Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Nowy Rok zachęca nas do podejmowania postanowień i składania sobie samym gorących przyrzeczeń. Że będziemy siebie lubić, szanować, zaczniemy stawiać granice i wreszcie nauczymy się asertywności. Gros osób po 1 stycznia chwyta za telefon i umawia się na psychoterapię. Ochoczo mówimy, że chcemy ze swoim życiem „coś" zrobić, „coś" zmienić, wreszcie POLUBIĆ SIEBIE. I tak w kółko, co 365 dni.
Poczucie własnej wartości zapewnia nam święty spokój
Kiedy na siebie patrzymy z wyrozumiałością, wady innych mniej nas irytują, a ich zalety nie sprawiają, że skręca nas z zazdrości. Stabilne poczucie własnej wartości zapewnia nam święty spokój, chroni nas od natłoku ruminujących myśli: o tym, co ktoś o nas pomyślał, czy na pewno wszystko zrobiliśmy dobrze, oraz od pełnych smutku przekonań, że jesteśmy do niczego, bo popełniliśmy jakiś błąd, bo ktoś z nas zrezygnował, bo ktoś wybrał inną osobę. Porażka jest wpisana w życie tak samo jak odrzucenie, a nawet ośmieszenie. Uporczywie próbując uciec od doświadczenia porażki czy wstydu, wpadamy w pułapkę. Przestajemy być sobą, przestajemy być autentyczni, zaczynamy odgrywać rolę przytakiwaczy, osób bez własnego zdania, bez jednoznacznych opinii. Zaczynamy dość automatycznie sądzić, że naszą prawdą jest nie nasze osobiste zdanie, ale opinia autorytetów - osób, które na co dzień podziwiamy i chcemy, by myślały o nas dobrze.
Media i media społecznościowe tylko pozornie sprzyjają budowaniu poczucia własnej wartości. Wszystko jest w porządku, póki czytamy hasła zachęcające do polubienia się i zaakceptowania. Ale gdy tylko ktoś powie publicznie coś nieprzemyślanego, albo ma opinię, która nam nie leży, potrafimy rzucić kamieniami hejtu. Czytając internetowe pomyje, zaczynamy często sami doświadczać lęku i wewnętrznej paniki. Wyobrażamy sobie siebie w sytuacji atakowanej osoby. I myślimy: o nie, muszę wszystko robić idealnie, żeby nie skończyć jak ta pani X, którą każdy wyśmiewa. Tak działamy wtedy, kiedy mamy samoocenę uzależnioną od opinii innych osób.
Pewność siebie czasem znika
Kiedy myślimy o pewności siebie i szacunku do siebie, otwierają się przed nami różne drzwiczki. Warto jest je sobie rozrysować. To drzwiczki, za którymi mieszkają nasze role społeczne: ja w pracy, ja jako matka, kochanka, specjalistka od gotowania czy programowania, ja w relacjach z sąsiadami, ja w relacjach z rodziną itd. W życiu codziennie wchodzimy w różne role i sytuacje. Bywa, że w jednych czujemy się całkiem pewnie, a w innych kompletnie nie - wstydzimy się, wycofujemy, nie umiemy postawić na swoim. Przykładowo pewna siebie adwokatka w relacji z teściami może przybierać rolę pokornej uczennicy na dywaniku u pani dyrektor. Gdyby klient zobaczył ją w takiej roli, przetarłby oczy ze zdumienia, ale tak właśnie działamy: w różnych sytuacjach życiowych jesteśmy i czujemy się bardziej lub mniej pewnie. Większość z nas ma takie obszary życia, w których lubi siebie i szanuje swoje umiejętności, osiągnięcia, docenia swoje zalety. Mało kto – jeśli nie cierpi w danym momencie na depresję - nie znosi każdego obszaru swojego życia.
