Seks, psychologia, życie: zapisz się na newslettery "Wysokich Obcasów"
Anna Dobiegała: W 2018 i 2019 r. na urlop rodzicielski poszło 1 proc. ojców. Dlaczego tak mało?
Karolina Andrian: Dane te pochodzą z ZUS, oznaczają liczbę ojców pobierających zasiłek macierzyński. W rzeczywistości istnieją też mężczyźni, którzy opiekują się swoimi małymi dziećmi, ale nie przysługuje im zasiłek, bo nie są zatrudnieni na umowę o pracę. Myślę, że nie jest takich przypadków dużo, ale może uzbiera się drugi procent mężczyzn.
Przyczyny? Winne są głównie czynniki kulturowe. W Polsce jesteśmy przywiązani do tradycyjnego modelu rodziny. Mimo że w ankietach deklarujemy postępowość, w codziennym życiu działamy zgodnie z tradycją. W badaniach przeprowadzonych przez IQS widać, że 79 proc. respondentów uważa, że mama i tata są tak samo dobrymi opiekunami dla dziecka. Jednak im młodsze dziecko, tym jesteśmy mniej chętni to przyznać. Opiekun mężczyzna jest rozumiany tradycyjnie – codziennie rano wychodzi do pracy, zarabia i w ten sposób opiekuje się i dba o swoją rodzinę.
I tu pojawia się kwestia formy zatrudnienia kobiet i mężczyzn. Młode kobiety, które planują dziecko, zabiegają o umowę o pracę. Mężczyzna nie myśli: co zrobię na urlopie rodzicielskim, w jaki sposób go sfinansuję? Dlatego pracuje na tzw. umowie śmieciowej albo B2B, czyli wystawia fakturę i opłaca minimalny ZUS. Konsekwencją jest adekwatnie minimalny dochód na urlopie rodzicielskim. Czasem pracodawcy decydują się, by przyznać takim mężczyznom urlop ojcowski płatny w 100 proc., ale są to tylko dwa tygodnie.
W konstytucji mówi się nie o ojcostwie, tylko o macierzyństwie i rodzicielstwie.
– Do tego zapisu odnoszą się przede wszystkim mężczyźni, którzy toczą przed sądem batalię o prawo do dziecka po rozwodzie. Dla nich ten zapis jest bardzo krzywdzący, bo sąd może go zinterpretować na ich niekorzyść. Niestety, dopiero w sytuacji, gdy dochodzi do rozwodu, ojcowie uświadamiają sobie, jak małe są ich prawa.
Z jednej strony przepisy prawa, kultura dyskryminują mężczyzn, z drugiej mają oni w Polsce coraz więcej praw – mogą skorzystać z dwóch tygodni urlopu ojcowskiego, kobieta może podzielić się z mężczyzną urlopem macierzyńskim, wreszcie mogą wziąć osiem miesięcy urlopu rodzicielskiego. Co piąty mężczyzna, który chciał iść na urlop rodzicielski, twierdzi, że nie skorzystał z niego, gdyż nie dostał zgody od swojej partnerki.
Z badań fundacji Share The Care wynika, że kobiety nie chcą się dzielić opieką nad dzieckiem.
– To prawda. Widzimy to w swojej pracy. Dlatego zachęcamy zarówno mężczyzn do korzystania z urlopów rodzicielskich, jak i kobiety do dzielenia się tymi urlopami. Na początku pracy nad naszym przewodnikiem byłam przekonana, że pracodawcy nie mogą namawiać kobiet, by dzieliły się ze swoimi partnerami opieką nad dzieckiem. W toku powstawania przewodnika zmieniłam zdanie – ważne, by komunikat o podziale ról w rodzinie był również kierowany do matek. Jeśli kobiety nie będą dzieliły się z partnerami opieką, starania o równouprawnienie będą się ciągnęły do końca świata. Jeśli chcemy, żeby traktowano nas poważne na rynku pracy, musimy pozwolić, by mężczyźni zajmowali się dzieckiem i wzięli na siebie swoją część obowiązków domowych.
Szczęście rodzinne jest najważniejszą wartością w życiu 80 proc. Polaków. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez CBOS. Co daje rodzinie dzielenie się opieką nad dzieckiem?
– Z dzielenia się korzystają wszyscy, ale jeśli miałabym wybrać jedną osobę, uważam, że największym beneficjentem są dzieci. Mają szansę zbudować silną więź emocjonalną z obojgiem rodziców. Jeśli w tradycyjnym modelu rodziny matka dziecka z jakichś powodów się od niego oddali – takie sytuacje się zdarzają – zostaje samo. Nie czułoby się tak, gdyby taka sama więź łączyła je z ojcem. Mama i tata różnią się od siebie, nie ma gorszego i lepszego rodzica.
Dziecko – dzięki perspektywie danej od mamy i perspektywie danej od taty – ma możliwość budowania bogatszego świata wewnętrznego. „Męska” odwaga, skłonność do podejmowania ryzyka bardzo się dziecku przydają w życiu, w dorastaniu.
Z perspektywy dziecka ważna jest również stabilizacja finansowa. Jeśli pracują oboje rodzice i nagle ojciec traci pracę, rodzina nie zostaje bez pieniędzy, ma pensję matki. I to samo dzieje się, gdy rodzice się rozwodzą. Dzielenie się opieką nad dzieckiem leży w interesie całej rodziny.
Mężczyźni chcą zmian?
– Z naszych badań wynika, że w grupie wiekowej 18-24 jest wyraźny przeskok w światopoglądzie. Mężczyźni z tej grupy dostrzegają nierówności płciowe – że kobietom jest trudniej awansować w pracy, że są mniej doceniane. Korzystają z urlopów ojcowskich, są zainteresowani prawami ojca. Młode pokolenie, zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie widzi swojego życia tylko w perspektywie sukcesu zawodowego. Chcą mieć czas na życie prywatne, na budowanie relacji z dzieckiem, chcą życia, w którym mogą się spełniać w wielu rolach życiowych i łączyć je w satysfakcjonujący dla nich sposób.
