Dziewczyny,
które się nie boją
Dziewczyny,
które się nie boją
Dziewczyny,
które się nie boją

Tyle wiemy o sobie,
ile nas sprawdzono

Aleksandra Klich
Gdy w spokojnych czasach cytowaliśmy te słowa Szymborskiej, brzmiało to banalnie. Gdy przywołujemy jej słowa w niespokojnych, takich jak nasze, ciarki przechodzą. Rok 2022 wystawił nas na próbę: wojna tuż za naszą granicą, zapaść gospodarcza, autorytarna władza robi, co chce, przemoc w życiu pub­licznym, w rodzinach, pracy, kryzysy psychiczne dotykające ludzi na całym świecie. Miliony głodnych, umierających z wychłodzenia. Zabijanych bomba­mi. Bez domu, szkoły, przyszłości. Cierpiących. Ile jesteśmy w stanie przetrwać w złych czasach? Wiele. ­Bylebyśmy byli razem. Jak na wspaniałym rysunku Marty Frej – siostra Ukrainka i siostra Polka ­połączone splecionymi włosami. Gdy kilka tygodni temu jak co roku wybierałyśmy w ­redakcji „Wysokich Obcasów” Śmiałe – kobiety, które w ­spektakularny, nieustraszony sposób zrobiły w kończącym się roku coś, co przekracza codzienność i normy – miałam nieodparte wrażenie, że definicja śmiałości zmienia się na naszych oczach. Siłą staje się słabość, a przynajmniej to, co patriarchalny świat za słabość uważa – troska i wrażliwość. Mozolne uprawianie ­codzienności – najlepszą bronią przeciwko złu. Przyznanie „może nie mam racji” – otwarciem na drugiego. Wypruwanie flaków dla potrzebującego człowieka jest cudowną sprawą. Nadzieję ­daje porzucenie tego, do czego całe życie dążyliśmy – sukces finansowy czy zawodowy – i robienie tego, co ma sens.  Żeby ludzie byli mniej głodni, żeby było im mniej zimno, żeby byli mniej samotni. Żeby mieli kawałek dachu nad głową. Żeby dzieci miały mniej lęku w oczach.  Gdy przeglądam ten numer „Wysokich Obcasów”, wbrew sceptykom jestem spokojna o nasz świat. W rękach naszych Śmiałych z Ukrainkami walczącymi o swoje domy i rodziny oraz pomagającymi im Polkami na czele jest bezpieczny.  Potrzebują tylko – i aż – naszego wsparcia i pomocy. Więc choć ciarki nam chodzą czasem po plecach, nie bójmy się – strach odbiera śmiałość i pewność działania. Nie boimy się, w końcu jesteśmy razem. Sława Ukrajini, Siostry.
Zobacz listę śmiałych
Fot. Alexandru Dobre/AP/East News

Ukrainki

Za bohaterską, bezkompromisową walkę o swój kraj, o swoje domy. Jest bohaterstwem iść w nieznane. Co wieczór przykrywać dzieci  obcą kołderką pod obcym dachem, a nazajutrz prowadzić je do przedszkola przez zupełnie obce ulice.

Od 24 lutego myślę, jak to jest stracić dom. Pal licho mury i majątek. Nie mogę znieść myśli o tym, że z jedną walizką opuszcza się dom i jedzie w nieznane, nie wiedząc, czy kiedy­kolwiek będzie można do niego wrócić. Co, jeśli pod gruzami na zawsze przepadną jedyne zdjęcia naszych dziadków i już nigdy nie zobaczymy ich twarzy na czarno-białych karteluszkach? Co, jeśli przepadną pieczołowicie złożone i schowane w ­pawlaczu maleńkie pierwsze śpioszki naszych ­dzieci? Ich ukochane przytulanki, które sentymentalnie zostawiłyśmy na pamiątkę, aby dać je im za wiele lat, by miały materialny kawałek swojego dzieciństwa? Co, jeśli spłoną nasze dziewczyńskie pamiętniki i listy wymieniane z pierwszym chłopakiem? Pierścionek po babci? Serweta, którą mama ­zawsze kładła na stół w święta? Wszystko mnie boli na myśl o takiej stracie. Stracie, jaką poniosły miliony Ukrainek, które napaść Rosji wygoniła z domów. Kiedy ja drżę na samo wyobrażenie rakiet uderzających w po­­bliżu, Ukrainki walczą. W ukraińskiej armii jest już 50 tys. kobiet, 6 tys. z nich na froncie. Wojsko było tak zaskoczone ­liczbą kobiet, które zgłosiły się do walki, że nie miało dość mundurów w odpowied­nich rozmiarach. Iryna Wereszczuk, wicepremierka Ukrainy i ministra ds. terenów okupowanych, sprawia, że świat, codziennie dowiadując się o krzywdzie cywilów, bombardowaniu szkół, ­przedszkoli i szpitali położniczych, o wojennych gwałtach i zniszczeniu, nie może obojętnie odwrócić oczu. W ukraińskiej polity­ce takich kobiet jest więcej, podobnie jak w mediach. Moja koleżanka ­Maria Górska, dziennikarka telewizji Espresso, między wejściami na wizję schodziła do schronu, gdzie ­odrabiała z córką lekcje. Ze ściśniętym gardłem patrzę na Irynę Dowhań, która jeździ po całej Europie i opowiada o zbrodniach Rosjan. Sama została przez nich uwięziona jeszcze w 2014 r. za pomaganie ukraińskim żołnierzom. Była torturowana i poddana przemocy seksualnej, wreszcie została przywiązana do słupa na ulicy. Rosjanie owinęli ją ukraińską flagą, a na piersi powiesili kartkę, że jest morderczynią dzieci. Przechodnie bili ją i opluwali. Uwolniono ją dzięki interwencji amerykańskiego dziennikarza, który przypadkiem był w pobliżu. Teraz Iryna Dow­hań jeździ do miast i wiosek wyzwolonych spod okupacji i zbiera świadectwa kobiet masowo gwałconych przez Rosjan. ­Światu mówi: ­przemoc seksualna to broń wojenna, nie możemy się na to zgadzać. Jest i Anastasija Pugaczowa. Nasze córki chodziły ­kiedyś razem do przedszkola w Toruniu. 24 lutego zadzwoniła do mnie i powiedziała, że musi natychmiast jechać po swoją Polinę do Ukrainy i przywieźć ją do Polski. Nastka zostawiła Polinę na jakiś czas u dziadków, żeby podnieść się po śmierci ­męża, który zmarł na raka. Przez trzy doby siedziałam, podskakując na każdy rozbłysk ekranu smartfona: czekałam na meldunki Nastki z trasy. Udało się.  Inna moja przyjaciółka, Oksana Litwinienko, ­mieszkająca w Polsce od lat, przez pierwsze tygodnie po 24 lutego nie przespała ani jednej nocy. Pracowała na granicy, gdzie pomagała kobietom, często również takim, które do Polski dotarły poranione i zgwałcone. Pani Ludmiła, którą wiozłam do Torunia, uciekała już drugi raz. Kilka lat temu w Donbasie separatyści zamordowali jej męża. Przeniosła się do Kijowa, ale w marcu rakieta ­uderzyła tuż obok jej domu. Znów więc ruszyła w drogę, zostawiając wszystko. Również walczącą córkę. Poetkę.  W swoim kraju ogarniętym wojną Ukrainki karmią ­bliskich, uczą dzieci czytać, chronią przed zniszczeniem ­dzieła sztuki, biblioteki, leczą rannych, przez internet informują świat, co się dzieje w Kijowie, Kramatorsku czy Chersoniu, ­śpiewają przerażonym maluchom kołysanki w schronach. Są ­heroskami wojennej codzienności.Podobnie jak cała ta masa anonimowych uchodźczyń, które niemal z dnia na dzień uczyniły nasze miasta ­dwukulturowymi.Głęboko nie zgadzam się z narracją, że ­mężczyźni walczą, a kobiety uciekają. Putin chce unicestwić naród ­ukraiński. Nie dać się zabić, ocalić siebie i dzieci to włożyć mu kij w ­szprychy. To nieprawda, że bohaterami są tylko mężczyźni na froncie, a uchodźczynie to ofiary. Ukrainki są bohaterkami w nie mniejszym stopniu niż ich mężowie, bracia i ojcowie z karabinami. Jest bowiem bohaterstwem iść w nieznane, co wieczór przykrywać dzieci obcą kołderką pod obcym dachem, a na­zajutrz prowadzić je do przedszkola przez zupełnie ­obce ­ulice. Znaleźć pracę, ugotować obiad, wreszcie po prostu ­wstawać dzień po dniu z łóżka, nie wiedząc, czy mąż wieczorem zadzwoni, bo być może nie zadzwoni już nigdy. W tym wszystkim Ukrainki miały siłę zorganizować w Warszawie ogromny Marsz Wdzięczności za to, że znalazły u nas schronienie. Miały ją też, by wspierać demonstracje przeciw wojennym gwałtom oraz na ulicach żądać od Zachodu odpowiednich działań wobec Rosji. Widziałam, jak tygodniami Polki oddawały swoje ­ciuchy, pościel, zabawki swoich dzieci Ukrainkom, które stały się naszymi sąsiadkami. To jednak nie one były obdarowane, ale my. Dzięki Wam, Drogie Ukraińskie Siostry, zyskałyśmy możliwość budowania z Wami nowej wspólnoty. Dałyście też niemal wszystkim Polakom coś, co nieczęsto gości w naszych sercach: poczucie bycia razem, solidarności i siły. ­Polacy już dawno nie byli tak jednomyślni, jak są teraz w sprawie ­Ukrainy. Za to bardzo Wam dziękujemy. Wiem jednak też, że wiele z Was ma do nas – całego Zachodu, w tym Polski – żal, że nie obudziliśmy się wcześniej, kiedy Putin zaanektował Krym, kiedy kładł łapę na Donbasie. Wiem, że ta wojna dla Was zaczęła się osiem lat temu, nie w lutym, i wstyd mi, że nie było mnie przy Was wcześniej. Za to otwieranie oczu na rosyjski imperializm i ­na krzywdy, jakie wyrządzał przez dekady, też przyjmijcie szczere podziękowania. Jesteśmy z Wami, Siostry! Sława Ukrajini!

O

Natalia Waloch

Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Dr Joanna Podgórska.
biochemiczka

– za uświadamianie, że przed alzheimerem można się bronić

Dr Joanna Podgórską ze swoją wiedzą naukową o ludzkim mózgu, neuroplastyczności, psychosomatyce oraz powiązaniach mózg-jelita-psychika wychodzi do ludzi. Biochemiczka specjalizująca się w neurochemii prowadzi popularny profil na Instagramie (70 tys. obserwujących) i podcast w Newonce.radio. Stara się przekazać tam prostą prawdę: choroby takie jak alzheimer nie spadają na nas z nieba. Stylem życia, codziennymi wyborami wpływamy na swój mózg i to od nas zależy jakość naszego życia w starości. Jak to zrobić? „Siła tkwi w prostocie, słuchaniu organizmu, powrocie do korzeni. Odżywcza dieta, zasobna w nieprzetworzone składniki, docenienie roli snu i odpoczynku, stała aktywność fizyczna, stymulowanie mózgu – dawanie mu znać, że jest potrzebny – życie towarzyskie, ciągła nauka, podróże i ciekawość świata wydłużają nasze życie, usprawniają umysły” – wyjaśniała w „Wysokich Obcasach”. „Choroby, starzenie się i przemijanie są nieuniknione – to część ewolucji i biologicznego obiegu, ale jeśli zaczniemy dbać o swoją codzienność, ­możemy doświadczać tych stanów później i dłużej cieszyć się zdrowym, pełnym życiem”.

D

Katarzyna Seiler

Czytaj więcej
Fot. Łukasz Giza/Agencja Wyborcza.pl,

Marta Jermaczek-Sitak,
ekolożka, botaniczka

– za miłość do rzeki i edukowanie nas
o konsekwencjach zanieczyszczenia Odry

Marta Jermaczek-Sitak jest związana z Odrą nierozerwalnie. Jak sama podkreśla: „Żyję nad rzeką, jestem nad nią niemal codziennie, od domu dzieli mnie od niej kilka kilometrów”. Wraz z rodziną mieszka w gospodarstwie w nadodrzańskiej gminie Bojadła. To sprawiło, że mogła na bieżąco obserwować tragedię, jaka tego roku spotkała ekosystem rzeki. Na łamach „Wysokich Obcasów” wyjaśniała, że do zanieczyszczenia Odry nie doszło z dnia na dzień, a winni powinni się czuć nie tylko rządzący. „Wszyscy ją zatruliśmy. Wiem, że chciałoby się znaleźć tę jedną, konkretną rurę, wskazać winowajcę i go ukarać, ale przyroda rzadko tak działa” – mówiła. Chociaż cieszyła się z każdej żaby skaczącej nad rzeką, to jej żałoba po Odrze nie pozostawiała złudzeń: „Gdy słyszę pytanie, kiedy ­Odra się oczyści, odpowiadam: nigdy”.  „Chciałabym, żeby państwo wspierało czyste źródła energii, a nie wydobycie węgla. Żeby Wody ­Polskie wykonywały swoją robotę. Generalnie ­chodzi tu o większą odpowiedzialność biznesu i rządzących niż pojedynczego obywatela” – wyliczała, wskazując rozwiązania, aby takie tragedie jak ta na Odrze się nie po­wtórzyły.

