Nasze Śmiałe
zmieniają Polskę

monika tutak-goll

To kolejka w Jagodnie, w której ludzie stoją do 3 nad ranem. To Jolanta Ławrynowicz-­Fili­piak, szefowa komisji wyborczej na war­szawskiej Woli, ze wzruszeniem wyznająca reporterce telewizyjnej: „Tego nie da się opisać”.

To Olga Legosz z fundacji Sukces Pisany Szminką, kiedy z pasją opowiada mi o wielkiej akcji ­profrekwencyjnej „Wspieram sukces kobiet”.

To Elżbieta Korolczuk, która na jubileuszowym 15. Kongresie Kobiet, ­mówi: „Nadzieja jest działaniem, aktywnym dążeniem do lepszej ­przyszłości. Jest pracą, i to pracą wspólną. Tę ­pracę wykonują miliony kobiet każdego dnia. To my jesteśmy nadzieją. Gdy ktoś mnie pyta: »Czy masz nadzieję?«, odpowiadam: »Nie za­wsze czuję, ale zawsze robię nadzieję«”.

To Joanna Scheuring-Wielgus, jedyna kobieta w przedwybor­czej debacie w TVP.

To moja mama, która dzwoni do mnie i mówi: „Miałam dosyć, nie chciałam głosować. Ale idę. Zagłosuję”. I inne kobiety, ­które nie chciały pójść na wybory (aż 30 proc. z nich było niechętnych!), ale zmieniły zdanie. Zdecydowały o wyniku.

To wszystko pozwoliło mi uwierzyć w zmianę, odzyskać nadzieję.

Polki, które poszły do urn wyborczych, i Polki, które je do ­tego na­mówiły, otwierają dziś naszą listę Śmiałych 2023. One naprawdę zmieniły ten kraj, odsunęły od władzy PiS.

Kobiety podziękowały prawicy za osiem lat ­fatalnych ­rządów. Rządów, które zaczęły się od grożenia „genderem” i wypowiedze­nia konwencji stambulskiej, wycofania recepty na pigułkę „dzień po”, szczucia na mniejszości, a skończyły zakazem aborcji i ­jedną z najbardziej restrykcyjnych ustaw w ­Europie. Skończyły się tragicznie – śmiercią Izy z Pszczyny, Doroty w ­szpitalu w Nowym Targu, Agnieszki, która była w ciąży bliźniaczej, ­śmiercią Justyny, Anny i Marty.

Ten rząd odchodzi, a z nim mrok, w którym tkwiłyśmy przez lata. Ten mrok próbowały rozproszyć Śmiałe – kobiety, które cały czas walczą o to, byśmy mogły żyć w Polsce, a nie w Gilea­dzie. To aktywistki z Legalnej Aborcji, Aborcyjnego Dream Teamu, Federy. To prawniczki z Wolnych Sądów, które przez ostatnie lata wykonywały tytaniczną pracę u podstaw, tłumacząc młodzieży, czym jest praworządność i konstytucja. To reżyserki, jak Agnieszka Holland, które swoimi filmami budowały świadomość społeczną i kierowały kamerę na krzywdę.

Są na naszej liście naukowczynie, sports­menki, polityczki, aktorki, psycholożki, pisarki, muzyczki, podróżniczki. Kolejny raz prowadzę numer „Wysokich Obcasów” ­poświęco­ny Śmiałym i kolejny raz podkreślam: to nie ranking. To ­wspólnota wspaniałych kobiet – tych znanych z pierwszych stron gazet, jak Martyna ­Wojciechow­ska, która buduje dom dla nasto­letnich matek, i tych mniej popularnych, jak Daria Nalikowska, bohaterka ­poruszającego dokumentu „Ta, którą kocham”.

Zapewniam Was, bardzo trudno było skomponować tę listę. Mamy w redakcji poczucie, że Śmiałych jest znacznie, znacznie wię­cej, a lista – zdecydowanie za krótka. Polek, które ­wspiera­ją inne Polki, jest całe mnóstwo. Wybierałyśmy głównie ­spośród boha­terek naszych tekstów. Wybierałyśmy te, które nie ­dały się ­opresji – ekonomicznej, fizycznej, psychicznej. I te, które ­­pomagały ­innym kobietom wyjść na prostą.

Katarzyna Bosacka, jedna z naszych Śmiałych, powiedziała ostatnio w „Wysokich Obcasach”: „Kiedy jesteś w dole, nie kop w nim. Inaczej będziesz się zagłębiać”.

Mam wrażenie, że wychodzimy z wielkiego dołu – właśnie ­dzięki Śmiałym. To one podają nam rękę i wyciągają nas na powierzchnię.

Poznajcie nasze tegoroczne Śmiałe. Są wspaniałe.

Monika Tutak-Goll – dziennikarka, redaktorka naczelna „Wysokich Obcasów” i „Wysokich Obcasów Extra”

Polityka
Kampania 'Cicho już byłyśmy' aktywistek z Inicjatywy Wschód. (Fot. Konrad Kozłowski / Agencja Wyborcza.pl)

Kobiety na wybory

Kobiety zmieniły w tym roku Polskę. Jedne namawiały drugie, by poszły do urn. Mimo rezygnacji, niewiary, niechęci – zagłosowały.  I wygrały

To kobiety zdecydowały o wyniku ­wyborów parlamentarnych 15 października. Wyborów, w których rekordowa frekwencja wyniosła ponad 74 proc. To pozwoliło dotychczasowej opozycji – Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drodze i Lewicy – zdobyć ­sejmową większość niezbędną do utworzenia rządu koalicyjnego. Ogromna w tym ­zasługa kampanii profrekwencyjnych skierowanych do kobiet, bo choć przed wyborami prawie 60 proc. z nich deklarowało, że na wybory się nie wybiera – argumentując, że nie interesują się polityką, nie mają na ­kogo głosować lub nie wierzą, by ich głos miał znaczenie – ostatecznie to właśnie wśród ­kobiet w wieku 18-29 lat największe poparcie zdobyły Koalicja Obywatelska i Lewica.

6 września ruszyła kampania „Kobiety na wybory” zachęcająca kobiety, by poszły do urn, w którą zaangażowane były osoby z kilkudziesięciu organizacji z całej Polski. „Każda i każdy (tak, ­wspierają nas również mężczyźni) z nas ma swoje zdanie i ­dlatego będziemy głosować!” – ­pisały organizatorki akcji, dodając apel: „Córki, matki, żony, przyjaciółki – kobiety! – mamy prawo wpływać na kraj, w którym żyjemy, i skorzystajmy z tego! Niezależnie czy mamy 18, 38 czy 78 lat, jesteśmy częścią społeczeństwa i ponosimy za nie odpowiedzialność. Chodźmy na wybory! Nie odbierajmy sobie prawa do budowania naszej ­przyszłości”. Podkreślały, że są kobietami o różnych poglądach, dlatego też nie opowiadają się za żadnym ugrupowaniem politycznym ani żadnego nie wy­kluczają.

Po wygranych przez opozycję wyborach ­mówiły: „Doko­nałyśmy czegoś niesamowitego”. Z danych exit polls wynika, że frekwencja w grupie kobiet w wieku 18-29 lat wynios­ła 71,5 proc., zaś w grupie 30-39 lat – aż 77,3 proc. „To rekord, z którego powinnyśmy czuć się dumne”.

Do mobilizacji kobiet przyczyniły się także inne kampanie, między innymi skierowana do kobiet kampania ­profrekwencyjna „To Twój wybór”. „Strajki kobiet w ­obronie prawa do de­cydowania o swoim życiu w 2020 roku pokazały siłę kobiet. Teraz czas pokazać nasze sprawstwo. Zamieńmy parasolki na długo­pisy. Pokażmy, że ­umiemy zadbać o swoje prawa” – ­mówiły ­inicjatorki kampanii.

Fundacja Sukces Pisany Szminką wystar­towała we wrześniu z projektem ­„Wspieram sukces kobiet”, od­pytała też kandydatki i kandydatów do Sejmu i Senatu, co mają do zaoferowania ­Pol­kom. W akcję włączyły się znane influencer­ki, aktorki, pisarki, które na­mawiały ­kobiety do udziału w wyborach.

Z kolei Inicjatywa Wschód opublikowała klip zatytułowany „Cicho już byłyśmy”, mający zachęcić kobiety do udziału w wyborach. „Jak oglądam ten spot, to za każdym razem aż mnie ciary przechodzą” – mówiła w programie „Tak jest” Dominika Lasota, aktywistka tej inicjatywy.

Katarzyna Niedźwiecka z Inicjatywy „Dziewczyny na wybory” stwierdziła: „Pol­­ska niestety stała się głucha na nasz głos”. Aktywistka powiedziała: „Jako kobiety, jako Polki stanowimy 52 proc. społeczeństwa. Aktual­na partia rządząca, aktualny rząd, aktualna scena polityczna – ­powiedzieć, że nie wygląda tak i nie reprezentuje nas adekwatnie, to jest mało powiedziane”. ­Dodała, iż ma nadzieję, że tym gestem poruszą przede wszystkim serca dziewczyn, młodych kobiet. „Kobiet, które są już ­zmęczone, które są zaharowane, które chcą, żeby to ­wszystko się skończyło, i poruszymy je na tyle, by poszły zagłosować za lepszą Polską”.

I tak się stało. Film „Cicho już byłyśmy” obejrzały miliony Polek, które później ruszy­ły do urn.

Inicjatorki akcji profrekwencyjnych nominujemy do tytułu Śmiałych za przypomnienie nam wszystkim, jak ­wielką ­mamy sprawczość, a nasze głosy – siłę.

Anna J. Dudek

Fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

Monika Horna-Cieślak

– za współtworzenie „ustawy Kamilka” i partnerską współpracę z młodzieżą

W listopadzie Sejm wybrał ją na funkcję rzecznika praw dziecka. Jako adwokatka, aktywistka i działaczka społeczna jest do tej roli bardzo dobrze przygotowana. Ochroną praw najmłodszych zajmowała się już w wieku 19 lat. Walka o prawa krzywdzonych nieletnich to jej życiowy cel. Współpracuje z wieloma organizacjami młodzieżowymi – m.in. Nastoletnim Azylem, Przyszłością dla Młodych – i fundacją Autism Team. Ich przedstawiciele mówią o Hornej-Cieślak, że pracuje „z” dziećmi, a nie „przy” dzieciach, i to jest jej ogromną zaletą. Angażuje młodych w ­dyskusje o sprawach, które ich dotyczą. Przez lata pracowała w fundacji ­Dajemy Dzieciom Siłę. Udziela pomocy prawnej młodzieży doświadczającej przemocy psychicznej, fizycznej oraz seksualnej. Objęcie funkcji rzecznika praw dziecka nie jest jej jedynym tegorocznym osiągnięciem. Adwokatka jest współautorką różnych aktów prawnych ­dotyczących praw dzieci, w szczegól­ności ustawy o ochronie małoletnich nazywanej „ustawą Kamilka z Częstochowy” oraz ustawy zwięk­szającej dostęp do psychologa osobom młodym bez zgody opiekuna prawnego. Jak sama o sobie mówi, odwagi, wrażliwości i uporu uczy się od dzieci.

