"Zakonnice odchodzą po cichu" [FRAGMENTY KSIĄŻKI]

red.

"Zakonnice odchodzą po cichu" (mat. prasowe)

Reportaż "Zakonnice odchodzą po cichu" przedstawia losy kilku byłych zakonnic. Namówienie każdej z nich do opowiedzenia swojej historii, było dla autorki, Marty Abramowicz, zadaniem karkołomnym. Kobiety, które żyły w zakonie, nie chcą wracać do przeszłości. To bolesny rozdział ich życia. Szczególnie bolesne są okoliczności odejścia.
1 z 8
mat. prasowe
mat. prasowe

"Zakonnice odchodzą po cichu" - okładka książki

Historia każdej z bohaterek, byłych zakonnic, powiela prosty schemat. Przed wstąpienie do zakonu: głęboka religijność, potrzeba czynienia dobra i niesienia pomocy słabszym, bardzo przemyślana decyzja o oddaniu życia Bogu. Za murami zakonu: trud z przyjęciem na siebie bezwzględnego obowiązku posłuszeństwa wobec przełożonych, rutyna codzienności nadrzędna wobec pomagania potrzebującym, dołująca samotność, narastająca frustracja, zamykanie się w sobie, bunt, stany depresyjne, świadome odejście z zakonu lub brutalne z niego wydalenie.

Jak mówią badania - podczas, gdy księża mają największy problem z dotrzymaniem ślubów czystości, zakonnice mają problem z posłuszeństwem.

Jedna z byłych zakonnic wyznała w książce: "Ja bym granaty podkładała pod zakony - zaczyna. - Czy coś dobrego stamtąd wyniosłam? Nie. Bardzo ciężko mi było wrócić do życia. Do zwykłych przyjemności. W zakonie nikt się nie poznał, że mogłabym wykładać, słowem ludzi pociągnąć, pracować naukowo. Gdybym została, pieliłabym pewnie teraz jakieś grządki. Siostry się marnują. Dużo odeszło.

Trudno być w zakonie tak normalnie dobrym. Ludzie proszą cię o pomoc, ale ty najpierw musisz iść się pomodlić, a potem siedzieć z siostrami na rekreacji. Chcesz pójść za od­ruchem serca, ale to sprzeczne z posłuszeństwem. Nie poma­gasz komuś, bo to wbrew woli przełożonej".

Marta Abramowicz docieka, co takiego dzieje się w za murami zakonu oraz w życiu zakonnic, że zamiast rosnąć w siłę, wiele z nich zaczyna się kurczyć.

Książka w formie ebooka jest dostępna tutaj >>

2 z 8
123rf.com
123rf.com

Czy chcę całe życie nie móc o niczym zdecydować?

"W przełożonych niech siostry widzą osoby, które zastępują Boga i służą dobru wspólnoty. Niech więc chętnie poddadzą się ich kierownictwu, w duchu wiary i pokornej uległości spełniają ich polecenia i powierzone sobie zadania, wykorzystując do tego siły rozumu i woli, jak też dary natury i łaski. Czynne i odpowie­dzialne posłuszeństwo zapewnia Zgromadzeniu jedność, tężyznę i żywotność".

Oznacza to, przypomina Mistrzyni, że listy mogą podlegać kontroli. Te, które napiszecie, macie mi oddać w niezaklejonej kopercie. Te, które przychodzą, także dostaniecie już otwarte. Na oglądanie telewizji i lekturę książek innych niż w bibliotece musicie mieć zezwolenie przełożonej. Na słuchanie płyt i kaset także. Nie wolno wam mieć żadnych pieniędzy. Wszystko, co przywieziecie z domu, należy najpierw pokazać przełożonej, która wedle uznania rozdysponuje, co możecie zatrzymać, a co winnyście oddać wspólnocie.

- Czy tego chciałam? - pyta siebie Joanna. I przypomina sobie, jak tydzień temu zostało jej z zakupów kilka groszy, których nie oddała. A potem, kiedy szły na wykłady do karmelitów, poczekała, aż siostry znikną za zakrętem, i szybko podbiegła do sprzedawczyni. Kilka groszy starczyło na precla. Cały dzień trzymała go w kieszeni płaszcza, żeby wieczorem zjeść po kryjomu w swoim pokoju. Magdalena uważała, że to niewłaściwe, i nie chciała się poczęstować. Joanna nie miała wyrzutów sumienia. A teraz pyta siebie: czy chcę całe życie nie móc o niczym sama zdecydować? Nawet o głupim preclu?