M

Katarzyna Seiler

Czytaj więcej
Fot. Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl, Tatiana Jachyra, Monika Redzisz

Polki, które pomagają Ukrainkom

Za siostrzeństwo i bezinteresowne wsparcie

Córciu, nie mogę rozmawiać, robię kanapki” – ­odebrała telefon ode mnie moja mama pewnego zimowego dnia.  Był marzec. Ziąb. Robiła kanapki dla tych kobiet i ­dzieci, które kilka godzin później wysiądą, zdezorientowane, przerażone i głodne, z pociągu, który zabrał je z ogarniętej wojną Ukrainy. Do ­Polski codziennie przyjeżdżały takie pociągi, pełne przerażonych kobiet i dzieci, którym udało się do nich dostać Na dworcu w ­Lubli­nie tłum był nie tylko wtedy, kiedy na stację akurat wtaczał się ­pociąg. Nieomal nieustannie pełna była także ­poczekalnia. To tam wolontariusz­ki grzały herbatę, dzieliły paczki z żywnością, częstowały dzieci owocowymi musami, a dorosłym udzielały informacji. Kierowały ruchem, dawały nie tylko jedzenie i butelkę z wodą, ale i wsparcie. Informację, nadzieję.  „Na dworcach zadziała się magia w postaci energii i wysiłku mnóstwa osób, czego nigdy nie da się w żaden sposób policzyć” – powiedziała w rozmowie z „Wysokimi Obcasami” Adriana Porowska, prezeska Kamiliańskiej ­Misji Pomocy Społecznej. Dodała: „Wszyscy, którzy byli i są na dworcach, czy to wolontaryjnie, czy osoby delegowane do różnych zadań przez urzędy, musieli radzić sobie z czymś, na co nie da się przygotować. Widziałam, że mimo to wypruwają z siebie flaki, noszą śmieci, wkurzają się na przepełnione toi toie, zastanawiają, gdzie będą spać mamy z dziećmi, bo przecież nie na dworcu. Wojna w Ukrainie wygenerowała całkowicie nową sytua­cję, która sprawiała, że nie wiadomo było, jak pomóc”. Takich wolontariuszek, które „wypruwały z siebie flaki”, w ­całej Polsce – na granicy, na dworcach, w zaimprowizowanych salach noclegowych, zbierających żywność, ubrania czy pieniądze w internecie – były dziesiątki tysięcy. To one od razu, jak tylko 24 lutego wybuchła wojna w Ukrainie, zaczęły działać.  Jak moja kuzynka Paulina. Gdy przygraniczny Hrubieszów stał się dla uchodźczyń pierwszym bezpiecznym przystankiem, organizowa­ła zbiórki ubrań i woziła je do pobliskich miejscowości, do których trafiły ukraińskie rodziny. Na miejscu nie ograniczała się do zostawia­nia ­ubrań, by zaraz jechać dalej, lecz także rozmawiała i słuchała. Była, towarzyszyła. Marta Małecka,  przedsiębiorczyni, która w pomoc zaangażowała się pierwszego dnia, mówiła w rozmowie z „WO”: „Kiedyś ktoś mi powiedział, że fajnie jest robić rzeczy dobrze, ale jeszcze fajniej jest robić rzeczy dobre”. I te „dobre rzeczy” robi codziennie od wybuchu wojny, zbierając pieniądze na pomoc, organizując ­konwoje, które wożą do Ukrainy to, co jest tam potrzebne. Czyli – ­wszystko. Ultra­sonografy, opatrunki, strzykawki, samochody, kamizelki ­kuloodporne. I dla cywilów, i dla wojska, bo – jak tłumaczyła ­Marta – duże organizacje, na przykład PAH, nie mogą pomagać wojskowym. „My nie mamy takich ograniczeń (...), a przecież też potrzebują skarpet, majtek, proszków do prania i plecaków. Dostarczamy im wszystko poza bronią” – mówiła.  W pomoc od razu zaangażowała się także fundacja Porozumienie bez Barier prezydentowej Jolanty Kwaś­niewskiej. „Głęboko wierzę w to, że dobro będzie zwyciężać, że ludzi dobrej woli jest więcej i że nie pozostawimy osób, które uciekają przed wojną, samych sobie” – mówiła mi w wywiadzie. Fundacja do października przyjęła 118 transportów i pomoc (dzięki amerykańskiemu partnerowi, firmie GEM) – ok. 50 mln dolarów. „W tych darach było wszystko: środki ­medyczne, żywność, woda, baterie, pościel, odzież, podpaski, pieluchy, batony energetyczne, środki higieny osobistej i ­środki dezynfekcyjne” – dodała. Mówiła jeszcze o tym, że kobiety, które spotyka – w salach noclegowych czy w punktach wsparcia i informacji – to siłaczki.  A Marta Lempart, która jest jedną z członkiń Siostrzeństwa Polsko-Ukraińskiego powołanego przez Kulczyk Foundation do pomocy Ukrainie, podkreśla­ła: „My nie jesteśmy od debat, tylko od działania”. ­Ogólnopolski Strajk Kobiet po wybuchu wojny również, podobnie jak wiele innych organizacji, przekierował swoje działania na pomoc tam, gdzie była najbardziej potrzebna. Dla Ukrainy. W rozmowie z „WO” mówiła, że to właśnie jest siostrzeństwo. W podobnym tonie wypowiadała się Dominika ­Kulczyk. Siostrzeństwo Polsko-Ukraińskie w ramach grantu pomocowego „Cześć, Dziewczyny” przekazało 11 organizacjom prawie milion złotych. „Nazwę wy­myśliła Olga Tokarczuk. I wydaje mi się, że Olga ­weszła w to od razu, bo poczuła to samo co ja: że my, baby, możemy zrobić więcej, kiedy robimy coś razem. Oprócz tego emocjonalnego poczucia mamy też świadomość, że konkretne działanie, serce i głowa działające ra­zem po prostu się sprawdzają” – powiedziała ­Kulczyk. I dodała: „Kiedy przyszła wojna i trzeba było otworzyć nasze serca oraz nasze drzwi, wszyscy zachowaliśmy się przyzwoicie. ­Zachwyciliśmy się swoją solidarnością – i dobrze. Byłam wzruszona, ale towarzyszyła mi też refleksja, że to minie”.  Mija. Pierwszy zryw minął. Zmęczone są i aktywistki, które działały codziennie, i ludzie, które pomagali z doskoku – kiedy znaleźli zbiórkę, kiedy usłyszeli, że trzeba kogoś odebrać z dworca albo pomóc w tłumaczeniu, albo skontaktować z lekarzem. To mogło być – i było – wszystko. Pomaga­nie jest trudne. Wyczerpuje. Zjada zasoby. Obciąża emocjonalnie i fizycznie. Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że aż 7 proc. z nas przyjęło Ukraińców do swoich domów. W różne formy wsparcia zaangażowało się trzy czwarte Polek i Polaków; to była pomoc finansowa, paczki z ubraniami, kanapki ­robione w domu i jedzenie kupowane w supermarkecie. Zabawki dla dzieci. Wszystko, co było potrzebne. Aż 17 proc. zaangażowało się w wolontariat (dane z lipca). To miliony ludzi. Ta pomoc – to znowu szacunki PIE – była warta 9-10 mld zł. Polski rząd na pomoc przeznaczył nieco ponad 5,5 mld zł.  Nie sposób wymienić wszystkich tych śmiałych kobiet, które były, pomagały, zbierały pieniądze, organizowały, słuchały, woziły, gościły, tuliły. Są ich setki tysięcy. Wiele fundacji. Organizacji. NGO-sów. Nie da się podać tych wszystkich nazw, wszystkich imion ludzi na dworcach, przy pociągach, w punktach informacyjnych i tych, którzy organizowali zbiórki. Nie przestawajmy. Bądźmy śmiałe. Wciąż.

C

Anna J. Dudek

Fot. Jacek Łagowski/Agencja Wyborcza.pl

Aleksandra Waliszewska,
artystka

– za wystawę „Opowieści okrutne” o demonach bliskich życiu

Staliśmy do niej w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie w kilometrowych kolejkach na bulwarach nad Wisłą. To była pierwsza tak ­szeroka prezentacja sztuki artystki w Polsce. I wielki hit. Obrazy Waliszewskiej, które artystka regularnie wrzuca do internetu, cieszą się wielką popularnością w Polsce i na świecie (Nick Cave umieścił jedną z jej prac na ­okładce swojej ostatniej książki). Dobrze było zobaczyć jednak te obrazy na żywo, nie za pośrednictwem ekranu. Lepiej można przyjrzeć się mrocznym kraj­obrazom, w które Waliszewska wpisuje swoich bohaterów, a jeszcze częściej bohaterki – smutne, niepokojące kobiety jakby z gotyckich opowieści czy pogańskiej mitologii: syreny, upiory, strzygi; czy rycerki i święte jak ze średniowiecznych rękopisów. No i kotkom – demonicznym stworom o ludzkich cechach. Jej obrazy przypominają nam, że demony i śmierć są blisko, obecne w życiu. Ludzi wypełniają pragnienia dla nich samych niezrozumiałe, napawające trwogą.

S

Paulina Reiter

Czytaj więcej
Fot. Ina Lekiewicz

Małgorzata Mirga-Tas,
artystka

– za walkę ze stereotypami dotyczącymi Romów i budowanie pozytywnego romskiego mitu

Wnętrze polskiego pawilonu narodowego na 59. Biennale Sztuki w Wenecji Małgorzata Mirga-Tas, pierwsza romska artystka wystawiająca w pawilonie narodowym w głównym konkursie, wypełniła obrazami z życia Romów. Na początku grudnia w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie artystka otworzyła kolejną wystawę pt. „Wędrujące obrazy” – pierwszą tak dużą prezentację swych dzieł w Polsce. Pokazuje tam m.in. archiwum fotograficzne rodziny Mirgów, na podstawie którego powstaje wiele jej prac. Buduje pozytywny mit romski – w serii „Herstorie” ­tworzy portrety wielkich romskich artystek, działaczek społecznych, aktywistek, lecz także kobiet, które są ważne nawet dla jednego małego osiedla czy rodziny. Portretuje też Romów, którzy budowali Nową Hutę i którzy tam zamieszkali, przypominając, że to ci, co przeżyli zagładę Romów podczas II wojny światowej.  „Razi mnie to, że wiecznie wszyscy wiedzą lepiej niż my sami, jak mamy być postrzegani, jak powinniśmy być nazywani. »Przecież my tak lubimy to słowo ‘Cygan’ – mówią. – Przecież nic złego nie mamy na myśli«” – powiedziała w „Wysokich Obcasach”. Zadaje pytania o to, kto ma prawo mówić o Romach. Przez setki lat robili to za nich inni. Mirga walczy o romski głos w sztuce, o prawo do opowiadania własnej historii.

W

Paulina Reiter

Czytaj więcej
Fot. Ewa Milun-Walczak

Agnieszka Kobus-Zawojska, wioślarka

– za przełamywanie tabu depresji wśród sportowców

Multimedalistka, mistrzyni świata i Europy. Zdobywczyni brązu i ­srebra na igrzyskach olimpijskich. Jaki jest koszt tych osiągnięć? Jej głowa ­wytrzymała 15 lat presji. Najgorsza była ta, którą sama na siebie ­wywierała. Na zgrupowaniu kadry w Wałczu w 2021 r., gdy przygotowywała się do igrzysk w Tokio, ukrywała przerażenie, grała przeszczęśliwą. To tam ją dopadła. „Za­pisałam się do psychiatry na wizytę online. Nikomu nie powiedziałam. Diagnoza – depresja”. Bała się łatki wariatki. Z czasem odczarowała słowa „psychiatra” i „leki antydepresyjne”. Podczas gdy temat zdrowia psychicznego wciąż jest uznawany w sporcie za tabu, ona mówi o tym swobodnie. O objawach, które ignorowała, o samobiczowaniu myślami, o atakach paniki, o procesie zdrowienia. Ufa, że dzięki temu inne sportowczynie i inni sportowcy tak jak ona potrzebujący wsparcia odważą się zawalczyć o siebie. „­Wychodzę z założenia, że trzeba być naprawdę silną, by podjąć leczenie. I oto moje zwycięstwo” – powiedziała „WO”

M

Paulina Materna

Czytaj więcej
Fot. Weronika Kosińska

Ola Żebrowska, przedsiębiorczyni

– za życie na przekór modzie na lukrowane opowieści o macierzyństwie

Wychowywała się w rodzinie wielodzietnej, jest najstarsza z ósemki rodzeństwa. O tym, że będzie miała dużą rodzinę, wiedziała od zawsze. Z mężem Michałem Żebrowskim wychowują czworo dzieci. Najmłodsza ­córeczka urodziła się w tym roku. Na swoim profilu instagramowym Ola pokazuje ­codzienne obrazki z życia mamy i wielodzietnej rodziny. Jest bałagan, nieumyte włosy, opuchnięte stopy w ciąży, dzieci ciągnące mamę za piersi o piątej rano. Raczej nie zobaczymy elegancko ubranych, uśmiechniętych dzieci i zawsze wypoczętej mamy. No, chyba że idzie na premierę do teatru, ale na drugim planie i tak widać nosidełko z niemowlakiem, którego karmiła piersią podczas spektaklu.Bycie mamą czwórki dzieci nie jest łatwe, ale kto powiedział, że nie można się przy tym dobrze bawić. Spojrzeć na nie z dystansem i humorem. „Wiem, że mniej pozowane klatki pomagają innym kobietom, które przechodzą przez ten sam etap macierzyństwa co ja. Wiem, że kiedy nie czujemy się w tym osamotnione, to jest nam trochę lżej. Poza tym chyba fajnie, gdy jakaś mama, która ma akurat gorszy dzień, zobaczy takie zdjęcie i uśmiechnie się pod nosem”.