Zuzanna Kuffel

Z lewej: Natalia Broniarczyk, Kinga Jelińsska i Justyna Wydrzyńska, działaczki ADT. Z prawej:  Kamila Ferenc, FEDERA
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl, Jonas Ekblom

Legalna Aborcja, Aborcyjny Dream Team, FEDERA

– za walkę o legalizację aborcji w Polsce

Przez ostatnie osiem lat władza PiS kawałek po kawałku odzierała nas z godności, odbierając nam po kolei prawo do in vitro, prawo do anty­koncepcji awaryjnej bez recepty i na końcu prawo do legalnej aborcji. Nie byłyśmy jednak same. Obok Polek ramię przy ramieniu stały organizacje kobiece: Legalna Aborcja i Aborcyjny Dream Team, które wspierają ­kobiety i pomagają im uzyskać bezpieczną aborcję farmakologiczną lub zabieg w zagranicznym szpitalu, oraz Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, której prawniczka Kamila Ferenc ­pomaga kobietom ściganym przez policję za aborcję oraz reprezentuje te, którym aborcji w szpitalach odmówiono. A takich kobiet, które potrzebują aborcji, którym odmówiono zabiegu przerwania ciąży, jest wiele. Ich stygmatyzacja przez władzę PiS w ostatnim roku przybrała rozmiary wcześniej nieznane – Joannę, która zażyła tabletkę aborcyjną, policja przeszukiwała w szpitalu, w domu Oli, która poroniła, prokuratorka kazała opróżnić szambo. Nie wszystkim udało się pomóc, w czerwcu w szpitalu zmarła Dorota z Brzeska, która jest kolejną po Izie z Pszczyny ofiarą pisowskiego prawa antyaborcyjnego. Ale dziś jest szansa na to, że ofiar więcej nie będzie. Bo dzięki walce Legalnej Aborcji, Aborcyjnego Dream Teamu i Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny w Polsce wreszcie jest szansa na liberalizację prawa ­aborcyjnego. Dopóki to się jednak nie stanie, organizacje kobiece zapowiadają, że nie zejdą z pola walki.

Dominika Wantuch

Na zdjęciu Joanna Piotrowska
Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Feminoteka

– za uruchomienie centrum wspierania kobiet po gwałcie

By nie słyszały więcej pytań, co miały na sobie, czy piły. By zebrać ewentualne dowody. I by się nie wstydzić. Feminoteka otworzyła na początku roku pierwszy w Polsce kompleksowy ośrodek dla kobiet z doświadczeniem przemocy seksual­nej. Zasada numer jeden centrum? Wtórnie nie wiktymizować. W ośrodku kobiety mogą się zgłosić po ­opiekę, której potrzebują: rozmowę, leki, w tym pigułkę „dzień po”, testy medyczne. Jeśli decydują się na terapię, otrzymają pomoc psychologiczną, jeśli na zgłoszenie sprawy – pomoc prawną. Dla tych potrzebujących bezpiecznego schronienia centrum ­przewiduje miejsce interwencyjne. Aby to, co kobieta opowie w ośrodku, można było wykorzystać np. w sądzie, Feminoteka współpracuje ze służbami i organami ścigania. „Można u nas zebrać dowody w sprawie, które policja i ­prokuratura uznają za ważne w procesie karnym” – wyjaśniała nam prezeska Joanna Piotrowska. Lokalizacja ośrodka pozostaje znana tylko ścis­łemu gronu pracownic Feminoteki i tym, które korzys­tają z pomocy. Decydują o tym względy bezpieczeństwa, bo najważniejsze, by kobieta potrzebująca pomocy nie bała się ani nie wstydziła do centrum wejść.

Paula Szewczyk

Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl

Joanna z Krakowa

– za przełamywanie tabu wokół aborcji

W lipcu opinią publiczną wstrząsnęła sprawa Joanny z Krakowa, która zdecydowała się pokazać twarz i ujawnić szczegóły swojego pobytu w szpitalu w asyście policji. Sekwencja wydarzeń była taka: w kwietniu ­Joanna zrobiła aborcję ­farmakologiczną, niedługo później w trakcie rozmowy ­telefonicznej ze swoją psychiatrką powiedziała jej o zabiegu. Lekarka uznała, że do pacjentki należy wezwać pogotowie ratunkowe i policję. Karetka w asyście policji zabrała Joannę do szpitala. Tam ­zarekwirowano jej telefon i komputer, poddano ją badaniom, a także, jak relacjonowała Joanna, kazano rozebrać się do naga, kucać i kaszleć. „Nie było żadnej informacji, że moje ­rzeczy są przeszukiwane. Nie wiem, w którym momencie mi zabrali komputer” – mówiła mi w lipcu. Dodała, że zachowanie funkcjonariuszy sprawiło, iż poczuła się bezsilna. „Bo poczułam, że oni mogą ­wszystko, co im się podoba. Że ja w tej chwili jestem odzierana z ludzkiej godności i nie ma nic, co mogę z tym zrobić. Więc rozebrałam się do naga i stałam przed nimi w samych majtkach, z tą brudną podpaską. A oni mi mówią, że majtki też mam zdjąć” – opowiadała. Podkreślała również, że wie, iż „kobiety z różnych powodów podejmują tę decyzję [o aborcji] i wszystkie ­powody są dobre”. ­Joannę nominujemy za odwagę w podzieleniu się swoją trudną osobistą historią i przełamywanie wciąż żywego ­tabu ­wokół aborcji.

Anna J. Dudek

Fot. Albert Zawada

Joanna Scheuring-Wielgus

– za postawę w debacie przedwyborczej

Kiedy na marszu 4 czerwca w imieniu Lewicy o prawach kobiet, zakazie aborcji i łamaniu godności Polek przez PiS do tłumów przemawiał Włodzimierz Czarzasty, progresywni wyborcy, a przede wszystkim wyborczynie, mieli już naprawdę dość. A potem cała na biało – dosłownie, ten biały garnitur ­zapamiętamy na długo – weszła ona i jako ­jedyna kobieta wzięła udział w przedwyborczej debacie w TVP. I ­pokazała, ile do polityki mogą wnieść kobiety, jeśli odpuszczą granie w niej na męskich zasadach, a zamiast tego wniosą nową jakość i energię. ­Scheuring-Wielgus ­zaczerpnęła z najlepszych wzorców i pokazała się jako polityczka w typie Jacindy Ardern czy Sanny ­Marin – ­spokojna, empatyczna, słuchająca ludzi. Ci, którzy spodziewali się zobaczyć wściekłą lewaczkę, która nie może oderwać się od – skądinąd ważnych – tematów aborcji czy rozdziału Kościoła od państwa, ­srodze się zawiedli. Posłanka mówiła o sprawach ważnych dla nas wszystkich i robiła to tak, ­jakby siedziała z nami przy ­stole. Przy kwestii bezpieczeństwa opowiedziała o tym, jak w wypadku drogowym straciła męża. Gdy ­mówiła o mieszkaniach, wyznała, że martwi się, gdzie ­będą mieszkali jej trzej synowie. ­Wspomniała, jak pracowa­ła na zmywaku w ­Wielkiej Brytanii, i upomniała się o ­emerytów, którym nie starcza do pierwszego. Kiedy zamykaliśmy ten numer, Joanna Scheuring-Wielgus została wice­ministrą kultury.

Natalia Waloch

Społeczeństwo
Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Sylwia Gregorczyk-Abram i Maria Ejchart

– za edukację młodych, za podkreślanie wagi konstytucji i praworządności

Wykonują pracę u podstaw. Trudną, wymagającą całkowitego zaangażowania, ale dającą ogromną satysfakcję. Sylwia Gregorczyk­-Abram i Maria Ejchart, wybitne ­prawniczki związane z Wolnymi Sądami, od lat jeżdżą po całej Polsce i tłumaczą młodym, jak ­ważne są konstytucja, praworządność, demokracja. Obydwie wierzą w polską młodzież, polskich nauczycieli i nauczycielki. Widzą ich walkę o wolną, niezależną od politycznych wpływów szkołę. W ramach Tygodnia Konstytucyjnego ­odwiedziły przez ostatnie 10 lat tysiące szkół, a w zeszłym roku padł rekord – do Tour de Konstytucja zgłosiło się aż 1,1 tys. podstawówek i liceów! Młodzi pytają o wszystko – o kontakty z policją, np. kwestie dotyczące zatrzymania, o swoje prawa w szkole. Czy nauczyciel ma prawo zabrać im telefon? Co z zakazem używania telefonów na przerwach? Dlaczego ­dziewczynki nie mogą wybrać w szkole sportowej klasy z piłką nożną? Dlaczego nie mogą grać w nogę na lepszym bois­ku, a chłopcy mogą? Czy można je w ten ­sposób dyskryminować? Uczniowie chcą rozmawiać o wolności, jej grani­cach, dyskryminacji. Dzięki Sylwii ­Gregorczyk-Abram i Marii Ejchart rośnie świadome ­społeczeństwo ­obywatelskie. Maria Ejchart została właśnie wiceministrą sprawiedliwości.

Monika Tutak-Goll

Fot. Agnieszka Sadowska/Agencja Wyborcza.pl

Joanna Klimowicz

– za relacje z zielonej granicy

Gdy już wszyscy zapomnieliśmy albo chcieliśmy zapomnieć, ona nam nie pozwalała. I wciąż nie pozwala. Joanna Klimowicz jest naszą redakcyjną koleżanką – dziennikarką „Gazety Wyborczej”. ­Pracuje w Białymstoku. Zajmuje się tematyką praw człowieka, wykluczenia i różnorodności społecznej. O rasizmie i ksenofobii pisze od dawna – już w roku 2009 ­ dostała nagrodę a Frykas Roku za teksty dotyczące agresji, której ofiarami były osoby o innym kolorze skóry. Dzięki jej artykułom władze miasta przestały wreszcie zaprzeczać temu, że rasizm w ­Białymstoku jest palącym problemem. Ale nie tylko tam. Na granicy polsko-białoruskiej Joasia była od początku kryzysu w Usnarzu ­Górnym, czyli od sierpnia 2021 roku. I od samego początku relacjonuje i opisuje cierpienia uchodźczyń i uchodźców próbujących tę granicę przekroczyć. Opisuje umierające w lesie dzieci, nastolatków, kobiety w ciąży i osoby starsze. Dzięki jej tekstom opinia publiczna dowiadywała się o skandalicznych działaniach służb mundurowych w strefie zamkniętej. Ale też jej publikacje nieraz przyczyniły się do uratowania uchodźców od niechybnej śmierci. Z tekstów Joasi, z jej relacji z akcji humanitarnych w lesie czerpali twórcy filmu „Zielona granica” w reżyserii Agnieszki Holland. „Niektóre sceny zgadzają się dosłownie, jeden do jednego” – pisze Joanna Klimowicz w swoim tekście. „Kolejne śmierci z hipotermii, odwodnienia, zatrucia, braku leków, utonięcia w bagnach i granicznych rzekach – wszystko to było i wydarza się ciągle”. I dalej: „Dla nas – dziennikarzy, aktywistów i mieszkańców pogranicza za­angażowanych w niesienie pomocy – film jest pre­cyzyjnym ­zapisem tego, co wydarzyło się i wciąż ­wydarza na polsko-białoruskiej granicy, o czym przez cały czas staramy się krzyczeć”. Gdy kilka miesięcy temu starałyśmy się o wywiad z Joanną do „Wysokich Obcasów”, zdecydowa­nie od­mówiła. Dziennikarce, która chciała tę rozmowę przeprowadzić, powiedziała, że bardzo nam ­dziękuje, ale nie taka jest jej rola jako dziennikarki. Asiu, wielki szacunek.

Katarzyna Pawłowska

Fot. Olena Herasym, Rafał Masłow

Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska

– za pomoc prawną kobietom wykorzystanym w taksówkach na aplikację

Ze spraw, które prowadzi, wyłania się schemat postępowania ­sprawców. Do napaści dochodzi najczęściej w samochodzie. Pojazd zjeżdża z trasy do niewidocznego, nieoświetlonego miejsca, gdzie nikt nie będzie mógł ­dojrzeć, co się dzieje w środku. Choć Katarzyna Gajowniczek-Pruszyńska zna i taki przypadek, gdy wracającą do domu taksówką pasażerkę, będącą pod wpływem alkoholu, kierowca zawiózł do hotelu. Sprawy kobiet wykorzystanych w taksówkach są w Polsce nowe. Wyzwaniem dla pokrzywdzonych jest choćby odtworzenie, co dokładnie się stało. Ale wbrew temu, co można by myśleć, policjanci i sędziowie są im przychylni. „Obserwuję, że wymiar sprawiedliwości przechodzi ewolucję, a sądy stają na wysokości zadania. Nawet jeżeli w pamięci pokrzywdzonej są pewne luki albo ma fragmentaryczne obrazy tego, co się stało, ­sędziowie dają jej wiarę” – mówiła nam prawniczka. Przyznała, że z jej obserwa­cji wynika, iż tego typu naruszeń cały czas przybywa.