Dlatego właśnie działania w Share The Care kierujemy do młodych ludzi, którzy planują dziecko albo będą planować w przyszłości. Trudność polega na tym, że mężczyźni z grupy wiekowej 35-45 lat i starsi patrzą na zmiany mniej przychylnym okiem. Trudno jest im zrozumieć chęć młodych mężczyzn, by spowolnić swoją karierę (dla starszych mężczyzn korzystanie z urlopu rodzicielskiego jest właśnie spowolnieniem lub wręcz rezygnacją z kariery) i zająć się dzieckiem. Nie dają młodszym wsparcia, a, niestety, mężczyźni słuchają mężczyzn. To, co mówią kobiety, trafia do nich w znacznie mniejszym stopniu.
Dlaczego równość płci się opłaca?
– Rodzina, w której kobieta szybciej wraca do pracy, w dłuższej perspektywie zyskuje. Tego, niestety, nie widzą młodzi rodzice. Kobiety, które nawet dwa miesiące wcześniej wracają do pracy, pracują na awans, na podwyżkę, na pozycję w firmie. Badania pokazują, że pierwsze dziecko i każde kolejne wpływają negatywnie na finanse kobiet – dynamika wzrostu ich wynagrodzenia wyraźnie maleje, a to odbija się później na wysokości ich emerytur. Koszty decyzji o dziecku ponosi głównie matka. Młody ojciec przeciwnie, dostaje często podwyżkę, kiedy rodzi się dziecko, bo przecież musi teraz utrzymać większą rodzinę.
Tymczasem wierzę, że obecność kobiet w życiu publicznym, wykorzystanie ich potencjału, również młodych matek, pozwoli na budowanie lepszego świata, bardziej równego, sprawiedliwego. PR managerem w projekcie przygotowywanego przez fundację Share The Care przewodnika została świeżo upieczona mama. Z powodu pandemii pracowała z domu, a ja złapałam się na tym, że zupełnie zapomniałam, że ona dopiero co urodziła, nie odczułam tego jako jej pracodawca.
No właśnie. Firmy chwalą się, że dają młodym rodzicom możliwość pracy zdalnej kilka dni w miesiącu. Koronawirus przeniósł pracę do domów. Dlaczego przy tym nie zostać?
– Koronawirus pokazał nam, że praca zdalna jest możliwa, i liczę na to, że wejdzie to w krew i pracodawcom, i pracownikom, a na pewno pozwoli na bardziej elastyczne podejście do tematu. Czemu nie pozwolić pracownikom, zwłaszcza tym, którzy zostali rodzicami, by mogli więcej pracować z domu? Oczywiście tam, gdzie jest to możliwe.
System pracy jest bardzo archaiczny, nie przystaje do nowej rzeczywistości, w której liczy się elastyczność, kreatywność, aktywność w uczeniu się. Swoboda decydowania o tym, kiedy pracuję, a kiedy zajmuję się obowiązkami domowymi, jest bardzo na rękę młodym rodzicom. Można ugotować obiad dla dzieci i wrócić do komputera. Myślę, że „prezent” od koronawirusa w postaci możliwości większej kontroli nad własnym czasem pracy doceniają również pracownicy bez dzieci – im też jest to bardzo na rękę.
Niestety, są też ciemne strony tej sytuacji. Zbadano, ile na początku lockdownu powstało publikacji naukowych – okazało się, że liczba publikacji kobiet bardzo spadła. Nie wszyscy skorzystali na pracy z domu. Myślę, że nie tylko w środowisku naukowym kobiety, obciążone dodatkowymi obowiązkami domowymi i uczeniem dzieci, straciły na efektywności swojej pracy.
Z drugiej strony praca zdalna jest dużym wyzwaniem. Gdy pracowałam nad przewodnikiem, już przed samą premierą, moje trzy córki były u teściowej, więc codziennie poświęcałam pracy 12 godzin. Bardzo to odczułam, uświadomiłam sobie, że zaniedbałam work-life balance, nie zadbałam o higienę pracy. Dzieci są dla mnie bezpiecznikiem przełączającym mnie do życia.
Polska ma czas do połowy 2022 r. na wdrożenie dyrektywy UE work-life balance (dwa miesiące nietransferowalnego, płatnego urlopu rodzicielskiego tylko dla ojca). Jaka jest odpowiedź firm w naszym kraju na nowe regulacje?
– Z ankiet wśród ojców wynika, że środowisko pracy jest bardzo ważne. Nawet jeśli w firmie oficjalnie zachęca się do urlopów rodzicielskich i wspiera rodziców, to gdy mężczyzna nie czuje wsparcia swojego bezpośredniego menedżera, nie zdecyduje się na skorzystanie z urlopu rodzicielskiego, będzie się bał.
W przypadku kobiety nie da się przełożyć urlopu macierzyńskiego, w przypadku mężczyzny można poczekać – do końca projektu, do urodzenia drugiego dziecka. Łatwiej mężczyźnie zrezygnować z urlopu, niż na niego pójść. Kiedy mężczyzna mówi w pracy, że urodziło mu się dziecko, nikt go nie pyta, jak planuje skorzystać z urlopów opiekuńczych. Jedyne, co jest planowane, to dwutygodniowy urlop ojcowski. Zresztą kobiet też nikt nie pyta się, czy dzielą się urlopem ze swoimi partnerami.
W przewodniku podpowiadamy pracodawcom, jak mogą promować urlop ojcowski, rodzicielski, np. w zapisach firmy musi być wyraźnie określone, jakie prawa przysługują mężczyznom. Zwrot „Drogi Rodzicu” jest dla nich nieczytelny – musimy się zwracać „Drogi Tato”. Wielu z nich nie wie, że przysługuje im urlop inny niż ojcowski i np. że mają prawo do zwolnienia lekarskiego, by mogli się zająć partnerką po urodzeniu dziecka.
Z tego, co pani mówi, wynika, że rola przedsiębiorców jest kluczowa.
– Muszą tworzyć w firmie kulturę, w której branie urlopów ojcowskich czy rodzicielskich przez mężczyzn jest czymś oczywistym, a nie wyjątkowym. W Polsce mamy już takie firmy – partnerów projektu przewodnika. Są to duże przedsiębiorstwa – Citi, NatWest, BNP Paribas, BGK. W tych firmach pracuje dużo kobiet. Pracodawcy chcą, by mogły się realizować zawodowo, a żeby to było możliwe, musi być kultura, w której na urlopy rodzicielskie decydują się mężczyźni, a kobiety dzielą się z nimi opieką nad dzieckiem.
