Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Po lewej niezbyt wyraźne zdjęcie nieśmiałej szarej myszki. Bohaterka lub bohater fotografii są złapani z zaskoczenia w przypadkowej sytuacji i niewystudiowanej pozie, rozluźnieni. Ubrania workowate, wymięte rzeczy codzienne. Jeśli eksponują ciało, to bielizna koniecznie musi być źle dobrana i za mała. Brak makijażu, najlepiej gładko zebrane włosy i głowa spuszczona tak, żeby zamiast szyi mieć cztery podbródki. Można stać prosto jak grecki kuros albo siedzieć swobodnie jak turecki pasza. To zdjęcie z najgłębszych zakamarków pamięci telefonu lub rodzinnych albumów, zrobione podczas uroczystości, na której nie udało się uciec od pozowania. Niegodne Instagrama, niezasługujące na lajki.
Co innego zdjęcie obok. Tu masz stać wyprostowana, promienna i pewna siebie. Ciało lekko skręcone – klatka piersiowa przodem, biodra bokiem. Jedna noga lekko ugięta, druga wyprostowana.
Brzuch wciągnięty, nie oddychaj! Broda uniesiona, plecy wyprostowane. Pełny make-up, włosy od fryzjera. Opięte, wyszczuplające legginsy i stanik push-up. Zdjęcie porządne – dobry aparat, jasne światło, ładne tło.
Takie zestawienia fotografii zwane „przed i po” mogą zapewnić sławę, zwycięstwo w konkursie internetowym, zaproszenie do telewizji śniadaniowej, tysiące udostępnień, komentarzy oraz polubień. Im bardziej spektakularna metamorfoza, tym większa szansa na sukces. Dla mediów społecznościowych (i nie tylko) to paliwo. Wystarczy odwiedzić profile najpopularniejszych fit influencerek, aby zobaczyć, że tego typu zestawienia nadesłane przez fanki to u nich średnio co piąty opublikowany post. Najlepiej na zdjęciach trzymać płyty DVD z treningami wybranej gwiazdy lub kartkę z promowanymi przez nią hashtagami. Internauci szaleją z zachwytu i uznają to za ostateczny dowód, że schudnięcie ponad 100 kg w rok to pikuś.
Gwiazdorskie przemiany
Metamorfozy padają na podatny grunt na początku roku, kiedy branża fit zbiera żniwa postanowień noworocznych. Trudno z brzuchem pełnym świątecznych potraw oprzeć się artykułom o krzykliwych tytułach: „Schudła 90 kg w rok! Zobacz jej spektakularną metamorfozę”.
Owszem, niekiedy w środku znajdziemy szczerą historię osoby, która pod okiem specjalistów całkowicie zmieniła swoje nawyki i przez 12 miesięcy ciężko pracowała, aby zawalczyć nie tyle o idealny wygląd, ile o wymarzone wyniki badań. Tak swoją przemianę przedstawia choćby dziennikarz Tomasz Sekielski, który pod koniec 2020 roku chwalił się w mediach, że dzięki operacji bariatrycznej i własnej konsekwencji schudł już 90 kg. Swoje postępy szczegółowo dokumentuje, aby pełną drogę do zdrowia zaprezentować w filmie dokumentalnym.
Innym przykładem spektakularnej metamorfozy w polskim show-biznesie jest przemiana Mateusza „Big Boya” Borkowskiego, bohatera programu „Gogglebox. Przed telewizorem”. Borkowski, którego widzowie pierwszych sezonów programu TTV mogli oglądać jako 235-kilowego mężczyznę, dzięki operacji zmniejszenia żołądka i diecie schudł 160 kg w trzy lata. Bez skrępowania pokazuje także w swoich mediach społecznościowych ostatnią pozostałość po dawnej sylwetce, którą inni bohaterzy metamorfoz skrzętnie ukrywają, czyli nadmiar obwisłej skóry.
