzielał w tym względzie - zresztą podobnie jak większość mężczyzn - poglądy Billa Clintona... Ja jednak stałam twardo po stronie Moniki Lewinsky: moim zdaniem wszystko, co ma związek z dotykiem i mnie kręci, to seks.(...)
Podobno 90 procent kobiet regularnie symuluje orgazm! Wykazała to ankieta przeprowadzona w berlińskiej klinice Charite pośrod 575 kobiet. Niezłe, co? Mnie jednak bardziej zaszokowały przyczyny tego udawania: 41 procent kobiet chciało w ten sposób utwierdzić partnera w przekonaniu, że jest dobrym kochankiem; 25 procent usiłowało przyspieszyć jego szczytowanie. A teraz najgorsze: 16 procent kobiet sądziło, że są winne orgazm swojemu partnerowi. Winne? Niepojęte! Dalsze 15 procent nie ważyło się wyznać mężczyźnie, że nie udało mu się ich zaspokoić. Gdzież podziały się przyjemność, lekkość i duch zabawy? Tak między nami: moje wyobrażenie seksu idealnego to ubrany mężczyzna, który nigdzie się nie spieszy i który całą godzinę poświęca wyłącznie stymulacji moich piersi i clitoris. Większość mężczyzn dawała jednak za wygraną już po pięciu minutach, bo albo się nudzili, albo nie mogli się pohamować, albo też złapał ich skurcz w ręce lub języku.
Tam na dole nie działałam jak należy...
Poznaliśmy się przed sześcioma tygodniami w mojej ulubionej knajpie na hamburskim Kiezie i odtąd każdą wolną minutę spędzaliśmy w jego pokoju, w dzielonym z innymi lokatorami mieszkaniu na St. Pauli. Jaro miał 34 lata, był didżejem i wyglądał zabójczo. Ciemne loki, seksowna szpara między zębami, piękne piwne oczy. Poza tym tak jak ja uwielbiał podróże z plecakiem, dobre czerwone wino i jazz. Zadurzyłam się w tym mężczyźnie po uszy i projektowałam już potajemnie wspólną tabliczkę na drzwi.
Co więcej, Jaro naprawdę dawał w łóżku czadu. Kochał się namiętnie, lubił trochę poświntuszyć, był czuły, dominujący i wrażliwy zarazem - jednym słowem: idealna mieszanka! Jednak i z nim nie miałam orgazmów. Mnie to nie przeszkadzało, ale jemu - owszem.
Wkrótce po naszej pierwszej dyskusji o moim (nieosiągniętym) orgazmie Jaro zaczął zaraz po seksie narzekać na przygnębienie, w jakie wprawiało go to, że "znowu nie doszłam"; że potrzebuje mojego szczytowania "jako czegoś w rodzaju potwierdzenia" i że na dłuższą metę taki seks nie sprawia mu przyjemności. I czy on może coś zrobić, żebym "tam na dole działała jak należy". Straciłam cierpliwość, przede wszystkim dlatego, że przed chwilą było mi z nim wspaniale. Ale wytłumacz to mężczyźnie... No way!
Słowa Jara dotknęły mnie do żywego. - Myślę, że to ty nie działasz jak należy!? - wykrzyczałam i wybiegłam z jego mieszkania. Niech go diabli - na taki cyrk naprawdę nie miałam ochoty. Na ulicy minął mnie autobus z wielką reklamą. Przez łzy przeczytałam: "Indie - kraina mitów i legend o bogach". Tego samego wieczoru zupełnym przypadkiem trafiłam w telewizji na kultowy hinduski film Kamasutra: A Tale of Love1. Orgazmy raz po raz wstrząsały atrakcyjnymi odtwórcami głównych ról, a ja ryczałam jak bóbr. Trzy czwarte butelki czerwonego wina skatalizowało chaotyczne strzępki myśli ("Cholerny Jaro!", "Niemieccy faceci są do kitu", "Czadowe Indie!") w nowy plan.
"Pojadę do Indii" - strzeliło mi do głowy i przypomniałam sobie fragment niedawno przeczytanej książki:
- Och, znowu boli mnie głowa...
- Chcesz aspirynę?
- Nie, myślę, że pojadę do Indii.
Rzeczywiście, następnego ranka bolała mnie głowa (cholerne czerwone wino). Wzięłam aspirynę, ale o dziwo wciąż chciałam pojechać do Indii. Indie. Kraina Kamasutry, kadzidełek, tantry, zmysłowości.
Kraina superorgazmow?!
