Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Skąd pomysł na Sztamę?
Magda Szewciów: Między innymi od dziewczyn. Pracuję z nimi intensywnie od sześciu lat. Organizuję im warsztaty samoobrony i asertywności WenDo. Zazwyczaj słyszę na nich przygnębiające historie, głównie o nierównym traktowaniu. Na przykład nauczycielki i nauczyciele mówią nastolatkom, że nie powinny nosić spodenek, koszulek na ramiączkach czy crop topów odsłaniających pępek, bo rozpraszają tym kolegów. Jednocześnie na korytarzach czy w klasach dziewczyny słyszą ze strony rówieśników mlaskanie, gwizdy i komentarze o swoim wyglądzie. Na warsztatach WenDo uczą się samoobrony i asertywnej postawy, by bronić własnych granic. Często pytają mnie, dlaczego nikt nie mówi chłopcom i mężczyznom, żeby przestali je zaczepiać.
Mężczyznom?!
M.S.:Ostatnio dwunastolatka opowiadała na warsztatach, jak w wakacje wybrała się z koleżankami do sklepu. Przed budynkiem stały stoliki, przy jednym z nich siedziała grupa starszych mężczyzn. Zaczęli gwizdać na widok nastolatek. Krzyczeli, jakie to piękne ciała mają. „Dlaczego ci panowie tak się zachowywali? Przecież jestem dzieckiem" – pytała mnie potem dziewczynka.
Jej rówieśniczki doświadczają podobnych sytuacji na przystankach, w autobusach, a nawet w samej szkole. Nierzadko słyszę, że uwagi o ich wyglądzie robią też nauczyciele, a więc dorośli.
Niepokojące są także głosy mówiące o dyscyplinowaniu ze strony rodziców, zwłaszcza ojców. Dowiedziałam się, że jedna z uczestniczek jest na warsztatach, bo może wreszcie ojciec pozwoli jej nosić spódnice. Dziewczyny są więc wciąż wychowywane w poczuciu zagrożenia. Jeśli przydarza im się coś złego, to – zdaniem wielu osób – same ponoszą winę, bo prowokują wyglądem.
Maciej Barczak: Jako prowadzący warsztaty dla chłopców zauważyłem, że i oni, i dziewczynki żyją na pewnym etapie rozwoju w światach równoległych, które się nie spotykają. Gdy pytam chłopaków, co u ich koleżanek, nie mają pojęcia. Dlatego zdarza się, że u dzieci rolę strażników „odpowiedniego" zachowania odgrywają koledzy i koleżanki tej samej płci. Na przykład chłopcy pilnują się nawzajem, by odpowiednio się ubierać albo nie bawić w „niemęskie" zabawy. W przypadku dziewczynek jest podobnie. Niedawno słyszałem, jak dziewięciolatka została upomniana przez koleżanki, bo ich zdaniem miała obwisłą pupę.
M.S.: Dziewczyny czują się zagubione. Stale podkreśla się ich wygląd, jakby miał największe znaczenie. Otrzymują jednak sprzeczne komunikaty ze strony dorosłych, rówieśniczek i rówieśników. Modny crop top czy spodenki to prowokacja, ale szerokie bluzy i spodnie są z kolei niekobiece. Dziewczyny widzą jednocześnie, że chłopcy nie mają takich wytycznych, mogą biegać po boisku bez koszulek, w spodenkach. W dodatku ich zaczepki, komentarze są traktowane przez nauczycielki i nauczycieli jako niegroźne żarty, bo „chłopcy tak mają". Bardziej zdecydowana reakcja ze strony dziewczyn to według pedagogów agresja i przesada. Dlatego w trakcie warsztatowych rozmów słyszę nieraz od nastolatek: „Dlaczego to my jesteśmy ciągle dyscyplinowane, a nie chłopcy?".
I z tego powodu pomyśleliście, żeby Sztama uczyła ich, jak nie być sprawcami przemocy?