Z innej perspektywy imponujące medialne metamorfozy pokazała Dominika Gwit-Dunaszewska. Aktorka sławę zdobyła dzięki roli rezolutnej i pulchnej nastolatki w serialu „Przepis na życie”. Tym bardziej zaskoczyła fanów, kiedy niespodziewanie zaprezentowała się na czerwonym dywanie w 2015 roku szczuplejsza o 50 kg. Na fali medialnego zachwytu i zainteresowania nowym wyglądem w ciągu następnego roku napisała poradnik o odchudzaniu i swoich zmaganiach z ciałem. Nie minął kolejny rok, a portale plotkarskie i fani zaczęli dostrzegać, że gwiazda wraca do swojej dawnej figury. Jak przyznała, nie mogła już znieść ostrych treningów i restrykcyjnej diety. Po schudnięciu nie czuła się też kobieco. Dopadł ją efekt jo-jo, ale jak zapewnia, nie chce już być chuda, tylko szczęśliwa.
Szkodliwe efekty fascynacji spektakularnymi metamorfozami grubych osób nie są niczym nowym dla opinii publicznej.
O prawdziwych kulisach swojej przemiany opowiadał już ponad dekadę temu pierwszy zwycięzca reality show o odchudzaniu „The Biggest Loser”. Ryan Benson podczas udziału w programie schudł ponad 55 kg, czyli prawie 40 proc. masy swojego ciała, za co został nagrodzony 250 tysiącami dolarów.
Jak wyjawił później w rozmowie z „New York Timesem”, aby osiągnąć ten efekt, pościł i odwadniał się do tego stopnia, że miał problemy z nerkami i oddawał mocz z krwią.
I chociaż podobne informacje o niebezpieczeństwach dla zdrowia uczestników programu docierały do mediów od roku 2004, a eksperci alarmowali, że show bardziej napędza fatfobię, niż pomaga walczyć z problemem otyłości, to program jest emitowany do dziś. Moda na metamorfozy rozlała się na dziesiątki tysięcy innych programów na całym świecie. Również w polskich kanałach nie poprzestawano na umalowaniu, uczesaniu i ubraniu uczestniczek. Stylistki polecały im suplementy odchudzające (sponsorów programu) i krzyczały, że jeśli w miesiąc nie schudną, metamorfoza się nie uda.
Ma być efekt
O tym, jak wyglądają kulisy spektakularnych medialnych metamorfoz w Polsce, napisała niedawno m.in. bohaterka anonimowego postu na instagramowym profilu Ciałopozytyw. Autorka opowiada o tym, jak zgłosiła się na casting do akcji organizowanej przez firmę doradztwa dietetycznego. Jej podstawowym zadaniem było schudnięcie minimum 10 kg w dwa miesiące. „Dostałam jakąś kserowaną dietę, suplementy i karnet na siłownię. Spotkania z dietetykiem odbywały się raz w tygodniu. Już na pierwszej wizycie usłyszałam, że zbyt wolno chudnę” – pisze. Wspomina też, że cały proces był okupiony takim stresem, iż aby sprostać oczekiwaniom organizatorów akcji, postanowiła jeść jedynie połowę planowanych posiłków. To przyniosło oczekiwany efekt, a mimo to wciąż słyszała, że „mogłaby się bardziej starać”.
Punktem kulminacyjnym była profesjonalna sesja zdjęciowa podsumowująca metamorfozę.
Uczestniczka akcji została poproszona, aby na potrzeby zaprezentowania efektów schudnięcia zdjęcie „przed” przyniosła z czasu, gdy była w ciąży, a zdjęcia po zakończeniu odchudzania zostały poprawione przez retuszera. „Od fotografa usłyszałam, że twarz do zdjęcia mam niezłą, tylko niżej jestem zjeb...” – pisze.
Podczas sesji zdjęciowej upokarzali ją także styliści i fryzjerzy, którzy żartowali z grubych ludzi. „W pół roku po przytyłam ponad wagę wyjściową, a do fryzjera i kosmetyczki nie poszłam przez dwa lata. Wiem, że źle trafiłam, ale przez to mam traumę. Całe życie narażona na upokorzenia z powodu otyłości, zaufałam i zostałam zraniona, lata zajęło mi uporanie się z tym przeżyciem oraz zbudowanie samoakceptacji” – dodaje.