Wrzucają mnie do jednego worka z aktorką porno
Nad wodą roiło się od młodych mężczyzn namawiających na przejażdżkę łodzią po Gangesie. Dziewczyny wmawiały przechodniom pasujące dodatki: koszyczki, w których znajdowały się jaskraworóżowe kwiaty lotosu, świeczki i kadzidełka. Należało je ku czci Matki Gangi puścić na wodę. O zachodzie słońca wyglądało to prześlicznie. Zdecydowałam się więc na małą przejażdżkę łodzią po morzu światełek.
- Hello sexy - zaszeptał mniej więcej siedemdziesięcioletni Hindus, kiedy szłam nabrzeżem, rozglądając się za porządną łodzią z wioślarzem. Jego kumple poszli w jego ślady:
- Hey, you want sex? - wołali za mną i śmiali się lubieżnie. Zignorowałam ich i dalej szukałam łodzi. Jezusie, co te gnojki sobie wyobrażają? Naprawdę myślą, że tak po prostu z nimi pójdę? Już i tak zauważyłam, że w Waranasi wyjątkowo dużo mężczyzn gapi się na mnie bez skrępowania. Nawet z otwartymi ustami. Wyjaśnił mi to nieco później młody wioślarz, powoli sunąc łodzią po wodzie. Po krótkiej rozmowie na temat systemu kastowego zauważyłam, że miał raczej oświecone poglądy i odważyłam się go o to zapytać.
- Powiedz mi, dlaczego tylu indyjskich mężczyzn gapi się na mnie, jakbym była ósmym cudem świata? Oblizują sobie wargi albo wołają za mną jakieś świństwa. Co oni sobie wyobrażają?
- Chcesz usłyszeć prawdę?
- No... tak.
- To proste. My, Hindusi, sprowadzamy dziewięćdziesiąt dziewięć procent filmów porno z USA i Europy. I tam występujecie tylko wy, białe kobiety. Skojarzenia same się nasuwają...
- Czyli co, indyjscy mężczyźni myślą, że wszystkie białe kobiety są niedobzykane i napalone?
Kiwnął głową. - Trafnie to ujęłaś.
Super. Odruchowo otuliłam się narzuconą na ramiona chustą. Nie chciałam być gwiazdą porno! Gdybyż oni wiedzieli, że moje życie prywatne w niczym nie odpowiada temu, co pokazuje się w zachodnich pornosach. Żadnych gangbang. Nie miałam nawet orgazmów. Filmy dla dorosłych były dla mnie zawsze czymś w rodzaju komedii. Jako szesnastolatka puszczałam z koleżankami na imprezach stare produkcje z Giną Wild jako tło dźwiękowe, bo te dzikie pojękiwania już wówczas uważałyśmy za szalenie absurdalne. A teraz, w Indiach, wrzucają mnie do jednego worka z aktorką porno. Moje marzenia się ziściły.
Misja "Orgazm"
Na tarasie hotelu wrzało jak w ulu. Po zapadnięciu ciemności zbierali się tu na piwo wszyscy, którzy za dnia poszukiwali w Waranasi kryjówki, narkotyków albo sensu życia: żyjący z pomocy socjalnej facet z Kolonii, bezrobotny dozorca z Belgii, bezrobotna animatorka z Holandii, Szwed, który uciekał przed przywódcą swojej sekty, weteran z Afganistanu, który siał postrach na brzegach Gangesu plastikowymi spluwami, a poza tym bossowie z branży narkotykowej, ofiary uzależnienia od narkotyków, studenci, nieudacznicy, wariaci, byli menedżerowie - i ja.(...) przy stoliku obok siedział facet, który cały czas mi się przyglądał i w końcu przedstawił się jako Yonni - Izraelczyk pracujący głownie dla Warner Bros. jako rysownik komiksów. Wypiliśmy wspólnie jedno piwo, poobgadywaliśmy trochę wszystkich, którzy mozolą się przy pracach biurowych (ależ to drobnomieszczańskie!), a on zagrał mi na gitarze Sweet dreams w wersji Marilyna Mansona, moją ulubioną piosenkę. Śpiewałam na całe gardło razem z nim.
Cała knajpa patrzyła na nas z rozbawieniem. Irokez Yonniego kołysał się do taktu. Kiedy skończył swój występ, zapytał, czy chcę się pieprzyć.
- Gdzie? - rzuciłam.
- Mój hostel, zaraz za rogiem.