Paula Szewczyk

Fot. Rafał Masłow,  Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Joanna Frejus i Kamila Raczyńska-Chomyn

– za projekt Siostry Ronie

Joanna Frejus i Kamila Raczyńska-Chomyn za­pytały Polki o doświadczenie poronienia. Dały im przestrzeń na bezpośrednią opowieść, na ­przełamanie tabu, na wyznanie tego, co było najbardziej bolesne w trakcie poronienia. „Nieraz płakałyśmy, czytając te historie. Skala braku empatii i elastyczności, umniejszania, unieważniania tego doświadczenia przeraziła nawet nas” – opowiadały w „Wysokich Obcasach”. 64 proc.­ ­kobiet ­doświadczyło w szpitalu braku empatii. 95 proc. nie dostało informacji o wsparciu ­psychologicznym. Raport ujawnił skalę przemocy lekarskiej i pielęgniarskiej. Okazało się, że polskie ronienie to ronienie do sedesu, przy braku poczucia ­sprawczości, przy zgaszonym świetle, w bólu, w sali z innymi osobami. Joanna Frejus i Kamila Raczyńska-Chomyn postanowiły to zmienić – zaoferowały bezpłatne szkolenia dla położnych, a także spotkania dla osób z doświadczeniem poronienia. Opracowały długą listę zaleceń i rekomendacji dla prawo­dawców, szpitali, personelu ­medycznego. Znalazła się wśród nich m.in. ­konieczność dostępności opieki psychologicznej nie tylko na oddziałach szpitalnych, ale też w poradniach K i gabinetach ginekologiczno-położniczych. ­Uruchomiły także platformę siostryronie.pl, na której ­zarówno osoby roniące, jak i położne mogą znaleźć najważniejsze informacje. Zaopiekowały się roniącymi ­Polkami tak, jak nikt nigdy wcześniej.

Monika Tutak-Goll

Fot. Archiwum Prywatne

Daria Brzezicka

– za sprzeciw wobec mowy nienawiści

Kiedy prawica rozpętała nagonkę na posłankę Magdalenę Filiks, a jej syn popełnił samobójstwo, Brzezicka nie ograniczyła się do wyrażenia oburzenia i współczucia w mediach społecznościowych, ale wzięła się do działania i napisała do władz Uniwersytetu Warszawskiego petycję o dyscyplinar­ne wydalenie studiującego z nią na jednym kierunku Oskara Szafarowicza. Ten ­młody działacz PiS jej zdaniem przyczynił się do nagonki na ­Magdalenę Filiks i jej syna Mikołaja, pisząc na Twitterze, że posłanka kryła „pedofila z Platformy Obywatelskiej”, który skrzywdził jej dzieci, bo ­ważniejsza była dla niej partyjna kariera. „Miałam moralniaka, że nie zareagowałam ­wcześ­niej, zanim Mikołaj Filiks popełnił samobójstwo. Był w wieku zbliżonym do moich sióstr” – mówiła ­Brzezicka w ­rozmowie z „Wysokimi Obcasami”. Jej petycję podpisało prawie 30 tys. osób, a Szafarowicz stanął przed uniwer­sytecką komisją, która ukarała go naganą. Na Darię Brzezicką ­natomiast polały się strumienie nienawiści, napędzanej m.in. przez polityków PiS. Za nimi ruszył tłum komentatorów, którzy w internecie pisali studentce, że takim jak ona dawniej golono głowy i że przypomina szmalcowników z czasów wojny i ­donosicieli z czasów stalinowskich. Grożono jej też napaścią i gwałtem. Mimo to Brzezicka nie żałuje, że wystąpiła przeciw nienawistnym komentarzom Szafarowicza. Twierdzi, że studiowanie prawa obliguje ją do tego, by stać po stronie prawdy i przyzwoitości.

Natalia Waloch

Fot. Marta Wojtal

Martyna Wojciechowska

– za budowę pierwszego domu dla nastoletnich matek

Dziennikarka, podróżniczka, mama i prezeska fundacji UNAWEZA razem ze współpracownikami podjęła się budowy pierwszego domu dla nasto­letnich matek. „Istnieją w Polsce domy dla samotnych mam, ale wciąż brakuje miejsc dla usamodzielniających się matek i ich pociech. Realia ­pokazują, że jest to niezwykle potrzebna inicja­tywa, aby młode mamy nie były rozdzielane ze swoimi dziećmi. To ma być DOM, nie ­placówka. Chcemy, ­żeby młode dziewczyny otrzymały wsparcie w dorastaniu do najważniejszej i najtrudniejszej roli w życiu – bycia matką” – ­tłumaczy Wojciechowska. Dom jest budowany na warszawskim Ursynowie. Zamieszka w nim sześć nastoletnich mam z dziećmi. Każda będzie miała własny pokój, do tego będą mogły korzystać z ogródka i placu zabaw. Dodatkowo w domu będzie wspólna kuchnia, jadalnia, salon oraz miejsce dla opiekunów, pralnia i magazyn. Co ważne, w codziennych obowiązkach młode mamy będą mogły liczyć na ­pomoc pracowników fundacji, którzy będą na miejscu 24 ­godziny na dobę. Dom dla nastoletnich matek powstaje w Warszawie, ale będzie przyjmował dziewczęta z całej Polski.

Anna Woźniak

Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Justyna Niegierysz-Popiel

– za wytyczenie ścieżki dla edukacji włączającej w Polsce

Z zawodu flecistka, pedagożka i producentka teatralna, prywatnie mama Jeremiasza i Ignacego – doros­łych już mężczyzn w spektrum autyzmu. 20 lat temu wiedziona pasją i miłością zainspirowała zmianę małej wiejskiej placówki – Szkoły Podstawowej im. Stanisława Moniuszki w Łajskach – w szkołę, która modelowo realizuje ideę edukacji włączającej i która jako taka uznawana jest dziś za wzór na szczeblu Unii Europejskiej. W szkole w Łajskach postawiono na edukację poprzez kontakt ze sztu­ką, a także na pielęgnowanie różnorodności i talentów. Nauczyciele ­asysten­ci wspierają uczniów z orzeczeniami o potrzebie kształcenia ­specjalne­go, nie tracąc jednak z pola widzenia ­innych uczniów ze ­specjalnymi ­potrzebami, np. wybitnie zdolnych czy ­wyjątkowo nieśmiałych. W podsta­wówce z inspiracji Justyny Niegierysz-Popiel powstały też dwie orkiestry – dęta i ­perkusyjna – które są kuźnią talentów, polem eksperymen­tów i płaszczyzną, na której tworzy się wspólnota uczniów i nauczycieli. Rzeczona ­„wspólnota” to dla Justyny ­Niegierysz-Popiel ­słowo klucz. Gdyby wiedziała, że powstaje ten tekst, ­zamieniłaby każde zapisane w nim słowo w imiona i nazwiska osób, które z nią ­współdziałają, które ją inspirują i które pomagały jej na różnych etapach życia. Uważa, że jej ­mocą są ludzie, którzy ją otaczają. Faktem jest jednak, że to ona – matka, dla której niemożliwe nie istnieje – stała się katalizatorem zmian i to ona pozostaje tu największą ­inspiracją.

Magdalena Karst-Adamczyk

Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Joanna Krochmalska

– za sprzeciw wobec przemocy ekonomicznej

Na początku roku Joanna Krochmalska, ­reżyserka filmowa, wcześniej ­właścicielka agencji modelek i tancerek dancehall, na łamach „Wysokich Obcasów” opowiedziała o tym, że jej były mąż – Piotr ­Li­roy-Marzec – nie wywiązuje się z obowiązku płacenia zasądzonych alimentów na dzieci. Wcześ­niej polityk kilkakrotnie krytykował w debacie publicznej alimenciarzy. Krochmalska zdecydowała się na rozmowę, bo uznała, że zachowanie męża nosi znamiona przemocy psychicznej i dręczenia. Wskutek ­niezapłacenia przez byłego męża rachunków odcięto jej prąd, gaz i internet w mieszkaniu, a potem z powodu zaległych opłat dostała – ona i dzieci – nakaz eksmisji. „Chcę powiedzieć głośno: przemoc ekonomiczna to jest coś złego. Dla mnie równie dobrze mógłby taki alimenciarz wywieźć rodzinę na pustynię i ­zostawić ją tam na pastwę losu. Znam wiele kobiet, które są z dziećmi na skraju nędzy, a ich ­faceci żyją w luksusie, przeżywają drugą młodość. Na co liczą? Że obcy ludzie będą pomagać ich dzieciom?” – ­mówiła ­wtedy. Stała się twarzą sprzeciwu wobec przemocy ­psychicznej i ekonomicznej.

Paulina Reiter

Herstorie
Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films

Marta Niedźwiecka

– za „Zmierzchy”, szczerą opowieść o świecie

Osoba mądra, inspirująca, wrażliwa, empatyczna. Trudno nie kochać jej podcastów. Dlaczego? Bo Marta Niedźwiecka, psycholożka, mówi w nich, jak żyć po swojemu. Można je wziąć sobie do serca, można się z nimi nie zgadzać, ale obok „Zmierzchów” ­nie można przejść obojętnie. Zyskały na popularności w pandemii – to właśnie wtedy potrzebowaliśmy mądrości, spokoju, kierunko­wskazów. Podcasty „O Zmierzchu” to miejsce, gdzie – jak mówi autorka – ludzie mają prawo być niedoskonali, pokaleczeni, zagubieni, na rozstaju, bo życie jest bardziej jak „Zmierzchy” niż jak Instagram. „Wreszcie skończyła się ta opowieść, że świat ma się dobrze i że wszystko jest możliwe, tylko masz się bardziej starać. Całe szczęście nie jesteśmy wszyscy ludźmi z »Sukcesji«”. Marta Niedźwiecka wydała w tym roku książkę „O zmierzchu. Jak przestać bać się życia i przeżyć je po swojemu”. I podcast, i książka pełnią – jak mówi Niedźwiecka – funkcję regulacyjną, bo „ludzie mają przestrzeń na obcowanie z czymś, co jest dla nich wiarygodne, autentyczne i wnosi wartościowe rzeczy do ich życia”.

Monika Tutak-Goll

Fot. Rafał Masłow

Daria Nalikowska

– za odwagę, za przerwanie milczenia

Za traumatycznym dzieciństwem i dorastaniem w domu z rodzicem alkoholikiem często ciągnie się wstyd. Ten wstyd powoduje, że ucieka się od przeszłości, unika konfrontacji z tym, co bolesne, a często też z tymi, którzy wyrządzili krzywdę. Daria Nalikowska, bohaterka poruszającego filmu dokumentalnego „Ta, którą kocham” w reżyserii Pawła Hejbudzkiego, wybrała inną drogę – zamiast milczeć czy uciekać, postanowiła stanąć z prawdą twarzą w twarz. Bez wstydu, za to z niezwykłą godnością. Powrót po latach do rodzinnego domu, spotkanie z dawno niewidzianą matką, z którą przez całe życie pozostawała w toksycznej relacji, oraz spot­kanie z babcią, o której prawda okazała się szczególnie bolesna, stały się dla Darii sposobem na odzyskanie siebie i swojego głosu. „Wiem, że grzebanie w przeszłości może też przynieść rozczarowanie” – mówi z pokorą. Ale nie żałuje. Przepracowała traumy, wybaczyła matce, odnalazła spokój. Historia Darii Nalikowskiej daje nadzieję wszystkim ludziom pokaleczonym w dzieciństwie, bo pokazuje, że to, z jakiego domu człowiek pochodzi, nie jest tak ważne jak to, kim się staje.

