Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Statystyki mówią, że nie ma kraju, w którym oboje partnerów dzieliłoby się pracami domowymi po równo. Nawet w krajach skandynawskich, słynących z równouprawnienia, kobiety każdego dnia poświęcają domowym obowiązkom godzinę więcej. W Polsce – prawie dwa razy więcej czasu niż panowie. Gdy oni na gotowanie, sprzątanie czy opiekę nad dziećmi pożytkują nieco ponad dwie i pół godziny dziennie, one zajmują się takimi sprawami niemal pięć godzin każdego dnia. W czasach epidemii jest jeszcze gorzej, bo wiele osób musiało przenieść się z pracą zawodową do domów. Trudniej się tam skupić i oddzielić sprawy służbowe od prywatnych. A pojawiło się mnóstwo nowych obowiązków. W opiece nad najmłodszymi nie pomagają już szkoły i przedszkola. Dzieci trzeba wesprzeć przy nauce zdalnej, a starszym krewnym zrobić zakupy, by nie musieli wychodzić z domu. Obiadu nie da się już zjeść poza domem, więc trzeba codziennie gotować. Te zadania zwykle spadają właśnie na kobiety.

Jednak koronawirus sprawił, że także mężczyźni spędzają w domach więcej czasu i lepiej poznają codzienność swoich partnerek.

Paweł: „Dojrzewam jako pan domu”

Paweł z Warszawy, 36 lat, troje dzieci, żonaty od 12 lat: – Pracuję w firmie eventowej, która zwiesiła działalność, kiedy odwołane zostały wszystkie imprezy masowe. Z dnia na dzień zostałem skierowany na przymusowy urlop. Żona jest specjalistką od promocji i marketingu. Ma więcej szczęścia, bo może pracować zdalnie. Przywiozła do domu firmowy komputer, zorganizowała w sypialni biuro. Zdałem sobie sprawę z tego, że to na niej teraz spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. Poczułem się z tym trochę dziwnie, ale pomyślałem, że powinienem schować męską dumę do kieszeni. Trzeba się cieszyć, że żona może normalnie pracować i zarabiać. Od razu zadeklarowałem, że biorę na siebie wszystkie obowiązki domowe. Dotychczas też robiłem w domu sporo rzeczy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale teraz spaliłbym się ze wstydu, gdyby żona pracowała zawodowo i jeszcze musiała sprzątać czy gotować, a ja byłbym bezużyteczny.

Zresztą szybko się okazało, że żona i tak nie ma czasu na nic. Całymi dniami siedzi przed komputerem, odbiera telefony nawet późnym wieczorem. Przejście w tryb pracy zdalnej sprawiło, że granice między czasem pracy a czasem wolnym zupełnie się zatarły. Szef i kontrahenci też pracują z domów. Mają świadomość, że żona jest w zasięgu służbowego komputera i telefonu o każdej porze dnia i nocy, więc nie krępują się prosić ją o różne rzeczy niezależnie od tego, która jest godzina. A żona, wiadomo, nie odmówi, bo jak wszyscy boi się o pracę.

Mamy troje dzieci. Przed epidemią czteroletni Janek chodził do przedszkola, siedmioletni Kuba i dziewięcioletni Julka uczyli się w podstawówce. Teraz muszę przygotowywać im posiłki, organizować zabawę, a w przypadku starszej dwójki – pomagać w lekcjach. Dzieci w tym wieku są bardzo absorbujące. Hałasują, sprzeczają się, ciągle o coś pytają i czegoś chcą. „Tato, a gdzie jest moja spinka do włosów z Elsą?”, „Daj mi, proszę, chrupki kukurydziane”, „Posmaruj mi naleśnika dżemem, ale nie tym z lodówki, tylko truskawkowym”, „Znajdź mi szmatki, bo pani kazała zrobić wyklejankę z różnych tkanin”. „Skąd ja to wszystko wezmę? Gdzie mam tego szukać?” – pytam z rozpaczą. A dzieci na to: „Mama będzie wiedziała, zapukajmy do niej”.

Robi mi się wstyd, że tak właściwie nie znam swojego mieszkania. A żona zawsze to wszystko ogarniała.

Ktoś powie: to sytuacja wyjątkowa. Przed epidemią dzieci chodziły do szkoły i przedszkola, żona do biura. Nie miała ich cały dzień na głowie. Ale przecież bywały tygodnie, gdy dzieci chorowały – zazwyczaj cała trójka naraz – i żona siedziała z nimi na L4. A gdy ja przychodziłem z pracy, obiad stał na stole, a mieszkanie było posprzątane. Gdy dzieci chodziły do szkoły i przedszkola, przeważnie z zajęć odbierała je żona, bo pracuje bliżej i szybciej mogła dojechać. Po drodze robiła zakupy, potem ja odgrzewałem obiad, a ona gotowała coś na następny dzień. Ja ładowałem zmywarkę, wynosiłem śmieci, w sobotę całą rodziną robiliśmy generalne porządki, ale to żona dowodziła, prowadziła nas niemal za rękę.