W tych firmach są kluby ojców, wsparcie kobiet w ich zawodowych ambicjach, np. gdy kobieta wraca po urlopie macierzyńskim, a w tym czasie w firmie była podwyżka, ona też ją dostaje. Jest to ważne nie tylko z punktu widzenia kobiety, ale też mężczyzny – nic go nie ominie, gdy to on zdecyduje się na opiekę nad dzieckiem. Inne przykłady – Ikea i Mastercard – wprowadziły płatne, dodatkowe urlopy ojcowskie, poza urlopami, które przysługują im z tytułu prawa pracy.
Czy reszta firm w Polsce jest gotowa, by sprzyjać mężczyźnie w opiece nad dzieckiem?
– Będą musiały się do tego dostosować. Praktyki już przecież mamy – wszystkie procedury, które mamy dla kobiet, trzeba przełożyć dla mężczyzn – nie jest to takie trudne. Pracodawcy mówią, że presja ze strony prawa to jedno, ale oczekują też presji ze strony pracowników. Dlatego tak ważne jest, by mężczyźni znali swoje prawa, a kobiety i pracodawcy widzieli korzyści z angażowania się ojców w opiekę nad dziećmi. W najbliższy poniedziałek o 19 z okazji Dnia Ojca prowadzimy debatę online, do której zaprosiliśmy ojców, którzy skorzystali z urlopu rodzicielskiego. Świetna okazja, żeby o korzyściach z dzielenia się urlopami posłuchać od tych, którzy tego doświadczyli. Na stronie internetowej Share The Care można się zapisać, aby ją obejrzeć.
Karolina Andrian - jest założycielką i prezeską fundacji Share The Care. Działa na rzecz równouprawnienia płci, bo wierzy, że jest to klucz do lepszego świata. Jest ekspertką w zakresie budowania rozwiązań work-family balance w organizacjach. Współprowadzi podcast fundacji „Wspólne dzieci = Wspólne obowiązki”, prowadzi dział #SiłaKobiet w miesięczniku „Personel i Zarządzanie”. Absolwentka amerykańskiego programu Vital Voices Grow 2018.
Fundacja Share The Care wydała przewodnik „50/50 to się wszystkim opłaca! Rola pracodawców w wyrównywaniu prawa obojga rodziców do opieki nad dzieckiem”, w którym znalazły się artykuły prawne, społeczne i ekonomiczne oraz praktyki pracodawców, którzy w swoich organizacjach stosują rozwiązania sprzyjające osiągnięciu work-family balance z poszanowaniem prawa obojga rodziców do opieki nad dzieckiem. Przewodnik można bezpłatnie pobrać na www.sharethecare.pl/tosieoplaca
***
Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach
Akcja społeczna Kulczyk Foundation, „Wysokich Obcasów” i Fundacji „Gazety Wyborczej”.
Z uwagą i czułością przyglądamy się rodzinnym relacjom, które w tym trudnym czasie są szczególnie ważne, a ich uporządkowanie - niezbędne do tego, by z nową energią tworzyć świat po pandemii. Rozmawiamy o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat. Wszystkie publikowane dotąd materiały można znaleźć na stronie Kulczykfoundation.org.pl/czulosc-i-wolnosc
Urlop tak, ale tylko gdy samce dojrzeją do niego - nigdy w odwrotnej kolejności, nie dokładajmy kobietom kolejnego krzyża. Ktoś może powiedzieć że dziecku nic się nie stanie jak mu z tyłka raz czy drugi zejdzie od odparzeń skóra - polecam samemu się doprowadzić do takiego stanu.
Moja odraza do rodzaju meskiego na pewno nie wziela sie ze wspoldzielenia obowiazkow. Nie twierdze ze nie ma kobiet szukajacych sobie Pana do obslugi - jest ich calkiem sporo z uwagi na kulture tego kraju. Uwazam jednak ze partnerzy powinni sie dogadywac, a nie zapierac rekami i nogami na haslo "Pomoz mi" tlumaczac "nie chce mi sie, nie mam czasu, to Twoja rola"
Już 40 lat temu ,mąż mojej znajomej wziął wychowawczy. To on miał większą cierpliwość do dziecka. Sama to przyznawała. Ona realizowała sie w pracy. Lubila kontaktu z ludzmi. Zarabi ła więcej od niego. Ona nie miała wyższego wykształcenia. On tak. Są szczęśliwym małżeństwem do tej pory.
To zależy od poszczególnych osób. Mój mąż robi w domu wszystko. Również zajmował się dzieckiem. Jestem b.szczęśliwa ,że jest tak inny od mojego ojca ,kt.niczego nie robił w domu.
Rozumiem, co piszesz. Jestem w zwiazku z facetem, ktory na maksa zaangazowal sie w ojcostwo od pierwszych chwil zycia naszego dziecka. Do tego stopnia, ze ja poczulam sie porzucona na rzecz dziecka. Ponadto to glownie on zajmuje sie u nas kuchnia (robi zakupy i gotuje). No i przez kilka lat to ja wiecej pracowalam i wiecej zarabialam a on wiecej czasu spedzal z dzieckiem. Szczerze mowiac, nasz zwiazek ledwo to przetrwal. Docenialam to i doceniam, ale wyobrazenie tego, co jest "meskie" okazalo sie byc tak gleboko we mnie zakorzenione, ze moj partner bardzo stracil w moich oczach na atrakcyjnosci. I to mimo, ze jestem feministka, nie jestem religijna, nie wychowywalam sie w domu z tradycyjnym podzialem rol, etc. Przepracowanie tego nie bylo i nie jest latwe, ale dalismy rade. Troche rozumiem Twoja byla zone a Tobie serdecznie wspolczuje. Pewnie trzeba jeszcze co najmniej jednego pokolenia, zebysmy byli naprawde gotowi na zmiane.
Cieszę się, że są pozytywne przykłady. Dlatego zastrzegłem, że ludzie są różni. Niestety, większość fajnych, partnerskich niepartnerskich też) związków i tak się rozpada (GUS + obserwacje z mojego otoczenia i pracy społecznej w prawodziecka.pl). Nie generalizuję, tylko może trochę sprowadzam na ziemię. I może trochę zazdroszczę.