Namyśliłam się chwilę. Yonni był cholernie seksowny. Jeśli z nim pójdę, rozpocznę wreszcie realizację mojej misji "Orgazm". Z drugiej jednak strony czegoś tak odjechanego jeszcze nigdy nie zrobiłam. Tak po prostu pójść z obcym mężczyzną, który nawet nie stara się ukryć, że chodzi mu tylko o seks i wykłada kawę na ławę: pieprzyć się! Ty i ja! Teraz! Spodobało mi się to, bo było szczere i wręcz instynktowne.
- Zgoda - powiedziałam i poszłam za Yonnim, kiedy tylko zapłacił nasz rachunek. Po drodze szybko go spytałam, za jakie zwierzę się uważa: zająca, ogiera czy byka.
- Zdecydowanie za byka - powiedział Yonni i uśmiechnął się.
Skoro tak...
Niestety okazało się, że kwatera Yonniego to czteroosobowy pokój. W kącie siedzieli jego dwaj (przystojni) kumple i palili skręta.
- A co z nimi? - spytałam.
- Mogą sobie popatrzeć - odparł Yonni zachrypniętym głosem i pogładził moje ramię.
Okej, olewam to. W końcu ma to swój urok, gdy ktoś się przygląda. Podniosłam sukienkę, zdjęłam majteczki i rzuciłam je Yonniemu na głowę.
Zamiast dążyć do celu - rozkoszować się chwilą
Jeśli pani chce, zaprowadzę panią jutro do Mai. Ona ma 64 lata, urodziła 16 dzieci, a jej babka była kurtyzaną u jakiegoś maharadży. W każdym razie tak twierdzi Maja. Od czasu do czasu urządza warsztaty na temat filozofii tantrycznej.(...)
- Na Zachodzie wszyscy myślą, że w tantrze chodzi tylko o seks i fenomenalne orgazmy, ale to nieprawda - wyjaśniła Maja spokojnym, czystym, nie znoszącym sprzeciwu głosem. - Celem tantry jest zjednoczenie z Absolutem i poznanie najwyższej rzeczywistości. Chodzi o to, żeby czerpać nowe siły z energii seksualnej. Jest to tylko wtedy możliwe, kiedy kochacie samych siebie. Tylko wówczas możecie kochać swojego partnera i otaczających was ludzi. ? I rzuciła, a jakże, ulubione zdanie wszystkich duchowo natchnionych Hindusów: - Wasze ciało to wasza świątynia. Amen.
- Seksualność to boski dar, który należy poważać - ciągnęła.
- Nie żałujcie czasu, kiedy śpicie ze swoim partnerem, zapomnijcie o pozornych celach, wmówionych wam przez społeczeństwo za pośrednictwem filmów pornograficznych i czasopism. Zapomnijcie o orgazmie!
Nadstawiłam ucha. Zaczynało się robić interesująco.
- Chcę teraz pójść z wami do ogrodu. Nauczycie się tam, jak stopić się w jedno z żywą istotą.(...)
Na dworze kobieta wskazała każdemu drzewo.
- Teraz chciałabym, żeby każdy z was przez co najmniej dwadzieścia minut obejmował swoje drzewo.(...)
- Dopiero po upływie tego czasu drzewo zaprosi was do swojego pola energii i wchłonie w siebie wasze pole. Między kobietą i mężczyzną jest podobnie. Nie może dojść do stopienia się w jedno, jeśli mężczyźnie chodzi tylko o to, żeby osiągnąć cel, to znaczy jak najszybciej rozładować napięcie. Problem polega na tym, że mężczyzna jest gotowy od razu. Jego penis od początku jest w erekcji i gra wstępna to tylko zwłoka na drodze do tego, czego chce mężczyzna: wejścia w kobietę. Zamiast dążyć do celu, należy raczej rozkoszować się chwilą, poczuć samego siebie. Wtedy dotrze się do wnętrza drugiej osoby. - Maja zamilkła i spojrzała wnikliwie na każdego po kolei. W swej białej szacie wyglądała jak przyjazny duch unoszący się nad ziemią. - Kobiety potrzebują czasu. Wiele czasu mija, zanim komórki jednego człowieka odpowiedzą i otworzą się na komórki drugiego. Jest to możliwe tylko wtedy, kiedy traktuje się seks nie jako drogę do zaspokojenia, lecz jako głębokie zjednoczenie dwóch dusz. Za moimi plecami rozległ się szloch. Ja też byłam do głębi poruszona słowami Mai; były jak wyzwolenie. Wyzwolenie z obowiązku szczytowania. Łagodnie objęłam ramionami pień drzewa tekowego i przyłożyłam policzek do kory. Pień był ciepły i cudownie pachniał drewnem. Czułam się bezpiecznie, zamknęłam oczy. Faktycznie odniosłam wrażenie, że coraz bardziej jednoczę się z tą żywą istotą. Maja mówiła dalej:
- Nie zapomnijcie o tym, że wasze ciało to wasza podstawa, to ono łączy was z ziemią. Wasze ciało to Bóg. Nie obracajcie się nigdy przeciw swojemu ciału. Tantra uczy pokory, miłości, szacunku i wdzięczności za ciało. To, jak często i w jaki sposób osiągacie orgazm, nic nie mówi o waszej zdolności do seksualnej rozkoszy. Chodzi o intensywność doznania.
