Ta wspaniała, zabawna opowieść zabiera nas w jedno z najbardziej magicznych miejsc na ziemi. Ale ten film dokumentalny jest także pewnym ostrzeżeniem.
Kraj, gdzie indeks szczęścia zastępuje PKB, mierzy się dziś z masową emigracją i bezrobociem młodych. A poziom szczęścia spada - informuje "The Guardian".
Co łączy buddyjskiego mnicha z handlarzem bronią? No cóż, w tym osobliwym kraju leżącym u podnóża Himalajów wszystko jest możliwe.
Wyniki najnowszego liczenia napawają optymizmem. W 2016 roku w Bhutanie żyły 94 pantery śnieżne, dziś jest ich już 134.
Mały, górzysty kraj w środkowej Azji, słynący z daleko posuniętej izolacji politycznej i kulturowej, okazał się kopalnią kryptowalut. W Bhutanie, gdzie internet jest względną nowością, państwo kopie bitcoiny.
Czy znudzony nauczyciel, któremu marzy się kariera piosenkarza, odzyska powołanie w odległej wiosce w Himalajach? Najpierw musi się tam wspiąć. Pierwsza w historii nominacja do Oscara dla filmu z Bhutanu.
Jego Eminencja Khedrupczen Rinpocze, głowa klasztoru Sangchen Ogyen Tsuklag w Trongsa w Bhutanie, wie wszystko o dążeniu do szczęścia. Mnich ma 31 lat, z czego ostatnie 12 poświęcił na nauczanie świata o buddyjskich zasadach i o tym, jak można je praktykować, aby każdego dnia czynić życie szczęśliwszym, niezależnie od kultury czy religii.
W związku z rozprzestrzenianiem się pandemii koronawirusa król Bhutanu Jigme Khesar Namgyel Wangchuck przez pięć dni patrolował wschodnie obszary przygraniczne. Król sprawdzał, czy nikt nielegalnie nie przekrocza granicy, co mogłoby skutkować przenoszeniem COVID-19.
85 proc. dorosłej populacji Bhutanu otrzymało pierwszą dawkę szczepionki na COVID-19. Podobnym wynikiem mogą się pochwalić jeszcze Izrael i Seszele, ale tam zajęło to trzy miesiące. Bhutan poradził sobie w osiem dni.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.