Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Kiedy byłam kilkuletnią dziewczynką, mój chrzestny bardzo lubił mnie rozpieszczać, więc zawsze pytał, co mi przywieźć, gdy następnym razem się spotkamy. Uwielbiałam wtedy oglądać „Pana Wołodyjowskiego”, a najbardziej w świecie chciałam być jak Baśka Jeziorkowska. Krzysia była śliczna, ale „Hajduczek” miała charakterek i władała białą bronią. Poprosiłam więc o szablę. Dzień, w którym ją dostałam, był jednym z najbardziej przykrych w moim życiu, bo tyle osób się zdziwiło, że jako dziewczynka zamierzam bawić się czymś takim, że zalał mnie wstyd palący jak wrzątek.
Dobra puenta tej opowieści jest taka, że był to chyba jedyny moment w dzieciństwie, kiedy tak się czułam. Miałam szczęście być wychowywana przez dwoje feministów. Rodzice pracowali jako reporterzy, dzielili się opieką nade mną, a wieczorami zasypiałam przy stukocie dwóch identycznych maszyn do pisania marki Łucznik. Ojciec zawsze chciał mieć córkę, i to nie po to, żeby mu podawała wodę na starość, toteż w domu nie tylko nigdy nie usłyszałam, że jako dziewczynce czegoś mi nie wypada, ale też tato od maleńkości zabierał mnie do lasu, pozwalał biegać boso, uczył nie bać się chrząszczy i robali. Mama, choć była pedantką, wypuszczając mnie na podwórko, nigdy nie powiedziała: „Tylko się nie ubrudź”, z czego korzystałam, ile się da.
Przez to wszystko trochę opornie szło mi zrozumienie, jakiej „obróbce” poddawanych jest wiele dziewcząt i chłopców w społeczeństwie i jak bardzo potem rzutuje to na życie i mężczyzn, i kobiet. Patriarchat bowiem krzywdzi nie tylko kobiety, choć z pewnością dotyka je boleśniej. Lubię cytować przejmujące zdanie irańskiej noblistki Szirin Ebadi, że patriarchat jest jak hemofilia: kobiety nie chorują, ale są nosicielkami. Pamiętam o tym, wychowując swoje dzieci.
Różowy plecak
Kiedy niespełna siedem lat temu urodził się Staś, nie myślałam o tym, żeby wychowywać go do równouprawnienia, ale w miarę jak rósł, coraz wyraźniej widziałam, jak bardzo to konieczne. Nie chcę ani tego, żeby w przyszłości krzywdził kobiety, ani tego, żeby sam cierpiał w gorsecie często idiotycznych oczekiwań wobec mężczyzn (jak to, że nie powinni okazywać emocji).
Zaczęło się od włosów. Stach zawsze miał długie – najpierw dlatego, że takie podobały się mnie, potem podobały się jemu, bo długie miał też Mowgli z „Księgi dżungli”, wreszcie po prostu przyzwyczaił się do nich i za nic nie pozwala ich tknąć, zgadza się co najwyżej na wygolenie boków, z tyłu ma pióra po pas. Ileśmy się oboje nasłuchali, że wygląda jak dziewczynka! Odkąd się to zaczęło, z uporem maniaczki powtarzałam mu, że nie ma rzeczy dziewczyńskich i chłopackich, a robienie takich rozróżnień to intelektualny obciach.
Gdy wybierałam mu przedszkole, w podjęciu decyzji przeważyło to, że był tam pan przedszkolanek, co na samym wstępie rozszczelniło schemat. Stach potem dziwił się, że nie we wszystkich przedszkolach są panowie. Poza tym nigdy nie miałam problemów z kolorami: gdy jako trzylatek wybrał sobie różowy plecak z Maszą i Niedźwiedziem, powiedziałam: „Synu, piękny!”. Chodził z nim do przedszkola dobre dwa lata, potem oddał siostrze, bo społeczna obróbka jednak trochę działa.