O swojej drastycznej diecie i przygotowaniach do zrobienia sobie zdjęcia po odchudzaniu pisze także Marta Kieniuk-Mędrala w książce „Rozmiar szczęścia nie daje. O zaburzeniach odżywiania i nie tylko”: „Lustro mówiło dość, mąż i rodzice też zaczynali podejrzewać, że to nie idzie w dobrą stronę, ale ja uważałam inaczej i postanowiłam, że zrobię wszystko, by wskazówka wagi pokazywała mniej niż 47 kilo. (...) Biegałam zawsze na czczo i bywały momenty (o czym do tej pory nie wie nawet mój mąż), że na trasie czułam się bardzo słabo. (…) W końcu przyszedł czas, że wysłałam swoją metamorfozę do jednej z popularniejszych trenerek w Polsce. Długo z tym zwlekałam, bo czekałam na idealny moment, kiedy moje ciało będzie perfekcyjne, a ja – maksymalnie z niego dumna. Metamorfoza tak się jej spodobała, że umieściła ją na swojej stronie, i wtedy się zaczęło! Ludzie dawali lajki i pisali do mnie masę wiadomości z tym samym powtarzającym się pytaniem: Co jadłaś i co ćwiczyłaś, że wyglądasz jak dziewczyna z okładki?”. Niedługo później u Kieniuk-Mędrali zdiagnozowano anoreksję, ortoreksję i depresję.
Coraz większe grono ciałopozytywnych internautów idzie dziś na wojnę z kultem metamorfoz. Na TikToku popularne są komediowe filmiki, w których główna bohaterka pokazuje się na niby „przed odchudzaniem” i dla osiągnięcia oszałamiającej metamorfozy przedstawia następnie zamiast siebie szczupłą koleżankę.
Jest też cały szereg artykułów, które pokazują, jak w pięć minut bez wysiłku można osiągnąć efekt „spektakularnej metamorfozy” na zdjęciach „przed i po”. Ich bohaterowie piszą o odpowiednim ustawieniu ciała, odwadnianiu się, wyszczuplających ubraniach, ale także edytowaniu zdjęć.
Nawet blogerki modowe przyłączają się do tego chóru i udowadniają swoim obserwatorom, że wystarczy pozycja siedząca lub lekko opuszczone spodnie, aby efekt był znacznie mniej „instagramowy”. Niestety, takie inicjatywy z ich strony to zazwyczaj jednorazowe happeningi, a większości influencerek brak odwagi, żeby pokazywać się w mniej wystudiowanych pozach lub oznaczać zdjęcia poprawiane graficznie.
Wszystko to sprawia, że osoby, które w żaden sposób nie są w stanie identyfikować się z idealnymi ciałami Instagrama, czują, że bliżej im do zalewających ich zewsząd zdjęć „przed”. Aktywistki body positive odpowiadają: „Nie jesteśmy zdjęciami przed!”, i publikują zestawienia zdjęć „przed i po”, na których wyglądają identycznie.
Ciałopozytywna blogerka znana na Instagramie jako @selflovelive regularnie publikuje zestawienia swoich zdjęć, tyle że u niej kierunek metamorfozy jest odwrotny. Dziś bowiem waży więcej niż kilka lat temu. W postach wyjaśnia, że chociaż z biegiem lat przytyła, to nie znaczy, że straciła na wartości czy jest mniej szczęśliwa.„Po lewej widzicie mnie na konwencji miłośników komiksów. Ukrywam na nim blizny po samookaleczeniach, choć zalewam się potem. Tego dnia nic nie jadłam, byłam pogrążona głęboko w depresji i przekonana, że najlepiej byłoby, gdybym była martwa. Po prawej przechodzimy do zdjęcia, gdzie laska PROMIENIEJE. Jestem na odpowiednich lekach, leczę się z bulimii i jestem najszczęśliwsza w życiu. Nadal mam gorsze dni, ale mój Boże, jestem innym człowiekiem” – pisze.
O fatfobicznym wydźwięku zdjęć „przed i po” pisze również aktywistka body positive Kaya Szulczewska.
„Zestawianie szczupłej sylwetki z grubą w oczywistym kontekście, że ta szczupła wygrała, osiągnęła sukces i jest miarą postępu, wynika z uprzedzeń wobec grubych ciał i wspiera fatfobię” – komentuje na Instagramie.