Magda Karst-Adamczyk

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Aleksandra Przybylska, „łysOla”

– za odzyskiwanie narracji o kobiecości

„Bałam się wychodzić z domu, czułam się brzydka i ­wybrakowana. ­Myśla­łam, że umrę w samotności, bo kto chciałby pokochać łysą dziewczynę?” Takie lęki pojawiły się w głowie Aleksandry Przybylskiej, kiedy jako nastolatka zachorowała na alopecję, chorobę autoimmu­nologiczną powodującą łysienie plackowate. Dziś, gdy ktoś ją ­pyta: „Łyso ci?”, odpowiada z uśmiechem i spokojem: „Mnie akurat tak!”. Zaakceptowanie nowej siebie zajęło jej siedem lat. O chorobie zaczęła mówić głośno, bo miała dość tłumaczenia każdej napotkanej ­osobie, dlaczego nie ma włosów. Najpierw pogodziła się z ich utratą i ogoliła głowę, ale wciąż nosiła peruki. W końcu, trzy lata temu, odważyła się pokazać publicznie łysa. To wtedy wrzuciła na swoje media społecznościowe pierwsze zdjęcie bez peruki, zrobione w samym centrum Warszawy, tuż obok Pałacu Kultury i Nauki. I poczuła, jak spada z niej wielki ciężar. Tak narodziła się „łysOla”. Dziś znana jest z wielu „twarzy”. Bywa blondynką, rudą, chodzi w chuście lub z łysą głową. ­Podkreśla, że piękno nie zależy od koloru włosów ani nawet od ich posiadania. Piękno jest w nas. Zbudowała wokół siebie liczną społeczność alopecjanek, którym powtarza: „Wiem, co czujesz, przeszłam przez to samo”. Uczy empatii, zrozumienia, eduku­je, czym jest alopecja. Historia ­Aleksandry Przybylskiej jest dowodem na to, że każdy lęk można pokonać, ­trzeba ­tylko dać sobie na to czas.

Magdalena Keler

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Aleksandra Kwaśniewska

– za bezkompromisowość w sprawie bezdzietności

Kwaśniewska o nieposiadaniu dzieci opowiada bez wstydu, nie daje się wciągać w dyskusje, nie tłumaczy się. Zamiast tego twardo mówi: „To sprawa tylko moja i mojego męża, nikomu nic do tego. Kobiet, które mają dzieci, nikt nie pyta, czy je planowały czy zaliczyły wpadkę, czy poczęcie było naturalne czy in ­vitro. Tu jakoś czujemy, że to jest temat intymny, ale już w przypadku kobiet, które dzieci nie ­mają, jest wolnoamerykanka: »Nie chcesz czy nie możesz?«”. Przy okazji zwraca też uwagę na podwójne standardy dla kobiet i mężczyzn: „Mojego męża nikt nie ­pyta o to, dlaczego nie ma dzieci. W domyśle – to musi być moja decyzja, wygodnicka i ­egoistyczna”. Dzięki tej otwartości i odwadze tysiące bezdzietnych Polek poczuły, że mają swoją rzeczniczkę i że one również naprawdę nie muszą już dłużej ­nikomu wyjaśniać, dlaczego nie są matkami.

Natalia Waloch

Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Angela Getler

– za walkę o prawa osób transpłciowych

Założyła w internecie zrzutkę: „Urodziłam się bez cipki i proszę cię o wsparcie mojej zbiórki na to, bym ją miała. Bym chociaż o tyle była szczęśliwsza, bo znaczy to dla mnie wszystko”. Angela mówi głośno: „Chcę mieć waginę. To nie marzenie, tylko potrzeba. 99 procent mojego ciała nie można przyporządkować płci. A zatem zawsze byłam kobietą, tylko musiałam popracować nad tym, aby prowadzić życie jako kobieta”. Przyznaje, że publiczne pisanie i opowiadanie o intymnych sprawach to wyjście ze strefy komfortu. W większości krajów Unii Europejskiej ­operacje korekty płci są refundowane przez publiczną służbę zdrowia. W Polsce nie, a na operację potrzeba 125 tysięcy złotych. Stąd ta zbiórka. „To dla mnie także ogromne obnażenie się. Piszę o swojej tożsamości, o proble­mach natury cielesnej, z którymi się zmagam, o klinicznej otyłości, której doświadczyłam, o problemach psychicznych” – mówi Angela. Przyznaje, że długo uczyła się walczyć o swoje marzenia i potrzeby. I już nie chce ­dłużej ­czekać.­

Agnieszka Urazińska

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Marta Gajerska i Mariola Dyńdo

– za opowieść o związku dwóch kobiet w małej miejscowości

Najbardziej liczy się dla nich osobowość, to, jak człowiek żyje. Potem – co robi dla innych, jak ich traktuje. A na końcu – z kim śpi. Tak właśnie siebie opisują, bo lesbijkami są na ostatnim miejscu. Orientacja seksualna w ogóle ich nie definiuje. Mieszkają w Tarnowskich Górach i nie ukrywają przed sąsiadami, księdzem czy listonoszem, że są razem. W ich okolicy wszyscy wiedzą. Kiedyś znajoma pomyliła ulicę, spytała sąsiadów, gdzie mieszkają Marta i Mariola. Usłyszała: „Te dwie lesbijki? To tam!”. Nie wstydzą się okazywać sobie czułości także w miejscach publicznych. Bo dlaczego czułość dwóch dziewczyn miałaby być zła? Jak otoczenie bez widoczności par tej samej płci miałoby się z nimi oswajać? „Nie znormalizujemy naszej obecności w przestrzeni, jak się będziemy chować. Że dla bezpieczeństwa? A w życiu! Najwyżej ktoś nas pobije, trudno” – mówiły w rozmowie z nami. Nieraz ktoś na ulicy powie im: „Wy jesteście takimi fajnymi lesbijkami, normalnymi”. I jeszcze – że dzięki nim rozumie, że to osoby jak inne. „My się nie obrażamy – wyjaśniały – jak nam tak mówią, bo zależy nam, żeby ludzie wyzbyli się stereotypów”.

Paula Szewczyk

Fot. Monika Redzisz

Paulina Bownik

– za przywracanie wiary w dobro

Lekarka, która przez blisko dwa lata ratowała zdrowie i życie uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Pomogła tysiącom ludzi. Pakowała do plecaka leki przeciwbólowe i preparaty do dezynfekcji ran, kroplówki i sprzęt infuzyjny do wkłuć, bandaże i opatrunki, temblaki i ortezy – i szła do lasu. Najważniejsze było opatrzenie stóp, żeby mogli iść dalej. To była dla nich kwestia życia i śmierci. „Ich stopy były w makabrycznym stanie… Widziałaś kiedyś stopę okopową? Wygląda strasznie. Boli i piecze tak, że nie można na niej stanąć. Trzeba ją najpierw oczyścić, a potem natłuścić maścią tranową. Klękaliśmy więc przy nich i opatrywaliśmy im stopy. Miałam zawsze wrażenie, że był to rodzaj obrzędu. Oto był wreszcie ktoś, kto nie tylko otaczał ich opieką, ale także zwracał im choć odrobinę ludzkiej godności” – opowiadała. Aż wreszcie doszła do ściany – do swojej własnej granicy. Zaczęło się od objawów psychosomatycznych: ciągłe bóle głowy, zapalenia zatok, neuralgia nerwu trójdzielnego. Do tego niekończący się smutek i brak ­energii. Psycho­traumatolog rozpoznał u niej zespół stresu pourazowego, a ­psychiatra – depresję. „Jakoś nie mogę się podźwignąć. Czuję się, jakbym miała 120 lat. Prezydent Andrzej Duda nazwał nas durniami i zdrajcami. Powinnam być ­wściekła, ale nie jestem. Na porządną złość trzeba mieć choć trochę siły” – mówiła.W 2022 roku została uhonorowana Nagrodą im. Marka Edelmana.

Monika Redzisz

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Ewa Skibińska

– za pokazanie, że nigdy nie jest za późno na zmianę

Łatwo mówić o sukcesach, ale wielkiej odwagi trzeba, żeby opowiadać o problemach i słabościach. Ewa Skibińska zdecydowała się opowiedzieć „Wysokim Obcasom” o swoim nałogu i o wygranej walce o trzeźwość. „Przestałam pić dziesięć lat temu. A piłam od zawsze, choć najgorszych było ostatnich osiem lat – mówi. – Samo picie, nie ukrywajmy, było od zawsze. Przez lata w teatrze też w pewien sposób było dozwolone. To, że alkoholu nie ma na planie albo na scenie, to zdobycz ostatnich czasów. Właściwie nietrzeźwa byłam też na próbach. Nawet o poranku znalazła się małpka w torebce”. Jak się przed sobą tłumaczyła? „Że to eliksir mojego talentu. Alkohol był pobudzaczem, a ja dzięki niemu czułam się odważniejsza i bardziej twórcza”. Ewa Skibińska pięknie opowiada także o przyjaźni, która pomogła jej wyjść z nałogu. „Wiele zawdzięczam swojej przyjaciółce Joli Fraszyńskiej. Któregoś razu zauważyła, że jest dość wczesna godzina, a ja proponuję jej drinka. I zapytała wprost, czy aby na pewno nie mam z tym problemu. Wtedy się poryczałam. Ona powiedziała też o tym mojej rodzinie, a potem córka przejęła pałeczkę”. Ewa Skibińska przestała pić – dla swojej ­kondycji w pracy, dla siebie i przede wszystkim dla córki. A opowiadając swoją historię, dała ­nadzieję czytelniczkom „Wysokich Obcasów”, że nawet najtrudniejsze przeszkody można pokonać.

Agnieszka Urazińska

Fot. Weronika Kosińska

Katarzyna Bosacka

– za to, że od lat edukuje Polaków, jak się zdrowo odżywiać

Kobieta petarda. Nazywana „panią dobra rada”, „panią wiem, co jem”. ­Katarzyna Bosacka, rocznik 1972, dziennikarka prasowa i telewizyjna, ekspertka konsumencka, praktyczka kulinarna, od lat edukuje Polaków, przekonując ich do czytania etykiet  produktów spożywczych, rozsądnego ­kupowania żywności i zdrowego odżywiania się. „Bardzo wierzę w edukację, jest potrzebna na każdym ­poziomie – czy to edukacja obywatelska, czy seksualna, czy konsumencka” – ­mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” z 9 grudnia 2023 roku. Tej ostatniej misji – edukacji żywieniowej – poświęciła dużą część zawodowego życia. Pierwsze kroki w karierze stawiała w prasie. Od 1996 roku pracowała w „Gazecie ­Wyborczej”, a od 1998 przez 13 lat w redakcji „Wysokich Obcasów”, gdzie zajmowała się tematami zdrowia, urody, jedzenia oraz prawami konsumentów. Współprowadziła program „Salon piękności” w TVN Style. W roku 2019 założyła na YouTubie kanał „EkoBosacka”, na którym zamieszcza ­filmy dotyczące zdrowej żywności i ekologii. Jest laureatką kilku nagród za pracę dziennikarską. Jej program telewizyjny „Wiem, co jem, i wiem, co kupuję” w stacji TVN był jednym z najdłużej emitowanych programów konsumenckich w historii. Od 2010 ­roku przez siedem lat powstało 14 sezonów. Edukacją ­konsumencką i zdrowotną zajmuje się z ­pasją i konsekwencją. ­Wykonuje pracę u podstaw, szerzy ­wiedzę, której często brak w szkolnych podręcznikach. Ma rzesze oddanych fanów w mediach społecznościowych. Napisała kilka książek poradnikowych, m.in. „Czy wiesz, co jesz. Poradnik konsumenta, ­czyli na co zwracać uwagę, robiąc codzienne zakupy” (wyd. Publicat), „Bosacka po polsku. ­Nowoczesne przepisy kuchni polskiej” (wyd. ­Publicat). ­Ostatnio wydała „Obiad za mniej niż pięć złotych na osobę”, gdzie jest sto przepisów na dobre i tanie dania ­obiadowe z różnych zakątków ­świata oraz ­porady, jak ku­pować i gotować taniej. ­Kasia ­Bosacka szczerze i śmiało mówi, jak jest, bo przede wszystkim liczy się dla niej ­człowiek i jego zdrowie. Tej ­szczerości i śmiałości ­można jej ­pozazdrościć.