Koniec rekreacji, teraz do kaplicy na kompletę, ostatnią modlitwę liturgii godzin. Dzień kończą śpiewy: Salve, Regina, Mater misericordiae? Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia?

O dwudziestej pierwszej w klasztorze gasną światła.

Habit już uszyty. Siostra Magdalena założy go jak sukienkę. Na głowę naciągnie białą gębkę, jakby kominiarkę z lycry, na nią nasadzi sztywny czepek, podobny do tego, jaki noszą pielęgniarki. Będzie widać tylko oczy, usta i nos, włosy schowane. Do niego przyczepi czarny welon. Trzeba go szpilkami upiąć. Całe życie upinać, nie tylko do przymiarek. Całe życie. Za dwa miesiące obłóczyny. Zniknie dla siebie i dla świata. Będzie dla Boga i wspólnoty. Wypełni powołanie.

3 z 8
123rf.com
123rf.com

Mistrzyni nie tłumaczy. Tak ma być i już. Wola Boska

Mistrzyni przestrzega: żadnych indywidualnych przyjaźni. Więzi mają być wspólne, bo jesteśmy wspólnotą. Jeśli chcesz w niedzielę pójść na spacer ze współsiostrą, to za każdym razem z inną. Rozmawiaj ze wszystkimi, z żadną częściej, z żadną dłużej. Właśnie tak ma wyglądać siostrzeństwo w Chrystusie. I z profeskami nie wolno wam, postulantkom, mieć kontaktu więcej niż to konieczne. Z profeskami, czyli siostrami, które złożyły już śluby. Nie wolno zagadywać, wchodzić do ich cel, spotykać się z nimi w ciągu dnia, chyba że wymaga tego wasza praca. Dlaczego? Bo tak jest przyjęte. Mistrzyni nie tłumaczy. Nie ma obyczaju wyjaśniania przepisów, reguł i poleceń. Tak ma być i już. Wola Boska.

Dyżur w kuchni. Joanna nie może patrzeć na spiżarnię od podłogi do sufitu wypchaną jedzeniem. Dla niej ubóstwo oznaczało, że ma się tylko habit, wiaderko do mycia i grzebień. Jak Matka Teresa. A tu siostry kroją dziesięć ciast na podwieczorek. I dla przełożonych gotują w osobnym garnku lepsze jedzenie. Może się pomyliła i powinna wstąpić do misjonarek miłości?

Południe. Czas na Anioł Pański. Dziś w kaplicy. W niedzielę jest transmisja z Watykanu i siostry modlą się przed telewizorem. Tak samo było w czasie pielgrzymki, kiedy Jan Paweł II wznosił hostię na ekranie. Miały brać udział w mszy, a Mistrzy­ni kazała duchowo łączyć się z Papieżem.

Magdalena w ogrodzie. Wychowała się w bloku, nie ma pojęcia o ogrodnictwie. Siostra Euzebia opowiada jej, co gdzie rośnie, prosi o wyrwanie chwastów. Jeśli coś nazywa się śmier­dziuszek, to chyba musi być chwastem? - Coś ty narobiła, dziewczyno! Przecież to są kwiaty! - krzyczy Euzebia.

Obiad. Wreszcie razem z Magdaleną w refektarzu, bo siedzi się powołaniami, rocznikami, a im wypadło, że naprzeciw siebie. To musiała być wola Boska, inaczej nie zaczęłyby ze sobą rozmawiać. Jeść trzeba w milczeniu, słuchając literatury religijnej.

Ale można przynajmniej bezkarnie na siebie patrzeć. I czasem dowiedzieć się, o czym współsiostra myśli, co lubi, a czego nie.

Joanna często jest lektorką. Czyta, a współsiostry jedzą. Kiedy kończy, zwykle nie ma już dla niej obiadu. Jedyna szansa, że będą jakieś resztki przy stole, gdzie siedzi Matka i reszta generalatu. Te resztki z lepszego garnka.