Zdaniem Szulczewskiej modę na metamorfozy napędza branża dietetyczna, dla której wiecznie przegrane i wpędzone w poczucie winy klientki z efektem jo-jo to „istna żyła złota”. „Proponuję, żeby zdjęcia przed i po od dziś były over the party” – dodaje, a post ilustruje zdjęciem kobiety plus size, która na zdjęciu „przed” wygląda prawie identycznie jak na zdjęciu „po”, tyle że na drugim pokazuje język swoim hejterom.
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Akcja społeczna Kulczyk Foundation, „Wysokich Obcasów” i Fundacji „Gazety Wyborczej”. Z uwagą i czułością przyglądamy się naszym relacjom – tym rodzinnym i tym z nami samymi – aby je uporządkować i z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Chcemy tworzyć nową rzeczywistość. Chcemy rozmawiać o wolności kobiet w sferze świadomości, cielesności i bytu.
Wszystkie publikowane do tej pory materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl
Zawsze bywali grubi ludzie bo zawsze bywali ludzie którzy dużo jeśli i/lub się bardzo mało ruszali. Ludzie którzy głodowali grubi nie byli, podobnie nie uświadczysz otyłych na zdjęciach z obozów koncentracyjnych.
Każdy może być szczupły, nawet ten ze skopanym metabolizmem jeśli się będzie głodził. Oczywiście niekoniecznie koszt odchudzania się (zwłaszcza psychiczny, czasem też zdrowotny) jest tego warty, natomiast technicznie jak najbardziej jest to wykonalne.
"ZAWSZE byli grubi i chudzi, nawet w czasach głodu. "
No, szczególnie w Korei Północnej.
Jeśli mówimy o wynikach anegdotycznych... Trzech kolegów z pracy, jeden ze sporą nadwagą i nadciśnieniem, drugi otyły z cukrzycą, trzeci był otyły i zdiagnozowali u niego cukrzycę, wziął się za siebie, ma teraz już tylko nadwagę ale cukier w normie.
Ja osobiście bardzo zaniedbałem się gdy w moim życiu pojawił się syn, tuż przed jego trzecimi urodzinami byłem na granicy pomiędzy nadwagą a otyłością. Nie korzystałem z usług dietetyków, wspomagania farmaceutycznego, żadnych gotowych diet.
Wystarczyły mi: waga kuchenna, darmowa aplikacja MyFitnessPal (ale sprawdzi się każda inna do prowadzenia dziennika spożywanych posiłków), trochę wiedzy o odżywianiu, rower i zimą rower stacjonarny oraz bardzo dużo zdrowego rozsądku. Zszedłem z 96 kg poniżej 75, i od ponad 3 lat moja waga oscyluje pomiędzy 75 a 80 kg w zależności od pory roku.
Co mnie skłoniło do schudnięcia? Ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym i ból w okolicach stawu biodrowego. Po obu nie ma śladu.
Czego się nauczyłem?
1. Zmiana wagi (w dłuższej perspektywie) wynika z różnicy pomiędzy kaloriami spożytymi a zużytymi.
2. Zbicie 10 kg w miesiąc bez efektu jojo? Zapomnij. Przy wadze poniżej 100kg, tempo w które warto celować to 0.5% masy ciała na tydzień.
3. Zmiana wagi musi wynikać ze zmiany stylu odżywiania się i aktywności fizycznej, ale nie może to być restrykcyjna dieta i katorżnicze ćwiczenia, wręcz przeciwnie, to musi być sposób odżywiania się i poziom aktywności fizycznej, który będziemy chcieli utrzymać przez kilka najbliższych lat.
4. Na początku waga kuchenna i dziennik spożytych posiłków są niezastąpione. Ja osobiście bardzo niedoszacowywałem wielkości porcji odmierzanych "na oko". Później gdy nauczyłem się przerwać jedzenie gdy wiedziałem (a nie czułem), że zjadłem dość, ważna stała się waga łazienkowa, aby wychwytywać wahania wynikające z zmian w aktywności fizycznej i korygować je dietą.
