Filolożka klasyczna Mary Beard w książce „Kobiety i władza. Manifest” koncentruje swoje rozważania wokół kulturowego modelu silnej osoby, który – jak podkreśla – nadal pozostaje zdecydowanie męski. „Jeśli zamkniemy oczy i spróbujemy przywołać w wyobraźni wizerunek prezydenta lub (…) profesora, to większość z nas nie ujrzy kobiety” – pisze Beard, zaznaczając, że nie mamy modelu określającego, jak wygląda władcza kobieta. Zdaniem filolożki żakiet, a zwłaszcza spodnie są dla wielu światowych polityczek – od Angeli Merkel po Hillary Clinton – elementem taktyki „w dążeniu do upodobnienia się z wyglądu do mężczyzny”.

Zachowawczość polskich polityczek

- My, jako naród, bardzo demonizujemy modę, obawiamy się jej. Zatem nic dziwnego, że temat ten nie znajduje przełożenia na styl ubioru, również polityczek w naszym kraju – ocenia Karolina Domaradzka. Jej zdaniem nie ma stylu bez mody i nie ma mody bez stylu. – Jeśli chodzi o polskie polityczki, to ten styl niestety kompletnie rozmija się z modą – dodaje.

Domaradzkiej trudno jest wskazać na polityczkę, której modowe wybory mocno wyróżniają się na tle innych. Styl rodzimych posłanek określa jako staromodny i nie na miarę XXI wieku. – Polskie polityczki są bardzo zachowawcze i kompletnie nie mają na siebie pomysłu. Nie przywiązują wagi do tego, co mają na sobie, a moim zdaniem to błąd – mówi stylistka, a na podparcie tych słów przywołuje niemal bliźniacze stylizacje, w jakich zaprezentowały się na audiencji u papieża Franciszka Beata Szydło i Beata Kempa.

- Ja nie oczekuję od nich, by interesowały się modą, ale jednak pewna reprezentatywność i to, jak się ubierają polityczki, powinno w tym zawodzie iść w parze z czynami – stwierdza Domaradzka. 

Modowe „grzeszki” z sejmowych korytarzy

Na stylizację powinno się patrzeć jak na całość, w której współgrają ze sobą poszczególne elementy. O tym zdają się zapominać – lub nie wiedzieć – polskie polityczki. Dodatki to zdecydowanie słaby punkt w wizerunkach naszych politycznych reprezentantek. 

- Stylizacja to nie jest tylko garsonka, garnitur czy koszula ze spodniami. To są części garderoby i inne składowe, czyli dodatki, fryzura czy makijaż. To wszystko powinno być kompatybilne. I podkreślmy: nie mówimy tu o cechach fizycznych kobiet – tłumaczy Domaradzka i dodaje – Co druga polityczka w Polsce nosi szal wiązany pod szyją jako tzw. komin. Nie wiem, jaką to ma spełniać funkcję. Do tego naszyjniki, które kompletnie do niczego nie pasują i paski, które często są umiejscawiane wysoko pod biustem. To jedna z zasad stylizacji ubioru, która ma niby wizualnie wyszczuplić, ale niestety często mija się z celem i wygląda źle.

W pamięć ludzi i polskich stylistek z pewnością zapadł element garderoby, który Beata Szydło chciała uczynić swoim znakiem rozpoznawczym, czyli broszka. Niestety równie często jak jej garsonki, zdobiła prześmiewcze memy krążące po sieci. Domaradzka nie uważa, by sam pomysł był nietrafiony. Według niej zabrakło przemyślenia i – znów – całościowego spojrzenia na stylizacje byłej premierki. – Ta broszka była tam przypinana na siłę, bardzo często do nie za fajnych garsonek i zestawów w dziwnych kolorach. Przykuwała uwagę, ale nie w pozytywny sposób – mówi stylistka.

Domaradzka ubolewa nad faktem, że polskie polityczki zdecydowanie bardziej skoncentrowane są na próbach poprawienia swojego wyglądu czy figury, co ostatecznie rzadko współgra z efektem końcowym. 

Kto się wyróżnia?

