Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Jeśli miałam wątpliwości, czy przysłowia faktycznie są mądrością narodu, to po lekturze tych dotyczących kobiet i mężczyzn nie mam złudzeń, że dotyczy to – jak mówił Stefan Kisielewski – narodów nieposiadających innych mądrości.
– Przysłowie jest dość dziwnym tworem, korzysta czasem z literatury, ale nią nie jest. Najczęściej bierze się jednak z języka potocznego, często z tradycji ludowej. Zwykle nie ma autora, jest pouczeniem, przestrogą, nakazem, zakazem lub po prostu stwierdzeniem przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
Powtarza się je dość łatwo, bo mają specyficzną formę.
– O tak, forma jest tu bardzo ciekawa. Często mają one specyficzną budowę składniową, np. paraleliczną – „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Mają też nierzadko cechy ułatwiające ich zapamiętywanie, np. rym – „W marcu jak w garncu", lub rytm – „Baba z wozu, koniom lżej". To, co rymowane lub zrytmizowane, wydaje nam się mądrzejsze od zwykłej wypowiedzi, niejako mądre mądrością samego języka. Wierzymy też, że tego typu zdanie mógłby wypowiedzieć ktoś obdarzony nadprzyrodzonymi zdolnościami, jak Pytia czy inny wieszcz.
Rymowanka czy rytmiczna fraza przypomina nam zaklęcie?
– Otóż to. Wierzymy przecież, nawet jeśli się do tego otwarcie nie przyznajemy, w magiczną funkcję języka, czyli w ukrytą w nim moc, widoczną właśnie w literackich zaklęciach.
Dlatego tak chętnie powtarzamy przysłowia i łykamy zawartą w nich treść?
– To, co rytmiczne lub rymowane, przekazywane z pokolenia na pokolenie, wydaje nam się jakąś odwieczną prawdą, czymś, co musi mieć głębszy sens niż zwykła wypowiedź. Choć przecież czasem może być tylko zgrabnie sformułowaną bzdurą.
Niesamowite jest to, jak bardzo nie analizujemy treści przysłów i powiedzonek. Takie zdanie jak to, że wyjątek potwierdza regułę, jest przecież idiotyczne, bo jest oczywiste, że jej zaprzecza.
– Na tym przykładzie – choć to nie przysłowie, ale powiedzenie – doskonale widać, że przysłowia nie mają nic wspólnego z nauką czy zwykłą racjonalnością.
Mówiąc o racjonalności, masz na myśli tak zwany chłopski rozum?
– Nie, mam na myśli racjonalne, zdroworozsądkowe, krytyczne podejście do sądów o świecie, których prawdziwość czy prawdopodobieństwo powinno się weryfikować. Nie powinniśmy ich automatycznie powtarzać, zwłaszcza jeśli mamy poczucie, że są truizmami. Automatyczne powtarzanie przysłów jest wygodne, bo zwalnia nas z trudu samodzielnego myślenia i formułowania własnych spostrzeżeń o świecie – i jest przeciwieństwem racjonalności, o której wspomniałem. Nie twierdzę, że w przysłowiach nie ma wiedzy o świecie. Twierdzę, że bywa to wiedza tradycyjna, często przestarzała, która przekroczyła już datę przydatności do spożycia, często też wiedza określonych grup społecznych, raczej niepoparta badaniami naukowymi.
I tu należałoby wziąć pod lupę słowo „tradycja", na które tak często lubimy się powoływać. „Taka jest tradycja" – mówimy przy różnych okazjach. „To są tradycyjne polskie przysłowia" – powtarzamy. Tradycyjne, czyli jakie? Czy przestaniemy być Polakami, jeśli przestaniemy powtarzać przysłowia? Tradycja to coś, co należy nieustannie weryfikować, robić w tym remont. Bo tradycja, zamiast pozwalać nam zrozumieć rzeczywistość, może ją nam zasłonić.