5. Przy odchudzaniu podstawą jest odżywianie się. Na reddicie r/loseit nauczyłem się powiedzenia "You can't out run bad diet" wskazującego, że nie da się ćwiczeniami zrównoważyć złego stylu odżywiania się. (a dokładniej, nawet jeśli bylibyśmy w stanie spędzać 8 godzin na rowerze, w basenie lub wykonując ciężką pracę fizyczną aby spalić kalorie po odżywianiu się słodyczami, to po kilku dniach/tygodniach organizm upomni się o brakujące białka, witaminy i mikroelementy).
6. Wygląd modeli i kulturystów to wygląd ludzi, którzy żyją po to by wyglądać. Podporządkowują swój sposób odżywiania, plan dnia i reżim treningowy osiągnięciu możliwie najlepszego wyglądu, czasami nawet wbrew zdrowiu (np. celowe odwadnianie się przez kulturystów przed zawodami). Taki wygląd można podziwiać, ale nie głupotą byłoby stawiać sobie za cel osiągnięcie takiego wyglądu, gdy ma się 40 lat, dzieci którymi trzeba się zająć i pracę.
Ale wynika z twego jednostkowego przypadku dla ludzi, którzy stosują diety i treningi, a schudnąć nie mogą, przynajmniej trwale ? Albo diety dobrowadzają ich do niedoborów, nietolerancji itp.? Albo dorobili się urazu kręgosłupa i mają trudności z chodzenie, a o sporcie mogą zapomnieć? To wszystko o czym piszesz, to klasyka każdego odchudzajacego się i każdy tak zaczyna i zazwyczaj chudnie. Problem zaczyna się po 15 diecie, po której następuje efekt jojo, a psychika nie wytrzymuje kolejnych restrykcji. Jeżeli uda Ci się schudnąć raz na zawsze i nie mieć problemu z wagą, to super, wygrałeś. Ale zapewne ci się nie uda i po roku będziesz ważyć jeszcze więcej niż przed dietą - tak ma 80 % przypadków. Wtedy waga kuchenna i tabela z kaloriami ci nie wystarczą zeby zacząć od nowa, poszukasz dietetyków, suplementów, leków itp. i wejdziesz to tej karuzeli, w której ludzie wydają wielkie pieniądze za złudzenia. I wtedy nie będziesz już taki happy i nie będziesz udzielał głupich rad, których nikt nie oczekuje, bo zawiera je każdy poradni i każda strona www poświęcona odchudzaniu. Nie w teorii jest problem, tylko w realizacji, tu jest niestety zazwyczaj pod górę.
Podsumuję po swojemu: ktoś kto chce osiągnąć efekt będzie szukał.
Odkryje jaki niedobory ma w diecie i jak je uzupełnić, jakie ma nietolerancje pokarmowe i czym zastąpić wykluczone składniki.
Urazy się rehabilituje, mam kolegę fizjoterapeutę, wiem jak potrafi wycisnąć siódme poty.
Czasem potrzeba myślenia lateralnego. Ja po dwóch tygodniach biegania mam problem z kolanami, rozwiązaniem okazał się rower. Słyszałem o osobach po poważnych urazach kręgosłupa jeżdżących trójkołowymi rowerami poziomymi i o osobach na wózkach uprawiających sport.
Mam w pracy koleżankę, w wieku przedemerytalnym, którą przed pandemią uczęszczała na fitness na basenie.
A karuzela wspomagania odchudzania? Zawsze znajdą się naiwni, co potwierdzi każdy pomysłodawcą piramidy finansowej i założyciel sekty.
Ostatni komentarz, odchudzanie dla własnego zdrowia jest OK, odchudzanie dla akceptacji otoczenia to motywacja zewnętrzna, która zawodzi. Cytując z mojego ulubionego serialu: "If you do the right thing for the wrong reasons the results will be tainted".
Brawo! Cała prawda i świetny komentarz!
Przecież napisał, że nie masz się głodzić (co powoduje efekt jojo) tylko trwale zmienić nawyki żywieniowe.
Nie jest to takie proste. Zawsze byłam bardzo chuda i kiedy przytyłam i straciłam linię wzięłam się za siebie i zaczęłam zdrowo odżywiać. Po 10 latach przyszło zmęczenie zdrową dietą, pojawiły się problemy zdrowotne związane z wiekiem i bez związku ze stylem żywienia. Poddałam się. Zaowocowało to wzrostem BMI i przekroczeniem skali otyłości po raz pierwszy w życiu. Teraz znów schudłam, ale nie wiem jak długo wytrzymam ponieważ aktywność fizyczną uniemożliwia mi choroba, tak samo jak restrykcyjne przestrzeganie zasad zdrowego żywienia. Niestety łatwiej jest kupić chleb i zjeść kanapkę niż przygotować samodzielnie dobrze zbilansowane posiłki i wbrew cierpieniu ćwiczyć w stanie złego samopoczucia.