Aleksandra Lubańska-Czubak

Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Paula Rakowska i Dominika Kasińska

– za walkę o równe traktowanie osób z trisomią 21

Paula Rakowska mówiła „Wysokim Obcasom”, że czasami ­ludzie się boją osób z trisomią 21. Nie rozumieją ich, nie chcą zrozumieć. A ona chce zrobić wszystko, by miały dokładnie takie same prawa jak wszyscy. Dlatego zgłosiła się do programu „Down the Road”. To po nim ludzie zaczęli do niej podchodzić, zaczepiać ją, zagadywać. Brała potem udział w Forum Ekonomii Społecznej jako ekspertka w sprawach zatrudnienia osób z zespołem ­Downa, w podcaście mówiła o seksualności osób z niepełnosprawnościami, odebrała statuetkę w konkursie „Człowiek bez barier”. W mediach społecznościowych nieustannie edukuje. Podobnie Dominika Kasińska, asystentka w Niepublicznej ­Szkole Podstawowej ­„Słoneczna Kraina”. „Zajmuję się dziećmi z orzeczeniem o niepełnosprawności: rozmawiam, wspieram, odprowadzam do rodziców. ­Jestem przy nich w klasie i świetlicy, ­pomagam” – ­mówiła w „WO”. Udziela się jako wolontariusz­ka w Stowarzyszeniu Rodzin i Przyjaciół Osób z Zespołem Downa „Wielkie Serce” i jest przedstawicielką w Sejmiku Osób Niepełnosprawnych Województwa Śląskiego. Zdobyła ­statuet­kę Człowiek bez Barier 2020 i zasiada przy okrąg­łym stole ds. równości dla programu Fundusze Europejskie dla Śląskiego 2021-27.Paula i Dominika ­walczą od lat o lepszy świat dla osób z trisomią 21. To dzięki nim ten świat może się taki stać

Monika Tutak-Goll

Fot. Bartosz Szeszko

Anna Klecha

– za przełamywanie stereotypów dotyczących osób z niepełnosprawnościami

Anna Klecha miała długi okres w życiu, kiedy skupiała się na tym, czego nie ma. Jej lewa noga nigdy nie wyglądała jak noga zdrowa. Była krótsza od prawej, szczególnie udo, a stopa ustawiała się pionowo jak u baletnicy w tańcu. ­Wada rozwojowa.„Byłam zgorzkniała w środku, chociaż nie było tego widać. Na zewnątrz uśmiechnięta, reszta ukryta była pod spodniami” – mówiła nam niedawno Dziewczyna z Fioletową Nogą, bo tak Anna Klecha przedstawia się w mediach społecznościowych .Aż po wielu latach walk z myślami zdecydowała się na amputację. „To chyba jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie można sobie zrobić!” – żartowała, bo świadomie „pozbyła się kawałka swojego ciała”. I dopiero z protezą ­pierwszy raz w życiu czuła, że to, co widzi w lustrze, po prostu się jej podoba. Z czasem zniknął lęk, co ktoś o niej pomyśli, przestała też mieć poczucie, że przez niepełnosprawność zasługuje w życiu na mniej. Wcześniej nie do pomyślenia było wrzucanie swoich zdjęć do sieci, dziś robi to z przyjemnością. ­Konto na Instagramie założyła z poczucia, że może tym, które przechodzą teraz przez to, co ona kiedyś, będzie łatwiej. Bo w pokazywaniu fioletowej nogi chodzi przecież o budowanie poczucia własnej ­wartości, przekonanie, że proteza nie zabiera kobiecości, a osoba z niepełno­sprawnością ma prawo wyglądać tak, jak chce.

Paula Szewczyk

Kultura
Fot. Weronika Ławniczak/Papaya Films

Agnieszka Holland

– za film „Zielona granica”

Gdy tylko usłyszała o tym, że rząd tworzy zamkniętą strefę przy granicy polsko-białoruskiej, pomyślała, że musi zrobić ten film. To był impuls, z którego wyrosła „Zielona granica”. Film opowiadający historię uchodźców próbujących dostać się do ­Europy szlakiem prowadzącym przez Puszczę Białowieską, strażników granicznych, mieszkańców pasa przygranicznego, aktywistów niosących ­pomoc uchodźcom miał polską premierę we wrześniu. Wcześniej na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji został wyróżnio­ny nagrodą specjalną jury. Film jest wstrząsający – ujawnia pełnię tragedii rozgrywającej się w zonie. Jest też ­oskarżeniem ­władzy, obarcza ją winą za bezprawie, które ma tam miejsce – tortury, wielokrotne pushbacki – za szerzenie nienawistnej ­propagandy ­mającej na celu ­dehumanizację emigrantów. Agnieszka Holland stała się jeszcze przed premierą celem kampanii nienawiści prowadzonej przez ówczesny rząd. Pomijając ­sprawy polityczne, „Zielona granica” jest znakomitym dziełem artystycznym. Jednym z naj­lepszych filmów w twórczości reżyserki – takim, który ­wywołuje wstrząs emocjonalny, budzi sumienie, prowokuje do dyskusji i, ­miejmy ­nadzieję, zmiany ­rzeczywistości.

Paulina Reiter

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Agnieszka Przepiórska

– za wybitne kreacje aktorskie i stworzenie bioteatru

Uhonorowana w tym roku prestiżową Nagrodą im. Aleksandra ­Zelwerowicza dla najlepszej aktorki sezonu. ­Mistrzyni monodramu – potrafi sama wypełnić scenę, nie oszczędza się w emocjach. Agnieszka Przepiórska za każdym razem sprawia, że publiczność ma ciarki, płacze, wzrusza się. Czy to gdy wciela się w Barbarę Sadowską, poetkę, wolnego ptaka, matkę ­zamordo­wa­nego Grzegorza Przemyka, czy to gdy odgrywa Annę Walentynowicz, Simonę Kossak czy Zuzannę Ginczankę. O swoich spektaklach mówi, że to teatr biograficzny, a ma on tę specyfikę, że upomina się o kobiece bohaterki, przywołuje ich biografie, przypomina, jak były ważne. „To działalność na granicy historii, feminizmu, edukacji, teatru” – mówi. Bardzo dużo gra, ze spektaklami podróżuje nie tylko po dużych ­ośrodkach, ale też po prowincji, chce dotrzeć do młodych ludzi, pokazać im „inną” historię. Spektakle, które tworzy z Piotrem Rowickim (tekst) i Anną Gryszkówną (reżyseria), to za każdym razem wstrząs emocjonalny. Na stałe związana jest z Teatrem im. Słowackiego w Krakowie, gdzie wciela się m.in. w Wisławę Szymborską.

Paulina Reiter

Fot. Maks Pflegel

Joanna Kuciel-Frydryszak

– za „Chłopki”, opowieść o krzywdzie kobiet na wsi

„Musiałam opisać życie, które było wypełnione wyłącznie pracą i zmaganiem. Jak opisać znój?” – zastanawiała się w rozmowie z Violettą Szostak na łamach „Wysokich Obcasów” Joanna ­Kuciel-Frydryszak, autor­ka książki „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” (wyd. Marginesy). Książka sprzedała się już w ponad 200 tysiącach egzemplarzy. To oznacza, że jesteśmy głodni takich historii – o naszych korzeniach, które dla większości są chłopskie. Kuciel-Frydryszak zbiera historie podwójnie zapomniane, podwójnie nieopowiedziane – po pierwsze, ze ­względu na warstwę społeczną, po drugie, ze ­względu na płeć. ­Nasze babki były skryte, niechętnie opowiadały o swoim ­życiu, uważały, że nie ma o czym. W zebranych przez autorkę opowieściach objawia się ogrom ubóstwa, bólu, traumy, przemęczenia. To łamiąca serce opowieść – wcześniej nieudokumentowana – o kobietach zaharowanych. „Nie chowano ich do szczęścia, od dziecka formowane były do bycia »harowaczką«, ­pokorną służącą” – mówi Kuciel-Frydryszak o swoich bohaterkach. Młode dziewczyny sprzedawane były za morgi, za krowy. Kobiety wiejskie, opisując swoje życie, są świadome krzywd, których zaznały, i wreszcie to wypowiadają na głos.

Paulina Reiter

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Lena Góra

– za odważną rolę w filmie „Imago” i brawurowe zmierzenie się z duchami przeszłości

Na ekrany polskich kin wdarła się szturmem, pojawiając się właści­wie znikąd. Choć to ostatnie stwierdzenie jest nie do końca prawdziwe, bo przez ostatnie lata Lena Góra mieszkała i pracowała w Los Angeles, kolebce amerykańskiej kinematografii. ­Grywała tam mniejsze role, w Polsce można ją było zobaczyć raczej na małym ekranie. Rok 2023 okazał się dla niej jednak przełomowy. Na początku tego roku błysnęła w „Roving Woman”, typowo amerykańskim, minimalistycznym filmie drogi, nad którym unosi się duch ­Jacka Keroua­ca. Nie tylko zagrała w nim główną rolę, ale razem z Michałem Chmielewskim, który obraz wyreżyserował, napisała też scenariusz. Jako producenta wykonawczego pozyskali samego Wima Wendersa. A później zaświeciła już pełnym blaskiem w „Imago”, punkowej historii swojej mamy – Eli „Malwiny” Wyczyńskiej, bezkompromisowej, charyzmatycznej artystki, współzałożycielki trójmiejskiej sceny ­muzyki alternatywnej. Film wyreżyserowała Olga Chajdas, a Lena Góra nie tylko zagrała główną rolę, ale jest też współautorką scenariusza. Łatwo też zgadnąć, po kim odziedziczyła charyzmę. To dzięki niej ­„Imago” jest hipnotyzujące i barwne pomimo ponurych polskich realiów lat 80. Aktorce przyszło zmierzyć się z przeszłością własnej rodziny, rzecz nie­łatwa, intymna i często naznaczona bólem. Ale ­Góra nie rozlicza matki, stara się ją poznać i zrozumieć. Ba, ­stara się nas nią zaciekawić. I robi to z takim powodzeniem, że została nagrodzona Złotym Lwem za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, ma też na koncie nominację do prestiżowej Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego dla najzdolniejszych młodych aktorów. Z wielkim zaciekawieniem czekam na to, co jej przy­niosą kolejne lata, bo jestem pewna, że ­będziemy o niej słyszeć częściej.