Po obiedzie rekreacja. Czas wolny wspólny, który spędza się razem z innymi siostrami. Rekreacja jest traktowana bardzo poważnie, bo, jak wyjaśniła im to Mistrzyni, służy nie tylko odprężeniu umysłu wśród pracy, ale przede wszystkim zacieśnieniu więzów jedności i miłości w Chrystusie. Joanna nienawidzi tych rozmów o niczym, przyklejonych uśmiechów i obowiązkowego dzielenia się radością życia. Dziś omawianie są nadchodzące imieniny siostry Wikarii, najważniejszej osoby po Matce Generalnej. Joanna przysiada się do Magdaleny i z nudów bawi się sprzączką od jej sandałów. Przynajmniej w taki sposób może być blisko. Słucha z niedowierzaniem, jak Magdalena z werwą omawia szczegóły prezentu. Planowany jest obraz świętego Dominika haftem krzyżykowym, jeśli zdążą go wykonać, a jeśli nie, to figurki wszystkich postulantek z modeliny.

4 z 8
123rf.com
123rf.com

Chce się zatopić w jego miłości, ale On nie jest cieleśnie. Nie rozmawia. Nie przytula

Joanna czeka na Magdalenę na peronie z bukiecikiem chabrów. Czerwiec, jest gorąco. Pociąg się spóźnia. Magdalena nie ma na sobie czarnej spódnicy i białej bluzki. Nie ma skromnej fryzury. Niesforne loki, sukienka w kwiaty. Joannie szybciej bije serce: jaka piękna!

W zakonie mają być jutro po południu. Nocują u kuzynki Joanny. W kawalerce jest tylko jedno łóżko. Kuzynka daje im dwie poduszki i koc, a sama kładzie się w kuchni. Nie śpią. Po raz pierwszy są tak blisko ze sobą. Z drugim człowiekiem. Tylko że ten człowiek jest kobietą. Czy to się podoba Bogu? Bóg mówi: wiara, nadzieja, miłość, a spośród nich największa jest miłość. Magdalena mówi, że kocha. Zatrzymuje się na moment świat. Chcą się połączyć. Chcą stać się jednym.

Jak po takiej nocy wrócić do zakonu? Nie są już tylko ?sio­strami w Chrystusie?. Magdalena uważa, że ich więź duchowa usprawiedliwia fizyczną, więc to nie jest grzech. Joanna myśli, że to jednak grzech. Szuka spowiednika. Ten podchodzi ze zrozumieniem. Mówi, że jeśli sytuacja się powtórzy, warto pomyśleć o odejściu z zakonu. Daje rozgrzeszenie.

Przed bramą klasztoru Joanna siada na ławce. Nie chce pójść dalej. Życie w zakonie to rozdzielenie z Magdaleną. Życie na wolności to grzech. Płacze. Magdalena mówi, że sobie pora­dzą i żeby wracać.

Mistrzyni zaostrza rygor. Czujnie im się przygląda. Magdalenie przydziela do pokoju siostrę Jankę: ? Gdzie byłaś, Madzia? A co tam robiłaś? Wychodzisz? Pójdę z tobą ? i tak w kółko, Janka nie odpuszcza ani na moment. Mistrzyni publicznie rozlicza je z potajemnych schadzek. Rekreacja zamienia się w sąd: ? Sio­stry, wczoraj zostałyście razem z tyłu na spacerze i przyszłyście piętnaście minut po wszystkich. Izolujecie się od wspólnoty! Tak nie wolno! Co się z wami dzieje?

Coraz trudniej się wymknąć. Coraz trudniej wykraść chwi­lę dla siebie. Najpierw o świcie, gdy Janka wyjdzie do łazienki. Potem między śniadaniem a obowiązkami, kiedy przebierają się w robocze ubrania. Jeśli odpowiednio długo się zbierają i zosta­ną przez przypadek same, zdążą jeszcze się przytulić w pokoju Joanny. Później dopiero czas wolny przed nieszporami. Jeśli nie w starym domku, to w korytarzu nad pokojami generalatu. Albo w ogrodzie pod czereśnią. Coraz mniej liczą się z opinią, coraz więcej reguł i zakazów łamią. Atmosfera jest napięta, coś pęcznieje w powietrzu. Wszyscy czekają na wybuch.

Magdalena nie chce myśleć o przyszłości. Niech ta chwila trwa, niech nie trzeba będzie podejmować żadnych decyzji. Ale jak długo można nie nazywać tego, co się między nimi dzieje?

Joanna jest rozdarta. On dał jej wszystko, On poświęcił się dla niej. A ona Go zawodzi, ona Go zdradziła.

Ale przecież to On postawił na jej drodze Magdalenę. Może wystawia na próbę, a może chce, żeby ją kochała? Miłość jest czystym dobrem, nie może być złem. A Joanna chce poświęcić swoje życie dla miłości. Dla Niego. Dla niej.