Z reguły u dorosłych osób samoocena jest w miarę unormowana, ale są pojedyncze obszary, w których coś nie idzie jak trzeba. I to one spędzają sen z powiek i sprawiają, że oceniamy siebie jako niepewnych i trudno nam myśleć o sobie dobrze. Przypomina mi się bardzo przebojowa, zaradna i przedsiębiorcza lekarka, która zaprzeczyła, gdy spytałam ją, czy czuje się pewna siebie. Było to wkrótce po tym, jak jej mąż odszedł do stażystki młodszej o 20 lat. Ta pełna niesamowitej charyzmy kobieta w tamtej chwili czuła się brzydka i niepotrzebna. Patrzyła w lustro i zamiast swojej kobiecej siły widziała spuchnięte od łez oczy, czerwony nos i włosy w nieładzie. I na tym obrazku oparła swoje przeświadczenie, że jednak zbyt wiele nie znaczy i jest kompletnie nieatrakcyjną osobą.
Postanowienia noworoczne: polub siebie za nic
By siebie polubić, dobrze jest zadać sobie pytanie, której części JA nie lubimy. Do którego obszaru życia mamy największe zastrzeżenia? A następnie nie zadowolić się odpowiedziami ogólnymi. Na przykład w rodzaju „nie lubię swojego wyglądu". Wygląd to przecież suma różnych elementów - kształtu, koloru, zapachu, to dziesiątki części składowych. Wnikliwie przenanalizujmy, czego tak naprawdę w sobie nie lubimy? Kiedy już wiemy, pora na kolejne pytanie: czy możemy coś z tym zrobić? Jeśli nie, to może warto przekuć to w atut? Nie da się? To może pora się od tej części ciała odczepić? Dać sobie żyć? I zapomnieć o idealizowaniu?
W swojej praktyce czasami spotykam osoby, które się „uwieszają" na swojej cesze i nie dają sobie żyć, bo tak mocno jej nie akceptują. I ta cecha pojawia się zawsze, ilekroć pojawiają się nad nimi czarne chmury. Mówią na przykład taką litanię: „Nie dostałam pracy, bo mam diastemę, facet mnie rzucił, bo mam diastemę, ekspedientka była rozbawiona, bo zobaczyła moją diastemę i pewnie się ze mnie śmiała na zapleczu. Jestem niemiła do swoich pracownic, bo mam tę cholerną diastemę i nie mam ochoty się uśmiechać do idealnych dziewczyn, nie znoszę ich!". Patrząc z boku, trudno nie żachnąć się: jejku, co by ta osoba zrobiła, gdyby nie miała tej przerwy między zębami? Na co by wtedy zrzuciła całą odpowiedzialność za różne trudne sytuacje społeczne?
Według badań przeprowadzonych pod koniec zeszłego roku przez firmę Nutridrom, co prawda połowa badanych deklarowała pewność siebie, ale jedynie 4 proc. nic by w sobie nie zmieniła. Samoocenę zaniżają nam zdecydowanie zastrzeżenia co do naszego wyglądu. Pewne co do swojej fizyczności było tylko 8 proc. ankietowanych, z przewagą mężczyzn. Aż 40 proc. osób zdarzało się pomyśleć, że z powodu swojego wyglądu na nic w życiu nie zasługują.
Życie stale testuje naszą pewność siebie i próbuje nam ją zabrać niemalże każdego dnia. Codziennie pojawiają się sytuacje, w których ktoś podważa nasze decyzje, wybory, zachowanie czy nasz gust. Codziennie oglądamy zdjęcia ludzi, którzy wydają się od nas lepsi, mądrzejsi, bardziej zaradni. Codziennie świat nam udowadnia, że można lepiej niż my, że są osoby dużo bardziej od nas rozgarnięte, ambitne, atrakcyjne i do tego lepiej zarabiające. Dlatego budowanie swojej wartości w oparciu o komplementy, o to, że ktoś nas jednak pochwalił albo że mamy coś, czego nie mają inni, jest bardzo niepewne, chwiejne i ulotne. Często mając naście lat, w taki sposób budujemy swoją samoocenę - w oparciu o zdanie innych. Liczy się wtedy akceptacja grupy, bez niej trudno mieć wysokie poczucie własnej wartości.
Z wiekiem jednak dobrze jest zmienić źródło pewności siebie na swoje osobiste. Czyli lubić siebie nie za coś, tylko za darmo. Za to, że żyjemy. Za to, że jesteśmy. Bez porównywania, że inni są bardziej. To jest banał, napiszecie „pop psychologia". Być może tak jest. Ale od dekad stajemy się więźniami tego banału. Nie potrafimy za darmo, za sam fakt istnienia siebie docenić. Musi być powód, jakieś wybitne osiągnięcie i zasługiwanie.