Słowo „tradycyjny" jest pozytywnie nacechowane, znaczy tyle, co dobry, solidny, sprawdzony, szlachetny.
– I taki, który pozwala nam trwać – jako wspólnocie. Ale przypomnijmy też znakomitą ironiczną piosenkę „Tradition" w „Skrzypku na dachu", która pokazuje stereotypy przechowywane w tradycji. Niestety my, Polacy, nie mamy ironicznego stosunku do swoich tradycji.
Nie mamy, choć trafiają się dowcipy na ten temat i mnie właśnie jeden się przypomniał. Traktuje on o pieczeniu szynki na święta. Córka mianowicie pyta matkę, dlaczego ta zawsze obcina końcówki szynki, a matka na to, że to tradycja, gdyż jej matka tak robiła. Dziewczyna idzie więc do babci, ta też się powołuje na tradycję i odsyła ją do prababki, która wypala: „Obcinałam te końcówki, bo miałam za małą brytfannę".
– Ta anegdota pokazuje, że warto zastanawiać się nad powodami, źródłami czynności wykonywanych na zasadzie tradycji. Czasami były one kiedyś racjonalne, ale z czasem straciły rację bytu. Córka zachowała się racjonalnie, ale i nietypowo: zapytała o powody, czyli zakwestionowała coś tradycyjnego.
Zazwyczaj, jeśli ktoś jakieś zachowanie tłumaczy tradycją, to znaczy, że nie ma żadnych racjonalnych argumentów dla takiego zachowania. Robię coś, bo moi przodkowie tak robili, ale przecież być może oni musieli tak robić, a ja już nie muszę. Jeśli nie umiem zadać sobie trudu, jaki zadała sobie córka, to znaczy, że nie umiem myśleć krytycznie. Jeśli tak właśnie – krytycznie – przyjrzymy się zakonserwowanym w przysłowiach sądom o świecie, oko nam może zbieleć.
Co widzisz w naszych przysłowiach mówiących o kobietach i mężczyznach?
– Dochodzę do szaleńczo odkrywczego wniosku, że żyliśmy i żyjemy w bardzo patriarchalnym społeczeństwie. Zaskoczonko?
W ogóle.
– W polskich przysłowiach widać przede wszystkim ogromną nierówność ról społecznych kobiet i mężczyzn. Także przemoc domową. Przysłowie „Jak się żony nie bije, to jej wątroba gnije" jest niby-żartobliwe, ale powtarzając je, nawet jeśli się nie ma skłonności do przemocy, oswajamy zawarty w nim przekaz. Oswajamy, co gorsza, dla kolejnych pokoleń.
Myślałam, że to powiedzonko o wątrobie jest czymś stosunkowo młodym wymyślonym właśnie jako być może durny, ale żart, a okazuje się, że naprawdę jest to mocno zakorzenione w kulturze stare przysłowie, które było szalenie popularne jeszcze w międzywojniu. Pełna wersja brzmiała: „Kiedy mąż żony nie bije, to jej wątroba gnije, a kiedy ją przechlasta, to jej wątroba przyrasta".
– Przestanie nas to dziwić, jeśli przeczytamy świetną i wstrząsającą książkę Kacpra Pobłockiego „Chamstwo" i zobaczymy, ile w dawnej Polsce było przemocy. Na samym dole przemocowej drabiny wcale nie był chłop, tylko właśnie baba.
Odzwierciedlenie tego mamy w przysłowiu „Orzech, osioł, niewiasta równego przyrodzenia, to troje potrzebuje częstego uderzenia". Kobieta stoi na równi z osłem i jakimś tam orzechem.
– „Potrzebuje" bicia, bicie jest dla niej korzystne. Bo przecież kobieta z chorą wątrobą nie przyda się w gospodarstwie. Kobieta ma być zdrowa i silna, żeby mogła być robotna.
Więc bijesz ją dla jej własnego dobra.