M.S.: Tak, ale to było tylko nasze początkowe założenie. Ponad trzy lata temu zaczęliśmy się zastanawiać nad metodą pracy z chłopakami w wieku szkolnym. Stwierdziliśmy, nie da się stworzyć dziewczynkom lepszego świata bez udziału chłopców. Od dawna zresztą placówki edukacyjne pytały, czy mamy ofertę nie tylko dla uczennic. Czasem nawet w ramach działań fundacji Herstory prowadziłam z Leną Bielską warsztaty dla chłopców. Szybko jednak uznałyśmy, że ich prowadzącymi powinni być mężczyźni. Zaprosiłyśmy więc Macieja i Kajetana Hajkowicza do tworzenia z nami metody w ramach programu WzmocniONE fundacji Ashoka. Teraz realizujemy duży projekt „Sztama w edukacji na rzecz zmiany", w ramach którego szkolimy przyszłych trenerów metody.
M.B.: Zdecydowaliśmy się na trenerów mężczyzn, bo nie chcieliśmy utrwalać stereotypu, zgodnie z którym emocje i rozmowa o nich „przynależą" do kobiecości. Pragnęliśmy, żeby chłopcy mogli czerpać z dobrej męskości, na zajęciach czuli się swobodnie i być może dostali szansę poczuć wspólnotę doświadczeń z trenerem, który przecież też był kiedyś chłopcem. Mieliśmy przekonanie, że potrzeba więcej mężczyzn stających po stronie kobiet. W związku z tym ogłosiliśmy nabór do Szkoły Trenerów Antyprzemocowych Sztamy. Z wielu kandydatów wybraliśmy szesnastu. Przez rok mieli zajęcia, które pozwalały nabyć wiedzę na temat źródeł przemocy i dyskryminacji, ale też spotkać się z samym sobą. W ten sposób chcieliśmy dać uczestnikom możliwość przyjrzenia się własnej męskości przed warsztatami z chłopakami.
Przed Szkołą nieco zmieniliśmy myślenie o Sztamie. Początkowo chcieliśmy wesprzeć kobiety poprzez skupienie uwagi na osobach, które w dorosłości stają się najczęściej sprawcami przemocy. Ale w trakcie naszych dyskusji doszliśmy do wniosku, że warto sprawić, aby chłopcom żyło się lepiej. Bo jeśli tak się stanie, znajdą w sobie więcej spokoju, a mniej strachu i miejsca na przemoc. Wtedy i dziewczynkom, i kobietom będzie żyło się lepiej. Dla mnie to układ, w którym każdy wygrywa.
A trudno zdobyć zaufanie chłopców?
M.S.: Wzbudzenie zaufania to kluczowe trenerskie wyzwanie. Dlatego w przypadku warsztatów dla chłopaków tak istotna jest płeć prowadzących. Już sama obecność dorosłych mężczyzn – a warsztaty Sztamy są prowadzone w parach trenerskich – może wpłynąć na zmianę nastawienia do nich i wzbudzić ciekawość. Zresztą zajęcia same w sobie generują od początku zmianę perspektywy, choćby poprzez zmianę aranżacji sali. Chłopcy nie siedzą w ławkach. Są zapraszani do kręgu, w którym trudniej o hierarchię jak w podziale na nauczycielskie biurko i rzędy ławek.
M.B.: Chłopcy są poddawani nieustannej ocenie. A poczucie bycia ocenianym okropnie ich zamyka. Dodatkowo trudno im otworzyć się na krótkich warsztatach, przy obcym mężczyźnie, w gronie osób, które mogą ich już znać i też osądzać. Dlatego podczas warsztatów mówię otwarcie, że staram się nikogo nie oceniać. Opowiadam chłopakom o sobie, ale też moich dwóch synach. To budzi ich ciekawość.
Jak w takim razie chłopcy postrzegają męskość?
M.S.: Raczej doskonale wiedzą, jaki jest powszechny wzorzec męskości. Ale też, jakie są konsekwencje nierealizowania zgodnych z nim standardów. Myślę, że oni tak samo jak dziewczyny nie zawsze odnajdują się w kulturowym modelu. Nie każdy z nich uważa się za bad boya, nawet jeśli przybiera tę pozę w grupie rówieśników.