Postanowienia noworoczne: zaakceptuj się albo działaj
Prof. Osiatyński mawiał, by „rano zrobić przedziałek i odpieprzyć się od siebie". Jeśli jednak potrafimy robić przedziałek, ale mamy masę zastrzeżeń do rzeczy, które możemy w sobie zmienić, to już zupełnie inna sprawa. Czym innym jest nauka akceptacji cech, na które nie mamy wpływu, a czym innym praca nad tym, co można zmienić (tylko trudno). W tym drugim przypadku mamy cały wachlarz możliwości reagowania. Od akceptacji i miłości do swoich niedociągnięć po aktywne działania służące udoskonalaniu siebie. Jeśli w polubieniu siebie przeszkadza nam na przykład nadwaga, to musimy podjąć wobec niej jakąś decyzję. Ustawić się wobec nadwagi można na wiele sposobów. Można ze spokojem zacząć siebie karmić zdrowym jedzeniem, tak jakbyśmy czule opiekowali się swoim dzieckiem. Można poprosić fachowców o wsparcie, aby razem z nami zaopiekowali się tą nadwagą. Można też uznać ją za element naszej tożsamości i pozwolić jej na bycie przy nas, równocześnie pamiętając o kontrolowaniu swojego zdrowia. Innymi słowy wobec nadwagi (czy innej cechy, której nie lubimy) warto podjąć decyzję i się jej trzymać. Samo narzekanie, noworoczne postanowienia, krytykowanie, a nawet płakanie w poduszkę to nie jest decyzja. Jak to mówi Tony Robbins: „Prawdziwa decyzja jest mierzona poprzez fakt podjęcia nowego działania. Jeśli nie ma działania – tak naprawdę nie podjąłeś decyzji".
W moim poczuciu polubienie siebie to jest właśnie taka decyzja, którą należy podjąć i aktywnie działać w jej służbie. Nie tylko na poziomie deklaracji, ale konkretnych czynów.
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Z uwagą i czułością przyglądamy się naszym relacjom – tym rodzinnym i tym z nami samymi – aby je uporządkować i z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Chcemy tworzyć nową rzeczywistość. Chcemy rozmawiać o wolności kobiet w sferze świadomości, cielesności i bytu.
Wszystkie publikowane do tej pory materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl
Powodzenia - i twardej skóry życzę.
Może to nie fakt, że kobiecie brak czasem poczucia tzw. wartości sprawia, że nie czuje się ona szczęśliwa ale to, że nie akceptuje ona tych swoich różnych stanów, naturalnych i zgodnych z rytmami dnia i nocy, fazami księżyca, czy pulsowaniem strumienia życia gdzie wszystko pojawia się, znika i zmienia.
A wtedy takie przyjęcie, podanie się swojej naturze, dostrzeganie jej w sobie, wdzięczność za nią wręcz, jako bardziej zgodne z archetypem kobiety sprawi, że to tak wystawiane na piedestał poczucie własnej wartości przestanie mieć taką siłę oddziaływania, znaczenie.
Jest to wszak bardziej cecha męska i narzucanie jej sobie przez większość kobiet może prowadzić do zbędnego a nawet niekorzystnego napięcia. ?
Akceptacja, o której mówię to bardziej działanie przez nie działanie, poszerzanie pola świadomości. Odnajdywanie siły w innym niż narzuconym przez mężczyzn sposobie widzenia świata.
W tekście raczej o innej pewności siebie mowa - takiej, dzięki której inni notorycznie nie włażą nam na głowę. Całkiem możliwe, że brak takiej pewności siebie dodaje uroku, a już na pewno miękkości - w oczach innych (jako bardziej zgodne z archetypem kobiety), tylko bezpośrednio zainteresowana musi częściej spełniać oczekiwania i potrzeby otoczenia niż własne. A to już może nie być takie fajne.
Kołczing to nowa sztuka gadania / zadawalania wszelkich klientów, jak w burdelu.
Plaga i żenada!