W ramach akcji społecznej „Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach" prowadzonej wspólnie przez Kulczyk Foundation z „Wysokimi Obcasami" realizujemy cykl „Koleżankujmy się".
Chcemy zachęcić kobiety do przełamywania wstydu, do szukania wsparcia i odpowiedzi na trudne i ważne dla nich pytania i problemy, które często nie przechodzą przez gardło nawet w rozmowie z bliskimi. Zależy nam, by pomóc Czytelniczkom przemóc się, zapytać i otrzymać ekspercką odpowiedź.
Nasza Czytelniczka chciałaby lepszych relacji ze swoją synową: Przeczytałam w "Koleżankujmy się" dwa listy, w których synowe narzekają na swoje nazbyt opiekuńcze teściowe. Bardzo mnie to poruszyło, bo to nie jest tak, że są tylko biedne synowe i wredne teściowe. Teściowe to nie tylko "mamuśki", które żyją życiem swoich dorosłych synów. Mamy swoje pasje, jesteśmy wykształcone, pracujemy. Mamy swoje życie. Dlatego mało przyjemnym jest, że moja synowa traktuje mnie jedynie jak pogotowie ratunkowe, kiedy trzeba zaopiekować się wnukami, lub jako bankomat, gdy brakuje jej pieniędzy na kolejną wymyślną rzecz do salonu.
Nigdy nie odmawiam tej pomocy, bo kocham wnuki i stać mnie na finansowe wsparcie dzieci, ale dlaczego nie usłyszałam słowa "dziękuję"? Do tego to bezosobowe zwracanie się do mnie: Potrzebujemy gotówki! Możemy na nią liczyć? Bez mojego imienia, choć kilka razy proponowałam, żeby synowa mówiła do mnie po imieniu lub "mamo". Bez efektu. Jak mam się czuć, kiedy podczas wspólnych spotkań - kiedy jeszcze były możliwe - synowa do swoich rodziców zwraca się "mamusiu" i "tatusiu", a do mnie bezosobowo? Mój syn kocha swoją żonę i bardzo mnie to cieszy, ale chciałabym mieć w niej córkę, a nie obcą osobę. Co zrobić, żeby nasze relacje były bliższe?
Małgorzata Bereza-Stanisławska*: Droga Teściowo, bardzo dziękuję za Pani głos, bo w tej dyskusji o teściowych i synowych pokazuje bardzo ważną perspektywę. Mianowicie, że za tymi określeniami stoją po prostu kobiety, obojętnie, czy w roli teściowych czy synowych. Kobiety, które gdy powstaje nowa rodzina, mogą czuć się zagubione, zdezorientowane, a być może niekiedy nawet wściekłe, pominięte czy odsunięte.
Każda z Was ma swoje potrzeby, myśli, uczucia, pasje, poglądy i rozumiem, że jedną z Pani potrzeb jest właśnie bycie postrzeganą jako osoba, która może zaoferować więcej niż zaspokajanie potrzeb materialnych czy opieki nad wnukami.
Teściowa do synowej: Czuję się bezradna
Zadała Pani takie pytanie w liście: Jak mam się czuć? Zwykle zadajemy takie pytanie, kiedy mamy na myśli jakieś trudne lub nieprzyjemne doświadczenia czy emocje. Ciekawa jestem, czy miała Pani szansę powiedzieć, jak się Pani czuje, jak Pani odbiera i rozumie to, w jaki sposób synowa się do Pani zwraca?
Być może to, co Pani autentycznie czuje i mogłaby wyrazić, to bezradność czy bezsilność, ponieważ podejmowała Pani próby odnalezienia się w tej nowej relacji, ale nie przyniosły one wyraźnego skutku. Fantastycznym pytaniem, które można by zadać, jest to, którym zakończyła Pani list „Co mogłabym zrobić, żebyśmy były bliżej?"