Joanna Wróżyńska

Fot. Jonas Ekblom

Kasia Stręk

– za docieranie do tych, o których problemach nikt nie słyszy

Chciała być malarką. Ale szybko się zorientowała, że w tym zawodzie wszystko kręci się wokół artys­ty. A ją bardziej interesuje drugi człowiek, to o nim chce opowiadać. Wybrała więc fotografię. W swojej pracy dotyka bardzo trudnych tematów: aborcji, kryzysów humanitarnych, wojny. Pokazuje, jak wiele kobiet na świecie zostało pozbawio­nych swoich praw, w tym praw reprodukcyjnych. Jak wiele z nich dotyka nierówność, przemoc seksualna. Do bohaterek podchodzi z niezwykłą empatią. Swój zawód traktuje jako moralny obowiązek osoby, która pochodzi z „uprzywilejowanej” części świata. Podkreśla: „Chcę być megafonem dla głosu tych ludzi, których często nikt nie słucha lub nie słyszy”. Kasia Stręk z odwagą rusza w miejsca, gdzie za samą roz­mowę o aborcji można trafić do więzienia, gdzie ­wybuchają bomby, gdzie kobiecość to tabu. Relacjonowała sytuację na gra­nicy polsko-białoruskiej i wojnę w Ukrainie. Jej zdjęcia publi­kowały m.in. „The Washington Post”, „The New York ­Times”, „The Guardian”, „Le Monde”. Laureatka nagrody Pulitzer Center Grant.

Magdalena Keler

Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Anna Smolar

– za podejmowanie tematu współuzależnienia

„Od wczesnych lat jesteśmy karmieni obrazami, które każą nam myśleć, że prawdziwa miłość to pozbywanie się granic między mną a drugim człowiekiem, poświęcanie się, gwałtowne zrywy i skrajne emocje. Te obrazy mówią nam, że zadawanie bólu jest wpisane w miłość” – opowiadała ­Anna ­Smolar przed premierą swojego spektaklu „Melodramat” w warszawskim Teatrze Powszechnym. Ceniona reżyserka postanowiła skupić się na temacie tak ­często bagatelizowanego współuzależnienia.„Melodramat” nie jest pierwszym spotkaniem Smolar z tematem uzależnienia. Tworzyła już o osobach w ­nałogu czy dotkniętych syndromem DDA. Tym razem reżyserka pożyczyła bohaterów z „Pętli” Marka Hłaski, jednak ­uwagę przeniosła z uzależnionego od alkoholu Kuby na Krys­tynę, która tkwi z nim we współuzależnieniowej relacji i nierówną walkę przegrywa. Ważnym aspektem refleksji na temat tego jeszcze nie do końca poznanego społecznie, a bardzo powszechnego mechanizmu jest wymiar zbiorowy uzależnienia – nie tylko rodzina jest tłem dramatu, ale ­także miejsce pracy, które tworzy dobry grunt pod współuzależnieniowe relacje. Wychodząc z własnych doświadczeń, ­twórcy opowiadają na scenie też o pracy w teatrze. Anna Smolar do tematu współuzależnienia podeszła ­niezwykle czule i empatycznie, tworząc nie tylko jeden z najlepszych, ale na pewno też najważniejszych ­spektakli tego ­roku.

Sandra Zakrzewska

Fot. Maciek Jazwiecki / Agencja Gazeta

Katarzyna Szyngiera

– za musical rapowany „1989”, który stał się fenomenem

„Ten tłum robi bum!” – rapują aktorzy na scenie i pub­liczność razem z nimi. Spektakl „1989” w ­reżyserii ­Katarzyny Szyngiery (tekst Marcin Napiórkowski, research historyczny Mirek Wlekły, muzyka ­Andrzej „Webber” Mikosz) to niebywały fenomen odchodzącego roku. To bardzo udana próba stworzenia pozytywnego mitu – opowiedzenia historii, która łączy, a nie dzieli. Opowieść o kilku rodzinach ­działaczy opozycyjnych – małżeństwach Kuroniów, Frasyniuków i Wałęsów. To nowoczesna opowieść, bo włączająca kobiety, ukazująca ich rolę w tej (nie do końca bez­krwawej) rewolucji, ukazująca, jaki wpływ polityka miała na losy całych rodzin. Szyngiera dała widzom spektakl popularny – piosenki wpadają w ucho i zostają z widzami na długo – świetnie rapowany, rewelacyjnie zatańczony. Jest przystępny i mądry, ­społecznie zaangażowany, polityczny, ­historyczny, a jedno­cześ­nie stawia ­aktualne pytania. Scena, w której Danuta Wałęsa odbiera za Lecha Poko­jową Nagrodę ­Nobla, i jej emancypa­cyjny rap przejdą do ­historii teatru. Spektakl to koprodukcja Teatru Szekspirowskiego w ­Gdańsku i ­Teatru im. Słowackiego w Krakowie.

Paulina Reiter

Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Dorota Kotas

– za nieustanne przełamywanie tabu, między innymi w kwestiach sytuacji osób nieneuronormatywnych i queer w Polsce oraz toksycznych relacji z najbliższymi członkami rodziny

Kotas jest w swoim pisaniu niebywale konsekwentna. I osobna, co niektórych odbiorców literatury może drażnić. Z książki na książkę (za pierwszą, wydane w 2019 roku „Pustostany”, otrzymała Nagrodę Literacką „Gdynia”) z coraz większą odwagą i determinacją prowadzi bardzo intymny pamiętnik naszych czasów – i być może najmocniej widać to właśnie w opublikowanym w tym roku „Czerwonym młoteczku”. Autorka pisze o problemach z odczuwaniem i odbieraniem świata, wyjaśnia, jak osoby takie jak ona – w spektrum autyzmu – mogą komunikować się z innymi, dlaczego wbrew krzywdzącej opinii wielu zespół Aspergera nie wyklucza z życia społecznego. Uważna lektura kolejnych fragmentów prozy, w której Kotas tworzy figurę pisarki Kotas (co odbierać ­można i jako próbę ucieczki od ciężaru doświadczeń, i udaną próbę gry z konwencją), będzie bezcenną wskazówką (być może też formą terapii?) dla tych, którzy naprawdę chcą zrozumieć osoby nieneuronormatywne.W swojej twórczości wyróżniona przez nas tytułem Śmiałej autorka pisze też o doświadczeniu bycia osobą queer w Polsce, o lęku przed codziennością, o czasem rozpaczliwym – choć nie zawsze wyrażonym – apelowaniu o wsparcie, o prowadzonej od lat walce o znalezienie bezpiecznej ­przestrzeni. Ale Kotas robi coś jeszcze – w sposób bezkompromisowy przedstawia relacje z matką, która w Garwolinie wznosi ­modły o boską łaskę i ­„nawrócenie” córki. Pisarka przełamuje jedno z najważniejszych tabu – relacje z najbliższymi członkami rodziny często są po prostu toksyczne, a konserwatywne podejście do wychowania może na zawsze zostawić w psychice dziecka niemożliwe do wchłonięcia przez ciało blizny. Tak, wyjaśnia ­Dorota Kotas, własnej matki można nienawidzić. A uczucie to – do niedawna w zasadzie niemożliwe do wyrażenia wprost w dyskusji publicznej – może uratować życie i przynieść wyzwolenie.

Michał Nogaś

Fot Leszek Holf

Renata Lis

– za przejmująco szczerą opowieść o miłości i realiach życia w związku nieheteronormatywnym w Polsce

Opublikowana w maju „Ukochana i ja”, esej, o którym pisaliśmy, że to „książka gorzko-słodka” (odnosząc się do tytułu ważnego dzieła Anne Carson, jednej z ukochanych autorek Renaty Lis), to zapis blisko trzech dekad ­życia u boku kobiety. To także – na ­równi – brutalna diagnoza kondycji społeczeństwa, wspólnoty, która wyklucza, osacza, a na mocy decyzji politycznych oraz działania Kościoła katolickiego odbiera części obywatelek i obywateli podstawowe prawa. W tym mistrzowsko napisanym tekście autorka zdecydowała się nie tylko przedstawić historię włas­nego dorastania, odkrywania tożsamości, budowania relacji z ukochaną i tworzenia domu, ­bezpiecznej przystani, lecz także opowiedzieć dzieje polskiej transformacji (na każdym jej poziomie), wykluczenia, ­którego ofiarą padły osoby nieprzystające do tzw. tradycyjnego modelu rodziny („Szanowna Pani, ponieważ jesteśmy przychodnią leczenia niepłodności małżeńskiej, z przyczyn wiekowych i braku męskiego partnera nie możemy podjąć się leczenia”). Wreszcie, przepełniona empatią i troską, wyciągając przyjazną dłoń do osób nieheteronormatywnych mieszkających w Polsce, Lis wspaniale pokazuje płynność, niestałość otaczającego nas rozedrganego świata. Mówi: nie musimy się dookreślać, dopasowywać, nie musimy ­wstydzić się swoich lęków, niepewności, tego, co inni uznają za brak, odchylenie od normy. Jesteśmy – każdy z nas niezależnie od seksualnej orientacji – i musimy być sobą, to innym brakuje odwagi i chęci, by to dostrzec oraz pojąć. Wielu osobom lektura tej książki otworzy oczy. Dobrze, by stało się tak i z tymi, którzy przejęli ster odpowiedzialności za Polskę, a być może nie do końca potrafią jeszcze zrozumieć, na jakim etapie rozwoju znalazła się nasza cywilizacja.

Michał Nogaś

Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER

Dorota Pomykała

– za to, że kopniaki od życia przekuła w rolę Mirki w filmie „Kobieta na dachu”

Zagrała ją fenomenalnie, czego potwierdzeniem są nagrody na kilku między­narodowych festiwalach filmowych – od Azji po Stany Zjednoczone. Pomija­jąc warsztat aktorski, zasłużyła na nie również za szczerość i gotowość oddania swojej bohaterce, a także nam, widzom, swojego dojrzałego ciała i trudnych emocji. Wywlekła je na zewnątrz, rozsznurowując w sobie miejsca, gdzie ukryła swój ból. „Są w człowieku takie zasznurowane kąty, w które wszystko spycha, ­zaciskając zęby. Kopniaki od życia, od comiesięcznych przypadłości, od rodzenia dzieci, od fizjologii i medycyny. Jesteśmy niby silne, ­zahartowane i ostre, ale przecież wewnątrz trzymamy swój ból, nie roztkliwiając się nad nim i nad sobą” – opowiadała w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”. Ale nie leży w jej naturze roztrząsanie przeszłości. Tylko życie tu i ­teraz, w akceptacji dla siebie, swojego starzenia się, wolne od żalu, że czas mija. Bo, jak powiada, trzeba po prostu przyjąć, że co ma się zdarzyć, to się ­zdarzy. I niczego nie żałować.

Dorota Wodecka

Fot. Justyna Chrobot

Marika Zamojska, Justyna Wesołowska, Marta Kołakowska, Gunia Nowik, Amanda Likus

– za targi sztuki współczesnej Hotel Warszawa Art Fair

Gdy w 2022 roku Marika Zamojska i Justyna Wesołowska z Polana ­Institute, Marta Kołakowska z galerii LETO, Gunia Nowik z Gunia Nowik Gallery i ­Amanda Likus z Grupy Likus Hotele przygotowywały pierwszą edycję ­targów Hotel Warszawa Art Fair, zależało im, żeby zaproponować ­odbiorcom i odbiorczyniom zupełnie inne przeżycie. Sztukę współczesną prze­niosły więc z białych galeryjnych przestrzeni do luksusowych pokoi hotelowych, by dać odwiedzającym wyobrażenie tego, jak poszczególne dzieła mogłyby wyglądać w bardziej domowym kontekście. Zaprosiwszy do udziału ­czołowe ga­lerie z ­kraju i z­a­granicy, na jednym z pięter kultowego hotelu Warszawa ­zgromadziły kilkadziesiąt prac najciekawszych polskich i zagranicznych ­ar­tystów i ar­tystek. ­Nieoczywisty kontekst architektoniczny po­łączony z atrakcyjną ­ofertą ­artystyczną okazał się ­strzałem w dzie­siątkę. Obie edycje targów przyciągnęły tłumy – ko­lekcjonerów, ­galerie i miłośników sztuki – a także dały pretekst do ożywionych dyskusji o ­sztuce nowoczesnej. Pięć kobiet, które od lat obserwują, współtworzą i wspierają rodzimy rynek sztuki, połączyło siły, by zorganizować nieszablonowe wydarzenie na najwyższym poziomie, które nie tylko odzwierciedla globalne trendy, ale też pokazuje, że polskie galerie w niczym nie ustępują tym światowym.