Teraz staram się, jak mogę. Robię zakupy, sprzątam. Naprawdę nie wiedziałem, że nasza pralka ma specjalną funkcję opóźnienia startu prania. Nie zauważyłem, że ją wybrałem, i gdy bęben nie zaczął się kręcić, myślałem, że pralka się popsuła.

Dorastam jako mąż i pan domu. Gdyby nie epidemia, moja żona pewnie nadal miałaby pod opieką czworo dzieci, w tym mnie: 36-letniego chłopczyka.

Tomasz: „Kupiłem żonie voucher do kosmetyczki”

Tomasz z Katowic, 38 lat, dziewięcioletnia córka, żonaty od dziesięciu lat: – Żona jest nauczycielką w liceum. Wciąż mówi się, że to zawód, w którym pracuje się zaledwie osiemnaście godzin w tygodniu, do tego są ferie i wakacje.

Kiedy lekcje w szkołach zostały zawieszone, siostra powiedziała mi: „Wam to dobrze. Magda będzie mieć wolne, nie będziecie mieć problemu z opieką dla Helenki”. Nie miała pojęcia, o czym mówi.

Jestem urzędnikiem. Wprowadzono nam rotacyjny system pracy, to znaczy, że co drugi dzień muszę być w biurze. Kiedy jestem w domu, widzę, jak ciężko pracuje moja żona. Przed ósmą włącza komputer, wysyła uczniom materiały edukacyjne i zadania. Robi śniadanie córce, drukuje zadania, które przysłała nauczycielka Helenki, wyjaśnia, jak należy je zrobić. Potem łączy się z uczniami przez Skype’a. Żona uczy angielskiego, zatem nie może prowadzić lekcji tylko opierając się na e-mailach. Stara się robić wirtualne konwersacje, ale grupowo to nie za bardzo wychodzi, więc łączy się z uczniami tylko po dwie, trzy osoby naraz. To oczywiście zajmuje o wiele więcej czasu, ale żona mówi, że łączenie się z piętnastką uczniów jest bez sensu, bo robi się chaos.

Po południu żona robi sobie przerwę, by przygotować obiad. Gdy jestem w domu, pomagam: obieram ziemniaki, kroję warzywa. Ogarniam też sprzątanie. Ale gdy mnie nie ma, żona radzi sobie sama. Ja w drodze z pracy robię tylko zakupy. Po obiedzie żona sprawdza prace Helenki, wysyła je do nauczycielki. Potem sprawdza prace, które przysłali jej uczniowie i układa zadania na następny dzień.

Poza tym żona musi codziennie raportować dyrektorowi, co danego dnia zrealizowała – nie tylko z maturzystami, ale też z młodszymi klasami. Cały czas odbiera telefony lub odpisuje na maile od zaniepokojonych rodziców.

Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak, kiedy premier ogłosił, że zajęcia w szkołach pozostaną zawieszone co najmniej do 26 kwietnia. To oznacza, że maturzyści, dla których rok szkolny kończy się 24 kwietnia, nie wrócą już do szkół, a żona musi im zdalnie wystawić oceny na koniec roku. Każdemu zależy, by były jak najwyższe, bo wciąż nie wiadomo, czy matury się odbędą, a jeśli tak, to w jakiej formule. Minister edukacji powiedział, że być może odwołane zostaną ustne, ale coraz więcej uczelni deklaruje, że jest gotowa przeprowadzić rekrutację na studia nawet bez wyników matur na podstawie konkursu świadectw. Maturzyści piszą więc i dzwonią z prośbą o możliwość zrobienia dodatkowych zadań czy udzielenia ustnych odpowiedzi przez Skype’a, żeby podnieść sobie ocenę. Cały czas przygotowują się też do matury, która, jak wiemy, ma się dobyć najwcześniej w drugiej połowie czerwca. Wszystko więc wskazuje na to, że żona nadal będzie z nimi pracować przez kolejne tygodnie, choć formalnie będą już absolwentami.

Ale żona ma olbrzymie poczucie odpowiedzialności. Niestety, dla naszej córki prawie nie ma czasu, a Helenka spędza czas, bawiąc się sama i oglądając bajki.

Zastanawiałem się, jak mogę moim kobietom wynagrodzić ten trudny czas, ale w czasie epidemii nie mogę przecież nawet nigdzie wyciągnąć ich z domu, żeby odpoczęły.

Zamówiłem ostatnio pizzę, żebyśmy mogli zjeść coś przyrządzonego poza domem. Żonie kupiłem też voucher do kosmetyczki. Skorzysta, gdy epidemia się skończy.

Rafał: „Otwieram zamrażarkę, a tam pusto”

Rafał z Mikołowa, 28 lat, w związku od dwóch lat. – Moja partnerka jest pielęgniarką w szpitalu. Przywykłem do jej nocnych dyżurów i do tego, że wraca wykończona nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Bardzo przeżywa, gdy ktoś na jej dyżurze umrze albo kiedy pacjenci mają pretensje, że za rzadko zagląda. A ona ma pod opieką tylu chorych, że po prostu nie nadąża. Jednak to, co dzieje się teraz, to koszmar. Moja partnerka pracuje w szpitalu jednoimiennym, który przyjmuje tylko zakażonych koronawirusem.

