Rozmowa z Bogumiłą Kucharczyk-Włodarek, fizyczką, która na scenie zaczęła występować na emeryturze,finalistką programu „The Voice Senior”
Nieczęsto się zdarza teściowa, która na emeryturze zaczyna śpiewać. A mnie się taka zdarzyła.
Też mi się to wszystko czasem wydaje nierealne. I to, że odważyłam się i zaczęłam publicznie śpiewać swoje autorskie piosenki, i to, że ludzie chcą mnie słuchać. Nawet młodzi. Na dodatek niektórzy chwalą.
I zapraszają do pierwszej polskiej edycji programu „The Voice Senior”, gdzie słyszą cię miliony.
Dla mnie to też ciągle brzmi jak bajka. Ja – starsza pani, amatorka bez scenicznego doświadczenia – trafiam do popularnego programu. Bałam się, że ludzie zahejtują mnie na amen.
A dotarłaś do ścisłego finału.
No tak. Miałam 69 lat. To raczej czas na schodzenie ze sceny.
Kiedy zaczęłaś śpiewać?
Pewnie krótko po tym, jak zaczęłam mówić. Ale nigdy nie robiłam tego profesjonalnie. Śpiewałam, bo w moim rodzinnym domu śpiewali wszyscy, choć nikt nie miał muzycznego wykształcenia. Brat grał na gitarze. Mama sporo czasu spędzała przy maszynie do szycia, bo piątkę dzieci trzeba było ubrać. A przy szyciu nuciła. I przy pracy w ogródku też. Nie tylko ona. Do dziś mi w uszach brzmi „Panna Mania pięknie gra na mandolinie” w wykonaniu taty. Śpiewaliśmy całą rodziną. A tata, skrzypek samouk, spontanicznie chwytał skrzypce i przygrywał.
Znam je. Te legendarne skrzypce dziadka to rodzinny skarb.
Pewnie nie mają wielkiej wartości, ale dla nas są bezcenne, bo mnie i mojemu rodzeństwu kojarzą się z pięknymi rodzinnymi chwilami.
Żyliśmy w czasach bez telewizorów i komórek. Rozrywki samemu sobie trzeba było wymyślać. A my sobie śpiewaliśmy, co kto pamiętał. Najważniejsze, że razem.
Podśpiewywałyśmy także z siostrami, pasąc krowy. Wszystkie śpiewałyśmy w szkolnym chórze.
Nie marzyłaś wtedy o scenie?
A skąd. Nigdy nie byłam solistką. Występowałam za to na konkursach recytatorskich. Pamiętam, jak ojciec mówił mi: „Dziecko, żeby być artystką, to trzeba mieć dużą odporność psychiczną i siłę przebicia, a ty jesteś zbyt wrażliwa”. Mówił też, że artystą można być zawsze, ale z czegoś trzeba żyć.
Posłuchałaś ojca i nie próbowałaś zostać artystką.
Zostałam fizykiem, bo w liceum w Złotowie miałam cudownego nauczyciela, który wiedział, jak zmobilizować ucznia, żeby zrobił więcej. Nie bał się, że uczeń go przerośnie. Chciałam być biofizykiem, konstruktorem samolotów, ale wtedy kobietom wolno było mniej niż dziś. Zaczęłam pracę w Zakładzie Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Łódzkiego, a przez ostatnie 23 lata wykładałam w Studium Języka Polskiego dla Cudzoziemców UŁ.
A piosenki?
Śpiewałam synom bliźniakom. Prosili, żeby śpiewać piosenki na zadany temat, na przykład „o grubej śrubie, co śpi w szafie”. A później te same piosenki i kołysanki także wnukom, o czym już sama wiesz. Za to przez cały czas pisałam z potrzeby pisania. Nie umiem grać na instrumentach, ale emocje, których same słowa nie oddawały, zaczęły się ujawniać, dopiero gdy wiersze stawały się piosenkami. Wtedy już bardzo chciałam się nimi podzielić. Tyle że żaden profesjonalny twórca nie chciał ich śpiewać. Więc śpiewałam w domu lub dla przyjaciół. Jedna z koleżanek wymyśliła, że powinnam zrobić wieczór autorski z okazji przejścia na emeryturę. Wieczoru nie zorganizowałam. Za to udało mi się znaleźć akompaniatora i wystąpiliśmy razem w domach kultury i na osiedlowym konkursie piosenki.
