Nowoczesne leczenie polega nie tylko na stosowaniu drogich terapii. Czasem wymaga złamania schematu. Gdy sytuacja wydaje się beznadziejna, ryzyko związane z nietypowym podejściem może się opłacić.
Gdy wchodzi się na pewien poziom wytrenowania, zaczyna pojawiać się chęć rywalizacji, rządzi adrenalina, szczególnie, gdy jedzie się w grupie. Taki trening to duże obciążenie kardiologiczne.
Nikt nie powiedział chłopcu, że straci rękę. Po operacji na widok lekarzy odwracał się w stronę ściany. Na kontrolnych wizytach przez pięć lat nie odezwał się do nas ani słowem.
Każdemu epizodowi drgawek towarzyszył niski poziom cukru we krwi. Pacjentka chciała wrócić do domu, do synka, a my nie mieliśmy diagnozy - opowiada endokrynolożka prof. Alina Kuryłowicz.
Oddział, który kojarzył się z komplikacjami i śmiercią wielu pacjentów, zaczął leczyć prawie bez powikłań. Okazało się, że każdy szczegół ma znaczenie. Jak podczas lotu samolotem.
W szpitalu masowo wyrywałem zepsute zęby, bo przez nie operacja może skończyć się zakażeniem. Wielu Polakom brakuje zębów, a protezy działają dobrze tylko w reklamach telewizyjnych. Jabłka z nią nie zjesz.
Miał chore zatoki, ale nie chciał rezygnować z podróży. Na autostradzie stracił przytomność. Jego żona szybko zareagowała - chwyciła za kierownicę i uchroniła ich przed wypadkiem.
Na Atlantyku dopadł nas huragan. Ptak wpadł do kabiny kapitana i rozszarpał mu rękę. Z czasem, z tego wypadku zrobiła się przygoda do wspominania. W pamięci mam jednak inne wakacje z tragicznym wydarzeniem.
Wyglądał jak profesjonalny kolarz. Poza tym, że tego dnia nie założył kasku. Teraz zakłada koszulkę ze śmigłowcem i nazwą naszej bazy.
Ciągle bolał go brzuch. Chodził po lekarzach, robił różne badania, wyniki niczego nie pokazywały. W końcu lekarze zaczęli pacjentowi sugerować, że to problem psychiczny.
Z powodu ostrej reakcji na lek, skóra dostała sygnał, że powinna umrzeć. A skoro tak, to musi odpaść. Tak w dermatologii wygląda stan zagrożenia życia.
Po operacji mama chłopca zapytała, co może mi dać. Powiedziałem, że chcę jego zdjęcie, jak znowu wsiądzie na rower. To zdjęcie przypomina nam, co właściwie na co dzień robimy.
W Polsce na obecność wirusa HIV testuje się tylko 9 proc. ludzi. To bardzo mało! Jest wiele tragicznych historii.
Kilka lat temu zgłosił się do mnie pacjent. Powiedział, że chciałby się u mnie leczyć, bo stracił zaufanie do swojej lekarki. - Stwierdziła, że jestem idiotą, bo nie kontroluję poziomu cukru, nie robię zastrzyków z insuliny i w ogóle nie leczę się tak, jak powinienem - wyjaśnił.
Cztery lata temu zgłosiła się do mnie 47-letnia kobieta, której losy ewoluowały w trakcie terapii. Emanował z niej jednak jakiś urok, może dzięki skośnym, choć smutnym oczom.
Agnieszka zawsze była bardzo aktywną kobietą. Praca w biurze rachunkowym, życie towarzyskie, dom, dzieci - na wszystko znajdowała energię. Lubiła podróżować i jeździć z mężem na wycieczki rowerowe. Nie leczyła się z powodu chorób przewlekłych.
Wyniki badań przychodzą wcześniej, operacje trwają krócej, a pacjenci wybudzają się szybciej. Wszystko inne ma być jak w życiu, aktorzy ćwiczą więc szycie chirurgiczne na papierowych ręcznikach i oglądają w szpitalach prawdziwe zabiegi
Gdy byłem jeszcze młodym lekarzem, do gabinetu weterynaryjnego przyszła kobieta z kotem, który nie chciał ani pić, ani jeść, bardzo szybko oddychał i charczał. Objawy były niepokojące. Zarówno ja, jak i właścicielka podejrzewaliśmy, że kot się przeziębił lub ma zapalenie płuc.
Kilka lat temu przyszła do mnie 50-letnia pacjentka cierpiąca na nadciśnienie tętnicze. Zleciłam wykonanie badań w kierunku wykluczenia chorób, które mogłyby wtórnie spowodować wzrost ciśnienia. USG brzucha miało zidentyfikować ewentualne problemy z nerkami.
Ta historia wydarzyła się kilka lat temu w prima aprilis. Zapamiętałam ten dzień, bo wszyscy jej uczestnicy, włącznie ze mną, na początku byli przekonani, że ktoś ich wkręca.
Kiedyś jednego dnia przywieziono do naszej kliniki z dwóch różnych szpitali kobiety z kardiomiopatią połogową. Ta choroba oznacza zagrożenie życia.
Ta historia wydarzyła się kilka lat temu. Świętowaliśmy pewną uroczystość i wybraliśmy się z grupą znajomych do restauracji na kolację. To była popularna knajpa rybna.
Była uczennicą renomowanego warszawskiego liceum. Miała mnóstwo znajomych, była szczęśliwą nastolatką. Niezbyt groźny - jak by się mogło wydawać - wypadek wszystko to przekreślił.
Ta historia wydarzyła się rok temu. Wieczorem na mój prywatny telefon zadzwonił bardzo zdenerwowany mężczyzna. Przepraszał za późną porę. Powiedział, że kontakt do mnie dostał od znajomego i że jego córka potrzebuje pomocy. Błagał, by ją ratować.
Trzydzieści lat temu do Kliniki Pediatrycznej w Warszawie, w której wówczas pracowałem, została przyjęta dziewczynka z silnymi bólami brzucha i niewielkimi nudnościami. Mogła mieć 11, najwyżej 12 lat.
Kilkanaście lat temu zgłosiła się do mnie młoda kobieta kompletnie załamana z powodu swojej dolegliwości.
Ta historia zdarzyła się półtora roku temu w Pruszkowie, w dniu finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. 63-letni pan Andrzej brał w nim udział. Kiedy poczuł silny ból głowy i szyi, zaniepokojony postanowił wrócić do domu.
Na konsultację zgłosiła się do mnie para - 30-letnia kobieta i jej 32-letni partner. Pacjentka miała za sobą dwa poronienia, oba w podobnym terminie, około dziesiątego tygodnia ciąży. Para chciała się dowiedzieć, dlaczego dochodzi do poronień i co należy zrobić, by więcej to się nie powtórzyło. Byli bardzo przytłoczeni stratą.
Wciąż pamiętam historię pewnego chłopca. Zawsze o nim myślę w noc sylwestrową. Zajmowałam się nim wraz z innymi lekarzami szpitala od pierwszych chwil jego życia.
Specjalizacja, którą wybrałem, utrudnia nawiązanie relacji emocjonalnej z pacjentem, dlatego niewielu z nich pamiętam. Jednak są takie historie, które mnie zaskoczyły, wzruszyły i pozostały w pamięci.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.