M.B.: Chłopcy raczej nie poświęcają zbyt wiele czasu refleksji nad męskością. Potrafią natomiast wskazać, które zachowanie jest dla nich męskie, a które nie. Wielu z nich wykazuje naturalną potrzebę wyróżnienia się, bycia zauważonymi i dobrymi w jakiejś dziedzinie. Tutaj jest szerokie pole do popisu dla stereotypów, które podpowiadają, jak „prawdziwy" mężczyzna powinien się realizować. Chłopcy często robią to poprzez sport, bo kojarzą go z pieniędzmi, siłą fizyczną, atrakcyjnością.
W dodatku nie jest im łatwo odnaleźć się w szkole. Potrzebują dużo ruchu, a są zmuszani do siedzenia przez wiele godzin w niewygodnych ławkach. Do tego mają na początku większe niż dziewczynki trudności z pisaniem, czytaniem, zasobem słów. To może rodzić frustrację i prowadzić do szukania dla siebie nowej niszy. Sport nie, bo w szkole trzeba siedzieć. Nauka też nie, bo jest wielu lepszych uczniów. Czasem przemoc staje się wtedy sposobem na bycie zauważonym. No i zawsze możliwa jest również ucieczka do własnego wnętrza poprzez telefony czy komputery.
A to właśnie nie tacy chłopcy mają najtrudniej wśród kolegów?
M.S.: Rzeczywiście, jeśli chłopcy nie wykazują stereotypowych zachowań, np. nie są głośni ani aktywni sportowo, mogą zostać odrzuceni przez kolegów i doświadczać przemocy. Niektórzy z nich ukrywają wtedy swoją wrażliwość pod rolą klasowego błazna. Inni pozostają na uboczu grupy, choć i tam doświadczają form wykluczenia. Prowadziłam kiedyś warsztaty, na których chłopcy ewidentnie dominujący w grupie nie chcieli wykonać ćwiczenia w parze z kolegą z klasy. Tylko dlatego, że ten był od nich grubszy i mniej aktywny. „Z nim to my nie będziemy pracowali" – mówili.
Przekraczanie granic i brak asertywności nie dotyczą więc tylko dziewczynek. Chłopcy także potrzebują tu wsparcia. Inaczej nie będą mieli śmiałości do bycia sobą. Dlatego trenerzy Sztamy pokazują im, że męskość nie ogranicza się do aktywności, siły, hałasowania, biegania za piłką. Że męska tożsamość ma wiele twarzy, także tę wrażliwą. Gdy uczestnicy warsztatów słyszą to od mężczyzn, mają szansę zobaczyć, że to nie z nimi jest coś nie tak, ale ze światem, który narzuca im nierealistyczne wzorce.
Jeden z nich podpowiada, że facet nie mówi o emocjach. Chłopcy też mają problem, by o nich opowiadać?
M.S.: Oni nie otrzymują ani w szkole, ani w domu wielu zachęt do wyrażania emocji czy pielęgnowania swojej wrażliwości. Za to często słyszą, że mają się nie łamać, nie płakać. Albo że muszą być silni i twardzi.
Dopiero w trakcie warsztatów dzielą się swoim doświadczeniem z innymi chłopakami. Wtedy dowiadują się, że wstrzymywanie emocji jest niełatwe też dla reszty i nie ma to nic wspólnego z męskością. Nieraz czują się tym zaskoczeni. Trenerzy mówią im: „Smutek nie jest zarezerwowany wyłącznie dla dziewczynek, a złość dla chłopców. Emocje są dla wszystkich. Każdy ma prawo je przeżywać".
M.B.: Chłopcy, póki są mali, odczuwają całą paletę emocji. Wtedy jeszcze nie wiedzą, że niektórych z nich „nie wypada" okazywać mężczyźnie. Dopiero po czasie słyszą, jak wiele z nich wyklucza stereotypowa męskość. Według niej złość czy radość są w porządku. Dużo trudniej jest jednak ze smutkiem, bezradnością, rozgoryczeniem. Dobrze obrazuje to sytuacja, którą przeżyłem z synem. Graliśmy w nogę z grupą dorosłych facetów. Nagle syn dostał piłką w brzuch. Ból był tak silny, że się rozpłakał. Podszedł do niego jakiś mężczyzna i rzucił: „Nie powinieneś płakać, chłopcy tego nie robią". Po meczu syn powiedział mi, że od tych słów chciało mu się jeszcze bardziej płakać. A jakiś czas później dodał: „Płacz mi pomaga w smutku i pozwala wyrzucić go z siebie". Ma rację. Wszystkim mężczyznom żyłoby się lepiej, gdyby nie musieli chować się za maską twardziela. I tak też staramy się mówić chłopcom podczas zajęć.