Chłonęłam słowa Mai jak gąbka wodę i poprzysięgłam sobie w przyszłości sypiać tylko z mężczyznami, z którymi będę się czuła głęboko związana.
Ajurwedyjski masaż
Po męczącej jeździe autobusem i pociągiem musiałam jak najszybciej zrobić coś dla swojego ciała. Słyszałam, że w Indiach nie ma nic lepszego niż ajurwedyjski masaż, więc w drodze powrotnej do hotelu zahaczyłam o mały salon. Full Body Massage aplikował tam Lalith, mniej więcej trzydziestoletni, sympatyczny Hindus, który natychmiast pokazał mi swoje niezliczone dyplomy i odznaczenia. "Jestem najlepszym masażystą w północnych Indiach" - orzekł, gdy zapytałam o masażystkę i rozwiał moje początkowe wątpliwości, robiąc mi masaż karku for free. Ten człowiek rzeczywiście miał rękę! A ja byłam strasznie spięta.
Poszłam za nim do sąsiedniego pomieszczenia, rozebrałam się i położyłam na wygodnej leżance. Celem masażu ajurwedyjskiego jest usunięcie wszystkich trucizn przy pomocy mocnego gładzenia całego ciała. Był to niezły zabieg: krzyczałam z bólu, kiedy Lalith zaczął ugniatać moje łydki, i piszczałam ze śmiechu, kiedy zabrał się za moje stopy. Zaparło mi jednak dech w piersi, kiedy znienacka począł kolistymi ruchami masować wewnętrzną stronę moich ud oraz wąski pasek ciała w okolicy mojego sromu.
- Stop! No! That's too much! - wykrztusiłam.
Ale Lalith nie dał się zbić z tropu.
- Proszę się odprężyć i uspokoić, to część masażu, to pani dobrze zrobi.
Zastanowiłam się chwilę. Od jego koleżanki, która siedziała za biurkiem i przekazywała porady klientom, dzieliła nas tylko zasłonka. Obok leżała jakaś inna kobieta, poddawana właśnie masażowi głowy. Byłam więc... hm... bezpieczna. Poza tym nie chciałam przecież być drobnomieszczańska, tylko otworzyć się na nowe doznania. Pozwoliłam więc Lalithowi zataczać kołka między moimi nogami... I rzeczywiście; poczułam, że kilka doskwierających mi od dawna w tej okolicy napięć zniknęło. Opadłam na leżankę i westchnęłam.
Przyszła mi na myśl komedia Histeria. Romantyczna historia wibratora1, w której Hugh Dancy gra młodego lekarza w wiktoriańskim Londynie, z oddaniem leczącego masażami z olejku różanego histeryczne dolegliwości pacjentek. Z nadmiaru pracy dostaje zakwasów w mięśniach ręki i wynajduje z przyjacielem pewne elektryczne urządzenie - pierwszy wibrator. Tak zwane masaże podbrzusza były w tamtych czasach uznaną formą terapii kobiecej histerii.
"W dobiegającym końca XIX stuleciu (...) każdy medyk miał wśród swoich żeńskich klientów wieczne pacjentki, które odwiedzał całymi latami, zwykle co tydzień, aby ręcznie łagodzić histeryczne dolegliwości" - pisze tygodnik "Der Spiegel". Co najdziwniejsze, zalecone przez lekarza macanki nie budziły nawet cienia niezadowolenia ani zazdrości małżonków; ich zdaniem głównym celem stosunku płciowego był bowiem męski orgazm. To, czego kobiety doznawały podczas lekarskich pieszczot, nie było uważane za seksualną korzyść, lecz za "paroksyzm histeryczny", "kryzys podobny kryzysowi poprzedzającemu wyzdrowienie z gorączki". Nie ma doniesień wskazujących na to, że masaże podbrzusza sprawiały przyjemność także lekarzom. Zachowane akta lekarskie poświadczają za to, że te długotrwałe i męczące kuracje były nader nieprzyjemne. Typowe.
Czytaj także: "Dzienniki Kamasutry" [FRAGMENTY KSIĄŻKI]