Zawsze staram się pamiętać o tym, co było moim doświadczeniem: że najważniejsze dla dziecka jest to, co widzi we własnym domu. Dlatego mam swoją skrzynkę z narzędziami, przykręcam w domu obluzowane śrubki, skręcam dzieciom zabawki i mniejsze meble. W torebce zawsze mam scyzoryk (dostałam kilka lat temu od taty) i jak trzeba, to ścinam nim kwiaty na bukiet do wazonu, obieram jabłko na spacerze, a raz, podczas wakacyjnej podróży, naprawiłam nim radio w samochodzie. Wlewam sama płyn do spryskiwacza w aucie, a ostatnio odkręciłam starą i przykręciłam nową klapę do sedesu. Uczę syna chodzić po drzewach, palić w piecu i ciąć nożem gałęzie. Pracuję, zarabiam, decyduję o sobie. Mam swoje pasje i życie towarzyskie. Działam w organizacji kobiecej i jestem szefową rady naszej dzielnicy. Czasem, jako że jestem rozwódką, chadzam na randki. Mój syn o tym wszystkim wie, a efekt tego jest taki, że zupełnie nie rozumie, jak ktoś może uważać, iż mężczyźni i kobiety nie są sobie równi.
Nie są zbyt mądrzy
Pokazuję mu różne kobiety i różnych mężczyzn. Cieszy mnie, że Nobel w jego pamięci na zawsze będzie silnie skojarzony z Olgą Tokarczuk, a z drugiej strony rozmawialiśmy sporo o opiekuńczym i czułym wobec dzieci Januszu Korczaku. Mamy w domu i trącące myszką, sielankowo ilustrowane książki o Martynce, i bajkę o księżniczce Elżbiecie, która pokonała smoka, żeby odbić ukochanego, który okazał się łajzą, więc za niego nie wyszła. Ostatnio Stach prosił mnie, żebym głosowała na Szymona Hołownię, bo ma fajną żonę, pilotkę myśliwców (notabene latającą szybowcem syn też mnie widział).
Kiedy opublikowano fantastyczną książkę „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek. 100 historii niezwykłych kobiet”, Lusia była maleńka, ale kupiłam ją dla niej „na zaś”. I złapałam się za głowę, że niby czemu ma to być książka tylko dla córki. Zaczęłam czytać ją Stachowi. Pamiętam, jak przy historii Elżbiety Tudor wyjaśniłam mu, że w czasach, gdy panowała, uważano, iż tylko mężczyźni mogą rządzić światem. „Ci ludzie, którzy tak myśleli, nie byli zbyt mądrzy” – powiedział Staś.
Ano nie byli, synku, za to ty jesteś. Także wtedy, gdy nie obrażasz się, kiedy z powodu włosów ktoś powie, że wyglądasz jak dziewczyna, bo nie widzisz w tym nic obraźliwego.
Natalia Waloch - dziennikarka i publicystka "Wysokich Obcasów"
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Akcja społeczna Kulczyk Foundation, „Wysokich Obcasów” i Fundacji „Gazety Wyborczej”.
Z uwagą i czułością przyglądamy się rodzinnym relacjom, które w tym trudnym czasie są szczególnie ważne, a ich uporządkowanie - niezbędne do tego, by z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Wszystkie publikowane dotąd materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl/czulosc-i-wolnosc
Tak, uważam ze to bardzo dobre wychowanie, uczy szacunku
Następny krok?
Tak się składa, że w niektórych krajach wychowanie neutralne właśnie tak wygląda: zaimek 'to' dla chłopców, zakaz sikania na stojąco, brak jakichkolwiek odniesien (ubiór, zabawki,sztuka) do męskiej tożsamości.
Nigdzie nie jest to regułą, chyba że w jakichś pojedynczych rodzinach, ponieważ chorzy psychicznie radykałowie zdarzają się zarówno po lewej, jak i prawej stronie.
W których krajach ?