Z Nim chce się połączyć. Z Nim być jednością. W Jego miłości zatopić.

Ale On nie jest cieleśnie. Nie rozmawia. Nie przytula.

Sama siebie musisz utulić.

A Magdalena jest obok. Pyta, uśmiecha się, dotyka. Fascy­nuje, zachwyca, pociąga. Czy Joanna ma dla niej zostawić to życie, gdzie są wszystkie odpowiedzi, gdzie nie ma lęku?

Całą noc sama modli się w kaplicy.

Zacznie wszystko od początku. Odejdzie do misjonarek miłości. Poświęci Magdalenę.

5 z 8
123rf.com
123rf.com

Siostra chyba za mało się modli

Spotkała się z rodziną. Brat mieszka w Londynie. Po co przyjechał? - zastanawia się Justyna. I znowu ma przed oczami wszystko, o czym chciała zapomnieć. Migawki z przeszłości. Ona i brat. W jednym pokoju. Sami. Drzwi zamknięte. Na łóżku. Albo w łazience. Nie może się wyrwać. Nie może uciec. To trwało przez wiele lat. Nikt nic nie wiedział. Nikt nic nie zauważył. Wyjechać. Zapomnieć. Nie da się zapomnieć. Wszyst­ko wraca w nocy. Kiedy nie śpi i przewraca się z boku na bok. Kiedy budzi się z krzykiem. A brat? Brat ma się dobrze. Ślub, teraz dziecko. Przyjechał pokazać. To chłopiec. Na szczęście - myśli Justyna.

Idzie do spowiednika. Wreszcie szepcze: - Mam trudną przeszłość. Brat mnie molestował. Ksiądz wspiera, dodaje otuchy: - Mogę pomóc duchowo, ale tutaj potrzebny jest psycholog.

Justyna idzie do Matki, tej, która wygląda jak anioł. Na spotkanie z psychologiem musi mieć jej zgodę.

- Wykluczone, siostro. Jaki psycholog? Po co?

- Spowiednik mi zalecił.

- Ale o co chodzi? Siostra chyba za mało się modli.

- To sprawy rodzinne. Proszę pozwolić mi o nich teraz nie mówić.

- Przede mną nie powinna mieć siostra tajemnic.

Justyna więc mówi i czuje, jak musi wyciągać z gardła każde słowo. Jak zmusza się do tego wyznania, żeby zadowolić Matkę.

- Takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny - cedzi Matka. - A skoro siostrze sakrament spowiedzi nie wystarcza, to chyba ma siostra udział w tym grzechu...

Matka pozwala na spotkanie z psychologiem, ale tylko na jedno. Justyna prosi o urszulankę, którą zna z rekolekcji. Siostra psycholog zaleca terapię. Jak najszybciej. Znowu musi prosić o zgodę. Matka uważa, że Justyna przynosi hańbę zgromadzeniu. Że rozmawiać o tym swoim grzechu powinna tylko z kapłanem. Bo jakie świadectwo by wystawiła zakonowi, gdyby mówiła o tym z kimś innym. - Jakim grzechu? Gdzie tu jest moja wina? - płacze Justyna, kiedy widzi ją tylko Chrystus.

Matka na każdym kroku daje jej odczuć, jak wielkim jest problemem dla zgromadzenia. W końcu niechętnie wyraża zgodę na psychologa. Jeśli to konieczne. Ale musi to być ksiądz.

Terapia nie zatrzymuje osuwania się Justyny w ciemność. Jest coraz gorzej. Trafia na oddział psychiatryczny. Diagnoza: depresja.

Matka ukrywa przed resztą sióstr, gdzie jest Justyna. Mówi, że wyjechała, nikt jej więc nie odwiedza.

Justyna kontaktuje się po kryjomu ze swoimi koleżankami, z którymi kiedyś śmiała się pod kaplicą i jadła chipsy. Czasem więc przychodzą do niej do szpitala w tajemnicy przed resztą.

Wraca po dwóch miesiącach. Czuje na sobie spojrzenia przełożonych. Na pewno Matka powiedziała im o wszystkim. Spojrzenia wydają na nią wyrok: to jest ta słaba. Ta, która sobie nie poradzi.

Wytrzymuje trzy tygodnie. Prosi Matkę o zwolnienie ze ślubów. O tym też nie wolno mówić. Siostra ma po prostu znik­nąć z życia wspólnoty. Najlepiej, żeby odeszła o świcie, kiedy wszyscy są w kaplicy. A Matka ogłosi to przy śniadaniu. W re­fektarzu. Stanie przy pulpicie i powie: Bóg dał, Bóg wziął. Dziś odeszła od nas siostra taka i taka. Tyle. Żadnych pożegnań. Żadnych rozmów o tym, co się stało. Proszę jeść dalej.