W

Anna Woźniak

Czytaj więcej
Fot. Agnieszka Sadowska/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Antoni Mantorski

Polki pomagające uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej

– za dobroć i odwagę

Kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej rozpoczął się latem 2021 r., kiedy w Usnarzu Górnym, małej wiosce na Podlasiu, polska Straż Graniczna zatrzymała pierwszą grupę uchodźców z Afganistanu, którzy próbowali tą drogą przedostać się do Unii Europejskiej. Z tygodnia na tydzień w podlaskich lasach przybywało ludzi – migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zagubionych, zziębniętych, głodnych, ­częs­to pobitych przez służby białoruskie. Polskie władze odpowiedziały strategią, która miała na celu jak najszybsze pozbycie się tych ludzi z terytorium naszego kraju. Nie pozwolono im ubiegać się o azyl w Polsce ani o ochronę międzynarodową; byli przez polskie służby wyłapywani i wywożeni z powrotem na białoruską stronę, co jest nielegalne zarówno w świetle prawa polskiego, jak i międzynarodowego. Co więcej – na wstęp do strefy przygranicznej nie pozwolono organizacjom świadczącym pomoc medyczną i humanitarną. W tej sytuacji ­pomocą zajęli się zwykli ludzie. Ludzie, którym sumienie nie pozwoliło na bezczynność w obliczu okrucieństwa. Przeważają wśród nich kobiety. Niektóre z nich mieszkają na Podlasiu z dziada pradziada, inne przeprowadziły się tu z wielkich miast, jeszcze inne przyjeżdżają, aby pomagać. To między innymi: Joanna Jacel, Maria Przyszychowska, Katarzyna Wappa i dr Paulina Bownik, lekarka z Białego­stoku współpracująca z Grupą Granica – oddolnym ruchem społecznym skupiającym aktywistki i aktywistów, organizacje pozarządowe i lokalnych mieszkańców terenów przygranicznych. A także Maja Ostaszewska, aktorka, ­która stała się medialną przedstawicielką tych, którzy niosą pomoc w podlaskich lasach – Superbohaterka „Wysokich Obcasów”. Kiedy przychodzi wezwanie, wyruszają do lasu z plecakami pełnymi wody, jedzenia, ciepłych ubrań i lekarstw. Zdarza się, że goszczą uchodźców w swoich domach – karmią i leczą, załatwiają potrzebne dokumenty i nagłaśniają liczne przypadki łamania praw człowieka. Wyręczają w tym ­nasze państwo. Mimo to, zamiast spotkać się ze społeczną aprobatą, niejednokrotnie musiały znosić hejt i prześladowanie, także ze strony funkcjonariuszy naszego państwa. Dlaczego pomagają?„Byłam wstrząśnięta. Nigdy nie widziałam ludzi w takim położeniu. Ale wiedziałam, że będę ­pomagać dalej. Nie czułam się żadną aktywistką. Ja tu po pros­tu mieszkałam i moja reakcja była naturalną reakcją na zło, które dzieje się tuż obok mnie” – tłumaczy Katarzyna Wappa, mieszkanka Hajnówki. I dodaje: „To jest taka sytuacja, w której człowiek nie ma żadnych wątpliwości, czy postąpił słusznie. Robimy w ­życiu tyle rzeczy, które nie mają wielkiego sensu. Ale ­wtedy miałam pewność, że zrobiłam coś istotnego”. Swoją postawą przypominają, że ­bezinteresowne niesienie pomocy osobom znajdującym się w sytua­cji zagrożenia życia i zdrowia jest legalne, że to przemoc i nieudzielenie pomocy osobie znajdującej się w niebezpieczeństwie jest przestępstwem. Przypo­minają, jak powinien zachowywać się człowiek.

K

Monika Redzisz

Fot. Michał Mutor

Małgorzata Mycek,
artystka

– za odważne mówienie o osobach transpłciowych w Polsce

Cykl jej obrazów „Córka rolnika” przedstawia kobiety, które robią to, czego oczekuje od nich rodzina i najbliższe środowisko. Spowiadają się, sprzątają, pracują w gospodarstwie, gotują, a przy tym są zadbane, mają długie blond włosy i modne ciuchy. Są tym, kim Gosia Mycek nigdy nie była. Ona, jak sama mówi, w rodzinnej wsi w Bieszczadach była lokalnym ­dziwad­łem. Przez całe dzieciństwo słyszała, że coś jest z nią nie tak, ale nigdy nie wiedziała, o co chodzi. „Społeczeństwo socjalizowało mnie do roli kobiecej. Zwracano uwagę, że za mało dziewczęco się ubieram. Z czasem wyuczyłam się różnych zachowań, wiedziałam, w co mam się ubrać, by mniej więcej się wpasować” – opowiada. W końcu zdecydowała się wyjechać ze wsi do Poznania. Dzięki leczeniu psychiatrycznemu i psychoterapii zrozumiała, kim jest – osobą transpłciową. Od tego momentu wspiera osoby ze społeczności LGBTQIA+, pomaga tym, które szukają swojej tożsamości. „Im więcej osób opowie o swojej niebinarności, tym szybciej ludzie zrozumieją, czym w ogóle jest. Innej drogi nie widzę” – mówi.

C

Anna Woźniak

Czytaj więcej
Fot. Fotokibit/East News

Anna Puślecka, ekspertka modowa, aktywistka

– za pokazanie, że nawet w ciężkiej chorobie można znaleźć pokłady energii, które napędzają do działania

Jest jedną z tych kobiet, które ­usłyszały druzgocącą diagnozę – nowotwór piersi. „Na ­szczęście gdy ­człowiek oswoi się z chorobą, często dochodzi do wnios­ku, że nie warto zadawać sobie pytań, katować się, ob­winiać i zachowywać, jakby wszystko się ­kończyło. Takiej narracji brakuje w naszym kraju. ­Panuje ­przekonanie, że jak jest nowotwór, to ma być biednie, strasznie, źle i stresująco. W tym kierunku ustawia się pacjentów” – mówi Anna Puślecka. Jej cel to pokazać innym chorym, że to choroba, z którą można żyć, cieszyć się życiem i czuć się zdrowo mimo złych ­prognoz. „Dużo gorszą chorobą bywa cukrzyca – można stracić kończynę albo wzrok, mogą przestać działać nerki. A rak? Z nim można żyć długie lata. ­Trzeba się badać. ­Trzeba się leczyć. I trzeba raka odczarować. To przecież jest plaga, choroba cywilizacyjna. Dotyczy lub będzie dotyczyć wielu z nas i naszych rodzin. Czasami ludzie pytają: »Nie boisz się raka?«. A ja pytam: »A ty nie ­boisz się żyć?«. ­Choroby nam się przytrafiają. Tak wygląda życie”. Nie waha się używać gorzkich słów wobec systemu ochrony zdrowia, a po latach chorowania przykłady złego leczenia i złego traktowania chorych może ­długo wyliczać. Jest jednak przede wszystkim ekspertką od pozytywnego myślenia, a dobrą energię chętnie przekazuje kobietom, które najbardziej tego potrzebują.

J

Agnieszka Urazińska

Czytaj więcej
Fot. Wojciech Stróżyk/REPORTER

Katarzyna Figura,
aktorka

– za oszałamiający kobiecy orgazm,
na który czekałyśmy w polskim kinie

Brawurowo zagrała w filmie krótkometrażowym „Victoria” w reżyserii Karoliny Porcari. To historia o życiu kobiety dojrzałej, o emancypacji, która może przyjść w każdym wieku i nigdy nie jest na nią za późno. O rozkoszy, która jest w ­zasięgu ręki każdej kobiety. I o historii rewolucji seksualnej, którą pewna rozczarowana życiem (również seksualnym) kobieta zawdzięcza pomyłce listonosza. Figura znakomicie pokazuje przemianę kobiety zrezygnowanej, której pragnienia usychają w małżeństwie, przy mężu, którego bardziej kręcą rekonstruk­cje bitew niż własna żona, w kobietę zmysłową, ­wyzwoloną – nie tylko seksualnie. Katarzyna Figura niedawno mówiła: „Chcę opowiedzieć państwu o tym, jak kobieta w świecie ­filmu może zniknąć. W pewnym wieku staje się niewidoczna dla innych. Niektórzy wzdychają, że kiedyś byłam taka młoda, piękna, seksowna. Byłam obiektem ­seksualnym dla mężczyzn, obiektem ­zazdrości kobiet, ale też byłam obiektem przemocy. Mówię to jako silna kobieta w dojrzałym wieku, która nie musi już nic udowadniać i czuje się dobrze we własnej skórze”.Kolejnymi rolami udowadnia, że kobieta dojrzała nigdzie znikać nie musi.

B

Paulina Reiter

Czytaj więcej
Fot. Oskar Szramka

Tatiana Okupnik,
piosenkarka

– za odważny głos o depresji matki i lekceważeniu przez lekarzy dolegliwości kobiet

Ze świata muzyki wycofała się na siedem lat, choć nie sądziła, że potrwa to aż tyle. W tym czasie została mamą Matyldy i Tymka. Macierzyństwo oprócz ogromu szczęścia i bezgranicznej miłości do dzieci przyniosło też wiele cierpienia, o którym Tatiana zdecydowała się powiedzieć głośno. Podczas pierwszej ciąży zmagała się z depresją. Jak mówi, „pierwszy raz w życiu została rozłożona na łopatki”. Samotna i nieszczęśliwa słyszała, że artystki tak mają. Później był jeszcze długi i trudny poród, a po nim komplikacje, które doprowadziły do poważnych konsekwencji zdrowotnych. Choć opowiada własną historię, jest głosem wielu kobiet. Tych, które od lat niesłusznie dźwigają na barkach ciężar wstydu. Które płacą zdrowiem, bo lekarze zamiast je wysłuchać, wrzucili do szufladki z napisem „ciężki poród”. Opowieść Tatiany uruchomiła lawinę. Najpierw odezwały się przyjaciółki, później zalała ją fala wiadomości od nieznanych kobiet. Pisały o włas­nych przeżyciach i dziękowały za odwagę poruszenia tych kwestii ­publicznie. Swoją siłę przebicia Tatiana wykorzystała też, gdy usłyszała diagnozę o chorobie genetycznej. Przyjęła ją z pokorą, a dziś uświadamia na temat zespołu Ehlersa-Danlosa i mówi o potrzebie powstania klinik chorób rzadkich. „Wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Może dzięki mnie parę osób to przeczyta i pójdzie do dobrego genetyka” – przekonuje.

Z

Justyna Grochal

Czytaj więcej
Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl

Iga Świątek

– za mistrzowską postawę na korcie i poza nim

Najlepsza polska tenisistka rok 2022 może zaliczyć do wyjątkowo udanych. Najpierw w kwietniu ­jako pierwsza Polka w historii wskoczyła na pierwsze miejsce rankingu WTA, na którym utrzymuje się do dzisiaj, a później wygrała jeszcze dwa turnieje wielkoszlemowe – obroniła mistrzowski tytuł podczas French Open, a na początku września zdobyła swój pierwszy puchar US Open.Równie ważne jak jej sportowe sukcesy jest jednak to, co robi poza kortem. Od momentu rosyjskiej napaści na Ukrainę niestrudzenie wspiera naszych wschodnich sąsiadów. Nie tylko opowiada o ich dramacie, ale organizuje też charytatywne mecze, do których zaprasza największe tenisowe gwiazdy. Zebrane w ten sposób pieniądze wspierają wojenne wysiłki Ukraińców. Także prywatne wygrane prze­znacza na cele społeczne. W Światowy Dzień ­Zdrowia Psychicznego zdecydowała się przekazać całą za­robioną podczas turnieju WTA 500 w Ostrawie kwotę na rzecz polskiej organizacji non profit zajmującej się zdrowiem psychicznym. Na jej konto wpłynęło wtedy około 280 tys. zł. Rok wcześniej Iga Świątek również wsparła podobną darowizną orga­ni­zację działającą na rzecz zdrowia ­psychicznego.

Z

Joanna Wróżyńska

czytaj więcej

Iga Świątek, tenisistka

– za mistrzowską postawę na korcie i poza nim

Najlepsza polska tenisistka rok 2022 może zaliczyć do wyjątkowo udanych. Najpierw w kwietniu ­jako pierwsza Polka w historii wskoczyła na pierwsze miejsce rankingu WTA, na którym utrzymuje się do dzisiaj, a później wygrała jeszcze dwa turnieje wielkoszlemowe – obroniła mistrzowski tytuł podczas French Open, a na początku września zdobyła swój pierwszy puchar US Open.Równie ważne jak jej sportowe sukcesy jest jednak to, co robi poza kortem. Od momentu rosyjskiej napaści na Ukrainę niestrudzenie wspiera naszych wschodnich sąsiadów. Nie tylko opowiada o ich dramacie, ale organizuje też charytatywne mecze, do których zaprasza największe tenisowe gwiazdy. Zebrane w ten sposób pieniądze wspierają wojenne wysiłki Ukraińców. Także prywatne wygrane prze­znacza na cele społeczne. W Światowy Dzień ­Zdrowia Psychicznego zdecydowała się przekazać całą za­robioną podczas turnieju WTA 500 w Ostrawie kwotę na rzecz polskiej organizacji non profit zajmującej się zdrowiem psychicznym. Na jej konto wpłynęło wtedy około 280 tys. zł. Rok wcześniej Iga Świątek również wsparła podobną darowizną orga­ni­zację działającą na rzecz zdrowia ­psychicznego.