– Nawet nie jej własnego, ile dla dobra bijącego. I dla utrzymania patriarchalnego porządku, gdzie kobieta zajmuje się domem. W przeciwnym wypadku świat się rozsypie – bicie więc jest dla dobra porządku tego świata.
W przysłowiach jest też masa odniesień do kobiecego i męskiego rozumu lub – w przypadku kobiet – jego braku. Zgrzytając zębami, przytaczam teraz sąd o tym, że mężczyzna jest głową, a kobieta szyją.
– Za nim kryje się popularne przekonanie, że kobieta musi mężczyznę omotać i wówczas on będzie robił to, co ona chce, wierząc, że to jego decyzje. W tym przysłowiu jest jednak element wywrotowy: mężczyznom się może wydawać, że są głową rodziny i jedyną instancją decyzyjną. Ale tak naprawdę są nią kobiety. Może niżej usytuowane w hierarchii bytów, ale zdolne do kierowania mężczyznami i wpływania na ich decyzje. Nie zgrzytaj zębami zbyt mocno.
Z innymi już się tak nie da. Mamy: „Ile białych wron, tyle mądrych żon" i „Białogłowie pstro w głowie", „U kobiety włos długi, rozum krótki".
– Tak, kobieta w polskich przysłowiach jest na ogół głupia, to fakt. Jest też gadatliwa i przez to męcząca.
„Kapusty nie przesieka, baby nie przeszczeka".
– O, właśnie. Przysłowia utrwalają stereotypy: kobiety, kobiecej roli, relacji męsko-damskich. Mężczyzna musi być górą. Jeśli jego pozycja jest zagrożona, to bije, kobieta z definicji jest skazana na podrzędność. Gada wprawdzie dużo, ale głupio. I tak dalej.
Ciekawe jest to, że w tych powiedzonkach i przysłowiach nie ma opozycji. Zauważ, że tam nie ma mowy o tym, że baba jest głupsza od chłopa, tylko o tym, że jest po prostu głupia.
Mnie się w ogóle wydaje, że jest więcej przysłów o kobietach niż o mężczyznach, co samo w sobie jest zastanawiające.
– Bo może chłop jaki jest, każdy widzi? A baba to jednak zagadka. „Niewiasta", czyli ta, o której się nie wie niczego na pewno.
Nawet jeśli jest durnowata i dużo gada, pół biedy, jeśli jest ładna i młoda. „Kto starą babę pocałuje, sto dni odpustu dostępuje".
– O, proszę, za całowanie starej kobiety nawet grzechy odpuszczają! Tu znowu pojawia się tradycyjny ageizm. Kobieta, która się starzeje i przestaje być obiektem seksualnym, albo nadaje się do wymiany na inną, albo zmusza mężczyznę do poświęceń, za które czeka go nagroda w życiu wiecznym. Taka patriarchalna teologia ludowa.
I wtedy panowie mówią: „Co tam słychać? Stare baby nie chcą zdychać". Takie złośliwe zołzy: nagadały się za wszystkie czasy, nakręciły głową jako szyje i jeszcze na koniec nie chcą zdychać, jak się zestarzały.
– A zauważmy, że mężczyzna, wedle ludowej mądrości, powinien być zaledwie trochę ładniejszy od diabła.
A panna tylko trochę brzydsza od anioła. Nie są to równe oczekiwania.
– Nie są, fakt. Ale one też projektują oczekiwanie, że kobieta musi być atrakcyjna – i kropka. Mężczyzna natomiast musi mieć inne cechy, do których uroda nie należy, więc panny nie powinny się jej spodziewać. W ogóle nie powinny oczekiwać zbyt wiele w myśl powiedzenia: „Niechby pił, niechby bił, byle był". Jest to wszystko straszne i dobrze nam, niestety, znane: tkwij, dziewczyno, w przemocowym związku, nie skarż się, wybaczaj wszystko, byle tylko mężczyzna został u twojego boku.