Ponieważ wyjątkiem wśród kobiet są takie, które potrafią wymienić płyn do spryskiwaczy i skręcić krzesło. Nikt im nie broni aplikować na politechniki, ale kiedy na 50 osób na inżynierii są dwie kobiety, to oczekujesz że będą postrzegane jako nadające się do tego zawodu?
Jeśli one będą postrzegały siebie jako nadające się do tego zawodu i nie będą miały ciągłej potrzeby udowadniania wszystkim, że tak jest, to tak. Jesteś dobry, bo jesteś dobry, a nie dlatego, że próbujesz to udowodnić.
Ale pani Waloch wcale nie pisze o sobie, że jest wyjątkowa. Ona tylko pokazuje swoim dzieciom i nam, że najważniejsze to robić coś, bo to lubimy i to nam pasuje, a nie, że nie możemy czegoś robić, bo ktoś sobie wymyślił taką konwencję. Że czegoś nie powinniśmy robić, bo nie wypada (nie możesz założyć różowej koszuli, bo to niemęskie). Albo że musisz coś robić, bo tak wypada, bo to facet powinien naprawić krzesło, a kobitka to ma ugotować obiad. A może ona woli przycinać listwy i wkręcać śrubki, a on będzie szczęśliwy realizując się w kuchni?
Żyjmy tak, jak nam najbardziej pasuje, i pozwólmy na to innym. Jedyne prawdziwe ograniczenie polega na tym, żebyśmy nie krzywdzili innych.
Wie Pan, problem z równością to mamy dlatego, że pieje się peany nad skillami ojców, którzy są w stanie zająć się dzieckiem samodzielnie przez dwa dni (wiem, bo zawsze jak byłam nawet w jednodniowej delegacji, gdy syn był maleńki, wszyscy robili wielkie oczy, że on DAJE RADĘ). Ojciec, który jest dodatkowo w stanie zrobić naleśniki i zapleść córce warkocz jest totalnym miszczem, więc może trzymajmy proporcje w ocenach rzeczywistości.
I nie jest wszystko jedno, kto co zrobił, bo niestety potem tak się dzieje, że to matki robią większość. W moim domu wszystko robię ja, bo jestem samotną matką i tyle. I nie uważam, że jestem wyjątkowa ponieważ skręciłam krzesło, bo mam wiele innych osiągnięć na koncie, ale owszem, jestem dumna z tego, że potrafię mniej więcej wszystko sama ogarnąć i na takich właśnie samodzielnych ludzi chowam syna i córkę.
A Pan (zakładam, że pan)też ma problemy z techniką samochodową. Płynu do spryskiwacza się nie wymienia tylko się go dolewa.
W zasadzie zgadzam się. Ale jednak nie dają mi spokoju dwie kwestie. Pierwsza to taka, że człowiek wcale nie musi być taką Zosią samosią. Umieć prosić o pomoc, to też sztuka. Ja uczę swoją córkę, że każdy ma prawo czegoś nie umieć i poprosić o pomoc osobę, która to potrafi. I dotyczy to wszystkich płci :-) A druga kwestia trochę na marginesie, to fakt, że obciachem jest nazywanie nauczyciela wychowania przedszkolnego panem przedszkolankiem. Poczułam niesmak czytając to.
Nikt ich dotąd tego nie uczył, w przeciwieństwie do podległości, do obsługi mężczyzny. Dopiero od jakichś 70 lat kobieta nie przysięga przed ołtarzem posłuszeństwa mężczyźnie. Nie do wszystkich mężów jeszcze dotarło, że jego żona nie jest jego własnością i nie musi godzić się na seks, jeżeli nie chce. To nie jest jej obowiązek, który mężczyzna ma prawo wyegzekwować siłą.
Tylko jakoś nie widzę tych ojców co tak się wychwalają, że cokolwiek z dziećmi zrobili. Przeciwnie, często słyszę jak mówią, że nie wiedzą jak cokolwiek rodzinnego ogarnąć. A panie, które złożą trzyelementową półkę z ikea albo doleja płynu do spryskiwaczy czują, ze to już taki skill, że trzeba artykuły do prasy pisać jakie one zdolne (jak kilkulatek, który się wszystkim chwali, że sam zrobił kupę).