Odraza czy wstręt to jedna z podstawowych emocji w rozumieniu Eckmana. Jej przyczyny mogą być zarówno uświadomione, jak i podświadome. Przykład: jako rozsądny człowiek wiesz, że pająki to cud natury i niezbędny składnik ekosystemu, oficjalnie deklarujesz, że nie masz nic przeciw pająkom. A jednak, gdy zobaczysz jednego z nich na kołdrze włączają Ci się zupełnie inne emocje, nie pochodzące ze świadomej części Twojego umysłu, tylko tej, która powstawała przez miliony lat ewolucji. Każdy z nas na poczekaniu pewnie byłby w stanie podać znacznie więcej przykładów, kiedy to, co mówimy, rozmija się z tym, co czujemy. We współczesnej kulturze, która próbuje racjonalizować różne zachowania społeczne, napięcia między świadomymi i nieświadomymi emocjami czy potrzebami są bardzo silne. Zapewne kiedyś je przezwyciężymy. A na razie jest, jak jest, dlatego np. "50 twarzy Greya", czy "365 dni" biją wśród pań rekordy popularności ku przerażeniu feministek. Oczywiście piszę ogólnie, nie znam Twojego przypadku i absolutnie nie twierdzę, że akurat tu działały te same mechanizmy, więc nie odnoś tego, proszę, do siebie. Po prostu dzielę się przemyśleniami na podstawie własnego przypadku, jak i paru lat pracy społecznej w prawodziecka.pl gdzie spotykam wiele osób z rozbitych związków, każda z jakąś historią.
Ale przynajmniej przekonałaś się z kim mas do czynienia i poczyniłaś odpowiednie kroki prowadzące do eliminacji wrzoda. Jak będziemy czekać aż "dojrzeją" to się nie doczekamy. Trzeba wrzucać na głęboką wodę.
Tyle, że twoje zaangażowanie w bycie ojcem teraz procentuje. Nie w postaci docenienia "pani" bo tego nie robi się po to, by partnerka pogłaskała cię po główce, ale poprzez fajną relację z dziećmi. Dziwię się, że niektórzy mężczyźni dobrowolnie z tej relacji rezygnują - tego nie buduje się z dnia na dzień ani przez 2 tygodnie urlopu. Myślę, że to zaangażowanie również pomogło ci przetrwać batalię sądową i dało argumenty, by być równorzędną stroną. Znam kilku mężczyzn, którzy byli stronami bardziej zaangażowanymi w rodzicielstwo i to oni otrzymali prawa do opieki.
Z drugiej strony, pomyśl czy mężczyzna, który przez kilka-kilkanaście lat nie interesował się dzieckiem, powinien mieć opiekę naprzemienną? Czy jeżeli przez ten czas nie nawiązał więzi, nie wie o swoim dziecku podstawowych rzeczy, nie zna jego problemów (zdrowotnych, szkolnych, etc.) - czy na prawdę powinien być jego opiekunem przez 50% czasu? Czy nie jest trochę za późno? CZy on zajmie się tymi przyziemnymi sprawami jak pomóc w lekcjach, czy zainteresuje się kupnem nowych butów na WF (czyli te wszystkie pierdoły, które wymagają poświęcenia czasu i pieniędzy)? Mam w rodzinie faceta, dla którego przez kilkanaście lat rodzina była na ostatnim miejscu - po podróżach, wycieczkach, kolegach, zabawach, imprezach i panienkach. Gdy otrzymał pozew rozwodowy, zaczął grać dobrego tatusia. Zapału starczyło mu na pół roku. Teraz dzieci tylko w niedzielę, razem do kościółka, na lody, obiadek i wypad do mamusi.
Myślę, że masz dużo racji. W naszej pracy w prawodziecka.pl spotykamy się czasem z ojcami, którzy tylko udają, że zależy im na dzieciach, a tak na prawdę chodzi o ucieczkę przed alimentami, czy dokopanie byłej. Nie są to częste przypadki, bo z pozycji mężczyzny starcie z machiną sądu rodzinnego wymaga tyle odporności psychicznej, cierpliwości i skłonności do poświęceń, że tacy wymiękają bardzo szybko i łatwo odsiać ziarna od plew. Jestem jednak ostrożniejszy w ocenie tych, którzy co prawda zaczęli się bardziej zajmować dziećmi po rozwodzie, ale robią to dobrze i mają silę, by walczyć o swoje prawo do bycia ojcem. Po pierwsze, czasem potrzeba w życiu wstrząsu, by poukładać sobie hierarchię wartości, a rozwód takim wstrząsem często jest. Po drugie, jeśli zainteresowanie ze strony ojca jest korzystne wychowawczo - a jest - to spójrzmy na sprawę z punktu widzenia dziecka i powiedzmy jasno: lepiej późno, niż wcale. I ja rozumiem, że dla byłej partnerki, która może mieć całkiem uzasadnione pretensje będzie to bolesne i niesprawiedliwe, ale wychowanie dziecka to przecież także zdolność do poświęceń. Po trzecie wreszcie, wszyscy funkcjonujemy w obrębie jakichś wyobrażeń co do ról społecznych. Ja nie jestem skłonny do rzucania kamieniem, nie wiem co siedziało w np. głowie gościa, który jechał na kilku etatach a po przyjściu do domu kładł się spać, dziecko widując czasem w weekend. Być może on naprawdę wierzył, że w ten właśnie sposób najlepiej dba o rodzinę. Jeśli już zorientował się, że to nie była najlepsza strategia, to dlaczego odmawiać mu szansy na stanie się lepszym człowiekiem, dla dobra jego dziecka? Dla jasności: ja też nie uważam, że mężczyzna kręcący się między dzieckiem i kuchnią z partnerką, która wraca z pracy tylko, żeby się wyspać jest rozwiązaniem lepszym - piszę o tym wyżej. Ogólnie, zawsze obie strony (choć nie zawsze w takim samym stopniu) ponoszą winę za złe działanie związku, bo albo ignorują potrzeby partnera, albo nie potrafią wyartykułować własnych.
Bardzo Was za to podziwiam i bardzo zazdroszczę. Twój mąż jest szczęściarzem, bo mogło się skończyć inaczej a on nadal nie wiedziałby, gdzie zrobił błąd. Zdolność do autoanalizy, odkrywania i artykulacji potrzeb to są, niestety, bardzo rzadkie cechy, szczególnie teraz, gdy rozwieść się jest dużo prościej, niż naprawiać związek. Jeśli przepracowaliście to sami, to szacunek, jeśli korzystaliście z pomocy specjalistycznej, to wskaż ogólnie jakiej, może komuś to kiedyś pomoże.
