"Komfort pacjenta to sprawa drugorzędna" - powiedział Mateusz Oczkowski z resortu zdrowia matce, która co dwa dni wkłuwa się w żyły 2,5-latka, żeby podać mu lek. Mogłaby to robić rzadziej albo w innej formie, ale administracja w ministerstwie zawodzi w tej sprawie.
- Na początku może się okazać, że 500 mln zł rocznie przeznaczone na in vitro okaże się niewystarczające. Z czasem sytuacja się unormuje i kwota zapisana w ustawie może pokryć wszystkie potrzeby - mówi Marta Górna, prezeska Stowarzyszenia na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".
Na zmianach, które chce wprowadzić resort zdrowia, stracą drastycznie nie tylko chorzy ze stomią, ale także miliony pacjentów z nietrzymaniem moczu.
Po raz pierwszy od 1999 roku Ministerstwo Zdrowia uprościło zasady refundacji wyrobów medycznych dla pacjentów z nietrzymaniem moczu i podniosło limity finansowania.
Można się starać o zwrot kosztów zakupu różnych niezbędnych chorym przedmiotów, np. okularów, pieluchomajtek, protez, ortez ortopedycznych, wózków inwalidzkich, zestawów infuzyjnych do osobistych pomp insulinowych, kul, balkoników czy obuwia ortopedycznego. Komu i kiedy należy się refundacja?
Co roku lekarze i pielęgniarki wypisują 3,5 miliona zleceń na wyroby medyczne - okulary, buty ortopedyczne, protezy, peruki, balkoniki, aparaty słuchowe, materace przeciwodleżynowe, gorsety itp. Jeśli sprzęt się popsuje, lekarz wypisuje zlecenie na jego naprawę.
W niedzielę 6 października, siedem lat po wielkich demonstracjach przeciwko wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych, na ulice Paryża wyszli przeciwnicy rozszerzenia prawa do in vitro dla lesbijek i singielek, które pod koniec września przyjął parlament. Ale zmiany w prawie wydają się już nie do zatrzymania.
Ministerstwo Zdrowia znalazło sposób, by rodzice dzieci chorych na zespół TRAPS przestali je prosić o refundację potrzebnego im leku.
Konrad ma tylko 20 lat i jest prawdopodobnie jedynym człowiekiem na świecie, który choruje jednocześnie na dwie ciężkie choroby genetyczne - zespół Budda-Chiari i nocną napadową hemoglobinurię. Chłopak przeszedł już transplantację wątroby. Przed nim jest jeszcze przeszczep szpiku. Żeby dotrwać do zabiegu Konrad potrzebuje ekulizumabu. To jeden z najdroższych leków na świecie, ale jedyny, który może uratować życie. NFZ odmówił jego refundacji.
W naszym proteście nie chodzi o to, by protestować. Żyjemy w wystarczająco rozsądnym otoczeniu, by minister Arłukowic poszedł po rozum do głowy i szybko zmienił jeden z zapisów w ustawie. Odbijamy się od buńczucznych, agresywnych deklaracji ministra i premiera, że ustawa refundacyjna jest jak kryształowa kula, że można albo chcieć ją zniszczyć i każdy kto źle o niej mówi, idzie ręka w rękę z przemysłem farmaceutycznym, który chce powrotu dzikiego zachodu, albo trzeba ją zaakceptować taką, jaka jest. My mówimy, że jest jeden artykuł w tej ustawie, który trzeba zmienić. Chodzi o art. 48 ust 8, który mówi o tych trzech sytuacjach, w jakich lekarz ma być karany nienależną refundacją. Uważamy, że ten przepis nie ma racji bytu. Jest niebezpieczny dla lekarzy i przede wszystkim - dla pacjentów. Bo dziś lekarze boją się wystawiać recepty. Niech politycy zostawią nam leczenie. My dziś mamy obowiązki sprawozdawcze i obowiązki księgowego, a z całym szacunkiem dla księgowych, to nie jest nasza robota. A lęk przed karą za niezawinione błędy paraliżuje przed działaniem. To głupie - mówi dr Konstanty Radziwiłł, lekarz rodzinny i wiceprezes NRL, w rozmowie z Agnieszką Kublik, dziennikarką ''Gazety Wyborczej''
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.