Pachnąc – jak na prawdziwego mężczyznę przystało – potem, koniem i tytoniem. W wersji nowszej i bardziej plebejskiej zamiast konia mamy alkohol.
– No tak, bo od mężczyzny nieszczególnie oczekujemy dbałości o higienę. Higiena nie jest atrybutem męskości. Mawiamy czasem ironicznie: „Jaki męski zapach!", wcale nie mając na myśli perfum, tylko wręcz przeciwnie, woń niezakrytą żadnymi perfumami. Używanie przez mężczyzn perfum czy korzystanie z kąpieli jest znakiem zniewieściałości. Sławomir Mrożek uważał, że „zniewieściały" jest w gruncie rzeczy określeniem pochlebnym, bo oznacza, że „dany osobnik często się myje", poza tym nie lubi zabijać ludzi i skłonny jest do współczucia. Takich osobników w tradycyjnych przysłowiach nie znajdziemy.
Jedne przestajemy powtarzać, produkujemy nowe. Mój kolega mawiał, że mężczyźni starzeją się jak wino, kobiety jak mleko. Okrutne. I chyba coraz mniej prawdziwe. Jeśli chodzi o starych ludzi, stało się dużo dobrego.
– Och, bo stało się to – co na początku lat 90. z olbrzymią zazdrością obserwowałem, będąc na Zachodzie – że ludzie po sześćdziesiątce nadal o siebie dbają. Ćwiczą, dobrze się ubierają – choć przestali już być atrakcyjni seksualnie. Oczywiście nie bez znaczenia są tu zdobycze farmakologii. Tak czy owak, coraz więcej ludzi nie odpuszcza z wiekiem.
Umówmy się, że bywa różnie, ale z grubsza rzecz ujmując, dzisiejsi 40-latkowie to nie są Karwowscy i jest to gigantyczna zmiana.
– To prawda. Miałem niedawno 30-lecie matury, spotkaliśmy się jako 50-latkowie. Po pierwsze, wszyscy się rozpoznaliśmy, czas nas nie odmienił. Po drugie, żadna koleżanka nie powiedziała, że mężczyźni się lepiej starzeją. Wszyscy, bez względu na płeć, do zmian wyglądu podchodzimy na razie z dużym dystansem. I też, trzeba przyznać, niektóre koleżanki wyglądają teraz lepiej niż kiedyś, a niektórzy koledzy – wprost przeciwnie. Krótko mówiąc, to wino i mleko to tylko stereotyp. Być może wymyślony przez zaniedbanego faceta z brzuszkiem. Mówiąc to – wciągam własny.
To nie przysłowie, ale wbiło się do naszego języka bardzo silnie: mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus.
– To, zdaje się, był tytuł poradnika Johna Graya z lat 90. Opartego na dość prostackim stereotypie antagonizmu płci, autor pokazywał różnice w komunikowaniu się i de facto te różnice wzmacniał. Książka, niepoparta poważnymi badaniami, została wyśmiana przez specjalistów, a jedna z krytyczek napisała: „mężczyźni są z Dakoty Północnej, kobiety z Dakoty Południowej".
Mózgi chłopców i dziewczynek są bardzo podobne, najbardziej różnią się mózgi starych kobiet i mężczyzn, co prowadzi naukowców do tezy, że zmienia je kultura, to, co nabyte w życiu.
– Postawiłbym nawet tezę, że zmieniają je stereotypy zawarte w bezmyślnie powtarzanych przysłowiach.
Co robić?