To nieprawda.
Zyje Pani schematem.
A tak poza tym, mezczyzna to swinia, a matka jest tylko jedna, prawda?
To Ty żyjesz w jakiejś urojonej rzeczywistość.
Większość ojców nie kwapi się do domowych obowiązków i opieki nad dzieciakami. W kilku artykułach na WO były podawane wyniki badań dotyczące podziału obowiązków.
Prawda jest taka, że jeśli statystyczny Kowalski wyjdzie z dzieckiem na spacer, to uważa, że odfajkował swój zakres obowiązków.
I nie opowiadaj bajek, bo rzadko który mężczyzna sam z siebie weźmie się za obiad, sprzątanie, pranie, mycie okien, porządki w szafach i umycie lodówki itd, itd. Trzeba prowadzić za rączkę i pokazywać palcem ... o trzeba wyprać, odkurz, wynieś śmieci.
Jak wynika z artykułu schemat kulturowy powoli się zmienia, ale to za sprawą najmłodszego pokolenia mężczyzn- ojców (18-24 lata). Natomiast cyt. za artykułem: **Ci [mężczyźni] z przedziału 35-45 lat i starsi patrzą na zmiany mniej przychylnym okiem. Trudno jest im zrozumieć chęć młodych mężczyzn, by spowolnić swoją karierę (dla starszych mężczyzn korzystanie z urlopu rodzicielskiego jest właśnie spowolnieniem lub wręcz rezygnacją z kariery) i zająć się dzieckiem.**
Więc o jakich schematach @Meli194 gadasz??
Czytaj zw zrozumieniem, bo Twoje komentarze na WO z definicji mijają się z rzeczywistością, a często wręcz zalatują paranoją. Mam wrażenie, że nie rozumiesz, co czytasz i wypisujesz bzdury .. tak jak wczoraj pod artykułem z zakładki Psychologia:
wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,53664,26047079,bez-ciebie-bylabym-szczesliwsza.html
***A tak poza tym, mezczyzna to swinia, a matka jest tylko jedna, prawda?***
Masz jakiś problemy psychiczne (cechy osobowości paranoicznej), że wypisujesz brednie?
Wyluzuj. Artykuły na WO dotyczą społecznych problemów kobiet, które wygenerował patriarchat; ale to nie znaczy, że mężczyźni są świniami, bynajmniej. Wiec nie wyskakuj z głupimi tezami-pytaniami.
Wątpię, żeby jakaś kobieta nazwała Cię świnią. No chyba że bekałeś przy śniadaniu lub próbowałaś ją macać.
Mąż był z nami miesiąc, zostałam z dzieckiem od 2 miesiąca sama. W pierwszym miesiącu ani nie sprzątałam ani nie gotowałam. Czasem wstawiłam pranie (niekoniecznie rozwiesiłam) W kolejnym miesiącu udało mi się robić zakupy. Dziecko ma 4 miesiące, obiadów dalej nie robię, jak mam czas to ogarnę, jak nie to nie. Z 1 dzieckiem byłam 10 miesięcy na rodzicielskim i pod koniec już ogarniałam obiad itp. Moj mąż był ostatnie 2 miesiące z córka i w pierwszym tygodniu ogarniał tylko córkę (niczego innego nie oczekiwałam), a w kolejnych tygodniach zaczął ogarniać resztę. Dajmy mężczyznom szanse i wsparcie to oni nas tez wesprą.
Czy żyjesz w związku z jakimś statystycznym mężczyzną czy znasz te kwestie wyłącznie z artykułów w WO? Czy masz empiryczne doświadczenia w wychowaniu i opiece nad dziećmi wraz z partnerem/mężem/ojcem czy to tez tylko teoretyczne stwierdzenia o tym ze mężczyźni nic nie robią ze trzeba im palcem śmietnik pokazywać.
Znam przypadki przeczące tej wypowiedzi. I niekoniecznie z ostatnich lat.
****Czy żyjesz w związku z jakimś statystycznym mężczyzną czy znasz te kwestie wyłącznie z artykułów w WO?****
Jak zwykle zaświeciłeś kosmiczną GŁUPOTĄ.
Po n dyskusjach wiem, że będę waliła grochem o scianę, ale głupotę szerzoną na publicznym forum należy prostować.
Wysil się i spróbuj zrozumieć, ciężko myślący człowieku: jeśli nie jesteś przemocowcem, to nie znaczy, że przemoc nie jest problemem SPOŁECZNYM. Jest problemem społecznym, bo dotyczy aż kilkuset tysięcy kobiet i dzieciaków. Zatem na podstawie własnych doświadczeń, nie masz prawa twierdzić, że przemocy nie ma. Łapiesz? Nieeee ... za daleko od Twojego noska.
Prostuję i wyjaśniam:
społeczna rzeczywistość zawsze odnosi się do badań na populacji (vs. indywidualne przypadki jakiegoś przyspawanego do WO zakompleksionego @A.B.C.).
Wynoszenie śmieci jest czynnością tak prostą i nie wymagającą zaangażowania, że zdecydowana większość mężczyzn (tych niezainteresowanych dzieleniem obowiązków - z kulturowego wygodnictwa) z przyzwoitości powinna codziennie pędzić ze śmieciami - mieliby poczucie, że jednak coś robią. A co mamy?
Cyt. badanie CEBOS (sic!). 'Kto wykonuje obowiązki domowe.' Niżej: % kobiet vs % mężczyzn
Pranie - 82 vs 2
Prasowanie - 81 vs 6
Przygotowanie posiłków - 65 vs 5
Sprzątanie - 61 vs 4
Gruntowne porządki (np. mycie okien) - 57 vs 8
Zmywanie, obsługa zmywarki - 56 vs 13
Codzienne zakupy - 37 vs 12
Załatwianie spraw urzędowych - 37 vs 25
Wyrzucanie śmieci - 21 vs 29
Zlecanie usług (np. wezwanie hydraulika) - 17 vs 60
Wykonywanie drobnych napraw - 7 vs 81
Podkreślam to są badania CEBOS, a nie jakieś prywatne wyobrażenia feministek na WO. Łapiesz? Nieeee ... bo to nie pasuje do Twoich wyobrażeń .. O SAMYM SOBIE.
