Agnieszka Urazińska: Będziemy mówić o sprawach, o których dość trudno się rozmawia.
Dominika Kulczyk: – Bardzo się cieszę, że rozmawiamy o menstruacji, o miesiączce, o okresie, o ciotce, o cioci z Ameryki. Tych określeń przez lata powstało bez liku. Dziś już wiemy, że to, jak mówimy o tym bardzo ważnym, naturalnym i niezaprzeczalnym zjawisku natury, czyli o kobiecej menstruacji, świadczy o tym, jaki mamy do niej stosunek. Wciąż jeszcze zbyt wiele osób uważa, że to jest tylko sprawa kobiet. Niepoważna i nie dość ważna.
A nie jest?
– Przypomina mi się taki cudowny cytat z filmu o Michalinie Wisłockiej, gdy próbuje ona przekonać jednego z decydentów, aby – dla dobra Polaków – opublikował książkę o seksualności. I czuje opór. Widzi, że rozmowa zmierza donikąd, bo nie ma po drugiej stronie zrozumienia tematu. Mówi więc do niego, już w sporej irytacji: „Skąd jesteś?”. On na to: „Z Warszawy”. „Nie z Warszawy – odpowiada Wisłocka. – Z waginy jesteś”.
Gdy uświadomimy sobie ten prosty fakt, zaczynamy rozumieć, że to sprawa nas wszystkich. Przecież nie jest tak, że miesiączka to wyłącznie sprawa dziewczynek, matek, żon czy kochanek. Bo one są dla mężczyzn całym światem. Dzielą z nimi życie. A więc także owiane przesądami „te dni”. Problemy z tym związane dotyczą również mężczyzn. Do niedawna tę oczywistość wypierano.
Bo niech kobiety sobie ten okres mają, ale po co o tym mówić? Nawet w reklamach na podpaskach krew była kiedyś niebieska.
– Świat zaczyna rozmawiać o miesiączce, co jest efektem tego, że rozwijamy się jako rodzaj ludzki. Zrozumienie naszej seksualności i cielesności to przecież podstawowa sprawa. Jeśli jest tak, że to nie ciało ma duszę, tylko dusza przybrała ciało, to poprzez ciało realizuje się tu i teraz. Bez względu na pochodzenie, zasobność portfela czy to, jaką wyznajemy religię, jesteśmy ciałem i od cielesności się nie oderwiemy. Połowa świata ma ciało kobiety i wobec tego przeżywa to wszystko, co kobiecie przypisane, w tym także okres.
Jednak rozmowa o okresie wciąż jest dla nas z jakiegoś powodu rozmową niełatwą.
– Mówienie otwarcie o biologii kobiety zaczęło się dopiero na początku XXI wieku. Wcześniej wiązało się ze wstydem, przypisywano temu zjawisku niestworzone moce. Na przykład, że w czasie menstruacji nie wolno doić krowy czy kisić kapusty albo chodzić do dentysty.
Uderzające jest to, że niektóre z tych przesądów nadal obowiązują, a dla wielu kobiet okres to wciąż wstydliwa sprawa. Raport z badań, które zostały zlecone przez moją fundację, pokazał, że nawet dziś w Polsce 41 procent dorosłych kobiet deklaruje, że nigdy o miesiączce w ich domu się nie rozmawiało. Milczeć o miesiączce to trochę tak, jakby wypierać kobiecą część świata.
W tych badaniach dotyczących menstruacji przeprowadzonych na zlecenie Kulczyk Foundation znalazłam też trochę optymistycznych informacji. Na przykład, że nastolatki dużo rzadziej niż starsze kobiety posługują się menstruacyjnymi mitami.
– To cieszy, bo oznacza, że coraz skuteczniej przełamujemy zawstydzenie. Jestem dumna z kobiet, bo ja to zawstydzenie doskonale rozumiem i sama go doświadczałam. Jeszcze rok, dwa lata temu nie potrafiłam powiedzieć znajomym czy współpracownikom: „Dziś mam okres, więc muszę pójść kupić tampon”. Albo że chcę skrócić spotkanie, bo gorzej się czuję. Albo że niekoniecznie mam ochotę wyjść na drinka. Wszystkie jesteśmy tym samym cudem – kobietą. Bardzo się cieszę, że coraz odważniej mierzymy się z kobiecością.
To spora zmiana, bo te matki, które teraz zaczynają odważnie rozmawiać o menstruacji z córkami, ze swoimi matkami rozmawiały o tym jeszcze szeptem, dyskretnie.
– To, że dziewczynki i młodsze kobiety mają większą łatwość rozmowy o swojej seksualności i swoim ciele, jest dowodem na to, że nie chcemy już ograniczeń typu „nie wolno o tym mówić”, „to takie kobiece sprawy”, a zaczynamy słuchać natury. A naturalne jest dzielenie się tym, co mnie dotyczy. To jest zdrowe, dobre i tak być powinno. Nie dajmy sobie wmówić, że nie jesteśmy tak dobre i ważne jak płeć przeciwna. Kobieta jest specjalistką od radzenia sobie z trudem i od dźwigania zmiany.