– Jak mówiłem, przysłowia zwalniają nas z trudu krytycznego myślenia. Nakładają nam na świat rodzaj siatki. Niby go porządkują, ale jest to porządek stereotypów i uprzedzeń. Kultura oparta na przysłowiach i bałwochwalczym stosunku do nich jest kulturą, która stoi w miejscu, jest ślepa na galopujące dziś zmiany społeczne. Powtarzane dziś wydają się kwintesencją dziaderstwa i cringe’u. Zastanawiam się, czy młodzi ludzie wciąż się nimi posługują; mam przeczucie, że słuchając ich, mogą się mocno pukać w czoło. Co też nie jest dobre, bo osobiście uważam, że przysłowia trzeba przechować, tyle że w jakimś słoiczku z odpowiednią etykietą.
Jak okazy w formalinie w gabinecie biologicznym? Albo jak owady w bursztynie? Fajna pszczoła, ale miodu już tu nie będzie?
– Tak. Pokazujmy, cytujmy, ale z komentarzem: tu mamy ukrytą przemoc strukturalną, tu stereotyp, który rządził naszym myśleniem o rolach społecznych itp. Przysłowia są jak pszczoły, z których miodu już nie będzie, a jeśli już, to zatruty. Nie rugowałbym ich całkowicie, ale przeniósłbym do muzeum, tam brałbym pod lupę i opatrywał komentarzem. Jak pszczoły zatopione w bursztynie, eksponaty mówiące o tym, jak kiedyś wyglądał nasz świat.
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Z uwagą i czułością przyglądamy się naszym relacjom – tym rodzinnym i tym z nami samymi – aby je uporządkować i z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Chcemy tworzyć nową rzeczywistość. Chcemy rozmawiać o wolności kobiet w sferze świadomości, cielesności i bytu.
Wszystkie publikowane do tej pory materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl
Osobna sprawa to ten ?wyjątek potwierdzający regułę?. Jak słusznie stwierdza pan Rusinek, to ?powiedzenie?, nie przysłowie. I wcale nie takie niemądre. Można je chyba znaleźć w większości języków europejskich, bo wywodzi się z łacińskiej sentencji: ?Exceptio probat regulam in casibus non exceptis?. Czyli: ?Wyjątek potwierdza regułę poza wyjątkowymi przypadkami?. To raczej paradoks, jak większość paradoksów nie tyle głupi, ile dający do myślenia. Jeżeli coś jest ?wyjątkiem?, to znaczy, że zjawiskiem rządzi jakaś ?reguła?. W sentencji łacińskiej ta paradoksalność idzie zresztą jeszcze dalej. Wyjątki odkryte przez Einsteina wcale nie obaliły praw sformułowanych przez Newtona. A każą się zastanowić, czy równania Einsteina też obowiązują w każdych okolicznościach. Myślenie paradoksami jest w gruncie rzeczy myśleniem bardzo zdrowym, bo niezamykającym się właśnie w uświęconych regułach, ale szukającym jakichś w nich ?pęknięć?.
No i prowadząca tę rozmowę nie błyszczy intelektem mówiąc "Takie zdanie jak to, że wyjątek potwierdza regułę, jest przecież idiotyczne, bo jest oczywiste, że jej zaprzecza." :D
A my się czepiamy suwerena, że pewnych zależności nie pojmuje, podczas gdy tu mamy redaktorkę w ogólnopolskim czasopiśmie!
Równania Einsteina nie działają np. w centrum czarnej dziury, w tzw osobliwości.
"Świetna rozmowa" to gruba przesada, chyba, że ocenimy ją jako źródłownioskowania o ignorancj(i?) - czyżby w wyniku "niedokształcenia" - prowadzącej rozmowę. Ops! przecież to zbyt bliskie przysłowiu!
No ale to akurat stwierdzenie jest prawdą ? wyjątek zaprzecza regule, podważa ją, i jest to raczej oczywiste. ;)
"wyjątek potwierdza regułę"
A brak wyjątku jeszcze bardziej potwierdza regułę/istnienie reguły.
Tyle w temacie mądrości tego powiedzenia.