Justyna Grochal

Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Marta Glanc

– za „Córkę księdza”, książkę wyznanie

Nie jest tajemnicą, że dla wielu duchownych celibat istnieje jedynie na papierze. Dyskusja o jego zasadności trwa od lat, tymczasem w jej cieniu rodzą się dzieci od poczęcia naznaczone wstydem. Takim dzieckiem była właśnie Marta Glanc, dziennikarka i autorka książki „Córka księdza”. Opowiedziała w niej traumatyczną historię życia w ukryciu. Od dziecka uczona, by ukrywać swoją tożsamość, wytykana palcami za to, że istnieje. Odepchnięta przez instytucję, która przyczyniła się do jej cierpienia. Już aktem odwagi z jej strony jest pokazywanie twarzy i mówienie o swoim pochodzeniu wprost. Tymczasem robi krok dalej i walczy o sprawiedliwość dla tych, których Kościół skrzywdził w podobny sposób. Nie tylko zwraca się do hierarchów kościelnych w swojej sprawie, ale też jako dziennikar­ka nagłaśnia historie innych. Jak sama podkreśla, w jej ­pracy „zawsze najważniejsze ­było wspieranie środowisk stygmatyzowanych i wykluczonych”. Jej publikacje ukazywały się w Onecie, „Krytyce Politycznej”, „Glamour”, „Polityce” i ­Wirtualnej Polsce. Na co dzień jest ­także analityczką pierwszej w Polsce organi­zacji fact­checkingowej – stowarzyszenia Demagog.

Katarzyna Seiler

Fot. Rein Kooyman

Hania Rani

– za odwagę w realizowaniu marzeń i podbój zagranicznej sceny muzycznej

„Myślę, że odniosłam sukces, ale nie jest to wielki sukces. Kilka rzeczy mi się udało, niektóre były naprawdę niesamowite. Cieszę się, że ja, dziewczyna z Polski, z Europy Wschodniej, mogę robić to, o czym marzyłam” – mówiła mi latem przed premierą swojej najnowszej płyty „Ghosts” Hania Rani, kompozytorka i wokalistka. Te „kilka rzeczy”, które jej się udały, to m.in. siedem Fryderyków, w tym dla pierwszej kobiety producentki (Rani produkuje własne płyty), nagroda festiwalu filmowego w Gdyni, statuetka Sanek dla najciekawszej nowej twarzy na polskiej scenie muzycznej, kontrakt z legendarną wytwórnią Deutsche Grammophon i niezależną Gondwana Records, światowa trasa koncertowa, podczas której grała koncerty m.in. w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Australii. To wszystko praktycznie bez żadnego wsparcia komercyjnych rozgłośni radiowych. W tym roku skomponowaną przez nią muzykę można było też usłyszeć w popularnym austra­lijskim ­serialu „Wszystkie kwiaty Alice Hart” z Sigourney Weaver w jednej z głównych ról, a jesienią ukazał się jej wspomniany już album „Ghosts” – produkcja, w której wróciła do śpiewania i która znów uwiodła melomanów na całym świecie. Nic dziwnego, że zarówno na polskie, jak i zagraniczne koncerty bilety rozchodziły się w mgnieniu oka. Hania Rani oprócz tego, że przy całym swoim sukcesie wciąż pozostaje niezwykle skromna i skupiona na pracy, zachwyca także tym, że przy każdej okazji podkreśla, jak istotna jest dla niej praca z innymi kobietami. Zawodowy duet często tworzy z wiolonczelistką Dobrawą Czocher, a za inżynierię dźwięku (zajęcie mocno zmaskulinizowane) podczas jej koncertów odpowiada Agata Dankowska.

Joanna Wróżyńska

Sport
Fot. Łukasz Szeląg/REPORTER

Natalia Kaczmarek

– za niezłomną dyscyplinę i mistrzowską koncentrację

Na mistrzostwach świata w Budapeszcie polska atletka zdobyła srebro w biegu na 400 metrów. Tym ­samym została pierwszą od dekady Europejką z medalem mistrzostw świata na tym dystansie. Ale to niejedyny powód, dla którego Natalia Kaczmarek zasługuje na tytuł Śmiałej. Sama biegaczka uosabia wartości, które wśród pierwszoligowych sportowców nie są niczym niezwykłym – jest niezmiernie pracowita, zdeterminowana, skupiona na celu i potrafi realizować swoje plany. ­Reprezentuje dziedzinę, w której jako kobieta nadal musi się mierzyć z ogromną nierównością – w końcu na przykładzie sportowczyń, zwłaszcza lekkoatletek, widać, jak ogromna jest luka płacowa. I to też jest powód, dla którego powinnyśmy jak najwięcej mówić o tym, jak wiele jest wśród nas wspaniałych kobiet ­sportowczyń osiągających absolutnie niesamowite wyniki.No i wreszcie w tym roku w Chorzowie przebiegła 400 m w czasie 49,48, co daje drugi czas w historii polskiej kobiecej lekkoatletyki na tym ­dystansie – pierwszy należał do Ireny Szewińskiej. Czy Natalia Kaczmarek go pobije? Wszystko jest możliwe, zwłaszcza że przed atletką jest start na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku.

­Aleksandra Mijakoska-Siemion

Fot. Łukasz Szeląg/REPORTER

Adrianna Sułek

– za mistrzostwa Europy w Stambule

W marcu 2023 roku atletka Adrianna Sułek została srebrną medalistką halowych mistrzostw Europy w Stambule w pięcioboju atletycznym. ­Polska pięcioboistka ustanowiła nowy rekord Polski i osiągnęła drugi najlepszy wynik w historii tej dyscypliny. Gdy w sierpniu, zamiast walczyć o medal na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Budapeszcie, ogłosiła, że jest w ciąży, pojawiły się pytania o jej występ na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 ­roku. Tymczasem atletka nie zwalnia, trenuje i pokazuje, że zdrowa, fizjologiczna ciąża nie jest przeciwwskazaniem nawet do intensywnych treningów atletycznych. Dowodzi, że praca, zaangażowanie i wiara we własne możliwości są ­kluczem do sukcesu. W wywiadach deklaruje, że nadchodzący rok ­będzie dla niej wyjątkowy – z powodu narodzin syna i startu w olimpiadzie.

­Aleksandra Mijakoska-Siemion

Fot. Tim de Waele/Getty Images

Katarzyna Niewiadoma

– za Tour de France Femmes

Jest jedną z najlepszych kolarek na świecie – w tym roku zajęła ­trzecie miejsce na Tour de France Femmes, wygrywając odcinek górski zawodów. Na podium jednego z najbardziej prestiżowych wyścigów kolarskich na świecie uplasowała się po raz drugi – powtarzając sukces z roku 2022. Ale o jej mistrzostwie świadczy również jej pokora i umiejętność słuchania własnego organizmu. O swoich początkach w kolarstwie i o rowerze mówi, że to narzędzie, które pozwalało odkrywać świat, przekraczać granice i stawać się niezależną. Mogła walczyć o medal na mistrzostwach świata w Glasgow, jednak zrezygnowała – czuła, że potrzebuje odpoczynku i regeneracji. Dla kogoś, kto trenuje i daje z siebie wszystko, taka decyzja nie jest prosta. Z jednej strony jest oznaką rozsądku, z drugiej zaś – pokory wobec własnego ciała i możliwości. Na kolejny sukces Katarzyna Niewiadoma nie musiała czekać zbyt długo – już w październiku została drugą w historii ­mistrzynią w gravelu. I choć jej wyniki w sporcie są absolutnie niepodważalne, o tym, by się ścigać zawodowo, mogła początkowo tylko ­marzyć. Kolarki, podobnie jak przedstawicielki innych sportów, jeszcze do niedawna, żeby się utrzymać, miały drugą pracę. Tylko co dziesiąta zarabiała tyle, ile wynosiła minimalna płaca dla mężczyzn biorących udział w najważniejszych zawodach kolarskich. 

­Aleksandra Mijakoska-Siemion

Fot. Katarzyna Milewska

Iga Świątek

– za determinację i wolę walki

Igi Świątek przedstawiać nie trzeba. Najlepsza rakieta świata, ­tenisistka niezwykle utalentowana i pracowita. Od lat zachwyca mistrzostwem sportowym, ale też skromnością i odwagą. Jest waleczna i konsekwentna. Już trudno się po­łapać, który to z kolei mecz wygrała – ­przyzwyczaiła nas do perfekcyjnej gry, żelaznej konsekwencji i ­siły psychicznej. Jak sama mówi, nie ­lubi tracić czasu, ­dlatego też coraz częściej wygrywa z wynikiem 6:1 czy 6:0, a jej kolejne rywalki trafiają do jej piekarni – na bagietki i bajgle.  Bez fałszywej skromności, ale też bez ­nadęcia pozostaje po pros­tu sympatycznym człowiekiem i graczką, dla której ­każda rywalka jest tak samo godna i ważna. I właśnie tej uważności na drugiego człowieka i umiejętności okazywania szacunku zdecydowanie powinniśmy się od Igi Świątek uczyć. Bo łatwo jest być mistrzem czy mistrzynią, gdy ma się ku temu ­możliwości, ale zachowanie normalności to ­cechy tych najjaśniej lśniących gwiazd. W tym roku przez 75 tygodni z rzę­du była numerem 1 w rankingu WTA. Wygrała French Open, obroniła też tytuł w zawodach WTA 500 w Dausze, WTA 500 w Stuttgarcie, a po raz pierwszy zdobyła tytuł WTA 250 na zawodach w Warszawie. Sezon zakończyła mistrzowskim występem na WTA ­Finals w Cancún i po ośmiu tygodniach ­wróciła na prowadzenie rankingu jako najlepsza rakie­ta kobiecego ­tenisa.

Aleksandra Mijakoska-Siemion

Fot. Łukasz Szeląg/REPORTER

Ewa Swoboda

– za pokaz siły, woli walki i emocji

Jeśli ominął was jakimś cudem filmik, na którym sędzia biegów na 100 m poinformowała Ewę Swobodę o tym, że jednak wystartuje w biegu finałowym, to koniecznie musicie to nadrobić. Biegaczka, ­zalana łzami po przegranym o 0,001 sekundy biegu, nagle uśmiecha się i wybucha radością. Sędziowie doszli do wniosku, iż różnica w czasie jest tak ekstremalnie mała, że Swoboda jako dziewiąta zawodniczka zostanie dopuszczona do biegu finałowego. Ostatecznie zajęła szóste miejsce. I to właśnie za radość, umiejętność okazywania emocji i bezpośredniość Ewa Swoboda jest Śmiałą. Uczy i pokazuje każdym swoim występem, że nie ma rzeczy niemożliwych, a jej biegi to mistrzowski pokaz woli walki, siły, prędkości i precyzji. Pokazuje, że radość to coś, czym warto się dzielić, i że każdy sukces, nawet (!) szóste miejsce na ­mistrzostwach świata, może cieszyć nie tylko kibiców, lecz także zawodniczkę. Ewa Swoboda mogłaby być idolką dla młodych – nie tylko jako mistrzyni sportowa. Nie boi się też mówić o tym, że za swój wygląd mierzyła się z hejtem, który omal nie doprowadził do jej wycofania się ze sportu.