Zastanawiam się, co by się stało, gdyby wyraziła Pani swoje uczucia, mówiąc synowej na przykład, że czuje się Pani bezradna, bo nie wie Pani, dlaczego synowa ma kłopot ze zwracaniem się do Pani po imieniu, że z Pani perspektywy zbliżenie się w tej relacji jest bardzo ważne, więc może coś wspólnie wymyślicie?
Na budowanie relacji nie ma doskonałej recepty
Na budowanie relacji nie ma jednej recepty, ale warto wspomnieć, że to, co czasami przyczynia się do budowania murów zamiast mostów, to zakładanie złych intencji, ocenianie, wypominanie. To, co z kolei pomaga w znalezieniu porozumienia, to mówienie o potrzebach, uczuciach oraz szukanie szarości, czyli punktów pośrednich między zupełnie skrajnymi postawami.
Zachęcam również, by w tej dyskusji o synowych i teściowych nie pomijać ogniw wiążących, czyli synów. Bardzo do mnie przemawia ten zwrot, bo przecież synowa nie nawiązała najpierw relacji z Panią tylko z synem, podobnie jak Pani.
Zakładam, że macie z synem kawałek niepowtarzalnej relacji ze sobą i to, w jaki sposób przebiega komunikacja i relacja między wszystkimi zaangażowanymi osobami zależy również od niego.
Warto porozmawiać z synem
W nawiązaniu do tego, co Pani napisała o synowej, ciekawi mnie, czy syn dziękuje za pomoc i wsparcie? Czy głównie przerzuca to na synową? Zakładam, być może zupełnie nietrafnie, że potrzeba opieki nad dziećmi czy kwestie finansowe to również jego potrzeby? Może też z synem warto porozmawiać, poprosić o wsparcie w budowaniu relacji z synową, przedstawić korzyści, które mogą z tego płynąć dla waszej rodziny. Przecież nikomu nie jest potrzebne, aby się Pani odsunęła, w końcu rodzina otrzymuje od Pani ogromne wsparcie. Niech syn wie, jak Pani się czasem czuje. Życzę powodzenia i wytrwałości.
Czego potrzebujesz, by pozwolić sobie na czułość i wolność? Czego chciałabyś się dowiedzieć, a może wstydzisz się zadać to pytanie osobie, którą znasz? Co potrzebujesz skonsultować? Czy coś Cię niepokoi albo masz intuicję, że coś jest ważne, ale nie znajdujesz jeszcze w sobie sposobów na rozwinięcie tej kwestii? Pisz do nas: pytanie@wysokieobcasy.pl z dopiskiem „Koleżankujmy się".
*Małgorzata Bereza-Stanisławska - psycholożka, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna. Pracuje w Fundacji ISKIERKA na rzecz dzieci z chorobą nowotworową, gdzie na co dzień wspiera rodziny w kryzysie związanym z diagnozą. Prowadzi także terapię osób dorosłych, młodzieży oraz par w gabinecie psychoterapii.
Bardzo trafny komentarz. Naprawdę nie musi Pani znosić w sumie niegrzecznego (i to delikatnie mówiąc) zachowania synowej w imię miłości do wnuków.W tym przypadku rozmowa z synem jest chyba konieczna.
Jako teściowa popieram ten pomysł.!!!!!!!!!!!!!!!!
Popieram całkowicie. Nie chodzi o to, żeby nie pomagać, ale o to żeby wymagać szacunku. Takiego zwykłego, bez zadęcia. No i wzajemnego oczywiście.
Zawsze przy takich okazjach przypomina mi się powiedzenie mojej babci: "Inni mogą nam zrobić tylko tyle na ile my pozwolimy".
Sama jestem "teściową" i muszę powiedzieć, że nigdy mi się nie zdarzyło poczuć niekomfortowo w kontaktach z "synową". Szanujemy się nawzajem. Nie zauważyłam różnicy pomiędzy moimi kontaktami z nią a innymi kobietami w zwykłych sprawach takich pozarodzinnych.