M

Joanna Wróżyńska

czytaj więcej
Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Jacek Taran

Jagna Marczułajtis-Walczak, polityczka

– za walkę o poprawę życia rodziców dzieci z niepełnosprawnościami 

„Ze zmęczenia padasz na twarz. Nic ci już nie pomaga. O sobie, o ważnych rzeczach dla swojej duszy i ciała już dawno zapomniałaś. Po prostu jedziesz jak taran tylko w jednym kierunku. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak wielu opiekunów OzN ma depresję i jak wielu z nich jest na krawędzi życia i śmierci” – to dramatyczne wyznanie Jagna Marczułajtis-Walczak opublikowała na swoim facebookowym koncie. Jak sama przyznaje, był to krzyk rozpaczy.  Ten krzyk szybko stał się ogólnopolskim apelem. Bo Jagna walczy nie tylko o siebie. Walczy także o godne życie każdego rodzica dziecka z niepełno­sprawnościami. To dzięki niej w Sejmie przeszedł wniosek o podniesienie z 1 do 1,5 proc. podatku przekazywanego na rzecz fundacji. Od kilku lat walczy też o to, aby rodzice ­mogli legalnie pracować. Aby nie stali przed ­wyborem: 2119 zł zasiłku czy praca zawodowa. Nie poddaje się, choć w Sejmie jest w opozycji. „Nie ­mogę siedzieć bez­czynnie i czekać, aż wygramy wybory. Muszę ­głośno krzyczeć, jak bardzo dyskryminuje się ­rodziców, ­którzy wychowują chore dzieci” – tłumaczy. Przy­gotowuje projekt dający możliwość dorabiania podczas po­bierania świadczenia pielęgnacyjnego, bo – jak pod­kreśla: „Nie można tych ludzi wystawiać na ­takie ­próby, to okrutne i niegodne”.

Z

Magdalena Keler

Czytaj więcej
Fot. Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

Monika Strzępka,
reżyserka

– za śmiałą wizję stworzenia feministycznej instytucji kultury. Za obronę wolności słowa i niezależności instytucji kultury 

Monika Strzępka wygrała konkurs na dyrektorkę ­Teatru Dramatycznego w Warszawie, prezentując program, w którym proponowała przepracowanie wielu traum społecznych i środowiskowych. ­Program, można by powiedzieć, terapeutyczny. Teatr widzi Strzępka jako miejsce spotkania ­międzypokoleniowego, by młodzi i starzy mogli porozmawiać o przemianach obyczajowych, wspólnych potrzebach, lękach, o starości, o depresji, o lęku przed macierzyństwem, o stosunku do ciała.  Podczas inauguracji, 1 września, wniosła symbolicz­nie do foyer teatru rzeźbę Iwony Demko – „Wilgotną Panią”, wizerunek złotej wulwy. Zareagował wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, argumentując, że wybór Strzępki był sprzeczny z założeniami konkursu. Zarzucił Strzępce… feminizm. Reżyserka odpowiedziała z poczuciem humoru – dała sobie zrobić zdjęcie jako dyrektorka zawieszona ­dosłownie, czyli na hakach, pod sufitem – napisała, że odmawia reagowania atakiem na atak, ma dość metafor i zagrywek wojennych. Zwróciła ­uwagę, że Radziwiłł przekracza swoje kompetencje i chce stoso­wać cenzurę. A my pytamy: czy feministka nie może być dyrektorką w tym kraju?

M

Paulina Reiter

Czytaj więcej
Fot. Oskar Szramka,/Agencja Wyborcza.pl

Patricia Kazadi, aktorka, wokalistka, prezenterka telewizyjna

– za przełamanie tabu endometriozy, choroby, która zamienia życie w piekło

„Przestałam odzywać się do bliskich i znajomych, z bólu dni zlewały mi się w jedno” – opowiadała o włas­nych doświadczeniach, tak bliskich tego, czego doświadczają tysiące kobiet w Polsce. Jej historia – wieloletniego cierpienia i niesku­tecz­nego poszukiwania diagnozy – to historia wielu z nas. Patricia pokazała, że nie ma dla niej tematów tabu. Depresja i body shaming – z tym musiała się mierzyć. W „WO” opowiedziała też o tym, jak ­czuła złość na swoje ciało, ­które ją zawiodło, jak uczyła się kochać i doceniać je na ­nowo. A w końcu – jak się buntowała, gdy słyszała krytykę pełniejszych kształtów będących jednym z efektów endometriozy. „Moje ciało jest silne, piękne w każdej formie” – mówi. To ważne słowa dla tych, które tak jak Patricia Kazadi mierzą się z chorobą i z przykrymi komentarzami. Dzięki niej i jej odwadze jesteśmy o krok bliżej ­tego, aby kobiety z endometriozą przestały słyszeć od lekarzy i od bliskich: „Taka twoja uroda”. „Robię to dla kobiet. One czekają na tę rozmowę” – tak tłumaczyła, dlaczego zgodziła się na taką otwartość. Miała rację – czekały. Pisały o tym w komentarzach, dziękowały Patricii i doceniły jej ­odwagę.

M

Agnieszka Urazińska

czytaj więcej
Fot. Materiały Prasowe

Maria Magdalena Kwiatkiewicz, współzałożycielka firmy yes

– za konsekwentne upominanie się o kobiety – starsze, młodsze, stateczne żony i te, które idą pod prąd, grzeczne i zbuntowane

O wszystkie. Za kampanię „Jestem kobietą, jestem przyszłością”, która w mistrzowski sposób udowadnia, że budowanie marki można łączyć z ważnym przesłaniem. Kolejną już w historii marki kampanię, która w subtelny i wzruszający sposób przekazuje, że są wartości uniwersalne, które nie zmieniają się z biegiem czasu. I są stereotypy, które należy zmienić. „Będziesz, kim zechcesz, bo możesz żyć, jak chcesz” – jak dobrze, że ktoś wreszcie to powiedział kobietom!W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” podkreślała, jak ważną rolę odgrywają w jej firmie zatrudnione tam kobiety, jak cenne jest ich doświadczenie. „Dla nas doświadczeni pracownicy są wielką wartością – powiedziała. – To najczęściej panie z intuicją i doświadczeniem. Nauczyły się sporo na błędach. Młode osoby wciąż czegoś szukają, starsze już ­wiedzą, czego chcą, i cenią pracodawcę, który też je docenia. Gdy słyszę, że po 50. roku życia trudniej jest im utrzymać pracę, to – przyznaję – nie rozumiem tego. Kobieta w tym wieku może osiągać szczyty swoich możliwości zawodowych”.Za szacunek dla kobiet, za delikatność, za piękną wizję przyszłości – aż chciałoby się uwierzyć w rząd kobiet, który YES pokazuje, wybiegając pół wieku w przyszłość.

O

Agnieszka Urazińska

Czytaj więcej
Fot. Rafał Meszka

Basia Starecka, podcasterka, blogerka

– za odwagę mówienia publicznie o doświadczeniu samotności, głodu i o zaniedbaniu zarówno ze strony rodziców, jak i systemu opieki społecznej

Za poruszenie tematu niedożywienia dzieci, opieki nad ­dziećmi nieobecnych rodziców. A także za publiczne powiedzenie o zapaści na rynku dziennikarstwa, której Basia Starecka jako autor­ka freelancerka została ofiarą, kiedy po ­zamknięciu wielu magazynów i gazet, braku możliwości pisania tekstów zmaga­ła się z finansowym kryzysem. Wreszcie za „postawę ­Polyanny” – szukania plusów, pokazywania korzyści tam, gdzie nikt ich nie widzi. Mówienia o tym, że z wielu opresji życiowych, największych trudności można wyjść wzmocnionym, silniejszym, mądrzejszym, nowym, innym, wcale nie gorszym. Za uśmiech i radość, którą Basia – instagramerka, influencerka, a od niedawna także podcasterka – daje swoim czytelnikom, obserwatorom, za dystans wobec życia i pasję jedzenia, gotowania, biesiadowania, mlaskania, którą się dzieli z nami. Basia już wie – podzieliła się tym z nami – że takich historii jak jej jest mnóstwo. Napisało do niej wielu doros­łych, w których mieszkają samotne, zaniedbane małe ­dzieci. ­A dzięki wyznaniu Basi wszyscy poczuli się mocniejsi.

Z

Aleksandra Lubańska-Czubak

Czytaj więcej

Patricia Kazadi, aktorka, wokalistka, prezenterka telewizyjna

– za przełamanie tabu endometriozy, choroby, która zamienia życie w piekło

„Przestałam odzywać się do bliskich i znajomych, z bólu dni zlewały mi się w jedno” – opowiadała o włas­nych doświadczeniach, tak bliskich tego, czego doświadczają tysiące kobiet w Polsce. Jej historia – wieloletniego cierpienia i niesku­tecz­nego poszukiwania diagnozy – to historia wielu z nas. Patricia pokazała, że nie ma dla niej tematów tabu. Depresja i body shaming – z tym musiała się mierzyć. W „WO” opowiedziała też o tym, jak ­czuła złość na swoje ciało, ­które ją zawiodło, jak uczyła się kochać i doceniać je na ­nowo. A w końcu – jak się buntowała, gdy słyszała krytykę pełniejszych kształtów będących jednym z efektów endometriozy. „Moje ciało jest silne, piękne w każdej formie” – mówi. To ważne słowa dla tych, które tak jak Patricia Kazadi mierzą się z chorobą i z przykrymi komentarzami. Dzięki niej i jej odwadze jesteśmy o krok bliżej ­tego, aby kobiety z endometriozą przestały słyszeć od lekarzy i od bliskich: „Taka twoja uroda”. „Robię to dla kobiet. One czekają na tę rozmowę” – tak tłumaczyła, dlaczego zgodziła się na taką otwartość. Miała rację – czekały. Pisały o tym w komentarzach, dziękowały Patricii i doceniły jej ­odwagę.

M

Agnieszka Urazińska

czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl
Fot. ANNA BEDYŃSKA

Prof. Edyta Dziemińska, naukowczyni

– za brawurowe przebicie szklanego sufitu w najbardziej patriarchalnym ze społeczeństw

Miała zaledwie 30 lat, kiedy została najmłodszym profesorem na Wydziale Inżynierii i Nauk Stosowanych Sophia University – jednej z najlepszych uczelni w Tokio. W Japonii – kraju o silnie patriarchalnej kulturze, w którym kobiety wciąż w ogromnej większości nie zaznały równouprawnienia. Z umową na czas nieokreślony, co w japońskich warunkach oznacza: do emerytury. W dziedzinie, którą nie tylko tam, ale i na całym świecie zajmu­ją się niemal wyłącznie mężczyźni. Prof. Edyta Dziemińska w tokijskim laboratorium zajmuje się, wraz ze swoimi studentami, mechaniką płynów ściśliwych dla prędkości ponaddźwiękowych w silnikach detonacyjnych.Marzenie o Japonii narodziło się, kiedy mieszkała jeszcze jako dziecko w małej wiosce pod Słupskiem i w telewizji obejrzała program o targach technologicznych w Japonii, w tym o podgrzewanych toaletach. Zrobiło to na niej tak piorunujące wrażenie, że postanowiła, iż musi kiedyś zobaczyć ten kraj na własne oczy. Tymczasem zdała na Wydział ­Mechaniczny Elektroniki i Lotnictwa na Politechnice Warszawskiej, gdzie kobiety stanowiły tylko 10 proc. studentów, i w ramach wymiany studenckiej po raz pierwszy pojechała do Tokio. Wracała tam potem kilkukrotnie. Na studiach doktoranckich w Japonii była jedyną kobietą.„Często słyszałam, że studiuję »męski« kierunek. Ale nie bardzo wiedziałam, jak reagować. To mi się po prostu podobało, zupełnie nie rozumiałam, dlaczego miałoby to być męskie. Jak to w ogóle może być powiązane z kwestią płci? – myślałam i dalej robiłam swoje” – powiedziała

M

Monika Redzisz

Czytaj więcej
Fot. GRZEGORZ CELEJEWSKI/AGENCJA WYBORCZA.PL

Anna Dęboń,
nauczycielka

– za walkę o prawa uczniów i uczennic

Z wyboru nie pracuje w szkole, jest przede wszystkim – jak mówi – mamą dwóch nastolatek. Ich doświadczenia zmusiły ją do aktywizmu. Założone przez nią stowarzyszenie dO!PAmina Lab z Dąbrowy Górniczej inicjuje dyskusje o zmianach potrzebnych szkole. Walczy m.in. z bezprawnymi zapisami statutów szkolnych. Dęboń jeszcze nie trafiła na statut, który nie łamałby prawa. Nieprawidłowości, które opisała w raporcie, dotyczą oceniania uczniów (np. stawianie jedynek za brak pracy domowej), regulaminów porządkowych (np. konfiskata telefonu za używanie go na terenie szkoły), ale też regulacji co do wyglądu uczniów.„Szkoła nie może zakazać noszenia makijażu, malowania paznokci, farbowania włosów, eksponowania tatuaży. Nie może różnicować uczniów ze względu na płeć, czyli np. nakazać uczennicom wkładania na szkolne uroczys­tości spódnic” – podkreśla.Anna Dęboń jest orędowniczką edukacji seksualnej. W październiku dąbrowscy radni przyjęli uchwałę, której projekt powstał z jej inicjatywy. ­Zobowiązała prezydenta miasta do działań w kierunku wprowadzenia edukacji seksualnej do dąbrowskich szkół.