Jeśli ktoś ma zmieniać stereotypy dotyczące menstruacji, to właśnie my, kobiety?
– Jasne. I poradzimy sobie z tym jak z każdą zmianą. To się właśnie dzieje. Nasze, a tak naprawdę całego świata tematy zaczynają istnieć w przestrzeni publicznej. Dziś się budzimy. Ruchy feministyczne działają coraz prężniej, coraz głośniej i mocniej mówią o prawach kobiet i o tym, co kobiet dotyczy. O menstruacji też.
To trochę tak, jakbyśmy już dłużej nie potrafiły i nie chciały udawać, że nie jesteśmy niezniszczalne, że siebie potrzebujemy, że oczekujemy zrozumienia, a czasem potrzebne nam wsparcie. Bo słabość z pozoru nie jest tak naprawdę słabością, bo gdy umiemy się do niej przyznać, świadczy to o naszej sile. Fascynujące jest być kobietą w czasach, kiedy świat zaczyna sobie uświadamiać potęgę i piękno swojej kobiecej twarzy.
Dlatego Kulczyk Foundation jest pionierem badań, jakich jeszcze w Polsce nie było?
– Tak, i jestem dumna, że mogę być częścią przebudzenia w temacie „kobieta”. Chcę o tym mówić, bo od rozmowy wszystko się zaczyna. My, matki, mówiąc naszym córkom: „Masz okres, to jest wspaniałe. Poradzisz sobie z tym, a świat ma cię wesprzeć, bo ty tym, że masz okres, pozwolisz rodzajowi ludzkiemu za jakiś czas przetrwać o jedno pokolenie dłużej”, walczymy o równowagę w świecie.
Trzeba zacząć od tego, że nie ma się czego wstydzić. Trzeba rozmawiać merytorycznie. To nie jest łatwe, bo ludziom wciąż jednak trudno na ten temat rozmawiać i brakuje im twardych danych. Tego nikt wcześniej nie badał. Udawaliśmy, że tematu nie ma. Aż wierzyć się nie chce.
Co jeszcze wynika z waszych badań?
– Na przykład, że jedna trzecia nastolatek nie jest gotowa na to, że okres nadchodzi, a 25 procent dorosłych kobiet uważa, że w czasie miesiączki nie można zajść w ciążę. W Polsce kobiety doświadczają także ubóstwa menstruacyjnego – zdarza im się nie mieć pieniędzy na tampony czy podpaski. Ubóstwo menstruacyjne ma wpływ na zdrowie kobiet, bo może prowadzić do infekcji i zmusza do życia w cierpieniu. Ma skutki psychospołeczne, bo niesie ze sobą piętno i poczucie wstydu. Jego skutkiem jest ograniczony dostęp do szkoły, nawet porzucanie nauki. A to z kolei prowadzi do negatywnych skutków ekonomicznych, bo ogranicza dostęp kobiet do rynku pracy.
To wszystko jest porażające. Pokazuje, jak wiele mamy do zrobienia. A jeśli już coś robić, to z pełnym zaangażowaniem i najlepiej, jak potrafimy. Dlatego Kulczyk Foundation zleciła podobne badania na świecie. Dołączyłam do Founders Pledge, międzynarodowej grupy non profit skupiającej się na działaniach filantropijnych, a badania dotyczące zdrowia i higieny menstruacyjnej – Menstrual Health and Hygene – są początkiem naszej współpracy.
Ubóstwo menstruacyjne rzeczywiście jest światowym problemem?
– Wyniki badań nie pozostawiają wątpliwości, że miliony kobiet z powodów ekonomicznych mają ograniczony dostęp do potrzebnych w trakcie menstruacji produktów higienicznych i do edukacji związanej z menstruacją. Z badań wynika też, że spośród 1,9 miliarda menstruujących kobiet około pół miliona nie może w pełni dbać o higienę podczas okresu. Dostęp do środków higieny to przecież podstawowe prawo. Bez niego kobiety i dziewczynki nie mogą żyć z godnością. To oburzające, że dziewczęta na całym świecie nie mają szans na lepszą edukację, bo są zbyt biedne, aby mieć okres.
Mnie przeraziło to – co też wynika z badań – że menstruacja wciąż bywa powodem do wyśmiewania i prześladowania.
– Dlatego to nie jest gra tylko o to, żeby podpaski były dostępne i żeby każda dziewczynka mogła je kupić lub dostać. My gramy o to, aby dziewczynka czuła się pełnowartościowym człowiekiem, na równi z chłopcem. Żeby nie wstydziła się iść do szkoły, krwawiąc, bo nie ma dostępu do środków higienicznych, więc czuje się brudna i jest wystawiona na pośmiewisko. Od jednej z organizacji, z którą współpracuję, słyszałam kilka tygodni temu o dziewczynce z Kenii, która z takiego powodu popełniła samobójstwo.