M.S.: Trenerzy opowiadają, że uczestnicy warsztatów miewają problem nie tylko z mówieniem o emocjach, ale też pokazywaniem ich. Jedną z naszych metod pracy jest drama, czyli odgrywanie fikcyjnych ról. Dzięki niej przyglądamy się danemu problemowi w wyobrażonym świecie i znajdujemy jego rozwiązanie w świecie realnym. Okazuje się jednak, że drama bywa dla chłopców bardzo trudna. Łatwiej im się wygłupiać, niż otworzyć przed grupą.
Ważnym elementem Sztamy jest też edukacja antyprzemocowa ze względu na płeć. Chłopcy wiedzą, kiedy przekraczają granice dziewczynek?
M.B.: Chciałbym móc powiedzieć, że każdy człowiek intuicyjnie wyczuwa czyjąś granicę. Ale nie byłaby to prawda. Bardzo wielu chłopców nie wie więc, że wyśmiewanie, klepnięcie w pośladek czy strzelenie ze stanika są formą przemocy. Nie zamierzam tego usprawiedliwiać, ale zapewne nie mają możliwości porozmawiania o swoich i cudzych granicach. Dziewczynki są w podobnej sytuacji. Dlatego nie wiedzą, jak zareagować. Albo skąd to uczucie wstydu, strachu czy upokorzenia, gdy ktoś wkracza na ich terytorium.
M.S.: To właśnie konsekwencja socjalizacji chłopców. Jeśli któryś dokucza koleżance, dorośli nie upominają go. Zamiast tego mówią: „Przecież to zabawa, końskie zaloty". Skąd więc dzieci czy młodzież mają wiedzieć, że ich zachowanie nie jest w porządku?
Dziewczyny są wychowywane do bycia miłymi i grzecznymi. Dlatego nieraz, zamiast krzyknąć, płaczą albo nerwowo się śmieją. Niektóre z nich doświadczają naruszeń nie tylko ze strony rówieśników, ale i dorosłych. Milczą, bo ich sprzeciw jest często kwestionowany. Słyszą: „Co ty taka drażliwa?", „Nie histeryzuj!".
Takie podważanie zdania dziewczynek prowadzi do podkopywania ich pewności siebie. Nic dziwnego, że potem często mówią na warsztatach: „Nawet nie wiedziałyśmy, że możemy zareagować na niechciany dotyk".
Z jakimi refleksjami chłopcy kończą Sztamę?
M.B.: Trudno przeprowadzić rewolucję, gdy pracujemy z nimi przez szesnaście godzin. Jestem pogodzony, że część z nich wraca z warsztatów do swoich środowisk, gdzie słyszy: „Co oni wam za bzdur naopowiadali?". Nie jest naszą misją wkładanie im na barki ciężaru zmiany świata. Wielu z nich i tak nie ma łatwo. Spotykamy się z chłopcami od około dwunastego roku życia. Byłoby wspaniale, gdyby po zajęciach zostawała im w głowie myśl, że nie ma nic złego w przeżywaniu wszystkich emocji, że to w porządku być w zgodzie ze sobą, że należy pytać o zgodę drugą osobę.
M.S.: Dla mnie jest istotne, by mieli szansę przyjrzeć się sobie, relacjom z rówieśnikami. To powolna zmiana. Często myślę o tym, co usłyszałam od jednego z trenerów. Bo pewien uczestnik warsztatów stwierdził na ich koniec: „Teraz lepiej rozumiem dziewczyny". I o to nam chodziło.