Z

Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. MATEUSZ SKWARCZEK/AGENCJA WYBORCZA.PL

Justyna Suchecka-Jadczak, dziennikarka

– za ujmowanie się za dziećmi i nastolatkami, które zmagają się z problemami psychicznymi

W 2021 r. 1496 dzieci i nastolatków podjęło próbę samobójczą. W ­porównaniu z rokiem 2020 to wzrost o 77 proc. – wynika z danych ­Komendy Głównej Policji. Kryzys psychiczny młodzieży narasta gwałtownie od czasu ­pandemii. Sytuacji nie poprawiają stres związany z wojną w Ukrainie, kryzys gospodarczy, zapracowani rodzice, wymagająca szkoła oraz wielomiesięczne kolejki do psychologów i psychiatrów. Książką „Nie powiem ci, że wszystko będzie dobrze” Justyna Suchecka-Jadczak łamie tabu ­związane z tym tematem. Słucha zwierzeń młodych, którzy ­doświadczyli ­kryzysu psychicznego, oraz osób, które im pomagają. Podkreśla, że pierwszej ­pomocy ­psychologicznej powinno się uczyć tak samo jak pierwszej pomocy przedmedycznej. Odważnie dzieli się też własnym doświadczeniem kryzysu psychicznego. Dziennikarka TVN 24, wcześniej związana z „Gazetą Wyborczą”, na co dzień piętnuje nadmierne wymagania wobec uczniów, skostniałą szkolną hierarchię, przemoc, nietolerancję. Równocześnie chętnie pisze o dobrych wzorcach, nauczycielach z pasją, młodych talentach. Daje nadzieję, że ­może nie wszystko będzie dobrze, ale możliwe, że będzie lepiej

W

Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. KAROLINA JONDERKO

Justyna Wydrzyńska, aktywistka

– za pomoc Ani w aborcji

Justynie grożą trzy lata więzienia za pomoc innej kobiecie w aborcji, a ściślej – za „wprowadzanie do obrotu produktów leczniczych bez odpowiedniego zezwolenia”. To pierwsza taka sprawa w Europie, gdy przed sądem stanęła działaczka organizacji. W lutym 2020 r. do Aborcji bez Granic zgłosiła się Ania. Zaszła w niechcianą ciążę, bała się partnera, który ją szantażował, straszył i nie zgadzał się na aborcję. Justyna wysłała jej własne tab­letki. Partner Ani to odkrył i wezwał policję do domu. W kwietniu 2022 r. Justyna po raz pierwszy stanęła przed sądem w charak­terze oskarżonej. I otworzyła wielu osobom oczy, pokazując, jak bardzo prawa kobiet w Polsce są dziś ograniczane, jak mocno kobiety sprowadzane są do roli przedmiotu. Choć radykalni działacze Ordo Iuris robią wszystko, by Justyna została ukarana, ona powtarza: „Nie żałuję. Ta kobieta była w strasznej sytuacji”, i zapowiada, że pomaga i dalej będzie pomagać kobietom, które ­potrzebują aborcji.

J

Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Agnieszka Szpila, pisarka

za walkę o godność rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami, za „nie”, które powiedziała patriarchatowi

„Zdecydowałam się napisać ten tekst, by ujawnić szwindel, do którego zmusza mnie chujowa polityka społeczna polskiego rządu. Każdego, choć aktualnego w ­szczególności. Szwindel, który mnie odczłowiecza, odbiera mi moją tożsamość i moje ­prawa” – słowa pisarki Agnieszki Szpili w „Krytyce Politycznej” poruszyły we wrześniu całą Polskę. Alarmowała: 2119 zł, kwota, którą rząd przyznaje rodzicowi (bez względu na to, ile ma pod opieką dzieci z niepełnosprawnościami), nie wystarcza, by opłacić neurologa, dziecięcego psychiatrę, terapię, by wykupić leki. Rodzice, którzy pobierają świadczenie, nie mogą pracować. Dlatego autorka „Heks”, nominowanych do Nagrody Literackiej „Nike”, nie ma praw do własnej książki. Musiała się ich zrzec i przekazać je komuś innemu. Inaczej odebrano by
jej świadczenie.„Tak, omijam prawo, by utrzymać się na powierzchni” – wyznała w rozmowie z „WO”. I opowiedziała, jak wygląda w tej chwili jej życie: są miesiące, kiedy dopłaca nawet 4 tys. zł do ehabilitacji dwóch córek, Milenki i ­Heleny. „Dlaczego nie mogę pracować? Czemu rodzice osób z iepełnosprawnościami są pozbawieni tej możliwości, czemu odbiera się im godność i szansę
na lepsze życie?” – pyta.Rozpoczęła wielką ogólnopolską akcję „Dajcie żyć”. W tej chwili pod ­petycją – apelem o zniesienie zakazu pracy dla opiekunów i opiekunek osób z niepełnosprawnościami – podpisało się już kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Za tekst „Gdzie są
te dzieci? W dupie!”, ­który napisała w „Kryty­ce ­Politycznej”, została ­nagrodzona Grand ­Pressem. Odmówiła przyjęcia nagrody po ­wcześniejszej ­rozmowie z Andrzejem ­Skwo­rzem, redakto­rem ­ naczelnym pisma. Pytała, czy jeśli nie wygra, to i tak będzie ­mogła zabrać głos, by opowiedzieć o sytuacji osób z ­niepełnosprawnościami.  Usłyszała „nie”, Zaprotestowała, a o jej postawie mówiła cała Polska

J

Monika Tutak-Goll

czytaj więcej
Fot. Łukasz Giza/Agencja Wyborcza.pl

Patrycja i Paulina Adamskie,  lektorka i referentka

– za opowieść o miłości i macierzyństwie w związku osób tej samej płci

Gdy Patrycja wychodziła za mąż, była młoda, niepewna, czy naprawdę tego chce. Czuła entuzjazm, ale myślała raczej, że tak trzeba. Dopiero gdy już po rozwodzie z mężem oświadczyła się jej Paulina, wiedziała, co to znaczy ekscytacja przed ślubem.O tym, że obie chcą spędzić razem życie, zdecydowały pięć lat temu. Ale ich decyzja nie była wolna od krytyki bliskich. Paulina słyszała od nich, że jest młoda, nie zna życia i nie była jeszcze w poważnym związku z mężczyzną. Patrycja – że pewnie prze­chodzi kryzys, ale to nie powód, by wywracać życie ­córek i męża do góry nogami. W oczach otoczenia „zostawiła go dla kobiety”. A one przez pierwszą dekadę dorosłości w relacjach, które tworzyły, ­dopiero odkrywały, kim są, poznawały same siebie, swoje potrzeby. Gdy Paulina i Patrycja Adamskie się do siebie zbliżyły, uznały, że nie będą siedzieć w szafie. Wzięły ślub, wychowują wspólnie syna. Choć nie starają się udowadniać otoczeniu, że są parą jak każda ­inna, przekonywać na siłę, że tworzą rodzinę. Bo wiedzą, że po prostu nią są.

G

Paula Szewczyk

Czytaj więcej
Fot. Michał Sierszak/Warszawska Szkoła Filmowa

Anna Dzieduszycka, aktorka

– za rolę w „Sukience” i nowe otwarcie polskiego kina

Krótkometrażowy film „Sukienka” w reżyserii Tadeusza Łysiaka, w którym zagrała główną rolę, zdobył nominację do Oscara i serca międzynarodowej widowni. W postaci niskorosłej Julki odnalazły się osoby różnej płci i w różnym wieku, które mają problem z samoakceptacją, problemy w relacjach, osoby, które doświadczyły przemocy. Choć sama o sobie mówi „karlica” oraz „aktorka charakterystyczna”, rolę w „Sukience” zbudowała przede wszystkim na emocjach. Narysowała Julkę subtelnie, bez cienia ostentacji. W rozmowie z „Wysokimi Obcasami” przyznała, że zakończenie filmu wymyśliła wspólnie z reżyserem – oboje zgodzili się co do tego, że prawda ma na ekranie większą moc niż happy end.Rolą Julki Anna Dzieduszycka otworzyła w polskim kinie nowy rozdział – pokazała, że nasze kino też może być inkluzywne, że jest w nim przestrzeń na różnorodność, gotowość na zmiany. A nam, filmowej widowni, dała ważną lekcję – dowiodła, że w postaci, która różni się od nas fizycznie, możemy czasem przejrzeć się jak w lustrze.Chcemy więcej Ani na ekranie!

K

Magdalena Karst-Adamczyk

Czytaj więcej
Fot. Archiwum Prywatne

Prof. Magdalena
Żernicka-Goetz, biolożka, embriolożka

– za odkrycia, które zmieniły wiedzę o początkach naszego życia

Pierwsza polska profesorka na Uniwersytecie w Cambridge (od trzech lat także w California Institute of Technology), gdzie od 1995 r. prowadzi swój zespół badawczy i śledzi pierwsze dni rozwoju ­zarodka. Można powiedzieć, że bada dzień po dniu dzieło stworzenia.Jest naukową buntowniczką, lubi iść pod prąd. ­Kilkukrotnie obalała naukowe dogmaty. Jej pierwsze odkrycie z 2001 r. – że komórki zarodka, choć bardzo plastyczne, różnią się między sobą – trafiło na karty podręczników biologii. Najpierw jednak ­musiała zmierzyć się z krytyczną reakcją ­konserwatywnego środowiska naukowego. Choć jako kobiecie i imigrantce nie było jej łatwo, nie poddała się.Jej historia pokazuje, jak ważne jest, żeby kobiety tworzyły naukę, jak nauka zanurzona jest w życiu i z życia wypływa. Do jednego z jej kolejnych wielkich odkryć naukowych przyczyniły się wyniki badań prenatalnych jej własnej ciąży – to dzięki nim zajęła się bada­niem zarodków, w których nie wszystkie komórki są prawidłowe. „Mężczyzna na pewne pomysły nigdy by nie wpadł. Kiedy w procesie twórczym brakuje ­różnorodności, nieuchronnie kończy się to wąską, zniekształconą perspektywą, która opóźnia postęp” – mówi.Wciąż szuka odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytanie: jak powstaje życie?

P

Monika Redzisz

Czytaj więcej
Fot. Jacek Domiński/REPORTER

Justyna Sobczyk,
reżyserka

- za „Rodzinę” w TR

Mówi, że jako reżyserka postrzega teatr jako zabawę klockami, które może układać, jak chce. I robi to od lat, prowadząc Teatr 21 z aktorami z ­zespołem Downa i autyzmem oraz stawiając przed widzami coraz to nowe pytania i wyzwania. Nie inaczej jest w jej najnowszym spektaklu „Rodzina”. W przedstawieniu grają połączone zespoły Teatru 21 i TR Warszawa i choć forma jest frywolna, treść dotyczy spraw najważniejszych: na ile jesteśmy ­gotowi na nowe modele rodziny? Na ile jesteśmy gotowi na nowy model teatru? Gdy na scenie widzimy parę aktorów grających rodziców dziecka z niepełno­sprawnością, przyjmujemy to jako część życia, jakie ­znamy. A co, ­jeśli przestawimy klocki i w kolejnej odsłonie to aktor z zespołem Downa ­zagra ojca? Co byśmy powiedzieli, gdyby w życiu, nie na scenie, osoba z niepełnosprawnością ­stała na czele rodziny? ­Wreszcie: na ile jesteśmy gotowi za­akceptować prag­nienie osób z niepełnosprawno­ścią intelektualną, by założyć włas­ną rodzinę, co w Polsce wciąż jest niemożliwe? Sobczyk ­stanowczo i zarazem delikat­nie ­zaszczepia te pytania w umyśle i sercu widza tak, że nie sposób ich za­głuszyć. 

M

Natalia Waloch

Czytaj więcej
Fot. Rafał Masłow

Karolina Kuszlewicz, adwokatka

– za walkę o prawa zwierząt i szczerą opowieść o obciążeniu aktywizmem

Wiadomości, że trzeba się zająć maltretowanym zwierzęciem, przychodzą czasem lawinowo. A przecież nie zawsze jest w stanie pomóc. Oglądanie kolejnego filmu z katowanym psem czy kotem bywa niszczące. Karolina Kusz­lewicz przyznała wprost: „Nie mam już siły na oglądanie cierpienia”.W ostatnich miesiącach zdała sobie sprawę, że jej praca to praca z ­traumą. Nie chce być aktywistką-pomnikiem, która nie robi nic innego w życiu poza działaniem w sprawach zwierząt. Czuje, że musi zaopiekować się też samą sobą, mieć życie prywatne, spać, jeść, wypoczywać, zająć się własnym chorym zwierzęciem.Wie, że w oczach otoczenia bardziej nobilitujące dla aktywistek jest mówienie: „Jest taka dzielna, tyle na siebie bierze”, niż: „Powinna odpocząć”. Kuszlewicz sama była do takiego myślenia przyzwyczajona, wręcz jeszcze je umacniała.Dlatego dziś chce postrzeganie zaangażowanych w działanie zmienić. Postawić granicę między pomaganiem a społecznymi oczekiwaniami. Pozwolić sobie na okazanie słabości i ochronę tego, co w niej delikatne. ­Świadoma, że wrażliwość to siła, którą lepiej oszczędzać, by jej po prostu nie stracić.

