Zdałem sobie sprawę, że to jest serial, którego nikt nie chce. I z przekory postanowiłem: muszę w to iść. Sam chciałem - mówi Michał Rosa, reżyser serialu "Osiecka".
Niby tytuł nie pozostawia złudzeń, jednak po trzech odcinkach "Osieckiej" Roberta Glińskiego i Michała Rosy wciąż jeszcze nie jestem pewien, o czym właściwie jest to serial. Wiem za to, dla kogo ten serial nie jest. Ci, którzy nie pamiętają PRL-u, szybko się w nim pogubią.
W odstępie tygodnia do kin trafiły "Piłsudski" Michała Rosy i "Legiony" Dariusza Gajewskiego. Porównujemy dwa filmy o odzyskiwaniu niepodległości.
Wysokonakładowe przedsięwzięcia historyczne, takie jak film o Józefie Piłsudskim, budzą zwykle obawy, że zostaną wykorzystane na rzecz aktualnej koniunktury. Michał Rosa znalazł dla "Piłsudskiego" oryginalną formułę. Daleką zarówno od historycznego komiksu, jak i od epiki rewolucyjnej w starym stylu.
Listopad 1918 r., Józef Piłsudski (w jego roli Borys Szyc) w szarym mundurze i w maciejówce na głowie jedzie samochodem do warszawskiej Cytadeli, żeby przez radio poinformować o istnieniu niepodległej Polski. Czarny odkryty wóz z rejestracją 1635 prowadzi kierowca w skórzanej kurtce. Obok niego siedzi adiutant Piłsudskiego. Kamera idzie w dół na statywie, śledząc, jak samochód wjeżdża na teren Cytadeli, adiutant na baczność otwiera tylne drzwi, Piłsudski wysiada, odpowiada salutującym mu żołnierzom i maszeruje w lewo. Jesteśmy na planie filmu Michała Rosy "Piłsudski". Fabuła koncentruje się tylko na fragmencie życia przyszłego Naczelnika Państwa - od jego ucieczki z rosyjskiego szpitala psychiatrycznego w roku 1901 r., aż po wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej w sierpniu 1914 r. Trzy sceny z roku 1918 będą stanowić epilog. Premierę "Piłsudskiego" zaplanowano na jesień 2019 r
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.