Aleksandra Mijakoska-Siemion

Fot. Archiwum Prywatne

Kamila Kielar

– za przejście 5 tys. kilometrów przez Góry Skaliste

Podróżniczka, pisarka, dziennikarka, mówczyni. ­Kobieta odważna. Samotnie pływała kajakiem po wodach Pacyfiku, przejechała na rowerze i nartach biegowych kanadyjski Jukon, przeszła słynny szlak Pacific Crest Trail, samotnie przejechała rowerem Alaskę i Kamczatkę. Za swoje podróże została nagro­dzona Kolosem – najbardziej presti­żową nagrodą dla podróżników. Nominujemy ją do Śmiałych za kolejny wyczyn – ­przejście w tym roku 4785 kilometrów ­pieszo przez Góry Skaliste, od granicy z Meksy­kiem do granicy z Kanadą, przez Continental Divide ­Trail. Przez pustynię, szczyty i granie powyżej 4500 m n.p.m., wulkany, lasy deszczowe, góry wyrzeźbione przez lodowce. Ta droga zajęła jej ponad pięć miesięcy. ­Nominacja jest nie tylko wyrazem podziwu dla wytrwałości i śmiałości podróżniczki, ale ­także dla jej wyjątkowej wrażliwości społecznej i klimatycznej. W swoich opowieściach (można ich posłuchać na licznych występach, festiwalach i w jej podcaście „Drzazgi świata”) zawsze zwraca uwagę na to, jak zmienia się Ziemia pod wpływem człowieka, jak się układamy z innymi gatunkami. Przygląda się uważnie ludziom, których spotyka na szlakach, zastanawia się np., dlaczego tak ­mało tam osób czarnych. W poszukiwaniu odpowiedzi na swoje ­pytania jest nieustępliwa.

Paulina Reiter

Nauka i zdrowie
Fot . Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

dr Alicja Puścian

– za popularyzację wiedzy o mózgu

Neurobiolożka behawioralna w Instytucie Nenckiego PAN. Zgłębia ­relacje pomiędzy mózgiem a zachowaniem, głównie w kontekście emocji, motywacji i interakcji społecznych. Fascynuje ją, jak organizmy żywe się dostosowują do nieustannie zmieniającego się świata. Bada nie tylko to, jak układ nerwowy działa na co dzień, ale także – co jest źródłem jego zaburzeń, np. neurorozwojowych, w spektrum autyzmu. Dzięki badaniom, w których brała udział, udało się wykazać, że naprawa konkretnego wadliwego mechanizmu molekularnego w układzie nerwowym myszy z objawami autyzmu przywróciła zwierzętom normalne funkcjonowanie umysłowe. Co istotne, interwencja ta nie spowodowała żadnych dodatkowych problemów czy skutków ubocznych. W swoim rozwoju naukowym integruje wiedzę z zakresu psychologii, biologii i analizy behawioralnej. Jednocześnie nieustannie popularyzuje wiedzę o mózgu i w prosty sposób tłumaczy zawiłości neurobiologii. Jej odkrycia publikowano w wielu prestiżowych czasopismach naukowych, m.in. w „Molecular Psychiatry”, „Cell Reports” i „eLife”. Doświadczenie badawcze zdobywała w Szwajcarii, Japonii i USA. Jest laureatką nagród Młodego Naukowca Roku Polskiego Towarzystwa Badań Układu Nerwowego i European Brain and Behaviour Society oraz Brown-Coxe Award przyznanej przez Uniwersytet Yale.

Paulina Mozolewska

Fot. Archiwum Prywatne

Weronika Garsztka

– za pokazywanie bez filtra walki o zdrowie po rozległym udarze

Jej życie, jak sama mówi, było bajką. W 2022 roku, dzień po Wielkanocy, przerwał ją rozległy udar niedokrwienny. Przez kilka miesięcy miała fragment kości czaszki zaszyty w brzuchu. W wieku 27 lat musiała na nowo uczyć się najpierw siedzieć, potem ­chodzić. Na początku poruszała się na wózku. Nadal regularnie się rehabilituje i walczy o sprawność lewej ręki. W mediach społecznościowych pokazuje bez filtra życie po udarze. Dzieląc się swoją historią, edukuje o objawach udaru. Opowiadając o tym, że ­ratownicy potraktowali ją jako „naćpaną ­blondynę” i zwlekali z udzieleniem jej pomocy, zwraca ­uwagę na problemy, z jakimi w styczności z ochroną zdrowia mierzy się wiele osób, zwłaszcza kobiet. Poza obrazkami z rehabilitacji, które niejednej osobie dodają sił do walki, Garsztka dzieli się też tym, jak wielki ból ­psychiczny wiąże się z udarem. Bez tabu mówi o depresji i tęsknocie za wszystkim, co zabiera choroba. Uczy młodych ludzi szacunku dla osób z niepełno­sprawnościami. Początki jej działalności na Insta­gramie nie były łatwe. Spotkała się z dużym hejtem. Po udarze dostawała wiadomości i komentarze, że robi to pod publikę i dla lajków albo że mog­ła umrzeć i byłby spokój. Ona się jednak nie ­poddaje. Pokazuje też swoją drogę do samoakceptacji. Codziennie zaraża swoją chęcią do pełnego życia mimo przeciwności losu.

Zuzanna Kuffel

Fot. Marek Zimakiewicz

Maria Janczewska

– za opowieść o latach życia w bólu i zachęcanie kobiet do walki o leczenie

Aktem dużej odwagi jest dla młodej aktorki, śpiewacz­ki operowej i świeżo upieczonej ­absolwentki Akademii Teatralnej podzielenie się publicznie swoją historią walki z chorobą. Maria Janczewska ­zrobiła to po latach cierpienia. Jej post błyskawicznie ­poniósł się w mediach społecznościowych, sprawiając, że zaczęły odzywać się do niej inne kobiety, które ­latami cierpią i nikt im nie pomaga. Janczewska z ­odwagą opowiedziała o kobiecym bólu, który przez wielu, ­także przedstawicieli świata ­medycyny, jest postrzegany jako mniej ważny od innych medycz­nych ­problemów. Mówiła o długim poszukiwaniu diagnozy, nie tylko kosztownym, ale też często poniżającym i odbierającym nadzieję. W rozmowie z „Wysokimi Obcasami” opisała również walkę o artystyczne ­marzenia ­mimo choroby, dobrze oddając to, z jakimi wyzwaniami mierzą się młode osoby, które chorują przewlek­le. Opowiadała nie ­tylko o endometriozie, która ­statystycznie dotyka jedną na dziesięć kobiet, lecz także o niewydolności żylnej miednicy, częstym, ale rzadko rozpoznawanym proble­mie z zakresu kobiecego zdrowia. Młoda aktorka zachęca Polki, żeby walczyły o leczenie i nie ­dawały się zbyć.

Zuzanna Kuffel

Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.pl

Dr n. med. Małgorzata Bińkowska

– za konsekwentne upowszechnianie wiedzy o menopauzie

Ginekolożka, endokrynolożka. Od lat zajmuje się transformacją menopauzalną, która dla wielu osób wciąż jest tematem tabu, a lekarze ją traktują jako zagadnienie nieciekawe, niewarte zgłębiania. Dr Bińkowska nie ignoruje objawów zgłaszanych przez pacjentki w czasie perimenopauzy, co – ­niestety – jest częste w gabinetach ginekologów. Cierpliwie wyjaśnia, dlaczego po czter­dziestce częściej mamy problemy ze snem i łatwiej tyjemy. Jest wiceprezeską Polskiego Towarzystwa Menopauzy i Andropauzy oraz członkinią International Menopause Society. Ostatnio z międzynarodową grupą ekspertów opracowała kwestionariusz menopauzalny, który pacjentki mogą wypełnić, czekając na wizytę u ginekologa. Drugą prostą kartę wypełnia lekarz, co pozwala szybko ocenić, jakie objawy transformacji menopauzalnej ma kobieta i czy może skorzystać z leczenia hormonalnego. Dr Bińkowska pracuje m.in. w Warszawskim Instytucie Zdrowia Kobiet.

Katarzyna Staszak

fot . Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl

Izabela Dłużyk

– jedyna Polka na liście BBC 100 wpływowych kobiet 2023 roku

Iza Dłużyk jest niezwykła nie tylko dlatego, że jest młodą kobietą w zawodzie zdominowanym przez mężczyzn, ale także dlatego, że jest ­niewidoma od urodzenia – napisała redakcja BBC, wyjaśniając, dlaczego Polka zasługuje na miejsce wśród stu najbardziej wpływowych kobiet 2023 roku. Iza ma 33 lata, ukończyła filologię angielską i rosyjską, pracuje jako tłumaczka i robi doktorat na Uniwersytecie Gdańskim. Od lat realizuje też swoją pasję – nagrywa dźwięki ptaków. Dzięki wyostrzonemu zmysłowi słuchu jest w stanie rozpoznać kilkadziesiąt gatunków ptaków. Nagrywała je m.in. nad rzeką Tambopata w amazońskiej dżungli. W wyprawie towarzyszył jej brat. „Teraz wiem, że poradziłabym sobie też sama. Płasko, bez stromych podejść i nawet na lokalnym lotnisku była asysta” – mówiła. Jej nagrań słuchały setki osób zebrane w Europejskim Centrum Solidarności. W ciemności słychać było tylko koncert ptasich dźwięków. Iza jest w stanie rozpoznać każdy trel, pisk, świst, trzask. Nagrywała także w Puszczy Białowieskiej i nad Biebrzą. Żurawi słuchała w ujściu Warty, kormoranów – na Mierzei Wiślanej, gęsi – w rezerwacie ­Beka, łabędzi – w dolinie Słupi, a bocianów – w Żywkowie przy ­granicy z Rosją. „Ludzie są wzrokowcami, dźwiękami natury interesują się minimalnie. Dużo przez to tracą, bo słuchanie jest bardzo cenną umiejętnością i nie chodzi tylko o ptaki. Bo bez niej można słuchać, ale tak naprawdę nie usłyszeć” – mówi Iza.

Anna Woźniak

Fot. Karsten Buch

Dr Joanna Kusiak

– za wyłamywanie się z akademickiego mainstreamu

Pracę naukową uważa za formę służby publicznej. Jej działalność jest szczegól­nie ważna w obliczu pogłębiającego się kryzysu na rynku ­mieszkaniowym. W 2023 roku otrzymała Nine Dots Prize, nagrodę dla osób myślących w sposób kreatywny o rozwiązy­waniu najważniejszych ­współczesnych problemów społecznych. Zwyciężyła wśród 600 kandydatów z całego świata, pokonując między innymi profesorów uczelni należących do prestiżowej amerykańskiej Ligi Bluszczowej. Prowadzi badania na Uniwersytecie w ­Cambridge. Nie idzie utartą ­ścieżką jednej dyscypliny, choć z punktu widzenia rozwoju kariery akademickiej byłoby to łatwiejszym rozwiązaniem. Ma doktorat z socjologii, ale pracuje na wydziale geografii i zajmu­je się m.in. polityką, architekturą oraz urbanistyką. Nie podporządkowuje się akademickiemu mainstrea­mowi. Problematyką miasta interesuje się już od czasów liceum. Diagnozuje problemy i szuka ich rozwiązań. Jej działalność jest szczególnie ważna w obliczu kryzysu na rynku mieszkaniowym. Jako lokatorka mieszkania w Berlinie czterokrotnie wygrała w sądzie z właścicielem kamienicy, który chciał podnieść jej czynsz. Umiejętność dostrzeżenia logiki systemu, w jakim funkcjonujemy, to dla niej ­forma aktywizmu. Mówi o sobie, że jest „badaczką-aktywistką” i opiera się koniunkturze.

Zuzanna Kuffel

Poszerzamy perspektywę
Subskrybuj od 189 zł za rok
sprawdź
P o s z e r z a m y perspektywę
Odważnie. Po swojemu. W punkt
Subskrybuj od 189 zł za rok
sprawdź