Ma Pan rację, ale zauważmy, że większość ludzi nie używa tego powiedzenia, wiedząc to wszystko. W swoim pytaniu odniosłam się do tego, jak używana jest ta fraza w codziennym życiu, a używana jest często po to, żeby odsunąć na bok niewygodne niuanse różnych zjawisk oraz ambiwalencję, jaką mogłyby w nas wywołać. "Wyjątek potwierdza regułę" to częsty wytrych, by móc dalej trzymać się swoich przekonań i utartych sądów.
Niewiasta dawniej oznaczało synową, , obcą kobietę, która wchodzi do rodziny męża. I rodzina męża o niej nic nie wie, jest osobą niesprawdzoną, nie wiadomo, czy spełni swoja rolę, urodzi synów, wesprze męża i dochowa teściów. jest niewiadomą.
ale to trzeba by myslec na okraglo, caly czas wszystko podwazac, uwazac aby nie dac sie zepchnac w utarte koleiny.
a co z normalnym zyciem?
Zawsze są wyjątki.
Cyceronowe "exceptio probat regulam in casibus non exceptis" oznacza w bardzo rozwlekłym tłumaczeniu "istnienie wyjątku potwierdza istnienie ogólnej reguły w przypadkach nie objętych wyjątkami". Tu nie ma sprzeczności, raczej czas rozmył znaczenia.
Zgadzam się, arcyciekawa i bardzo za nią dziękuję :)
Ale: powiedzenie "wyjątek potwierdza regułę" z logicznego punktu widzenia nie jest bezsensowne, wręcz przeciwnie. Jeśli mówimy o wyjątku, to znaczy, że odnosimy go do jakiejś reguły, to wynika z samej definicji wyjątku: gdyby nie było reguły, nie miałoby sensu w ogóle o wyjątku mówić. Co jeszcze: wyjątek reguły nie unieważnia, np. jeśli przyjmiemy za Arystotelesem, że pewne prawidłowości dotyczą większości przypadków, ale niekoniecznie wszystkich (np. regułą jest, że ludzie mają dwie nogi, ale są tacy ludzie którzy rodzą się z jedną lub z trzema).
Nawiasem mówiąc, przysłowia nie muszą być nieuczone. Jest to świetny element mnemotechniki. Świadczą o tym np. Rzymskie paremie, czyli krótko i chwytliwie sformułowane zasady prawa, których do dzisiaj używamy, takie jak np. "Prawo nie działa wstecz". Przysłowia powstawały na podobnej zasadzie, stąd ich wartość może być bardzo różna (i z pewnością jest).
Jeszcze ostatnia rzecz: przysłowia często parafrazują jakieś przekonania biblijne lub teologiczne, jak np. "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" (Augustyn to lubi).
Pozdrawiam i zgadzam się w pełni. Rzeczywiście ten sam tok rozumowania, tylko składniej napisane niż ja to zrobiłem.
Wyjątek nie tylko reguły nie unieważnia, ale nawet właściwie ją tworzy. Bez reguły nie byłoby wyjątku a więc i vice-versa (?)
Jest w tekście - to z Kisiela.
Dzięki. Nie doczytałam. :)
O, podobnym tokiem popłynęły moje myśli zanim przeczytałam Twój post. Zob. mój komentarz wyżej, do gipsi18
Nie wymagaj za wiele od pani redaktor!
A brak wyjątku jeszcze bardziej potwierdza regułę/istnienie reguły.
Tak, jeżeli to coś uznamy za wyjątek. Bo równie dobrze możemy to coś uznać za zwiastun zupełnie innej reguły i nie będzie to żaden wyjątek, nie potwierdzi nam zatem zastanej reguły ;)
?Wyjątek potwierdza regułę? byłoby zatem podchwytliwą, przewrotną grą słów, niosącą nie swoje pierwotne znaczenie, a raczej odpowiedź (na czyjąś wątpliwość) o znaczeniu: ?nie czepiaj się?.