Raz na 3 lata zadzwonic po hydraulika lub wykonać nawet 5 napraw w roku; to jest wielkie NIC (wobec codziennych obowiązków).
A śmieci regularnie wyrzuca tylko 29% mężczyzn - przy czym z zacytowanych badań dobrze widać, jak są rozłożone inne obowiązki. Jest pewne, że większości mężczyzn śmieci nie widzi (trzeba je pokazać palcem), bo człowiek nie gotuje, nie sprząta, to skąd ma wiedzieć, że kosz jest pełny?
Ogarniasz, ciężko myślący człowieku? Nieeee, nie ogarniasz, bo myślisz tylko o własnym tyłku.
Jeśli już przyspawałeś się do WO - dodatku stworzonym z myślą o kobietach i ich społecznych problemach; to nie zawracaj gitary, że Ty jesteś taaaki zajebisty i czujnie wynosisz śmieci, bo Twoje prywatne śmieci nikogo tu nie obchodzą. Przy czym zdaje sobie sprawę, że wśród czytelników GW odsetek wynoszących śmieci jest wyższy, niż dla ogółu społeczeństwa.
-------------------------
Redakcjo włączcie kolorową czcionkę; jeśli to, co społeczne będzie na czerwono; a to, co indywidualne na czarno; to może do beznadziejnie głupiego forumowicza cokolwiek trafi.
W wyborczej był jakiś czas temu wywiad o tym, dlaczego tak często jest zasadzana opieka przy matce. Wywiad był z sędzia (mężczyzną) w sądzie rodzinnym, na pytanie dlaczego tak jest, sędzia odpowiedział, że o to wnioskują obie strony. Matka składa wniosek o pobyt przy matce, ojciec składa wniosek o pobyt przy matce - jeśli wnioski rodziców są spójne to sąd rodzinny nie może ?na przekór? rodzicom orzec co innego.
Inna sprawa, że jest naprawdę ktoś jest dobrym ojcem to matka nie będzie miała oporów żeby dzielić się opieka. Opieka 100% czasu nad dzieckiem jest logistycznie koszmarnie trudna i wyczerpująca, jeśli kobieta może przekazać dziecko ojcu (i wie, że nie dostanie w niedziele wieczorem dziecka z nieodrobionymi lekcjami z piątku) to chętnie odda i odpocznie w tym czasie.
Że niby 99% ojców wnioskuje, żeby dziecko mieszkało z matką? Nie znam ANI jednego ojca po rozwodzie, który się tak zachował.
Ojcowie dostają co drugi weekend, a za chwilę okazuje się, że ten weekend akurat odpada, tamten też, innym razem tylko sobota, itd.
Kobiety są w większości spraw traktowane w społeczeństwie gorzej niż mężczyźni, ale trzy rzeczy akurat są wymierzone przeciwko mężczyznom:
- wspomniane wyżej utrudnianie utrzymywania relacji ojciec - dziecko
- kierowany do mężczyzn nakaz pracy do 65 roku życia mimo zdecydowanie krótszego statystycznie życia (procentowo to wychodzi w ogóle już tragikomicznie jak się porówna ile kobieta żyje po przejściu na emeryturę i doda do tego urlopy na dziecko, a ile mężczyźnie zostaje do przeżycia na starość)
- stygmatyzowanie wyglądu mężczyzn, który nie mieści się w oczekiwanym standardzie (przede wszystkim wzrost i łysienie, na które facet nie ma wpływu, za to jakakolwiek krytyka tuszy kobiety spotyka się z zarzutem bodyshamingu, chociaż 90% kobiet może schudnąć bez problemu)
Tyle, że to nieprawda. Jeśli miałbym cytować opinię sędziego, to wolałbym np. sędziego Żurka - znanego i lubianego w Wyborczej. Większość z 60 tys rozwodów (+20 tys zw. nieformalnych i separacji) rocznie to rozwody par mających dzieci, na ogół są to rozwody konfliktowe. Rodzice w sądzie walczą o dzieci, ściślej przeważnie jest tak, że jedno z rodziców stara się uniemożliwić drugiemu normalny kontakt z dzieckiem. Przeważnie jest to matka. W naszym systemie nie opłaca się bowiem porozumieć, bo w przypadku porozumienia sąd mógłby zasądzić opiekę naprzemienną, gdzie rodzice dzielą się obowiązkami i wydatkami. Dlatego tej stronie, która ma większe (>90%) szanse otrzymać dziecko opłaca się eskalować konflikt, w nagrodę dostaje się dziecko i alimenty. System prawa rodzinnego w Polsce jest zgniły do gruntu. Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie wszyscy mężczyźni chcą zajmować się dziećmi. W Szwecji, gdzie opieka naprzemienna funkcjonuje od lat jest to ok. 50%. W Polsce nie da się nawet zrobić dobrej statystyki, bo wielu mężczyzn rezygnuje po kilku pierwszych rozprawach, gdy orientują się, że gra jest ustawiona i nie mają szans. Jednak, całkiem duża grupa walczy do końca. W moim przypadku było to 5 lat, ale bywa dłużej, jeśli oprze się od Strasburg. Jeśli chcesz wiedzieć więcej: prawodziecka.pl - kliknij w zakładke "Dane".
Nigdzie nie piszę, że 90%. Piszę, że w krajach, gdzie ojciec faktycznie ma możliwość wnioskowania o normalny, pełny udział w wychowaniu dziecka także po rozstaniu z partnerką jest to 50% (Szwecja). Na przykładzie krajów skandynawskich widać, że kiedy w prawodawstwie danego kraju pojawi się możliwość opieki naprzemiennej (realna, a nie lipna, jak w Polsce) początkowo wniosków jest kilka procent, potem bardzo szybko rośnie. W Polsce na 80 tys rozstań par z dziećmi rocznie (rozwody: 60 zw. nief.: 20) wniosków o opiekę naprzemienną albo o ustanowienie miejsca zamieszkania przy ojcu jest zdecydowanie więcej niż 1% (tyle faktycznie zasądza się opieki naprzemiennej) + 10% (tyle ojców dostaje miejsce zamieszkania dziecka u siebie, są to niemal wyłącznie sytuacje, gdy matka jest faktycznie niezdolna do zajęcia się dzieckiem). Ministerstwo sprawiedliwości nie jest zainteresowane w zbieraniu statystyk w tej sprawie. Żeby oszacować, w ilu przypadkach rozwodów sądy orzekają opiekę naprzemienną stowarzyszenia ojcowskie musiały same wydobyć te dane z sądów w trybie dostępu do informacji publicznej. Teraz mniej więcej wiadomo. Poza tym: w w naszym małym, głównie warszawskim stowarzyszeniu (prawodziecka.pl) na grupie jest jest ponad 600 osób 9może więcej, bo stale roznie a dawno nie sprawdzałem). A na czym Ty opierasz swoje przekonanie? Na tym, że osobiście nie znsz żadnego ojca, który wnioskował o realną opiekę nad dzieckiem po rozwodzie? Nie uważasz, że perspektywa osobista to za mało, żeby wypowiadać się na tematy społeczne?