*Magda Szewciów – pomysłodawczyni stworzenia metody Sztama i koordynatorka projektu „Sztama w edukacji na rzecz zmiany". Trenerka antydyskryminacyjna, certyfikowana trenerka warsztatów samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewcząt WenDo. Wiceprezeska zarządu fundacji Herstory. Członkini zarządu Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej.
**Maciej Barczak – psycholog, trener i doradca zawodowy Centrum Doradztwa Zawodowego dla Młodzieży w Poznaniu. Współzałożyciel Sztamy, nauczyciel szachowy. Ma dwóch synów.
Maciej Barczak i Magda Szewciów Fot. mat. pras.
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Akcja społeczna Kulczyk Foundation, "Wysokich Obcasów" i Fundacji "Gazety Wyborczej".
Z uwagą i czułością przyglądamy się naszym relacjom – tym rodzinnym i tym z nami samymi – aby je uporządkować i z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Chcemy tworzyć nową rzeczywistość. Chcemy rozmawiać o wolności kobiet w sferze świadomości, cielesności i bytu.
Wszystkie publikowane do tej pory materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl
:(
Mam identyczne doświadczenia, tyle że z dużego miasta. Panowie mnie nie znali raczej, zaczepiali w ciemno, niczym psy Pawłowa reagowali jakimś prymitywnym odruchem na widok osoby płci żeńskiej.
Między innymi z tego powodu bardzo ochoczo poparłam ruch #metoo, bo dziewczynki w przytłaczającej większości są de facto molestowane od dziecka po prostu na ulicy, przez obcych facetów. To jest coś obrzydliwego.
*zluzuj
*a co ty, okres masz?
*z taką twarzą/figurą/postawą ciesz się, ze w ogóle ktoś na ciebie patrzy
*tobie to tylko torba na twarz i za ojczyznę
*wyjmij ten kij z tylka bo nikt cię nie zechce
*pasztet
*niewyru****a
I tak dalej, i tak dalej? aha, to autentyczne odzywki z autentycznych sytuacji
Ja nawet nie reagowałam negatywnie bo po pierwsze byłam nieśmiała i grzeczna (nie do pomyślenia było, żebym się niegrzecznie odezwała do kogoś starszego), a po drugie - byłam posyłana na religię, gdzie miałam wpajane, że to moja wina bo to kobieta ma być skromna i nie prowokować (ergo - skoro faceci mnie zaczepiali - to znaczy, że byłam nieskromna i prowokowałam - logika dziecka).
Dlaczego mówimy o stroju eleganckim czy niechlujnym, stosownym bądź niedopasowanym do danej sytuacji, a taki mamy problem ze strojem o wyraźnym zabarwieniu erotycznym? Bo czy nagość nie jest bodźcem erotycznym? W jakim celu mamy udawać, że dziewczyna może być półnaga w miejscu publicznym i to nic nie znaczy? Znaczy. Można się ubrać elegancko, niemodnie, wyzywająco, prowokacyjnie, nudnie, albo można się rozebrać. To wszystko coś znaczy. Goły brzuch, dekolt, piersi prześwitujące przez bluzkę niektóre kobiety decydują się zachować na prywatne okazje, inne je upubliczniają. To wszystko coś znaczy, to wszystko coś o nich mówi. Ubierając się tak sama decyduje, że czy chce być obiektem erotycznym czy partnerem do intelektualnej przygody. Proszę nie mylić z podejściem zboków, że krótka kiecka jest zaproszeniem do seksu, albo zgodą. Chodzi mi o to, że jak się chce odebrać nobla z medycyny, to się idzie w sukni wieczorowej, bo ma się coś do powiedzenia, a nie do pokazania. A jak się występuje praktycznie nago, jak ostatnio seksi-Rihana, która ku radości gawiedzi pokazuje, że nawet w ciąży można wyglądać ponętnie, to się definiuje jako obiekt erotyczny i tyle.
Częściowo się z Tobą zgadzam - ubiór jest JĘZYKIEM, INFORMACJĄ, choć nie dla wszystkich; w każdym razie może ale nie musi być żadnym komunikatem. Ale w kulturze jako takiej ma na pewno swoją symbolikę i trudno ją lekceważyć - tu pełna zgoda.
