- Od wielu lat narzucane mi były pomysły na to, jak powinnam wyglądać, ubierać się, mówić lub jak powinnam się prezentować. Ta presja spowodowała u mnie skutek zupełnie odwrotny i zamiast podążać za narzucanymi mi ideologiami, przeciwstawiałam się im - mówi słowacka artystka Karin Ann.
To jubileuszowa 20. Parada Równości w Warszawie. Po rocznej przerwie spowodowanej pandemią na ulice stolicy wraca kolorowy marsz. Poprzednia Parada w 2019 r. była rekordowa, wzięło w niej udział 80 tys. osób. Ale tamten rok był wyjątkowy. Parady odbywały się wtedy w wielu miastach w Polsce. Nawet tam, gdzie pochodów z tęczową flagą w ręku nigdy wcześniej nie było. Tym razem, przez obostrzenia sanitarne, warszawska parada znów jest jedyna w Polsce. Można się więc spodziewać, że wezmą niej udział nie tylko mieszkańcy Warszawy i najbliższej okolicy, ale przyjadą na nią również goście z innych miast.
Problem tkwi w tym, że ktoś na flagę reaguje tak a nie inaczej. Że ktoś na kogoś donosi, oczywiście anonimowo, bo nie ma cywilnej odwagi, by stanąć twarzą w twarz. Że ktoś swoje fobie i obsesję załatwia cudzymi rękami.
Dziwny to kraj, w którym porządek moralny upada, gdy dorośli ludzie wyznają sobie miłość, a kwitnie, kiedy wejścia do kościoła strzeże policja, po ulicach maszerują "wojownicy Maryi", a łamanie ludzkiej godności odbywa się pod sztandarami obrony chrześcijańskich wartości.
Tęczowa flaga nabrała dodatkowych znaczeń. Nie jest już postrzegana wyłącznie jako symbol społeczności LGBT+ - urosła bowiem do rangi znienawidzonego przez władzę i wielu duchownych oraz hierarchów Kościoła katolickiego znaku wolności i solidarności z tymi, którymi dziś się pogardza, wobec których wzbudza się pogromowe nastroje i którym odmawia się ludzkich praw.
- Jako specjalistka od niszczenia dziedzictwa kulturowego powiem wam tylko jedno... Weźcie łańcuch zamiast liny, pójdzie szybciej - skomentowała Erin L. Thompson, historyczka sztuki z Uniwersytetu w Nowym Jorku, filmik, na którym protestujący usiłują obalić pomnika Kolumba w Minnesocie.
- Prawica zmonopolizowała przestrzeń publiczną, a my się do tego przyzwyczailiśmy. Pole widzenia wypełniają nam krzyże, symbole wojenne, no i wszechobecne reklamy. Nie ma tu miejsca nie tylko na tęczę. Gdzie historia ludowa, robotnicza, gdzie historia kobiet? - mówi badacz kultury wizualnej dr Łukasz Zaremba.
Zasada wolności słowa nie pozwala karać za umieszczenie szalika czy tęczowej flagi na figurze. To komunikat symboliczny, a nie zniewaga.
Emancypacja zawsze miała mądrych wujków i ciocie besserwisserki, co to z kanapy opowiadają, że czarni, kobiety, chłopi robią to nieodpowiednio i brzydko.
Ach, ci członkowie mniejszości. Nic, tylko by protestowali, mącili, domagali się praw i szacunku. A przecież sprawa jest prosta: wystarczy zasłużyć na postument.
"W Warszawie dzieją się dantejskie sceny, bije się ludzi. Ta piosenka jest przeciwko przemocy" - mówiła ze sceny Daria Zawiałow, zapowiadając piosenkę "Niemiłość" i odnosząc się do pacyfikowanych przez policję demonstracji solidarności z aresztowaną Margot oraz zatrzymanymi, którzy stanęli w obronie aktywistki LGBT.
Oczywiście rozumiem, że za ochroną symboli stoi ludzka emocjonalna potrzeba obcowania z przekazem mającym budzić trwogę i cześć. Dlaczego jednak ochrona tego, co sobie wyobrażamy, musi być od razu prawna? Zainteresowani relacją symbolizowania powinni dbać o wagę upodobanego mitu i symbolu, a nie używać narzędzi prawnych do jej zatwierdzania.
By zachować się konsekwentnie, polski rząd będzie musiał wkrótce postawić następujące pytania: czy w ramach utożsamienia symbolu z rzeczą należy teraz zakazać atmosferycznej tęczy na niebie bądź wycofać z przestrzeni publicznej lub zamalować ołtarz mariacki Hansa Memlinga w Gdańsku, na którym Chrystus - siedząc, a jakże, tradycyjnie na tęczy - organizuje sąd ostateczny?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.