****Że niby 99% ojców wnioskuje, żeby dziecko mieszkało z matką? Nie znam ANI jednego ojca po rozwodzie, który się tak zachował.****
To dziwne, że nie znasz żadnego.
Na gorąco, gruntownie przejrzałam internet. Wszystkie źródła podają (kancelarie i osoby zawodowo zajmujące się zagadnieniem), że po rozwodzie zdecydowana większość ojców nie chce mieszkać z dzieckiem i to prawo dobrowolnie ceduje na matki. Postawa zdecydowanej większości ojców jakoś mnie nie zaskakuje ...
Z drugiej strony prawdą jest, że cześć ojców dziwnym trafem swój instynkt ojcowski odkrywa nagle ... po rozwodzie. I tak: wszelkie dane mówią o tym, że w trakcie trwania związku, opieka nad dzieckiem jest na barkach kobiet; a mężczyźni są bardziej skupieni na pracy zawodowej. Więc nie dziwne, że w większości, po rozwodzie, sąd pozostawia dziecko przy matce.
I żeby nie było. Zdaje sobie sprawę, że w jakimś % opieka powinna być przyznana ojcu. Ale to jest stosunkowo niewielki odsetek spraw.
****Ojcowie dostają co drugi weekend, a za chwilę okazuje się, że ten weekend akurat odpada, tamten też, innym razem tylko sobota, itd.****
Na pewno w sytuacjach konfliktowych takie problemy mają miejsce. Pozostaje upominać się o swoje prawa przez sąd.
Jak już odnosimy się do prywatnej wiedzy, to mamy znajomą, która wszelkimi sposobami próbuje nakłonić byłego, aby zainteresował się córką. Przykre, bo ojciec ma dobre relacje z synem; a u córki, w następstwie kiepskiej relacji, wobec ojca pojawiła się postawa skrajnie ambiwalentna. Znajoma wyczerpała wszystkie możliwości - łącznie z terapią, którą ex olał. Sprawa znajdzie finał w sądzie.
Wiec, komentujmy jednak statystki, bo indywidualne przypadki są bardzo różne.
****- kierowany do mężczyzn nakaz pracy do 65 roku życia mimo zdecydowanie krótszego statystycznie życia (...)***
Wiesz, że w tej kwestii feministki są za równouprawnieniem?
****- stygmatyzowanie wyglądu mężczyzn, który nie mieści się w oczekiwanym standardzie (przede wszystkim wzrost i łysienie, na które facet nie ma wpływu, za to jakakolwiek krytyka tuszy kobiety spotyka się z zarzutem bodyshamingu, chociaż 90% kobiet może schudnąć bez problemu)****
Wielu mężczyzn goli głowę niemal do zera lub do zera, a Ty mówisz, że łysiejący mężczyzna jest stygmatyzowany za wygląd?
To co mają mówić kobiety, które na każdym kroku są oceniane za wygląd i wiek? Poleciałeś z tą stygmatyzacją mężczyzn. Byle facet miał poukładane w głowie, to może być łysy jak kolano, dla większości kobiet to żaden problem.
Jeśli chodzi, o wzrost, no cóż, to kwestia kulturowa ... witamy w klubie. ;)
Sorry, źle zaadresowałem post - krytyka nie jest do ciebie. W ramach ekspiacji podaję dane dot. zjawiska alienacji rodzicielskiej, wraz ze źródłami, żebyśmy wiedzieli o czym mówimy:
- Wg MRD GUS za 2018 w poprzedzającym roku 2017 było wszczętych 65257 postępowań rozwodowych i 1569 separacyjnych, które dotykały 56163 dzieci z rozpadających się związków formalnych. Dane dla związków nieformalnych nie są zbierane, można je szacować na podstawie statystyk Min. Sprawiedliwości opierając się na ilości rozpoczętych w 2017 postępowań o ust. kontaktów przed sądami rejonowymi, wynoszącwej15899, co przy znanym wskaźniku dzietności w związkach daje dodatkowo liczbę ponad 20 tys dzieci. Zatem, każdego roku w Polsce rozstający się rodzice unieszczęśliwiają około 70 tysięcy dzieci.
Wg. MRD GUS w przypadku rozwodów władzę rodzicielską sąd zostawia przy obojgu rodzicach w około 50% przypadków, w pozostałych (czyli tam, gdzie rodzice kłócą się tak, że próbują sobie tę władzę wzajemnie ograniczyć) w 92% przypadków powierza ją wyłącznie matkom.
W Polsce jednak to nie władza rodzicielska jest istotna, tylko domicyl, czyli miejsce zamieszkania dziecka. To on decyduje o tym, kto ma faktyczny kontakt z dzieckiem i kto może uniemożliwiać ten kontakt drugiemu rodzicowi, bo takie praktyki są w Polsce praktycznie bezkarne. Domicyl decyduje też o tym, kto dostaje alimenty. W tym przypadku MS ani GUS danych nie zbierają, bo stawiałyby one Polskę w niekorzystnej sytuacji względem kwestii przestrzegania praw człowieka, w tym praw dziecka i konstytucyjnej zasady równości płci. Dane te musieliśmy jako członkowie stowarzyszeń ojcowskich wydobyć sami, zwracając się bezpośrednio do sądów okręgowych w trybie dostępu do informacji publicznej. Dane te są dostępne na stronach Senatu RP tutaj:
senat.gov.pl/gfx/senat/userfiles/_public/k9/komisje/2017/kpcpp/materialy/114/obywatel_0316.pdf
Na podstawie danych, które nadesłano, wiemy, że w Polsce dziecko umieszczane jest przy matce w 90% przypadków, a opiekę naprzemienną zasądza się w mniej, niż 1% przypadków.