Uważam, że moja synowa jest mądrą, wartościową i ogarniętą kobietą - niczego nikomu nie musi udawadniać.
Może w tym tkwi problem w stosunkach teściowa - synowa, w poczuciu niedowartościowania czy kompleksach jednej lub drugiej strony?
Po co się wdawać w odwetowe wojenki. Nie lepiej porozmawiać z synem (nie synową, bo to nie ona jest stroną) w czym problem?
Dla mnie sedno problemu to reakcja na "bezosobowe zwracanie się do mnie: Potrzebujemy gotówki! Możemy na nią liczyć?" Ja sam (dziś, po wielu latach pracy ;) zamiast wyciągnąć portfel zapytałbym "a dlaczego mnie pytasz?", nie działał dopóki nie usłyszę wypowiedzianej z pełną odpowiedzialnością prośby i gotowości na odwdzięczenie się. Bo w tym bezosobowym zwrocie nie ma przecież prośby, więc nie będzie i wdzięczności, bo za co (ja nie prosiłam).
PS. Terapeuci, jak ta tu ekspertka raczej autorce listu nie pomogą.
PS2. Uwaga petitem: synowie biorą sobie żony identyczne jak matki.
Powstałaby bardziej zrównoważona relacja wzajemności.
Chemii brak, za to uprzedzeń całe litry :D
Tu nie o przyjaźń chodzi, tylko o zachowanie proporcji, żono syna, syn nigdy nie przestanie być (dorosłym już) dzeckiem swojej matki, jak ty nie przestaniesz być córką swoich rodziców. Rodzice (z reguły) wychowują swoje dzieci DLA INNYCH i nie chcą swojego dziecka odebrać nowej rodzinie. Podobnie będzie z tobą, twoje dzieci stworzą kiedyś własne rodziny, a ciebie (dzięki twojemu zachowanu / wpływowi dziś) odstawią w kąt.
Teściowa i synowa nie muszą żyć w przyjaźni, nie muszą się kochać. Powinny się, co najmniej, szanować. Jeżeli nie ma innego powodu do szacunku, to pozostaje jeden: jedna jest matką męża, druga żoną syna, i to jest wystarczający powód, by się szanować wzajemnie. Jedna drugiej powinna zostawić przestrzeń, jej ? kawałek podłogi? i nie pchać się tam z butami. Teściowa to nie darmowa opiekunka do wnuków i kasa zapomogowa, synowa zaś to nie wróg który ? ukradł jej synka, nie dba o jej skarb i jej wnuki?. Obie strony powinny zachować spory dystans i żyć na zasadzie ?dobry sąsiad?, nie pchać się z dobrymi radami i żądaniami, a powinno być OK. Nie narzucać się sobie wzajemnie, ale i nie odtrącać
Jeżeli żyją w symbiozie i czymś w rodzaju przyjaźni, to tylko gratulować i zazdrościć, bo to dość rzadki przypadek.
Jedna drugiej powinna zostawić przestrzeń, jej ? kawałek podłogi?
trudno mi sobie wyobrazic, ze ktos, kto nie jest moim domownikiem przychodzi do mnie do domu i ZABIERA mi moja przestrzen... lub kaze mi costam robic...Dawac pieniadze, chrzcic dziecko, gotowac tak czy siak, wychowywac dzieci tak czy siak.
I nie umiem sobie wyobrazic jak to niby mam WALCZYC o swoje ?
Przeciez ten dom jest moj i nikt nie moze mi nic kazac. jak robi sie namolny, to wystawiam go za drzwi.
Gdzie jest problem ?
Tak wiele cię kosztuje sprawienie przyjemności matce swojego męża ? Kłuje cię matkowanie ? Jedno słowo ? Ty jeszcze nie wiesz czy nie będziesz potrzebowała pomocy od teściowej , życie niesie różne niespodzianki. Współczuję teściowej takiej synowej a właściwie obcego człowieka w rodzinie.