Zdrowy człowiek zawsze będzie wyglądał lepiej, a każda choroba będzie utrudniała zachowanie fajnej sylwetki. Do tego dochodzi też psychika, bo wszechobecny stres i presja też nie ułatwiają sprawy. A z wiekiem jest coraz gorszej
Co jest kretyńskiego w komentarzu, który stara się obnażyć fatalne skutki promowania otyłości (sama akceptacja ma podobny skutek, nie tworzymy klimatu sprzyjającemu zmianie niezdrowych przyzwyczajeń czy niewłaściwej diety) poprzez sprowadzenie do absurdu promowaniem np. próchnicy zębów? Czym to się różni?
Jedno i drugie w przytłaczającej większości jest wynikiem zaniedbania (mam kolegę, który stracił większość zębów przez jakieś leki przyjmowane w dzieciństwie, co niczego tu nie zmienia, bo jest kroplą w morzu), jest szkodliwe dla zdrowia i mało estetyczne i co najgorsze - na skutek powszechnej akceptacji otyłość przyjmuje już rozmiary epidemii. Dlaczego walczymy np. z paleniem tytoniu bo jest niezdrowy, a osobom otyłym mówimy, że to jest OK, nie widzimy niczego niewłaściwego w objadaniu się i braku ruchu? Zwracam zdecydowanie uwagę, że jest zasadnicza różnica pomiędzy szykanowaniem takich osób, obrażaniem ich, różnymi fat-shamingami, a brakiem akceptacji dla takiego niezdrowego sposobu życia czy nie wspieraniem go poprzez teksty jak ten wyżej.
Większość osób z nadwaga po prostu za dużo je i za mało sie rusza.
> Większość osób z nadwaga po prostu za dużo je i za mało sie rusza.
Podobnie jak większość alkoholików za dużo pije (za wyjątkiem tych, którzy są trzeźwi).
Na poziomie indywidualnym warto się jednak pochylić nad źródłami problemu. Ja przyczyn swojej nadwagi sprzed kilku lat dopatrzyłem się w niedosypianiu. Gdy pojawił się mój syn, zaczęły się noce z przerywanym snem, dzieciak płakał, podać żonie, odebrać nakarmionego, ponosić aż się odbije odłożyć, zasnąć, za 3 godziny powtórka. Dzieciak miał problemy z przespaniem całej nocy aż do wieku 30 miesięcy. Mnie w pracy męczył ból głowy z niedospania, więc kawa i coś słodkiego... Do tego brak ruchu, bo od powrotu z pracy dzieciak przyklejony do mnie waga poszybowała w górę.
Co zmieniłem?
0. Liczenie kalorii (w początkowym okresie).
1. Sen. O 22 mam być w łóżku, żadnego odkładania prasowania ubrań, czy sprzątania w kuchni, aż dziecko pójdzie spać. Syn może widzieć, że tata prasuje sobie koszule do pracy, a nawet pomóc w przygotowaniu sałatki na drugie śniadanie w pracy.
2. Zabieranie z domu jedzenia, zamiast kupować słodką bułkę po drodze, wiozę w pojemniku sałatkę.
3. Ruch, z pociągu do pracy zamiast komunikacją miejską, jeśli nie leje to pieszo lub rowerem miejskim. A latem własny rower na całą trasę lub krótszy odcinek (do stacji pociągu, dalej od pracy, gdzie nie dochodzi rower miejski).