Przykładowo - w upalne lato dziewczyny noszą kuse topy, bo jest gorąco. Jednocześnie inne kobiety/dziewczyny chcące wyraźnie dać erotyczny sygnał płci przeciwnej - też zakładają takie same topy. Oczywiście możemy zagłębiać się tu w detale i niuanse - kontekst sytuacji, estetyka tego topu, charakter reszty ubioru, makijaż. Ale to są jednak tylko detale; zasadniczo bardzo często obie sytuacje zlewają się wielu ludziom w jedno.
I jeszcze taki przykład: ja jako dziecko a potem młoda dziewczyna ubierałam się b. zachowawczo lub grunge?owo, pseudo-hippi: wyciągnięte ciuchy, długie wielkie swetry, dziury, żadnych dekoltów itd. Byłam nieśmiała i wstydliwa. A i tak niewybredne teksty, mlaskanie i gwizdy ze strony obcych facetów były normą (lata 80-90). Czyli to jednak z wychowaniem chłopców był/jest jakiś problem.
Ogólnie tak.
Ale to chodzi o coś zupełnie innego - o to, żeby dziewczynka (lat 12, 14, 10) mogła założyć latem letnią sukienkę na ramiączka i żeby nie słyszała głupich komentarzy ani od kolegów, ani starych dziadów pod sklepem.
Kobieta zawsze jest dla mężczyzn obiektem erotycznym, nawet w burce. Dziewczyny próbują sobie z tym faktem jakoś poradzić. Jedne ukrywają swoją fizyczność i wręcz próbują jej zaprzeczać licząc, że dzięki temu zostaną dostrzeżone inne ich zalety. Na strategia zwykle się nie sprawdza i dziewczyna staje się przezroczysta lub jest poniżana z powodu braku atrakcyjności erotycznej. Inne dziewczyny stawiają z kolei na podkreślanie swojej atrakcyjności i próbują na niej coś ugrać. Ta strategia wydaje się skuteczniejsza, bo gdy dziewczyna zostanie zauważona łatwiej jej będzie uzyskać inne założone przez siebie cele. Ale i tak będzie poniżana, tym razem z powodu atrakcyjności.
Wydaje mi się, że nie tylko o to chodzi. To znaczy w tych warsztatach dla chłopców to raczej tak, ale moim zdaniem problem jest szerszy. W skrócie sytuacja jest taka, że nie musimy dziewczynkom tłumaczyć, co oznacza odpowiedni strój i w jaki sygnały czy bodźce nasze ubranie kieruje do otoczenia, bo one mają prawo ubrać co tylko chcą, takie ich prawo i wolność. Nie muszą sobie zaprzątać głowy tym, jakie ich strój czy często wyraźny jego brak może wywoływać reakcję. Odbieramy im tym samym potężne narzędzie do pozawerbalnej komunikacji, zwłaszcza w odniesieniu do sfery, w której komunikaty werbalne nie koniecznie są najlepszym sposobem ekspresji.
Zrobimy za to warsztaty chłopakom, by wiedzieli że jak dziewczyna idąc do dyskoteki zakłada jakieś poszarpane resztki topu, które mają powierzchnię zbliżoną do naszyjnika to ma być dla niego wyraźny sygnał, że przyszła pogadać o Kierkegaardzie. Bo przecież dla wszystkich jest jasne, a po szkoleniu już z pewnością będzie, że jak będzie chciała poderwać chłopaka, bo ma ochotę na seks, to będzie miała taką chorągiewkę na patyku jak przewodnicy w Krakowie z napisem "mam ochotę na seks". Rośnie nam pokolenie socjalnych analfabetów i dokładamy do tego kolejną cegiełkę.
Nie ma w moim przekonaniu absolutnie niczego złego w tym, by młoda dziewczyna wiedziała, że są stroje, które nie są odpowiednie do szkoły czy sklepu, bo są komunikatem, bo coś znaczą. Dlaczego w Hiszpanii od jakiegoś czasu można zapłacić mandat za strój bikini w ogródku kawiarnianym czy restauracyjnym, choćby kilkadziesiąt metrów od plaży, choć żar leje się z nieba? Prześladowcy?