W

Paula Szewczyk

Czytaj więcej
Fot. autoportret Agata Grzybowska

Agata Grzybowska, fotografka

– za fotograficzne opowieści o Ukrainkach i Ukraińcach, którzy zostali w kraju mimo wojny

Od końca lutego żyjemy wydarzeniami w Ukrainie. Codziennie słyszymy historie osób, które uciekły, walczą albo zostały w swoich domach. Jak mówi Agata Grzybowska, ta wojna jest bardzo medialna, instagramowa, zdjęcia na Facebooku przesuwają się przed naszymi oczami codziennie. Są dosyć powtarzalne: widzimy wybuchy, martwe ciała, szpitale. To wszystko jest istotne. „Ale brakuje mi na tych zdjęciach historii osób, które próbują tam żyć mimo wszystko” – tłumaczy. Agata wzięła aparat i pojechała do Ukrainy sportretować tych, którzy mimo wszystko postanowili zostać. Starszych, którzy nie wyjeżdżają, bo nie mają dokąd. Tych, którzy chcą walczyć nie tylko na linii frontu, ale też niosąc pomoc humanitarną. Lekarzy, pielęgniarki i pielęgniarzy, którzy pracują nawet pod ostrzałem. I wielu innych. Misja Agaty nie skończyła się na robieniu zdjęć. Miała szansę wysłuchać historii osób, które przeżyły koszmar wojny, gwałconych kobiet, mężów, którzy widzieli, jak gwałcone były ich żony i córki. ­Matek, które nie mogą odnaleźć swoich dzieci. Rozmawiała z każdą osobą, której robiła zdjęcia. Za każdym obrazkiem kryje się ludzka historia. Zdjęcia Agaty są świadectwem wojny, która dotyka każdego.

O

Anna Woźniak

Czytaj więcej

Agnieszka Szpila, pisarka

za walkę o godność rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami, za „nie”, które powiedziała patriarchatowi

„Zdecydowałam się napisać ten tekst, by ujawnić szwindel, do którego zmusza mnie chujowa polityka społeczna polskiego rządu. Każdego, choć aktualnego w ­szczególności. Szwindel, który mnie odczłowiecza, odbiera mi moją tożsamość i moje ­prawa” – słowa pisarki Agnieszki Szpili w „Krytyce Politycznej” poruszyły we wrześniu całą Polskę. Alarmowała: 2119 zł, kwota, którą rząd przyznaje rodzicowi (bez względu na to, ile ma pod opieką dzieci z niepełnosprawnościami), nie wystarcza, by opłacić neurologa, dziecięcego psychiatrę, terapię, by wykupić leki. Rodzice, którzy pobierają świadczenie, nie mogą pracować.
Dlatego autorka „Heks”, nominowanych do Nagrody Literackiej „Nike”, nie ma praw do własnej książki. Musiała się ich zrzec i przekazać je komuś innemu. Inaczej odebrano by
jej świadczenie.„Tak, omijam prawo, by utrzymać się na powierzchni” – wyznała
w rozmowie z „WO”. I opowiedziała, jak wygląda w tej chwili jej życie: są miesiące,
kiedy dopłaca nawet 4 tys. zł do rehabilitacji dwóch córek, Milenki i ­Heleny.
„Dlaczego nie mogę pracować? Czemu rodzice osób z niepełnosprawnościami
są pozbawieni tej możliwości, czemu odbiera się im godność i szansę
na lepsze życie?” – pyta.Rozpoczęła wielką ogólnopolską akcję
„Dajcie żyć”. W tej chwili pod ­petycją – apelem
o zniesienie zakazu pracy dla opiekunów i opiekunek
osób z niepełnosprawnościami – podpisało się już
kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Za tekst „Gdzie są
te dzieci? W dupie!”, ­który napisała
w „Kryty­ce ­Politycznej”, została ­nagrodzona
Grand ­Pressem. Odmówiła przyjęcia 
nagrody po ­wcześniejszej ­rozmowie
z Andrzejem ­Skwo­rzem, redakto­rem ­
naczelnym pisma. Pytała, czy jeśli nie
wygra, to i tak będzie ­mogła zabrać głos,
by opowiedzieć o sytuacji osób
z ­niepełnosprawnościami.  Usłyszała
„nie”, Zaprotestowała, a o
jej postawie mówiła cała Polska

M

Monika Tutak-Goll

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Agnieszka Smoczyńska, reżyserka

– za niezwykłą wyobraźnię i wrażliwość na inność oraz odwagę nazywania rzeczy po imieniu

Jej trzeci film, „Silent Twins”, który miał premierę na tegorocznym festiwalu w Cannes, a na festiwalu w Gdyni zdobył najważniejszą nagrodę – Złote Lwy, to kolejna w dorobku świetnej reżyserki opowieść o kobietach, które nie wpisują się w świat, w jakim żyjemy, które są w kontrze. Opowieść wielowymiarowa, zadająca więcej pytań niż dająca odpowiedzi, unikalna także z powodu żonglerki formą, w jakiej Smoczyńska jest mistrzynią. Odbierając nagrodę w Gdyni, reżyserka mówiła, że cieszy się, iż film o wykluczeniu został w Polsce dostrzeżony, sama zwraca uwagę na to, jak wykluczamy innych na co dzień. Jak dzielimy imigrantów na naszej wschodniej granicy ze względu na kolor skóry i pochodzenie, jak obojętni jesteśmy na to, że niektórzy z nich umierają w lesie. Jak dzielimy też siebie samych, próbując wykluczyć ze społeczeństwa całe grupy, w tym osoby LGBT. Smoczyńska to widzi i mówi o tym głośno.

J

Maja Staniszewska

Czytaj więcej
Fot. Albert Zawada/Agencja Wyborcza.pl

Ewa Wrzosek, prokuratorka

– za nieugiętość w walce o niezależne sądy

Prokuratorką jest od niemal 30 lat, ale głośno zrobiło się o niej sześć lat temu, gdy do władzy doszło PiS i zaczęło „reformować” sądownictwo. W kwietniu 2020 r. prokuratorka Ewa Wrzosek wszczęła śledztwo w sprawie decyzji o przeprowadzeniu wyborów prezydenckich w czasie pandemii. Było to najkrótsze śledztwo w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości – zostało umorzone po trzech godzinach przez innego przedstawiciela tej samej prokuratury. Dzień później prokurator krajowy polecił wszczęcie wobec Wrzosek postępowania dyscyplinarnego. Przypięto jej wówczas łatkę walczącej z ­władzą, bo sprzeciwiała się również reformom sądownictwa wprowadzanym przez rząd. Podkreśla, że walczy o sprawiedliwość. Kilka miesięcy temu wyszło na jaw, że Ewa Wrzosek była podsłuchiwana ­Pegasusem, teraz Prokuratura Regionalna w Szczecinie chce uchylić jej immunitet i postawić zarzuty. Jej przyjaciele podkreślają, że Wrzosek jest wojow­niczką; ona sama mówi, że nie da się zastraszyć.

P

Dominika Wantuch

Czytaj więcej
Albert Zawada/Agencja Wyborcza.pl

Katarzyna Kasia, filozofka

Katarzyna Kasia, filozofka

„Musimy dążyć do zmiany struktury instytucji państwowych, one powinny być z gruntu feministyczne, czyli oparte nie na charak­terystycznej dla patriarchatu przemocy, lecz na trosce” – mówiła „Wysokim Obcasom” Katarzyna Kasia.Filozofka, wykładowczyni akademicka i dziennikarka, zawsze staje po stronie słabszych lub wykluczanych – kobiet walczących o swoje prawa, samotnych matek, ofiar przemocy, osób z niepełnosprawnościami, mniejszości seksualnych. Inkluzywne postawy promowała najpierw jako rzeczniczka ds. równouprawnienia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Teraz robi to jako prowadząca „Szkło kontaktowe” w TVN i poranek w Radiu Nowy Świat. Publikuje w „Kulturze Liberalnej”, nagrywa podcasty.„Budujemy swoją tożsamość na nienawiści i w opozycji. Póki poza to nie wyjdziemy, nic się nie zmieni. Dlatego cenię ­Manify, bo tam zaczęło się budowanie pozytywnej wspólnoty” – mówi Katarzyna Kasia.

P

­Magdalena Warchala-Kopeć

czytaj więcej
Fot. Archiwum Prywatne

Jolanta Ogar-Hill, Żeglarka

– za udowodnienie, że także pary jednopłciowe mogą zakładać rodziny

„Samotne matki, które nie mają żadnej pomocy w wychowywaniu dzieci, to mistrzynie świata. My jesteśmy z Chuchie dwie, jest nam łatwiej” – mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” Jolanta Ogar-Hill, żeglarka, srebrna medalistka igrzysk olimpijskich w Tokio, dwukrotna mistrzyni ­świata, a prywatnie żona Esperanzy „Chuchie” Hill, reżyserki i producentki filmowej, i mama Hunter Nadziei. Ogar-Hill i jej żona zdecydowały się opowiedzieć światu o swoim związku i narodzinach córki, bo, jak przekonują, ­bardzo przeżywają to, jak traktowane są w Polsce osoby LGBTQ+, i nie potrafią zrozumieć, dlaczego wyklucza się ludzi ze względu na ich orientację seksual­ną. „Mimo że Polska nas nie akceptuje, my naprawdę Polskę uwielbiamy” – zapewniają. Przyświeca im jeszcze jeden cel – chcą pokazać parom jednopłciowym, które boją się w Polsce mówić o tym, że żyją razem, że można założyć szczęśli­wą rodzinę i wychowywać wspólnie dzieci.

S

Joanna Wróżyńska

Czytaj więcej
Fot. Monika Szałek

Monika Leder-Jankowska, przedsiębiorczyni

– za nagłaśnianie tematu życia ze stomią 

Monika Leder-Jankowska w mediach społecznościowych postuje o stomii. Na Instagramie i Tik­Toku jako @estoma_lady edukuje i uświadamia, jak wygląda codzienność z chorobą Leśniowskiego-Crohna, na którą cierpi od 17 lat. Sama od siedmiu lat ma wyłoniony worek stomijny. Uważa, że stomia to dla wielu osób jedyna droga do ­nowego życia, pozbawionego bólu, upokorzenia i alienacji społecznej. Monika wpadła na pomysł, żeby pomóc sobie i kobietom takim jak ona, i ­postanowiła stworzyć sklep z bielizną dla stomiczek. Dzięki niej ­sama poczuła się komfortowo, pięknie, ­kobieco i seksownie. Swoimi ­działaniami chce oswajać ten ­temat, a swoją postawą dawać innym przykład, że stomia to nie koniec świata. ­Na­głaś­nia również problem zmian w prawie dotyczących refunda­cji materiałów dla osób ze stomią.

M

­Aleksandra Lubańska-Czubak

Czytaj więcej
Fot. Wojciech Stróżyk/REPORTER

Anna Dymna, aktorka

– za przełamywanie tabu przemijania

Do roli matki głównej bohaterki w serialu „Wielka woda” założyła pogrubiający kostium z pianki i watoliny, a charakteryzatorka przez kilka godzin doklejała jej policzki, podbródek i dekolt. Wszystko po to, by Anna Dymna mogła zagrać chorobliwie otyłą byłą śpiewaczkę, która nawet w obliczu żywiołu, ryzykując życie, postanawia nie ruszyć się z domu. Nie po to, być chronić dobytek, ale dlatego, że się wstydzi samej siebie i tego, jak wygląda. Po tej roli na Dymną spadł hejt za to, jak się oszpeciła, a ona sama powtarza, że przemijanie nie zawsze jest piękne, że samotny człowiek często zapada się w sobie coraz bardziej, co potęguje cierpienie, że tyjemy, że trapią nas choroby. Ona wie o tym doskonale, bo od ponad 20 lat prowadząc fundację Mimo Wszystko, pomaga tym najbardziej dotkniętym przez życie – osobom z niepełno­sprawnościami. Organizuje im pracę, urządza dla nich konkursy artystyczne, a przede wszystkim daje im radość. „Mam piękne i ciekawe życie. Tak chcę o nim mówić i tak na nie patrzę” – mówi na przekór hejterom

D

Dominika Wantuch

Czytaj więcej
Fot. Jacek Piątek

Sasha Sidorenko, bokserka

– za to, że nie boi się mówić TAK swojej sile

Aleksandra „Sasha” Sidorenko to zawodowa pięściarka walcząca zarówno w barwach Polski, jak i Ukrainy, mistrzyni Ukrainy w boksie, zawodowa mistrzyni Europy w boksie i srebrna medalistka mistrzostw świata w kick-boxingu. O ile jednak siła fizyczna jest jej potrzebna na ringu, o tyle w życiu prywatnym ważniejsza okazała się siła psychiczna. Kiedy jej pierwszy mąż uderzył ją w twarz, konieczne okazały się szwy. Przeprosił, obiecał poprawę, błagał o kolejną szansę. Sidorenko przyznaje, że wybaczyła i milczała. Prawie cztery lata. Aż była gotowa, żeby opowiedzieć o tym publicznie. „Jedną z rzeczy, w których popełniłam błąd, było milczenie przez tak długi czas. Może gdybym wcześniej o tym rozmawiała, to pewne sprawy w moim życiu potoczyłyby się inaczej? Dlatego każdej kobiecie mówię, że milczenie to złe rozwiązanie. Cisza prowokuje kolejne ataki, chroni sprawcę, nie ofiarę” – mówiła w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”. Dziś, trenując kobiety, pomaga im znaleźć ­wewnętrzną siłę.