Z anegdot o przyczynach przyczyn nadwagi... Pewien facet na r/loseit opowiadał jak przez przypadek zaczął się odchudzać. Dojeżdżał do pracy samochodem, ale popsuło mu się elektryczne opuszczanie szyby od strony kierowcy. Na szczęście w pozycji zamknięte. Nie miał kasy na mechanika, więc jeździł tak przez całą jesień, zimę i kawał wiosny. Na wiosnę zauważył, że spodnie robią się za szerokie. Co się stało? Przed awarią facet wracając z pracy brał obiado-kolację w "drive-through" jakiegoś fast-fooda. Gdy jednak awaria uniemożliwiła mu korzystanie z baru samochodowego, zaczął jeść w domu, nieco mniejsze porcje bo nie było już wewnętrznego przymusu zapłaciłeś to zjedz, bez gazowanego słodzonego napoju oraz frytek do zestawu.
"Prawdą jest też to, że wiekoszosc otyłych osób jest otyła z uwagi na swoje problemy psychiczne - np. Kompulsywne objadanie w celu tłumienia emocji." - i czy z tego wynika, że powinniśmy im kupować jedzenie, czy starać się im pomóc z tym radzić? A jeżeli chcemy im pomóc, to czy uda się cokolwiek osiągnąć mówiąc, że to nie ma znaczenia ile się waży, byle było się szczęśliwym?
Niektórzy swoje tłumione emocje topią w kieliszku, czy to znaczy, że mamy akceptować pijaństwo czy alkoholizm? Adoptując hasła bodypositive na potrzeby takich osób można by im powiedzieć - pij ile potrzebujesz, ważne byś był szczęśliwy. Z tym pewnie mielibyśmy jakiś problem, a z utwierdzaniem otyłych, że to jest OK jeżeli wynika z jakiś problemów nie mamy żadnego kłopotu.
Bo moim skromnym zdaniem problem jest w parciu niektórych osób na Fejsa i Insta czy inne tzw. portale społecznościowe. Problem jest w tym, jak wiele osób korzysta z tych mediów obecnie- do lansu, autopromocji i samozachwytu. Wrzuca zdjęcie i to MUSI się podobać, MUSI pokazać jaka/jaki jestem wspaniała, bogata, piękna, młoda (*wspaniały, bogaty, piękny, młody- niepotrzebne skreślić).
A jak się nie podoba to krzyk, płacz i depresja. Pojedynek na focie i relacje.
A to po prostu tak jak z dragami: używam i jest wspaniale, ale jest cudownie. A potem płacz: uzależnienie, skopane zdrowie, rozwalone życie.
Odepnijcie się ludzie od fejsów i instagramów i połowa problemów wam zniknie. Fałdka widoczna na zdjęciu przestanie być śmiertelnym problemem, nowy samochód kolegi z pracy śmiertelnym wyzwaniem.
Dolary przeciwko orzechom, że osoby, które teraz tak często cierpią z powodu swojego wyglądu bezlitośnie jechanego przez "życzliwych" znajomych z fejsa, będą się czuć o wiele lepiej ze swoimi prawdziwymi znajomymi w tzw. realu.
Bo tak to wybaczcie: to jak zgłosić się do wojska, do odziały specjalnego i narzekać, że tam strasznie krzyczą i ogólnie są niemili.
Tyle moim zdaniem.
Najtrudniej tą wiedzę przekazać dzieciom. Naprawdę nie zazdroszczę teraz rodzicom wychowania pociech.
Nieodpowiednią odpowiedzią na fatshaming jest zaprzeczanie, że otyłość jest problemem. Jest problemem zdrowotnym.
Może warto też zwrócić uwagę na to, co mówi o jakiejś osobie fakt, że potrafi w napiętym harmonogramie znaleźć czas na siłownię, czy systematyczną przebieżkę zamiast - jak większość - odreagowywać stresy przed ekranem z serialem i paczką czipsów. To są cenne informacje dla pracodawcy o zdolności organizacji, samodyscyplinie, determinacji i wielu jeszcze innych "drobiazgach", które zdecydowanie ułatwiają sukces... Szczupła sylwetka nie jest tu przyczyną, ale jednym ze skutków takiego sposobu życia.
Wyśmiewanie otyłości jest wszechobecne, a programy promujące tą niby zdrową sylwetk, tak naprawdę mają na celu pokazanie tylko i wyłącznie efektu wow. Mała kogo w rzeczywistości interesuje zdrowie i prawdziwa sylwetka klienta. Przeczytaj artykuł jeszcze raz może dotrze
I to LUBIĘ!