?można zapłacić mandat za strój bikini w ogródku kawiarnianym czy restauracyjnym?
Mam nadzieję, że mandaty dotyczą także mężczyzn za ich gołe torsy.
Racja . Uczyć dziewczynki i chłopców pasji, hobby a nie skupiania się tylko na własnym wyglądzie. Ale wiemy ze to jest wykreowane przez firmy odzieżowe żeby miały zysk ze sprzedaży ciuchów i kosmetyków.
Nie tylko przez firmy odzieżowe, czy nawet w dużo dalszej kolejności przez nie. Na pierwszym miejscu jest nasza kultura zachodnia i jej kult ciała, młodości, piękna i atrakcyjności zewnętrznej, posunięty do absurdu indywidualizm, rozerotyzowanie mediów, reklam, filmów, internetu. Dużo grzechów.
Jednak jednoczeście dawne czasy, dużo bardziej powści?gliwe, nie chroniły w żadnym stopniu dziewczyn ani kobiet przed molestowaniem i gwałtem.
Więc?
Wniosek jeden: uczyć ludzi od małego bezwzględnego szacunku do drugiego człowieka!!! To musi być priorytet edukacji.
"Mam nadzieję, że mandaty dotyczą także mężczyzn za ich gołe torsy." - czyli znowu węszymy jakąś dyskryminację płci, zamiast doceniać dbałość o pewien poziom kultury.
Nic nie węszę, po prostu goły męski tors przy stole podczas posiłku jest tak samo przejawem niskiej kultury jak strój bikini u kobiety.
Przykro tego sluchac.
Widocznie normy sie zmienily.
W czasach mojej mlodosci nie nosilysmy podkoszulek do szkoly (byly fartuszki z kolnierzykami, ohydne zreszta),
takie sytuacje sie nie zdarzaly wogole.
Oj zdarzały, zdarzały. Jako nastolatka
(89, 90 rok, workowaty dres, plecak, kucyki) uciekłam kiedyś w ostatniej chwili przed konduktorem nocnego pociągu, którym jechałam do babci. Noc spędziłam pod wieżą ciśnień w Dęblinie. Między innymi dlatego nóż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę o prowokowaniu. Protestować publicznie w takiej sytuacji nauczyłam się teraz, po czterdziestce
"Między innymi dlatego nóż mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę o prowokowaniu. " - co ma piernik do wiatraka, że tak zapytam bezpośrednio. Zboczeńcy zawsze się znajdą, nie potrzebują prowokacji w postaci stroju, dla niektórych nawet pewnie byłaby to przeszkoda. I nic to nie zmienia, że wiele dziewcząt ubiera się jak lolitki roztaczając wokół siebie nieustanną aurę erotyki, bo taka jest dziś popkultura. I dziwią się, że ktoś te sygnały odbiera i interpretuje wbrew ich woli. To jak pływać w basenie krzycząc "tonę" i mieć pretensję do kogoś, kto nas z wody wyciągnie. Rozumiem, że dziś podejście jest takie, że dziewczyna może swoim strojem wyrażać co chce, a wina i tak jest po stronie kogoś, kto ośmieli się te bezmyślne sygnały odebrać i na nie reagować.
"Nic nie węszę, po prostu goły męski tors przy stole podczas posiłku jest tak samo przejawem niskiej kultury jak strój bikini u kobiety." - A czy z jakiegokolwiek fragmentu mojej na ten temat wypowiedzi można było wywnioskować, że ktoś robi wyjątek dla męskich torsów? Albo, że ja uważam je za na tyle estetyczne, że chciałbym je widywać przy stole? To po co takie zastrzeżenia i rozróżnienia?
A swoją drogą jak patrzę na taką Rihanę w sznurkach zamiast bielizny czy panieny, które czasem wpadają do klubu w sąsiedztwie, które potrafią dość ostentacyjnie eksponować fragmenty swojego ciała, które w naszym kręgu kulturowym są uznawana za intymne, to chciałbym widzieć te wszystkie widzące w tym przejaw wolności feministki, gdyby spotkały przed klubem równie roznegliżowanego faceta. Już widzę te telefony na policję o zboczeńcu-ekshibicjoniście grasującym w okolicy.