A

Joanna Wróżyńska

Czytaj więcej
Fot. Weronika Kosińska

Renata Pająkowska-Rożen, terapeutka

– za biseksualny coming out i pogodzenie się ze sobą

Po pięćdziesiątce poczuła samoakceptację, lecz uwierało ją to, że najbliższe osoby nie znają prawdy o jej tożsamości. Dorosłym synom powiedziała wprost, jaką ma orientację. Swoją biseksualność – choć przez lata jej nie na­zywała – czuła od zawsze. Relacje z kobietami to ważna część jej życia, która ją ukształtowała – chciała, by i synowie o tym wiedzieli. Jest terapeutką, specjalizuje się w pracy z osobami LGBT+ i 50+. Zrywa z mitem babci, dla której spełnieniem jest opieka nad wnukami. Piętnuje ageizm. Mówi o auto­ageizmie: że to nieraz my same ze strachu przed odrzuceniem nie pozwalamy sobie na rozwijanie ­seksualnego ja. Dojrzały wiek to – przekonuje – dobry czas na edukację seksualną, życie i całą resztę. Kobietom po kryzysie daje odwagę, by żyć w zgodzie ze swoim prawdziwym ja, które wcześniej wypierały albo ignorowały. „Co pani miała dać swoim dzieciom, to już ­pani dała. Teraz może pani żyć po swojemu” – powiedziała i tego też sama się trzyma.

P

Paulina Materna

Czytaj więcej
Fot. Piotr Lesiak

Aga Zano, tłumaczka

– za rozszerzanie ram języka polskiego, tworzenie jego bardziej przyjaznej, inkluzywnej wersji

Aga Zano to tłumaczka z języka angielskiego takich książek jak „Dziewczyna, kobieta, inna” czy „Trans i pół, bejbi”. Interesuje się historią Irlandii Północnej i rozwojem queero­wej tożsamości w języku. W wywiadzie Natalii Szostak mówiła, że „tłumaczy dużo książek ­queerowych i uważa to za coś w rodzaju misji”. Wspomniała również, że „osoby tras nie są po to, żeby edukować nas, osoby cis. Jeżeli chcemy poznać ich świat, no to musimy sami wykonać też pewną pracę. To jest nasze zadanie i warto o tym pamiętać”.

A

Arkadiusz Gruszczyński

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Wiktoria Bieliaszyn, dziennikarka

– za rozmowy o współczesnym rosyjskim faszyzmie

Dziennikarka, która zadaje pytania trudne – nie tylko o przyszłość ­Ukrainy, ale i o przyszłość Rosji. O to, jak walczyć ze współczesnym rosyjskim faszyzmem, co z systemowymi represjami, które trwają tam od dziesięcioleci, co z łamaniem w Rosji praw człowieka. Jak przyszłość Rosji wpływa na kształt tego, co dzieje się w Europie? Co może zrobić Europa, by przerwać wojnę w Ukrainie? Rozmawia z rosyjską opozycją, z dziennikarzami, niezależnymi działaczami, aktywistkami, z ludźmi, którzy walczą z reżimem.Napisała setki tekstów o wojnie, od dawna kontaktuje się z ludźmi prześladowanymi przez putinowski i łukaszenkowski reżim. Jej rozmowy i artykuły są przedrukowywane w światowych tytułach, a tekst o mobilizacji w Rosji oraz rekrutacji na wojnę więźniów kolonii karnych ukazał się na łamach pięciu różnych dzienników, m.in. belgijskiego „Le Soir”, francuskiego „Le Figaro” i szwajcarskiego „Tribune de Genève”. „Rosyjska inwazja na Ukrainę jest zbrodnią, do której nie powinno było nigdy dojść. Kiedy uda się ją powstrzymać, to od nas będzie zależeć, by do podobnej tragedii nigdy nie dopuścić” – uważa Bieliaszyn. To dzięki niej odwołano w Polsce spotkanie wokół książki Aleksandra Dugina, filozofa, który popiera wojnę.Wiktoria Bieliaszyn pyta o sprawy trudne, sama narażając się przy tym na hejt w sieci.

D

Monika Tutak-Goll

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Joanna Ostrowska, historyczka

– za książkę „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej”  

„To jest nagroda za moją książkę, ale chcę podkreś­lić rolę wszystkich osób, które przez lata walczyły o to, by historie nieheteronormatywnych osób były w Polsce głośno opowiadane” – mówiła, odbierając nagrodę Nike Czytelników. „Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej” to reportaż historyczny o więźniach z różo­wym ­trójkątem – historia zapomnianych ofiar nazizmu, która bez skrupulatnych, wieloletnich ­badań Ostrowskiej nadal byłaby przemilczana. To opowieść o losach homo­seksualnych mężczyzn w czasie II wojny i po niej, kiedy nadal musieli ukrywać nie tylko orientację, ale także to, co ­przeżyli. Badania Ostrowskiej są przełomowe. Choć na ­rynku znajdziemy multum książek poświęconych ofiarom zbrodni nazistowskich, to bohaterowie jej książ­ki byli do tej pory zepchnięci w ­zapomnienie, w zawstydzenie.

T

Paulina Reiter

Czytaj więcej

Katarzyna Kasia, filozofka

– za odważne rozmowy

„Musimy dążyć do zmiany struktury instytucji państwowych, one powinny być z gruntu feministyczne, czyli oparte nie na charak­terystycznej dla patriarchatu przemocy, lecz na trosce” – mówiła „Wysokim Obcasom” Katarzyna Kasia.Filozofka, wykładowczyni akademicka i dziennikarka, zawsze staje po stronie słabszych lub wykluczanych – kobiet walczących o swoje prawa, samotnych matek, ofiar przemocy, osób z niepełnosprawnościami, mniejszości seksualnych. Inkluzywne postawy promowała najpierw jako rzeczniczka ds. równouprawnienia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Teraz robi to jako prowadząca „Szkło kontaktowe” w TVN i poranek w Radiu Nowy Świat. Publikuje w „Kulturze Liberalnej”, nagrywa podcasty.„Budujemy swoją tożsamość na nienawiści i w opozycji. Póki poza to nie wyjdziemy, nic się nie zmieni. Dlatego cenię ­Manify, bo tam zaczęło się budowanie pozytywnej wspólnoty” – mówi Katarzyna Kasia.

M

­Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Marta Wojtal

Martyna Wojciechowska, dziennikarka, podróżniczka

– za kampanię „Co chcesz powiedzieć światu”

Co Martyna Wojciechowska chce powiedzieć światu? „Enough”. Czyli, jak sama mówi: „Dość tego, co neutralne, bezpieczne, nijakie. Dość dyskryminacji kobiet i zmuszania ich do milczenia. Dość dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Dość stereotypów, strachu i nietolerancji. Dość mówienia, co można, a czego nie wypada. Dość przerośniętego ego i dość bierności świata. Dość wojny”. Z tej potrzeby obwieszczenia, że już wystarczy, narodziła się akcja społeczna „Co chcesz powiedzieć ­światu” założonej przez Martynę Wojciechowską fundacji ­UNAWEZA. Wzięły w niej udział trzy kobiety z trzema różnymi, a jednak podobnymi historiami: Zena, która musiała wyjechać z Libanu z powodu załamania gospodarki, Nilofar, ewakuowa­na z Afganistanu po powrocie do władzy talibów, i Larysa, która w Polsce znalazła schronienie po wybuchu wojny w Ukrainie. Kampania oprócz wymiaru edukacyjnego ma też wymiar materialny – towarzyszą jej m.in. koszulki i bluzy z hasłami: ­„Enough”, ­„Love”, „Peace” i „Hope”, a część dochodu z ich sprzedaży trafia na konto fundacji ­UNAWEZA.

C

Joanna Wróżyńska

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Magda Szpecht, aktywistka, cyberelfka

– za konsekwentne informowanie opinii publicznej w Polsce o zbrodniczej napaści Rosji na Ukrainę

Szpecht jest reżyserką teatralną, która 24 lutego opuściła teatr i poświęciła się akty­wizmowi. Jako jedna z pierwszych osób w Europie informowała na swoich profilach w mediach społecznościowych o ataku na jedną z elektrowni jądrowych. Śledzi i dokumentuje zbrodnie do­konane na ludności cywilnej, czyta oficjalne raporty ­strony ukraiń­skiej, tworzy swoisty dziennik ­wojny. Informuje o próbach dezinformacji i rozprzestrzeniania fake newsów w polskim internecie. Elfice walczą z trollami, w tym wypadku – rosyjskimi.

S

Arkadiusz Gruszczyński

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Maja Staśko, aktywistka

Maja Staśko, aktywistka

Sprzeciwia się nie tylko patriarchalnej kulturze czy nierównościom płacowym, ale też urzeczywistnia postulat radykalnego siostrzeństwa. W ciągu kilku lat publicznej działalności pomogła setkom, jeśli nie tysiącom dziewczyn, kobiet, chłopaków i osób LGBT+, które nie miały komu opowiedzieć o przemocy seksualnej. Staśko wraz ze swoimi współpracownikami zastępuje struktury państwa, które powinny reagować na przypadki gwałtów, wykorzystywania kobiet w pracy i molestowania seksualnego. Aktywistkę spotyka masa hejtu za publiczne wypowiadanie własnych opinii, nie jest jednak osamotniona, bo ma wokół siebie osoby, którym przez te wszystkie lata pomogła. Byłoby dobrze, gdyby Staśko w przyszłości została ministrą ds. równego traktowania.

S

Arkadiusz Gruszczyński

czytaj więcej
Fot. Archiwum Prywatne

Anna Bańkowska, tłumaczka

– za translatorską odwagę i „Anne z Zielonych Szczytów”

Nowe tłumaczenie książki znanej przez dekady polskim czytelniczkom i czytelnikom jako „Ania z Zielonego Wzgórza” to prawdziwy przewrót kopernikański na polskim rynku wydawniczym w 2022 r. Ceniona tłumaczka literatury anglojęzycznej targ­nęła się na świętość – Anię przechrzciła na Anne, Zielone Wzgórze na Zielone Szczyty. ­Tłumaczenie wzburzyło wielu prawie tak mocno jak Maryja w ­maseczce z logo Strajku Kobiet w świątecznym ­numerze „WO” w grudniu 2020 r. Ponieważ nie ma paragrafu na obrażanie uczuć czytelniczych, zaczęły powstawać memy – np. z hasłem „szczytująca Ania”. Anny Bańkowskiej nie zdziwiły reakcje, co więcej – przyjęła je ze zrozumieniem. „Wiem – profanacja” – ­przyznała w „Wysokich Obcasach”. Ale zaraz dodała: „Naprawiłam błąd, który się ciągnął latami”.Skąd ów błąd się wziął? Okazuje się, że przy pierwszym tłumaczeniu sięgnięto nie do oryginału, lecz do szwedzkiej wersji… która została źle przetłumaczona. Ponoć ubolewała nad tym sama L.M. Montgomery. Bańkowska, jak Kopernik, po prostu ­przywróciła porządek rzeczy.

N

Magdalena Karst-Adamczyk

Czytaj więcej
Fot. Albert Zawada/Agencja Wyborcza.pl

Hanna Polak,
reżyserka

– za wybitny, wstrząsający film dokumentalny „Anioły z Sindżaru” o ludobójstwie jezydów w Iraku

To, czego dokonała Hanna Polak w „Aniołach z Sindżaru”, jest niesamowite. Opowiedziała o jednej z najbardziej przerażających zbrodni, o najstraszliwszych rzeczach, jakie ludzie sobie robią, lecz jednocześnie znalazła w tej opowieści iskry dobra, nadziei. To historia obietnicy złożonej przez córkę umierającemu ojcu. Hanifa obiecuje, że zrobi wszystko, by uwolnić z niewoli ISIS pięć swoich sióstr, bez względu na to, ile by ją to miało kosztować.W sierpniu 2014 r. Sindżar, rejon w północno-zachodnim Iraku, został zaatakowany przez Państwo Islamskie, którego bojownicy dokonali rzezi jezydów, grupy etnicznej, której religię uznają za pogańską. Mężczyzn zabili, kobiety zgwałcili i porwali do niewoli seksualnej. Hanifa była świadkiem, jak jej rodzinę mordowano, jej siostry pojmano. Hanna Polak, uznana polska dokumentalistka (jej film „Dzieci z Leningradzkiego” nominowany był do Oscara), pojechała do Iraku w 2016 r. ­Nadal było tam bardzo niebezpiecznie, mogła zginąć – ISIS było tam nadal aktywne. Naraziła życie, by zebrać dokumentację zbrodni, zdążyć zarejestrować obrazy, zanim kości rozniesie wiatr, zanim deszcze wymyją ślady. ­„Dlaczego uważałam, że moje życie było mniej ważne niż zrobienie tego filmu? Bo mam nadzieję, że jednak zobaczy go społeczność międzynarodowa i zareaguje” – mówiła w „Wysokich Obcasach”.

