To, co zakładamy, idąc do pracy, zależy oczywiście od branży, firmy czy piastowanego stanowiska. Ale poza kontekstem miejsca liczy się też osobowość, bo ściśle związany z modą styl jest zawsze czymś indywidualnym. Moda nieustannie ewoluuje. Na przestrzeni dziesięcioleci zmieniały się również trendy obowiązujące w sferze biznesu i polityki.

W latach 20. ubiegłego wieku biurowe stroje kobiet były bardzo formalne, utrzymane w stonowanych, raczej ciemnych kolorach. Panie prezentowały wówczas nieco „chłopięcy” wygląd, a dodatkowo często nosiły krótsze włosy. Obowiązkowym elementem ich szaf były koszula i prosta spódnica sięgająca do połowy łydki. Firmowy dress code kolejnej dekady upłynął zaś pod znakiem elegancji, ale z większym podkreśleniem kobiecych kształtów. Wtedy garderoba pań nabrała też kolorów – zaczęła mienić się pastelami. Pracowniczki biurowe akcentowały swój outfit dodatkami typu kokardki czy naszyjniki.

Podkreślanie talii przez panie było modowym manewrem ochoczo uskutecznianym także w latach 50. i 60. Z każdym kolejnym dziesięcioleciem barwy strojów do pracy nabierały intensywności, a ubrania zdobiły coraz odważniejsze wzory. Nowym elementem wdrożonym do biurowych stylizacji były również - mniej formalne - klasyczne, rozpinane sweterki.

Po znanych z minimalizmu latach 60. nastąpiły kolorowe, swobodne lata 70., czyli czas amerykańskiej rewolucji seksualnej. Ta dekada wniosła więcej swobody do biurowego dress code’u. Kobiety i mężczyźni korzystali z hippisowskich inspiracji, na przykład zakładając tzw. dzwony, czyli spodnie z rozszerzonymi nogawkami, oraz dłuższe marynarki. Już wtedy noszenie spodni stało się dla pań symbolem walki o równość.

Styl korporacyjny

Styl zwany korporacyjnym zawitał i ukształtował się w świecie biznesu dekadę później, w czasie świetności Wall Street. Mówiąc o nim, nie można nie wspomnieć o pojęciu zwanym „power dressing”. Trend ten narodził się pod koniec lat 70., ale dopiero w kolejnym dziesięcioleciu na dobre przyjął się w przestrzeni zawodowej, zwłaszcza w biznesie i polityce.

Kobiety, nastawione na sukces i wkraczające w zdecydowanie męski świat, strojem manifestowały swoją niezależność i dodawały sobie pewności siebie w sferze zawodowej. Odpowiedni ubiór, w którym czerpały z typowo męskiego dress code’u, był pozawerbalnym komunikatem siły i poniekąd narzędziem umożliwiającym zdobycie wysokiej pozycji w środowisku pracy.

Dlatego też często nazywa się go stylem kobiety sukcesu. Istotnym elementem garderoby pań były wówczas marynarki z poduszkami, które mocno akcentowały i powiększały ramiona. Przykładem dobrze oddającym zjawisko „power dressingu” tamtych czasów były kostiumy bohaterki filmu „Pracująca dziewczyna” granej przez Melanie Griffith.

Próby upodobnienia się z wyglądu do mężczyzn zauważalne były zwłaszcza w polityce, na co zwraca uwagę w książce „Kobiety i władza. Manifest” filolożka klasyczna Mary Beard. Władza to również sfera zawodowa zawłaszczona i zdominowana przez lata przez mężczyzn. Styl ubioru, w którym polityczki starały się naśladować facetów, był - tak samo jak na przykład praca Margaret Thatcher nad obniżeniem tembru głosu - elementem taktyki świadomie obieranej przez kobiety.

Współczesny „power dressing” vs dres(s) code

Wejściu w nowe tysiąclecie towarzyszył w modzie biznesowej powrót do minimalizmu – garniturów i marynarek w stonowanych kolorach. Znów zaczęły dominować proste kroje, a nowoczesny „power dressing” nieco zmienił swoją charakterystykę. Współczesne kobiety sukcesu wprowadziły do niego więcej wyrazistych, mocnych kolorów. Dziś zdecydowanie częściej, zamiast naśladować męski styl, podkreślają kobiecość i budują swoją wizualną tożsamość. Nie muszą nikogo udawać, bo wiedzą, że mają prawo być tam, gdzie są. 

Obecnie dyskusje na temat korporacyjno-biurowego stylu ustawia epidemia koronawirusa. Narzucona przez rządy społeczna izolacja wymogła pracę zdalną, a pracownicy w domowych warunkach postawili przede wszystkim na wygodę. Eksperci nie mają wątpliwości, że rynek mody przejdzie przez to dużą przemianę. Jedni są zdania, że być może – nomen omen –  „poluzujemy krawacik” i dress code biurowy stanie się mniej formalny (takie przewidywania pojawiały się już zresztą kilka sezonów wcześniej). Inni podpierają się wynikami badań wskazującymi, że formalnie ubrani ludzie wzbudzają większe zaufanie, więc pracodawcy nie zdecydują się na odejście od tego wymogu. Jak będzie – zobaczymy. Póki co wypada napisać, że trendem w modzie biurowej, który zdominował początek trzeciej dekady XXI wieku, jest… dres.