Chodzi o to, że całkiem sporo osób używa tego zdania wprost, w odpowiedzi na wskazanie faktu podważającego jego/jej tezę, co jest, oczywiście, idiotyczne.
Podobnie sofizmatyczne, już bardziej na poważnie, były stwierdzenia jakichś polityków ***, że demokracja w PL ma się dobrze skoro ludzie mogą protestować na ulicach, a protestowali właśnie przeciw demolowaniu demokracji i praworządności.
"wcale", miało być
Dokładnie, masz rację, a przysłowie to wywodzi się jeszcze że starożytnego Rzymu i argumentacji Cycerona, który z istnienia wyjątku w prawie wywodził istnienie reguły, która nie została sformułowana wprost. Coś w rodzaju "w piątek nie można jeść mięsa" oznaczającego, że w pozostałe dni tygodnia można.
Oczywiście większość ludzi używa tego powiedzenia w złym znaczeniu.
Oczywiście mają Panowie rację, ale zauważmy, że większość ludzi nie używa tego powiedzenia, wiedząc to wszystko. W swoim pytaniu odniosłam się do tego, jak używana jest ta fraza w codziennym życiu, a używana jest często po to, żeby odsunąć na bok niewygodne niuanse różnych zjawisk oraz ambiwalencję, jaką mogłyby w nas wywołać. "Wyjątek potwierdza regułę" to częsty wytrych, by móc dalej trzymać się swoich przekonań i utartych sądów. Daleko, daleko od Cycerona.
Ok, chociaż ja bym wolał, żeby właśnie przy takiej okazji poruszyć temat różnych powiedzeń, które są powszechnie źle interpretowane. Kolejne z moich ulubionych to "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki", zazwyczaj interpretowane jako przestroga, aby nie robić czegoś dwa razy, a tak naprawdę chodzi o to, że jest to niemożliwe, bo tak jak rzeka, wszystko się zmienia i nie jest takie samo. Woda w rzece nie jest tą samą wodą, do której weszliśmy kiedyś, dlatego nie da się wejść do tej samej rzeki dwa razy.
Niestety.
nie do konca sie zgodze, bo wystarczy aby ktos przyjmowal inne definicje pojec i wtedy cale wnioskowanie sie rozsypuje
rozmawiamy o ludziach i ich regulach, nie prawach fizyki
tutaj wszystko moze byc prawdziwe, logiczne i zgodne ze soba, nawet sprzecznosci
ktos kiedys powiedzial - za pieniadze udowodnie kazda teze
I dlatego w spoleczenstwach niechrzescijanskich, a szczegolnie w tych w ktorych religia jest zabroniona, lub wysmiewana patriarchatu nie ma.
Przecież każde społeczeństwo miało/ma jakąś religię. Wszystko wywodzi się z męskiego strachu przed kobietą. Zresztą przemoc jest zawsze cnota mężczyzny nosi nazwę tzw. męstwa.
Tak historia to potwierdza. W ZSRR kobiety rządziły;)...
I w Chinach i Japonii ;)
Twórcy zsrr wywdzili sie z chrześcijaństwa. Byli nim przesiąknięci do szpiku kości.
"Przecież każde społeczeństwo miało/ma jakąś religię."
Ponoc na Islandii nigdy nie bylo religii.
No i jesucze Czesi - prawie nie mają juz religii
Jest przysłowie "Gdy liść klonu wcześnie spada ostrą zimę zapowiada" i jest drugie "Gdy liść klonu późno spada ostrą zimę zapowiada". Co oznacza, że "Czy liść spada czy też nie, zima zawsze da nam w de."
Tyle są warte te wszystkie rymowane mądrości ludowe.
Synowi polecam takie:
"Kto rano wstaje ten leje jak z cebra"
"Na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje"
i podobne.
Niekładź palca, gdzie tobie niemiło, nie rób drugiemu między drzwi.
Na złodzieju czapka karakułowa.