Ostatnio koleżanka z dumą jak po uzyskaniu jakiegoś certyfikatu chwaliła się wszystkim, że sama zatankowała swoje auto bo jej chłopak nie miał czasu.
Samego postępowania nie neguję, dzieci nie posiadam, więc i zdania w temacie nie mam, rozumiem entuzjazm związany z posiadaniem własnego potomka i potrzebę podzielenia się ze światem tym, jaki jest wspaniały, ale, jak mówię, wolałbym odrobinę odczekać z odtrąbieniem sukcesu i peanami pod adresem wybranych metod wychowawczych.
W punkt
Ja żałuję, że nie byłam wychowywana w sposób neutralny płciowo. Co może być złego w tym, że rodzic chce żeby dziecko nie było zniewolone przez normy społeczne z kategorii tych zbędnych? Absolutnie nic.
To wcale nie jest wychowanie neutralne płciowo. Staś zajmuje się tym, czym w danym momencie ma ochotę i nikt nie mówi mu - nie wypada, to dla bab. Poza tym myślę, że fanie, prawidłowo ukształtują mu się emocje, co pewnie uchroni go od zawału w wieku 40 lat. Tak, wiele zawałów mężczyzn w młodym wieku, to wynik wychowania, w skrócie - chłopaki nie płaczą, nie maż się, jak baba.
Co może być złego w tym, że rodzic chce żeby dziecko nie było zniewolone przez normy społeczne z kategorii tych zbędnych? Absolutnie nic.
---
Co rodzic chce to jedno, co mu z tego wyjdzie, to drugie. Dlatego xerra radzi poczekać z oceną.
a za dwadzieścia lat ktoś inny powie "to za wcześnie, poczekaj jeszcze 20 i wtedy się wypowiadaj" i tak do usranej śmierci.
Teraz jest dobry czas, co będzie jutro tego nie wie nikt.
Co wychodzi z nie mówienia ludziom jakie są normy i co jest słuszne, a co nie? Przykładowo, taki Brexit.
Staś jak podrośnie może zechcieć zostać zawodowym żołnierzem albo chociaż trenować boks i pani Waloch pewnie tego nie przeżyje.
Pozdrowienia dla Stasia. Proszę nauczyć go też gotować, to podstawa wychowania mężczyzny. Inaczej wejdzie w związek z potrzeby najedzenia się, i zmarnuje sobie życie. Ponadto zaskarbi Pani życzliwość przyszłej synowej, czego szczerze życzę.
Ależ fantastyczny post:) gdybym mógł, postawiłbym Pani jakieś porządne wino. Albo i dwa, należą się za tak trzeźwe i silne spojrzenie na rzeczywistość. Pozdrawiam
Chyba mnie za mało zindoktrynowali, bo umiem jeszcze wymienić żarówki w aucie, podłączyć zmywarkę i rąbać drewno. I parę innych rzeczy też.
Do wymiany żarówek w samochodzie kobiety nadają się lepiej. Zwłaszcza, przednich, jeśli człowiek chciałby to zrobić bez wyjmowania akumulatora i demontowania różnych zbiorników wyrównawczych.
To jakaś licytacja ?
Niech pani da spokój, bo doskonale wiemy, że taka zaradność/samodzielność odstrasza mężczyzn. Wiem, co mówię, bo sama mam męskie skłonności.
A czemuż to zaradność miałaby odstraszać facetów?? Możesz to wyjaśnić?
Facetów odstrasza jedynie męski wygląd kobiety: surowa twarz, bicepsy, wąs pod nosem oraz agresywne (nie mylić z męskim) zachowanie jak krzyk, rozpychanie się skłonność do bójek, rubaszny rechot itp.
To faceci mają jakiś wspólny umysł, że ty jeden wiesz co odstrasza wszystkich facetów? A to nowość