Za najbardziej stylową kobietę w polskiej polityce Domaradzka uznaje posłankę PiS, Marzenę Machałek. – Ma klasę i styl. Jej stylizacje są nie tyle dopracowane, co po prostu ciekawe i reprezentatywne. Zawsze ma ładnie podkreśloną fryzurę, umiejętnie dobrane dodatki. Nosi piękne, nowoczesne zestawy. To nie są staromodne garsonki. Radzi sobie świetnie i widać, że przywiązuje wagę do tego, jak wygląda, a zawsze wygląda dobrze – chwali stylistka.

Wśród młodszych polityczek Domaradzka wyróżnia styl posłanki Koalicji Obywatelskiej, Aleksandry Gajewskiej. – Świetnie ubiera się w życiu prywatnym, ale przełamała też ten sejmowy dress code. Zaczęła sięgać po garnitury, ale nie takie, jakie widywaliśmy do tej pory, tylko te o bardziej rozluźnionym kroju. Widać, że jest nowoczesną polityczką i zwraca uwagę na to, w jaki sposób prezentuje się podczas wystąpień publicznych – ocenia stylistka.

Choć Jolanta Kwaśniewska pełniła funkcję pierwsze damy, to zdaniem Domaradzkiej była wówczas najmodniejszą i najbardziej stylową kobieta w polskiej polityce. - Do dziś się ją pamięta, a minęło już wiele lat. Kiedy przypominam sobie jej stylizacje, to one robią wrażenie. To się pamięta, a taki powinien być styl.

Styl jest dobry, kiedy zaciekawia nie tylko z perspektywy poczucia estetyki, ale kiedy możemy go zapamiętać i robi na nas wrażenie. Taka była Jolanta Kwaśniewska – wspomina Domaradzka.

Dobre wzorce ze świata

Jeśli więc polskie polityczki mają do odrobienia lekcję ze stylu, to z których kobiet powinny czerpać inspirację? - Nancy Pelosi jest moim zdaniem najlepiej ubraną polityczką na świecie. To jest ikona mody. Światowe media często porównują ją do Anny Wintour. Potrafi wprowadzać do garderoby podobne modowe rozwiązania, ale jednak klasyczne, takie, które zapoczątkowała Jackie Kennedy: duże okulary, obszerne płaszcze, garnitury, żywe kolory, piękne dodatki. Ona udowadnia, że moda nie zna granic i mimo wieku przez wielu jest uważana za najbardziej stylową polityczkę świata – zachwyca się Domaradzka.

Pelosi, która jest spikerką Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych w swoich stylizacjach często stawia na total look i nie boi się żywych kolorów. To element, którego brakuje w polskiej polityce. I choć próbowała go wprowadzić premierka Szydło, zakładając żółtą garsonkę, to zdaniem Domaradzkiej nie był to trafiony komplet.

Na arenie międzynarodowej Domaradzką zachwyca również Theresa May. Wspomina zwłaszcza stylizację, którą była premierka Wielkiej Brytanii zaprezentowała w 2018 roku podczas kolacji w Pałacu Blenheim z udziałem Donalda Trumpa. - Założyła wówczas czerwoną wieczorową sukienkę, czerwone czółenka i śliczną biżuterię. Wtedy też świat zobaczył ją od innej strony. To pokazało, że podchodzi z dbałością do stylizacji. Dała się zapamiętać, przykuwała wzrok – ocenia stylistka.

Na uznanie w profesjonalnych oczach Karoliny Domaradzkiej zasłużyła także ministerka spraw zagranicznych Pakistanu, Hina Rabbani Khar, która jej zdaniem umiejętnie prezentuje  tamtejszy strój narodowy - szalwar kamis. – Ona potrafiła z tego stroju zrobić bardzo elegancki zestaw. Często przyozdabia go stylowymi atrybutami, jak duże okulary à la Jackie Kennedy. To dodaje modowego sznytu. Do tego przepiękne buty i torebki. Mimo że nosi strój narodowy, dobierając odpowiedni kolor i dodatki, stała się dla świata zachodniego ikoną mody – podkreśla Domaradzka.

Zwraca przy tym uwagę, że garsonka, którą tak upodobały sobie polskie polityczki, również mogłaby zachwycać, gdyby „uważniej podchodziło się do stylizacji i mody, a nie tylko do tego, żeby sobie ubraniami poprawiać sylwetkę czy urodę”.

