Przyszli sędziowie na dzień dobry dostają mniej niż pensja minimalna i zakaz innej pracy. Nie mają urlopów rodzicielskich, o L4 też mogą zapomnieć. Kredyt na mieszkanie? Nikt im go nie udzieli. Dzisiaj, aby być sędzią, trzeba mieć albo żonę, męża, rodzica, którzy płacą ci za życie, albo pracować na czarno. - Na 30 metrach mieszkają trzy aplikantki - opisuje przyszła sędzina Wiktoria.
Ci bogatsi pieniądze na utrzymanie dostają od rodziców, więc mogą pozwolić sobie na darmowe praktyki. Mniej uprzywilejowani pracują zarobkowo, żeby za zaoszczędzone pieniądze pracować za "wpis w CV". - To śmieszne, ale żeby móc pracować w kancelarii za darmo przez trzy miesiące, musiałam przez pół roku oszczędzać - opowiada Alicja.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.