Zdecydowała, że nie będzie wracać do domu, żeby mnie nie narażać, i przeprowadziła się do hotelu, który oferuje darmowe miejsca personelowi szpitala zakaźnego. Stamtąd ma też łatwiejszy dojazd do pracy i może pospać pół godziny dłużej, a teraz każdy kwadrans snu jest dla niej ważny. Rozmawiamy przez telefon i przez Skype’a. Widzę, jak jest zmęczona. Martwię się, by stres i przepracowanie nie odbiły się na jej zdrowiu. Podziwiam ją za to, że przedkłada dobro pacjentów nad własne, ale czasem mam już dość. Wolałbym, żeby pracowała w mniej wyniszczającym zawodzie.

Odkąd się wyprowadziła, przekonałem się też, jak wiele rzeczy robiła w domu, choć dotąd wydawało mi się, że obowiązkami dzielimy się sprawiedliwie. Gdy jestem sam nie gotuję obiadów, ale chciałem odgrzać sobie jakąś mrożonkę w mikrofali.

Otwieram zamrażarkę, a tam pusto. Nikt nie przypomniał mi, żebym zrobił zakupy.

Zapomniałem też zrobić na czas przegląd techniczny wspólnego auta. To zawsze moja dziewczyna pilnowała terminów. Kiedy tylko wróci, przywitam ją bukietem kwiatów i powiem jej, że naprawdę jest niezastąpiona.

Piotr: „Żona nie siedzi, tylko pracuje”

Piotr, 43 lata, Będzin, żonaty od 12 lat: – Żona ma pracę, którą może wykonywać w domu. Ja muszę chodzić do biura, ale kiedy zamknięte zostały szkoły i przedszkola, postanowiłem przejść na zasiłek opiekuńczy. Na szczęście syn ma sześć lat, więc mogłem z tego skorzystać. Ktoś może zapytać: a po co, skoro żona i tak siedzi w domu? Otóż ona nie siedzi, tylko pracuje. I to bardzo ciężko. Całymi dniami przed komputerem, pod telefonem. Czasem, gdy syn był chory i nie mógł pójść do zerówki, godziła pracę z opieką nad nim. Ale tak można funkcjonować kilka dni, góra tydzień. A przecież szkoły i przedszkola zamknięte są już od miesiąca i nie wiadomo, jak długo jeszcze.

Dlatego było dla mnie oczywiste, że wezmę zasiłek opiekuńczy. To okazja, żeby pobyć razem z synem, wspólnie pomajsterkować, czegoś go nauczyć.

Dodatkowo, siedząc w domu, chronię siebie i rodzinę przed zakażeniem. W pracy na co dzień miałem kontakt z wieloma osobami z zewnątrz, dojeżdżałem autobusem. Nie wyobrażam sobie, że miałbym codziennie wracać do rodziny, nie wiedząc, czy nie wiozę im wirusa.

Mirosław: „Podziwiam ją za zapał”

Mirosław z Gliwic, 65 lat, żonaty od 39 lat: – Zostaliśmy odcięci od możliwości spotkań z ludźmi, długich spacerów, wypadów do kina. Żona zawsze była aktywna, nie lubiła bezczynności. Przez pierwsze dni nie mogła znaleźć sobie miejsca. I nagle oznajmiła, że będzie szyć maseczki dla szpitali. Przeczytała o takiej akcji w internecie. Wyciągnęła z szafy resztki różnych materiałów, maszynę. Tak się rozkręciła, że gdy materiałów jej zabrakło, poprosiła, byśmy pojechali po nowe. W mieście uruchomiono punkt, w którym wolontariusze szyjący maseczki mogą dostać za darmo materiał fundowany przez sponsorów.

Jestem pod wrażeniem zapału żony. Codziennie po śniadaniu siada do maszyny i szyje. Raz w tygodniu zawozimy maseczki do kawiarni, z której są rozwożone do szpitali.

Podziwiam żonę za jej inicjatywę. Wiele osób w czasie epidemii siedzi i narzeka na nudę. Popadają w marazm. Z moją żoną to niemożliwe.

***

Czułość i wolność. Budujmy równowagę w relacjach

Od 18 kwietnia zaczynamy akcję społeczną Kulczyk Foundation, Wysokich Obcasów i Gazety Wyborczej. Przez osiem kolejnych tygodni z uwagą i czułością będziemy przyglądać się rodzinnym relacjom, które w tym trudnym czasie są szczególnie ważne, a ich uporządkowanie – niezbędnego do tego, by z nową energią tworzyć świat po pandemii. Będziemy rozmawiać o lękach, które towarzyszą wielu z nas, o podziale obowiązków i pomysłach na to, jak przygotować siebie i swoich najbliższych na nowy świat.

kulczykfoundation.org.pl

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.