Piernik do wiatraka ma tyle, że i w dresie, i w niecce po kostki nie jesteśmy bezpieczne i na dodatek regularnie musimy słuchać o "skromności" i "prowokowaniu". Jak dziewczynę dopadnie jakiś np. w lesie podczas biegania to i tak normalką są komentarze: po co tam polazła, czemu o tej porze, jak lata w legginsach, to co się dziwi, nie powinna sama itp. Jak w taksówce, jak nie daj bóg pijana, to już po prostu sama na tacy się podała.
Tak dalej nie zrozumiałas jego wypowiedzi. Ty ciagle o zboczencach i poczuciu strachu a on proporcjonalnosci ubioru do sytuacji a raczej jej braku.
Masz klapki na oczach i chocby 100 razy ci to tlumaczyc na rozne sposoby ty dalej bedziesz siedziec w swoim pudełku ze swoimi fobiami.
Racja. I nie jestem facetem, ale też uwaźam, że strój jest pewnym komunikatem i zazwyczaj dostaje się werbalną lub niewerbalną odpowiedź stosowną do tego komunikatu. Młodzież obojga płci powinna mieć okazję do rozmowy na ten temat, jeśli nie w domu - to pod okiem profesjonalisty w zakresie psychologii i komunikacji.
Proporcjonalność ubioru do sytuacji obowiązuje obie płcie. Nie krytykuję komunikatów typu: za tydzień matura, ogarnijcie się, ubierzcie się przyzwoicie. Albo: idziemy w góry, weźcie to i to. Natomiast komunikaty typu: nie wkładaj legginsów na WF, bo kolega nie może się skupić, kierowane są tylko do dziewcząt.
serio?
miałam 13 lat i mundurek harcerski na sobie, kiedy zdarzyła mi się taka sytuacja.
Co było wyzywające? szara spódnica czy getry do kolan?
No faktycznie to jest seksizm.
Ja chyba w innych czasach chodziłem do szkoły, bo u nas WUEFISTKI (nie bylo wuefisty) nie zwracaly uwagę na stroj a krotkie spodenki u dziewczyn to byl obowiazek. I jakos nikt nikogo nie molestował, głupich tekstów nie bylo i mozna bylo RAZEM cwiczyc na WF przez te lata.
Cos czuje, ze po drodze cos reforma spitolila i mamy teraz jakies wynaturzenia w dwie strony. Ale nie winmy na sile tylko mezczyzn bo to chore z zalozenia, a odchyly zdarzaja sie w kazdej płci.
No, ale rozmawiamy o tym. Faceci się jednak zmieniają na lepsze, dziewczyny dzisiaj też coraz częściej potrafią stanowczo reagować w takich sytuacjach.
klasyka, ewidentnie potrzebujesz takich warsztatów. I w ogóle coś z opcji "jak nie zwalać winy na ofiarę".
Tyle słów, żeby tylko ponarzekać, ze te dzisiejsze dziewczyny to takie bezwstydne są, próżne i bez ambicji. Po prostu twój tekst jest idealnym dodatkiem do tekstu o stereotypach i powtórnej wiktymizacji, wprost esencja.
no bigott, za twoich czasów na pewno było lepiej. Dziewczyny myślały tylko o szkole i zamążpójściu, chodziły w fartuszkach, a ty mogłeś je ciągnąć za biustonosze. I żadna na fb tego nie opisala, prawda?
Zadziwiające, jak mając z góry założoną tezę, można patrząc na słowa i literki wyczytywać z nich rzeczy i znaczenia, których w nich nie ma. Czasem nawet, a niech tam, można nawet dorzucić "interpretacje", które przeczą czytanemu tekstowi, bo w sumie dlaczego nie, od razu jest mocniej, bardziej wyraziście i mam przekonanie, że tak wspaniale i dobitnie potrafię "argumentować".
Widać erystyka Schopenhauera nadal trzyma się dobrze. Zamiast argumentu wystarczy obrzydzić adwersarza, a przecież tak obrzydliwy człowiek nie może mieć innych poglądów, jak obrzydliwe. Brawo.