Mamy szczyt zachorowań wśród dzieci. Na wizytę u lekarza na pediatrycznym szpitalnym oddziale ratunkowym czeka się nawet siedem godzin! W warszawskich lecznicach brakuje miejsc, więc dzieci są wysyłane np. do Wołomina czy Sochaczewa.
Jutro wieczorem w szpitalu przy Lindleya powinno być włączone ogrzewanie - obiecują w lecznicy, a pacjenci nadal marzną i dogrzewają się grzejnikami przywiezionymi z domów. Niestety, nadal są też kłopoty z ciepłą wodą, która zdaniem lekarzy pojawia się i znika.
W budynku, w którym mieszczą się: pięć oddziałów kliniki ortopedii, OIOM, sala operacyjna i poradnia szpitala przy ul. Lindleya, nie działa ogrzewanie i nie ma gorącej wody. Pacjenci przywożą grzejniki z domów, pielęgniarki chodzą w swetrach.
W stołecznym szpitalu przy ul. Lindleya po godz. 8 rozpoczął się pierwszy w Polsce łańcuchowy przeszczep nerek. Trzy pary wymienią się organami.
Dwa lata czekała pani Ewa na operację zaćmy w szpitalu przy ul. Lindleya. Zabieg odwołano. Kiedy się odbędzie? Nie wiadomo. - To skandal - mówi nasza czytelniczka. - Mam 70 lat i jestem czynna zawodowo, w końcu mogę stracić wzrok
Pacjent: - W szpitalu przy Lindleya musiałem za lekki gips zapłacić 240 zł. NFZ: - Nie można pobierać opłat od chorych. Szpital: - To nie my bierzemy pieniądze, tylko gipsiarz.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.