Czy, jak chcą niektórzy, jest to efekt tego, że sami ojcowie nie chcą zajmować się dziećmi? Nikt z głoszących ten pogląd nie jest w stanie podeprzeć go danymi, bo tu również ani GUS ani MS żadnych danych nie zbiera. Nikt nie jest zainteresowany zbieraniem statystyk, np. ile składa się wniosków o przyznanie miejsca zamieszkania przy ojcu, albo wniosków o opiekę naprzemienną z powodów, o których wspomniałem wyżej. Na szczęście w tej sprawie niedługo także będziemy mogli opublikować dane pozyskane samodzielnie, na razie popatrzmy na dane dla krajów, w których opieka naprzemienna jest silnie ugruntowana i łatwo dostępna, tj. możliwa do zasądzenia nawet wtedy, gdy była partnerka stara się temu przeciwdziałać. Najbliżej tego jest Szwecja, gdzie ok. 50% rozwodów kończy się orzeczeniem o opiece naprzemiennej i wskaźnik ten sukcesywnie od lat rośnie. Szacujemy, że gdyby w Polsce opieka naprzemienna stała się równie łatwo dostępna, to w ciągu kilku lat ten wskaźnik osiągnąłby 20-30%, a szacunek ten opieramy na ilości członków i sympatyków stowarzyszeń ojcowskich, których w całej Polsce jest kilkaset, a z których każde grupuje od kilkudziesięciu, do kilku tysięcy członków i sympatyków walczących o swoje prawo bycia ojcem, przy sporej rotacji personalnej każdego roku.
Podsumowując: opinia, że w Polsce sądy rodzinne masowo odbierają dzieciom ojców z winy tych ostatnich jest równie prawdziwa jak ta, że ofiary gwałtów zawsze są same sobie winne. W obu przypadkach mamy do czynienia z mową nienawiści, opartą o bigoterie i uprzedzenia, obie opinie powinny być piętnowane i eliminować głoszące je osoby z grona ludzi akceptowanych społecznie.
Trochę trudno porównywać Polskę do Szwecji, bo w Szwecji jednak ojcowie są bardziej zaangażowani w życie dzieci niż w Polsce. I z punktu widzenia prawa (urlopy dla ojców) i mentalności. Piszesz, że nie znasz ojca, który by nie chciał opieki naprzemiennej. Jeśli działasz w organizacji ojców walczących o prawo do opieki nad dziećmi to zrozumiałe - ci co swoimi dziećmi zajmować się nie chcą raczej się do Was nie zgłoszą. Mój mąż akurat jest zaangażowanym ojcem i u nas albo weszłaby w grę opieka naprzemienna albo wręcz dzieci byłyby u niego. Ale niestety jest wyjątkiem wśród znanych mi rodzin. Inni Panowie z przyjemnością zrzucają ciężar roboty związanej z opieka na swoje żony. I potem nie znają swoich dzieci, boja się z nimi zostać sami. Mam koleżankę, która nie może pójść na badanie kontrolne 6 tygodni po porodzie, bo jej mąż twierdzi, że nie jest w stanie zając się dzieckiem sam przez 2 godziny. Inna koleżanka zaproponowała mężowi, żeby wziął chociaż cześć rodzicielskiego urlopu. Odpowiedział: dzieci to jest babska sprawa. Kolejny na wspólnych spotkaniach nie reaguje kiedy trzeba się zając wspólnym dzieckiem (bo np płacze czy marudzi). Po prostu zachowuje się jakby to nie było jego dziecko. Na upomnienia żony, która zamiast pogadać z koleżankami gania tylko za dzieckiem odpowiada: ale co ja mam zrobić jak ona płacze? Ty wiesz co robić, ty się zajmij.
Wiec ty znasz jakiś wycinek świata, a ja znam inny.
Ale w Szwecji też nie zawsze tak było. Doświadczenia różnych krajów wprowadzających opiekę naprzemienną są takie, że początkowo o opiekę naprzemienną stara się kilka procent ojców, potem, z roku na rok jest coraz więcej wniosków. Myślę, że podobnie jest w innych kwestiach, chodzi o popularyzowanie się pewnych wzorców kulturowych. Rozumiem, o czym piszesz. Naturalnie, teraz mam trochę inną perspektywę, ale w tych sprawach, które opisujesz obie strony powinny poważnie porozmawiać o bardziej zrównoważonym podziale obowiązków. Trzeba tylko pamiętać o tym, że modele tego podziału mogą być rozmaite, o ile tylko okażą się akceptowalne dla wszystkich zainteresowanych.
Staram się podchodzić to takich kwestii ostrożnie i nie oceniać, bo to jest zawsze sprawa między dwojgiem ludzi. Niezależnie od naszych indywidualnych doświadczeń, nawet po wpisach pod tym artykułem widać, że jest wiele typów związków. Być może niektóre zbliżają się do ideału. Być może w innych kobiety powinny wymagać więcej. Być może są i takie kobiety, które podświadomie nie chcą bardziej równego podziału obowiązków, bo wewnętrzne uważają dziecko za swoja domenę i chociaż narzekają, to jednak gdy zajmuje się tym facet same czują się niekomfortowo. Być może niektóre próbowały, ale ze złym skutkiem, bo niby ten mąż, czy partner robił co mu kazali, ale w ich subiektywnym odczuciu wszystko robił źle, więc pretensje, kłótnie i frustracja po obu stronach. Być może są też związki, w których zaangażowanie mężczyzny w opiekę nad dziećmi nie kończyło się dobrze, jak widać po naszej dyskusji z koleżanką @Pampa-rampam poniżej. Więc staram się nie oceniać i tylko życzę wszystkim zrozumienia i cierpliwości, bo tak niewiele dzieci dorasta w jednej, pełnej rodzinie....
po pierwsze nie wszystkie matki karmią piersią; po drugie nie trwa to wiecznie; a po trzecie istnieją odciągacze do pokarmu.
W 6 miesiącu życia, w Polsce, tylko 10% dzieci jest karmione piersią, wiec raczej nie jest to główna przeszkoda.
Butlą. Np.ze ściągniętym mlekiem matki ,lecz niekoniecznie. Ważne są chęci. One usuwają wszystkie przeszkody.