Przekaz zakodowany w stroju

Brytyjska królowa Elżbieta II słynie z tego, że kapeluszami – które są jej znakiem rozpoznawczym – potrafi podkreślić szacunek dla innych krajów czy kultur. W 2017 r. głośno komentowany był wybór nakrycia głowy, w jakim monarchini wystąpiła podczas wygłaszania mowy tronowej otwierającej nową sesję brytyjskiego parlamentu. Kapelusz kolorystycznie i kompozycyjnie przypominał flagę Unii Europejskiej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że królowa zamanifestowała w ten sposób swoje poglądy na temat brexitu.

Przykładów takich pozawerbalnych sygnałów ukrytych w stroju nie brakuje na rodzimym podwórku. Podczas uroczystości zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy na drugą kadencję posłanki opozycji zaprezentowały się w jednobarwnych stylizacjach, które razem, w odpowiedniej konfiguracji, ułożyły się w kolory tęczy. Był to znak solidarności polityczek z mocno atakowaną ostatnio w Polsce – również przez prezydenta – społecznością LGBT+.

Te jednorazowe akty, choć niosą się echem, mają charakter raczej doraźny, są zamanifestowaniem niezgody. Przykładem polityczki, której modowe wybory składają się na chęć zdefiniowania na nowo obecności kobiet w polityce, jest m.in. Alexandria Ocasio-Cortez. O tej 30-letniej członkini Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych było ostatnio głośno, kiedy w płomiennym przemówieniu nie tylko opisała seksistowskie obelgi rzucane pod jej adresem przez republikańskiego kongresmena Teda Yoho, ale i dała światu cenną lekcję kultury i szacunku.

Śliczna Ocasio-Cortez daje się poznać jako przebojowa działaczka, ale zwraca uwagę również dbałością o stylizację, co nie uchodzi uwadze Karoliny Domaradzkiej. – Reprezentuje bardzo nowoczesne podejście do mody, warto brać z niej przykład i się nią inspirować – mówi stylistka i dodaje – Ona stawia na silne zaznaczenie swojej pozycji, jest bardzo pewna siebie, ma określone przekonania i to widać. Stawia na kolory, nie boi się malować ust czerwoną szminką, która przez wielu mężczyzn, i nie tylko, wciąż odbierana jest stereotypowo.

Przykład Alexandrii Ocasio-Cortez pokazuje więc coś więcej – że bycie kobietą w polityce nie musi oznaczać chowania swojej kobiecości za garniturem w ciemnym kolorze. Młoda kongresmenka manifestuje swoje prawo do tego, by wyrażać siebie taką stylizacją, na jaką ma ochotę. Bo czy kobiety – którym przecież tak samo jak mężczyznom należy się miejsce w polityce – nie powinny wejść do niej z całym dobrodziejstwem kobiecego inwentarza?

Torebka, która terroryzowała ministrów

Mistrzynią obracania typowo kobiecego atrybutu w siłę była premierka Wielkiej Brytanii, Margaret Thatcher. Mary Beard w swojej książce podaje ją jako przykład tej, której udało się wspiąć po szczeblach władzy, a nie ograniczyła się wyłącznie do „małpowania swoistych męskich zachowań”. Thatcher sens symbolu osłabiającego kobiecy autorytet obróciła na swoją korzyść. Tak, dobrze myślicie – chodzi o jej słynną czarną torebkę. Polityczce udało się „ów dodatek postrzegany stereotypowo jako najbardziej kobiecy z kobiecych zamienić w czasownik władzy politycznej: <otorebkować>>”. W 2011 roku torebka ta (marki Asprey) trafiła na aukcję, a podpisano ją wówczas mianem „torebki, która terroryzowała ministrów”.

- Jeżeli mówimy o dążeniu do równouprawnienia, to bezcelową jest próba upodabniania się do mężczyzn czy dostosowywania się do męskiego kanonu. Odpowiednia stylizacja może być dobrym punktem wyjścia, by tę obecność zaznaczyć – twierdzi Karolina Domaradzka i dodaje – Kobiety w polityce powinny przestać bać się podkreślać swoją kobiecość. Nie może być tak, że polskie polityczki boją się użyć kobiecych atrybutów, bo zostaną sklasyfikowane w konkretny, seksistowski sposób.

Zdaniem stylistki brak chęci polskich polityczek do wyjścia poza schemat podyktowany jest uzależnieniem od opinii innych. – Mimo to polecam kobietom spróbować, bo kiedyś musi nastąpić ten przełom. Odbiorcę trzeba przyzwyczaić do pewnych rozwiązań – przekonuje Domaradzka.