T

Paulina Reiter

Czytaj więcej

Maja Staśko, aktywistka

– za pomoc ofiarom przemocy seksualnej

Sprzeciwia się nie tylko patriarchalnej kulturze czy nierównościom płacowym, ale też urzeczywistnia postulat radykalnego siostrzeństwa. W ciągu kilku lat publicznej działalności pomogła setkom, jeśli nie tysiącom dziewczyn, kobiet, chłopaków i osób LGBT+, które nie miały komu opowiedzieć o przemocy seksualnej. Staśko wraz ze swoimi współpracownikami zastępuje struktury państwa, które powinny reagować na przypadki gwałtów, wykorzystywania kobiet w pracy i molestowania seksualnego. Aktywistkę spotyka masa hejtu za publiczne wypowiadanie własnych opinii, nie jest jednak osamotniona, bo ma wokół siebie osoby, którym przez te wszystkie lata pomogła. Byłoby dobrze, gdyby Staśko w przyszłości została ministrą ds. równego traktowania.

M

Arkadiusz Gruszczyński

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl
Fot. Cezary Aszkiełowicz/Agencja Wyborcza.pl

Katarzyna Kotula,
posłanka

– za bycie głosem ofiar przemocy seksualnej

„Nie boję się go” – powiedziała Katarzyna Kotula, posłanka Lewicy, ujawniając dziennikarzom Onetu, że jako 13-latka była molestowana przez Mirosława Skrzypczyńskiego, prezesa Polskiego Związku Tenisowego, a wówczas jej trenera. Odrzucając strach, który towarzyszył jej wcześniej, podkreśliła, że nie chce być ­nazywana ofiarą. Woli myśleć o sobie jako o głosie tych wszystkich ofiar, które z ­różnych powodów nie chcą publicznie opowiadać o przeżytej traumie.Dziennikarze Onetu rozmawiali z zawodniczkami, które przyznały, że doświadczyły przemocy ze strony Skrzypczyńskiego.„Proszę podać te zawodniczki z imienia i nazwiska” – żądał Skrzypczyński, podając w wątpliwość wiarygodność anonimowych głosów.Katarzyna Kotula spełniła jego żądanie i się ujawniła. W efekcie prezes PZT zrezygnował z funkcji i odszedł z zarządu związku. Choć nie przyznaje się do ­przemocy wobec kogokolwiek, sprawą zajęła się prokuratura.

N

Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Magda Grzebałkowska
i Ewa Winnicka, dziennikarki, pisarki

– za przełamywanie tabu starzenia się

PESEL to tylko liczby, a zbytnia powaga nie tylko szkodzi, lecz także uprzykrza egzystowanie. Bo czemu wraz z wiekiem mamy zacząć tracić radość życia? Przejmować się tym, co i tak nieuniknione? Albo nadawać sens rzeczom, które właściwie są nieistotne. Otóż to! O ile przed starzeniem się nie bardzo jest się jak uchronić, o tyle przed byciem zgnuśniałym – tak.I w tym właśnie Magda Grzebałkowska i Ewa Winnicka dokonały pewnej rewolucji światopoglądowej. Najpierw w podcaście, a potem w książce „Jak się zestarzeć bez godności” bez owijania w bawełnę wrzuciły na ruszt starzenie się i rozprawiły się z nim bez lukrowania Nie są pasterkami niosącymi dobrą nowinę – lepiej nie będzie: oto nastają czasy zmarszczek, „pelikanów”, worków pod oczami i tego wszystkiego, czego uporczywie staramy się pozbyć lub co próbujemy zmienić. I robią tym fantastyczną robotę. Bo hej, kobiety, każda z nas taka jest.Oraz najważniejsze: rozprawiają się z pytaniem o to, czy w pewnym wieku wypada nam wreszcie robić to, czego przez całe życie nie ­wypadało. Otóż tak, wypada nam wszystko, na co tylko mamy ochotę.

P

Aleksandra Mijakoska-Siemion

Czytaj więcej
Fot. Kaja Kozłowska

Krystyna Lewenfisz, producentka

– za produkcję spektaklu „Mama zawsze wraca” i intymną opowieść o rodzinie

Gdy przeczytała książkę „Mama zawsze wraca”, płakała kilka godzin. Jej bohaterką jest Zosia Zajczyk, która przez 16 miesięcy ukrywała się w piwnicy w getcie warszawskim. Miała trzy lata, gdy tam trafiła. Matka Krystyny Lewenfisz, Wanda Wojnarowska-Kulesza, sześć lat.Pochodzenie rodziny nie było w domu tajemnicą. Mała Krysia wiedziała właściwie od zawsze, że jest Żydówką. Ale o Zagładzie jej matka ­opowiadała niechętnie. To córka namówiła ją, by pozostawiła świadectwo w fundacji Shoah Stevena Spielberga. W nagraniu z 1996 r. Wojnarowska-Kulesza mówiła m.in. o wielkim głodzie, strachu, umierających na ulicy ludziach, łapankach. Rodzina Lewenfiszów liczyła przed wojną kilkadziesiąt osób. Niemal nikt z nich wojny nie przeżył.Dlatego Krystyna Lewenfisz tak bardzo chciała pokazać tekst Agaty Tuszyńskiej na scenie. Po 20 latach od śmierci matki spektakl był jak hołd dla niej, upamiętnienie jej trudnego życia. Szczególnie że producentka sama jest matką. Pamięta, jak jej córka Julia pytała czasem, gdzie są ich bliscy. Bo były same na świecie. Krystyna Lewenfisz mówiła nam w intymnej rozmowie: „To obciążenie mojego ­pochodzenia, że nikogo innego już nie ma”.

G

Paula Szewczyk

Czytaj więcej
Mateusz Skwarczek/Agencja Wyborcza.pl

Margaret

– za przełamanie wstydu i odwagę przyznania, że doświadczyła przemocy 

„Zostałam zgwałcona. Jako dziesięcioletnia dziewczynka. Cała moja kariera to zaklepywanie ran” – wyznała Margaret w książce Karoliny Sulej „Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm”. Artystka przyznała, że przez lata uciekała jak najdalej od bolesnych wspomnień. W świetle scenicznych reflektorów wydawało się, że jest spełnioną dziewczyną sukcesu. Ale trauma wciąż dawała o sobie znać: „Kiedy na rynku ukazywał się mój pierwszy singiel »Thank you very much«, byłam na lekach i miałam za sobą próbę samobójczą”. Tyle że inni decydowali już wtedy za nią. Stała się towarem na sprzedaż. Pracowała bez przerwy, straciła kontakt z bliskimi, z rodziną, przyja­ciółmi. Bo tak prowadzili ją menedżerowie. ­Dopiero po latach zrozumiała, że to był drugi akt przemocy na scenie jej życia. Po jej wyznaniu wiele kobiet zrozumiało, że nie muszą się wstydzić. Że mogą i powinny głośno mówić o tym, co je spotkało. Że muszą w końcu o ­siebie zawalczyć. Że my, kobiety, nie możemy nadal żyć, „bo tak wypada”. A prawda ulecza. Bo – jak ­podkreśla Margaret: „Niewypowiedziane słowa już nie ­grzęzną mi w gardle. A ­moja historia stała się ­moją siłą”

G

­Magdalena Keler

czytaj więcej
Fot. Maksymilian Rigamonti/Forum

Dr Hanna Machińska, prawniczka, zastępczyni RPO

– za zaangażowanie w ochronę praw protestujących i uchodźców na granicy polsko-białoruskiej 

„Jako kobieta byłam bardzo wrażliwa na różne sytuacje, z którymi byłam konfrontowana, na przykład w zakładach karnych czy na granicy z Białorusią. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę wygrzebywała spod liści zmarzniętego człowieka” – powiedziała dr Hanna Machińska, prawniczka, zastępczyni rzecznika praw obywatelskich od 2017 r. Na to stanowisko powołał ją były rzecznik prof. Adam Bodnar. Mówi o niej, że to jedna z najwybitniejszych specjalistek w zakresie praw człowieka w Europie i osoba o niezwykłej wrażliwości. „Od której uczyłem się empatii i misji służenia obywatelom” – powiedział.Machińska angażowała się w ochronę praw obywatelskich m.in. osób zatrzymywanych na protestach oraz uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Podczas protestów pilnowała, by nie łamano praw osób przetrzymywanych przez policję. W latach 2002-10 była dyrektorką Biura Informacji Rady Europy w Warszawie, a następnie dyrektorką Biura Rady Europy w Warszawie.Z powodu dymisji od stycznia nie będzie już pełnić swojej funkcji. Wizje ochrony praw człowieka w ostatnim czasie miały się u Machińskiej i obecnego RPO coraz bardziej rozmijać.

J

Edyta Bryła

Czytaj więcej
Fot. Przemysław Jendroska/Agencja Wyborcza.pl

prof. Agata Twardoch, architektka, urbanistka

– za feminizowanie architektury

Kobiety są bardziej empatyczne niż mężczyźni, dlatego projektowane przez nie budynki mogą być przyjaźniejsze dla użytkowników. Tematy, którymi zajmują się badaczki architektury, często wiążą się z inkluzywnością, potrzebami osób starszych, z niepełno­sprawnościami, matek z dziećmi. Urbanistki częściej niż urbaniści stawiają na zieleń i brak barier. Agata Twardoch w książce „Architektki. Czy kobiety zaprojektują lepsze miasta?” zastanawia się, jaka jest i jaka może się stać kobieca architektura, gdy branża stanie się mniej seksistowska.„Ta książka powstała ze złości. Złości na to, że kobietom w branży architektonicznej jest trudniej” – napisała Twardoch. Profesorka Politechniki Śląskiej w Katedrze Urbanistyki i Planowania Przestrzennego z zażenowaniem wspomina słowa ojca, który do studentek zwykł mówić: „Jest wiele pięknych zawodów na a: asprzątaczka, akucharka. Dlaczego próbuje pani zostać architektem?”. Dzieli się także doświadczeniami mamy, dla której praca architektki musiała pozostać na drugim miejscu po obowiązkach domowych, oraz teściowej, która dla dzieci zrezygnowała z zawodu.

K

Magdalena Warchala-Kopeć

Czytaj więcej
Fot. Weronika Kosińska

Anna Karczmarczyk, aktorka

– za zaangażowanie w kampanię sprzeciwiającą się molestowaniu w miejscach publicznych

Według raportu Ipsos aż 84 proc. Polek wciąż doświadcza molestowania. Zdarza się to w kinie, na ulicy, na siłowni, w komunikacji miejskiej, podczas masażu, w pracy. Ile z nas wie, jak się zachować w takiej sytuacji? Ile mówi głośno, że doświadczyło molestowania? Wciąż za mało. „Kiedyś w pustym kinie usiadł koło mnie mężczyzna, a potem poczułam jego rękę na mojej pupie. Wstałam, głośno powiedziałam »kurwa« i się prze­siadłam” – opowiada aktorka. Dziś wie, że teraz zachowałaby się inaczej. Narobiłaby rumoru, powiedział głośno, co się wydarzyło, nie przejmowała się tym, co inni pomyślą. Dobrym narzędziem w walce z molestatorami jest nagrywanie ich. Wszyscy mamy telefony i w pewnym momencie mogą posłużyć jako element samoobrony. ­Agresor najprawdopodobniej się przestraszy, speszy. W walce z takimi osobami powinnyśmy być odważne, a nawet bezwzględne. Głośno mówić, jeśli coś złego nam się dzieje, i edukować dzieci od najmłodszych lat. Aby każde z nich potrafiło powiedzieć, że dzieje mu się coś złego, coś, na co ono nie wyraża zgody. Stawiajmy granice i uczmy tego innych.

W

Anna Woźniak

Czytaj więcej

Margaret

– za przełamanie wstydu i odwagę przyznania, że doświadczyła przemocy 

„Zostałam zgwałcona. Jako dziesięcioletnia dziewczynka. Cała moja kariera to zaklepywanie ran” – wyznała Margaret w książce Karoliny Sulej „Ciałaczki. Kobiety, które wcielają feminizm”. Artystka przyznała, że przez lata uciekała jak najdalej od bolesnych wspomnień. W świetle scenicznych reflektorów wydawało się, że jest spełnioną dziewczyną sukcesu. Ale trauma wciąż dawała o sobie znać: „Kiedy na rynku ukazywał się mój pierwszy singiel »Thank you very much«, byłam na lekach i miałam za sobą próbę samobójczą”. Tyle że inni decydowali już wtedy za nią. Stała się towarem na sprzedaż. Pracowała bez przerwy, straciła kontakt z bliskimi, z rodziną, przyja­ciółmi. Bo tak prowadzili ją menedżerowie. ­Dopiero po latach zrozumiała, że to był drugi akt przemocy na scenie jej życia. Po jej wyznaniu wiele kobiet zrozumiało, że nie muszą się wstydzić. Że mogą i powinny głośno mówić o tym, co je spotkało. Że muszą w końcu o ­siebie zawalczyć. Że my, kobiety, nie możemy nadal żyć, „bo tak wypada”. A prawda ulecza. Bo – jak ­podkreśla Margaret: „Niewypowiedziane słowa już nie ­grzęzną mi w gardle. A ­moja historia stała się ­moją siłą”

M

­Magdalena Keler

Czytaj więcej
Fot. Dagmara Szewczuk @dagsoon