Justyna w przeddzień odejścia wysyła esemesy do sióstr, żeby zdążyć je uścisnąć, zanim zniknie z ich życia. Wszystkie płaczą. Płaczą nawet przełożone. Ale nie Matka.

Justyna zostawia habit na furcie i wychodzi. Nie ma pojęcia, co dalej.

Tęskni. Nie widzi swojego życia inaczej niż poświęconego Bogu, w zakonie. Dwa miesiące później rozmawia z przełożonymi, czy może wrócić.

Siostro, w Konstytucjach zgromadzenia jest zapisane, że gdy u kogoś rozpoznano chorobę psychiczną, nie może być przyjęty ponownie. A u siostry zdiagnozowano przecież depresję. Wola Boża.

6 z 8
123rf.com
123rf.com

Inne jej to oko wydziobały

Zaczęła mi się podobać praca w kuchni, bo mogłam wynosić zlewki. Ciężkie, blaszane wiadra, zawsze pełne. Przynajmniej dziesięć kilo. Szło się z nimi do kur. Tam była siostra, która chyba cały czas siedziała w tym kurniku. Zagadywałam ją. Była z tego rocznika, co Patrycja. Po podstawówce przyszła i tak już została. Ona nic nie miała, ojciec pił, bił matkę. Chciała się uczyć. Skończyła w tym kurniku. To one decydują, co będzie - kurnik czy szkoła. Ta siostra była fajna, uczciwa i sympatyczna. I w tym sianie, gnoju, kurzych gównach na całe życie ugrzęzła.

Była tam taka mała kura bez oka. Pytam: czemu ona nie ma tego oka? Bo jej wydziobały. Inne kury tej małej strasznie nie lubiły, cały czas ją przeganiały. Zawsze pióra miała wysku­bane. Zaprzyjaźniłam się z tą kurą od razu. Chodziła w tę stro­nę, gdzie miała oko. Nie do przodu, gdzie dziób, tylko za tym okiem. To mnie zafascynowało. Najlepsze zlewki jej dawałam. Żal mi było tej kury. Wymogłam, że póki będę, to jej nie zabiją. Wydawała mi się taka bliska. Ona chyba wyczaiła, że ją lubię, bo zawsze do mnie biegła. Cieszyła się na mój widok. Codzien­nie tam przesiadywałam i z nią rozmawiałam. Opowiadałam jej o wszystkim. O Patrycji, ojcu od sarenek i o tym, że chyba nie stanę się zakonnicą. Miałam przyjaciela, jednooką kurkę. To była jedna z niewielu ludzkich istot w tym zakonie.

Powołanie musi być pielęgnowane przez dobro. W zakonie tego nie było. Poszłam porozmawiać z prowincjalną. Mówiłam o Patrycji i o tym, co mi się nie podoba. Nie było jeszcze słowa mobbing. Gdyby było, to może mogłabym się jakoś bronić? Może zostałabym potraktowana poważniej? Ale nie wiem, bo prowincjałka przyjaźniła się z Patrycją i wzięła jej stronę. Powiedziała, że kłamię. Tego już było za wiele. Wiedziałam, że Teresa i Faustyna też były gnębione, ale ja nie czułam się wyróżniona. Chciałam mieć wizje, jak każda zakonnica, chciałam, żeby Bóg przyszedł. Ale nie przyszedł.

- Siostra będzie się przed Bogiem tłumaczyła za moje powołanie - powiedziałam Patrycji na pożegnanie.

Dały mi na bilet do domu. Poszłam do siostry Kazimiery. Była zawiedziona: - Nie, Iwonko, miałaś tam krakać, jak i one. Być posłuszna. Za wcześnie wystąpiłaś. Wróciłam do rodziców. Czułam się jak wypuszczona z klatki, obco, strasznie. Tęskniłam za moją kurką. Raz mi się przyśniło, że te, które ją dziobały, poszły na rosół, a ona w spokoju doczekała kurzej starości. Ale myślę, że ją też zjedli.

7 z 8
ALBERT ZAWADA
ALBERT ZAWADA

Jestem nikim. Jestem do pomocy. Nie mam powołania

Żyję w wielkiej ciszy. Z nikim nie rozmawiam. Nikt do mnie nic nie mówi. Żyję osobno. To byłoby dobre, gdyby był Bóg. Ale Jego nie ma.