Pamiętam, jak pierwszy raz zaprosiłaś mnie na koncert w osiedlowej bibliotece. Kiedy mówiłam znajomym, że idę na koncert teściowej, robili wielkie oczy. Poszłam z grzeczności.
I co?
Usłyszałam kobietę z dojrzałym głosem, która opowiadała mi historie o przemijaniu, nadziei, marzeniach. Takiej cię nie znałam. A po występie podchodzili do ciebie ludzie i mówili, że ich wzruszyłaś, że chcą cię słuchać.
Widzę te reakcje. I że czasem trzeba podać komuś chusteczkę. Chociaż widzę też, że często ludzi dziwi starsza pani na scenie.
Może tak ci się tylko wydaje?
Nie zauważyłaś, że w społeczeństwie brakuje miejsca dla starzejących się kobiet? Piosenkarki wycofują się ze sceny, pracodawcy wolą zatrudniać młodsze. Miejsce seniorki jest w domu przed telewizorem, w kolejce do lekarza, może przy wnukach. Ale na scenie? Na Festiwalu Piosenki Innej w Lubawie jeden z jurorów, młody człowiek, popatrzył na mnie z tak wielkim zdumieniem, że bałam się kolejnego spotkania naszych oczu. Wygrałam jedną z pięciu równorzędnych nagród. A laureaci mieli półgodzinne recitale. I ten juror po zakończonym festiwalu powiedział, że na koncert laureatów zaprosił swoich znajomych. I oni, tak samo jak on, byli zdumieni, że im się podobał mój występ. Od innego jurora usłyszałam kiedyś, że wyrwałam mu piosenkę z serca. To wielki zaszczyt móc wzbudzać w ludziach takie emocje.
Wiesz już, jak znalazłaś się w programie „The Voice Senior”?
Myślałam, że może to moja przyjaciółka Ela, która trochę wypchnęła mnie na scenę, ale się nie przyznaje. Może ktoś z realizatorów widział relację z mojego występu i pomyślał, że się nadam. W gronie młodych ludzi rzucam się w oczy. A do programu szukali osób po 60. roku życia.
Miałaś tremę?
Chciałam stamtąd uciec. Okazało się, że wielu uczestników to ludzie związani ze sceną od lat. Po szkołach aktorskich, z muzycznym wykształceniem, obyci z publicznością. Ja właściwie śpiewam tylko własne piosenki. Formuła programu jest taka, że trzeba się zmierzyć z piosenkami innych twórców.
Dlaczego nie uciekłaś?
Bo realizatorzy mi powiedzieli, że coś swojego też będę mogła zaśpiewać. Pomyślałam, że może ktoś będzie chciał śpiewać moje piosenki.
To była przygoda?
I to jaka! Jurorami byli przecież Alicja Majewska, Urszula Dudziak, Marek Piekarczyk i Andrzej Piaseczny. Byłam w drużynie Andrzeja Piasecznego, to on wybierał mi repertuar i posłał mnie do finałowej czwórki. W pierwszym odcinku pozwolili mi zaśpiewać własny utwór. Śpiewałam też „Nie chcę więcej” Michała Bajora i „Jaka róża, taki cierń” Edyty Geppert. To piosenki, z jakimi sama nie odważyłabym się zmierzyć.
Było warto?
Mam wielką satysfakcję. Przekonałam się, że mogę dużo więcej, niż ośmieliłabym się pomyśleć. I chyba pokazałam innym seniorom, że w każdym wieku można sięgać po marzenia.
A jakie są twoje?
Oprócz zdrowia i szczęścia dla bliskich? Chciałabym, żeby moje piosenki pożyły dłużej niż ja. Dlatego po programie na własny koszt wydałam płytę. Wiem, że są tacy, którzy chętnie posłuchają. Ostatnie lata pokazały mi, że jesień życia ma sporo zalet. Występowałam i pracowałam z młodymi artystami, i wiesz co? Im często brakuje inspiracji. Ja już tyle przeżyłam, że mam z czego czerpać. Jest wielu młodych i zdolnych ludzi, którzy popisują się głosem, a nie skupiają się na emocjach. A ja wiem, że są uczucia, o których trzeba śpiewać cichutko.