I to nie są historie wyssane z palca. To się dzieje naprawdę. 200 milionów kobiet w Indiach nie wie, jak dbać o higienę w czasie menstruacji, 23 procent rezygnuje w czasie okresu ze szkoły, żeby uniknąć napiętnowania. Z badań wynika, że nawet jeśli dziewczynki dostaną od matki pieniądze na podpaski, to wstydzą się poprosić o nie w wiejskim sklepiku, gdzie sprzedawcą jest mężczyzna.
W Polsce też się wstydzimy?
– Pewnie. Ten wstyd jest uniwersalny, niestety. Ja też się do niedawna wstydziłam powiedzieć mężczyźnie w aptece: „Podpaski poproszę”, chociaż jestem z Europy Środkowo-Wschodniej, mam gruntowne wykształcenie, nie mam kompleksów i problemu z kontaktami społecznymi.
Pandemia może mieć wpływ na tę sytuację?
– Jestem przekonana, że ma, bo prowadzi do zubożenia wielu rodzin, a pogarszająca się sytuacja ekonomiczna głównie dotyka kobiet, co przełoży się także na ten aspekt życia. Dlatego nie ma we mnie zgody na to, że epidemia i sprawy z nią związane przesłaniają tak wiele innych ważnych spraw na świecie.
Planuje pani jakieś dalsze działania?
– Problem trzeba zdiagnozować, żeby znaleźć najmądrzejszą, najskuteczniejszą i najuczciwszą metodę jego rozwiązania. My dokonaliśmy takiej diagnozy. Raport Kulczyk Foundation i Founders Pledge wskazuje, że na akcje dobroczynne w Stanach Zjednoczonych wydawanych jest rocznie około 450 miliardów dolarów, a na sprawy związane ze wsparciem kobiet – od 10 do 100 milionów.
Żyjemy w świecie, w którym co piąta kobieta musi wybierać, czy kupić podpaski, czy chleb dla siebie i dziecka. W świecie, w którym kobiety z powodu menstruacji nie mogą pójść do pracy czy szkoły albo – jak w Nepalu – wysyła się je do chatki menstruacyjnej, bo uważane są za nieczyste. W takich chatkach mogą być porwane, zabite, ugryzione przez węża. Na taki świat nie ma we mnie zgody.
Jednego jestem absolutnie pewna – trzeba działać, i to szybko. Głośno mówię, że rządy powinny natychmiast znieść podatek od podpasek. To jest niegodne, aby kobieta była obarczana dodatkową opłatą za swoją biologię. W Founders Pledge współpracujemy z organizacjami, które zajmują się przeciwdziałaniem ubóstwu menstruacyjnemu na świecie. Mam plan, jak zaangażować w swoje działania organizacje pozarządowe. Ale jeszcze za wcześnie na zdradzanie szczegółów.
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Tekst powstał w ramach akcji społecznej Kulczyk Foundation, „Wysokich Obcasów” i Fundacji „Gazety Wyborczej”.
Z uwagą i czułością przyglądamy się naszym relacjom – tym rodzinnym i tym z nami samymi – aby je uporządkować i z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Chcemy tworzyć nową rzeczywistość. Chcemy rozmawiać o wolności kobiet w sferze świadomości, cielesności i bytu.
Wszystkie publikowane do tej pory materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl
W dzisiejszych czasach brak wyczucia i przyzwoitości jest przez wielu uważany za normalność
komentarze odzwierciedlają dokładnie to, o czym mówi artykuł ;)
Jestem kobietą. Zawsze będę drwić z oderwanego od rzeczywistości pseudofeminizmu.
czyli tylko mężczyźni sa w miarę wychowani? Nie wierzę.
Ciekawe, że delikatne złośliwostki wobec Dobrej Pani są kasowane, a pod innymi artykułami ruskie trolle a stylu Azzo grasują na całego.
Trzeba koniecznie znieść podatek od zyletek.
Reasumując, tak jak szampańska lewica przegrywa z nacjonalistyczno - konserwatywnym populizmem bo oderwała się środowisk, które powinny być jej zapleczem, tak szampański feminizm przegrywa i będzie przegrywał z konserwatywno ? religijną rewoltą, bo zamiast zajmować się rzeczywistymi nierównościami kobiet żyjących tu i teraz, zajmuje się walką o parytety w radach nadzorczych i ?równość? dla rozwydrzonych pannic z bogatych domów.
Jeżeli mglista inicjatywa Dominiki Kulczyk, która ?też ma miesiączkę? miałaby w przyszłości przekuć się w konkretne działania zmierzające do niwelowania nierówności kobiet wobec mężczyzn jestem za. Mam nawet pomysł skąd wziąć na nią pieniądze. Można by ją finansować z podatków, które miejmy nadzieję Dominika Kulczyk zacznie wreszcie w Polsce płacić w normalnym, tzn. takim samym jak wszyscy zakresie.