Nie widzę wokół siebie ani jednej życzliwej twarzy. Wszy­scy są twardzi - żądają, wymagają, oceniają, sądzą, badają. Czuję się głupia. Nikt mi nie wierzy. Kiedy mówię, że jest mi przykro, bo siostra powiedziała coś nieprzyjemnego, słyszę: to twój problem.

Nie mam odwagi nic zrobić. Gdyby nie posłuszeństwo - może też oparte na lęku - chyba nic bym nie robiła. Wokół taka cisza, ale burza wisi w powietrzu. We mnie uderzy grom, czy będę stać, czy uciekać. Nie mam dokąd pójść. Nie mam do kogo zadzwonić. Napisać. Zagadać. Tylko siostra Olga nie bała się mojego smutku, nie bała się mnie. Ale nie dopuszczono jej do ślubów. Nie ma jej już.

Słabnie moje poczucie humoru. Uśmiecham się półgębkiem ze strachu, nie zaprzeczam, nie dociekam. Często nie rozumiem, o co chodzi, ale boję się przyznać. Uśmiecham się i potakuję. Nie pragnę wyłącznej przyjaźni, tylko wspólnoty, o której tyle się tu mówi, a której wcale nie ma. (...)

Co mnie tu trzyma? Czy gdybym odeszła, miałabym gdzie pójść? Nie. Nie ma takiego miejsca na ziemi.

W kaplicy jestem cztery godziny dziennie. Modlitwa jest dla mnie torturą. Po południu ogarnia mnie senność, bar­dzo nieprzyjemna, jeśli jest silna. Mam dreszcze, marzę, żeby wyjść z kaplicy na świeże powietrze. Wtedy odżywam. Tam umieram. Nie lubię się modlić. Skubię skórki. Ręce mnie pieką i są całe w ranach. Gdy nie mogę skubać, mam dreszcze. Denerwuję się. Wystukuję rytm nogą, przeciągam się. Boli mnie żołądek. Czuję, że Pan Jezus rozmawia z innymi siostrami, one Mu się podobają, a ja nie. Przeżywam to w każdej sekundzie.

Czuję smutek, rozpacz, strach, samotność. Mrok, cisza, beznadzieja. Nie ma stąd wyjścia.

Jestem nikim. Jestem do pomocy. Każdy może mi rozkazy­wać. Lubię przebywać z postulantkami, bo tylko one mnie szanują.

Nie mówię nic, bo nie jest ważne, co mówię. Nie warto nic mówić.

Na widok Mistrzyni zaczęło mi braknąć tchu i ściskać w gardle ze strachu.

Niechętnie całuję krzyżyk, habit, zapominam o tym.

Marzę o ucieczce.

Nie mam powołania.

8 z 8
mat.prasowe
mat.prasowe

Marta Abramowicz

Marta Abramowicz (1978) - dziennikarka, badaczka, psycholożka. Reportażu uczyła się pod okiem Hanny Krall. Napisała wiele tekstów lekkich, gazetowych, i sporo poważniejszych, naukowych, w tym kilka książek. Robi badania społeczne, najczęściej o ludziach, którym trudniej się odnaleźć. Zawsze najbliżsi jej byli wykluczeni, więc od lat z różnymi organizacjami pozarządowymi szuka sprytnych sposobów na zmianę świata.

Książkę "Zakonnice odchodzą po cichu" opublikowało Wydawnictwo Krytyki Politycznej.

Książkę kupisz TU.

Przeczytaj wywiad z autorką "Dokąd idą nieposłuszne zakonnice".

Skontaktuj się z autorką.

Komentarze
Przeczytałem; zastanawiające, że niemal każda z bohaterek po odejściu z zakonu osiągnęła sukces, a gdyby pozostały na chwałę Chrystusa...
już oceniałe(a)ś
1
0
W dzisiejszych czasach isc do zakonu to idiotyzm szczegolnie w Polsce.kiedys tlumoki z wielodzietnych rodzin sie tam chowaly. Na zachodzie sa jeszcze zakony ktore robia cos pozytecznego w Austri zakonnice nawet prowadza Hotel, gdzies na Misjach w Afryce moze tez cos sesownego robia ale wiekszosc to sadystki znecajace sie nad innymi .
już oceniałe(a)ś
0
1
Przewiń i czytaj dalej Wysokie Obcasy