Z bliżej nieznanych przyczyn niemal całkowicie wymazana z historii strajku w sierpniu 1980 roku.

Zaledwie 19-letnia wówczas Ewa Ossowska była obecna w stoczni przez cały czas trwania protestu. Kluczowy był jego trzeci dzień, kiedy to po pewnych ustępstwach ze strony władzy Lech Wałęsa zamierzał skończyć strajk. Na to nie chciały się zgodzić kobiety, które uważały, że dalszy protest jest obowiązkiem stoczniowców wobec innych środowisk, które na nich liczą. Ossowska wraz z Anną Walentynowicz oraz Aliną Pienkowską zamknęły trzy bramy stoczni i nie pozwoliły robotnikom jej opuścić.

Przełomowym momentem w budowaniu opozycyjnej tożsamości była dla niej lektura numeru „Bratniaka”, pisma Ruchu Młodej Polski. Wtedy Ewa Ossowska znalazła adres Lecha Wałęsy. Okazało się, że mieszka nieopodal niej. Choć miała rocznego syna, roznosiła „bibułę”, potem opozycyjne publikacje przychodziły do kiosku, w którym pracowała, i tam zajmowała się ich sortowaniem i dystrybucją.

Gdy wybuchł strajk, Ewa Ossowska organizowała jedzenie dla stoczniowców, ale myliłby się ten, kto sądziłby, że była kobietą z zaplecza do robienia kanapek bohaterskim mężczyznom. Szwedzka dziennikarka Mika Larsson, która przyjechała do Gdańska rozmawiać z protestującymi, wspomina Ewę Ossowską jako osobę obdarzoną wielką charyzmą: „Miała zaskakujący autorytet, tak jakby wrodzony. (...) wiedziała od razu, co w każdym momencie robić. I robiła! Kiedy mówiła do tłumu przez megafon, nikt nie myślał o jej młodym wieku (...). Jakoś instynktownie wiedziała, jak u nich budzić poczucie solidarności i poczucie siły. W niej była odwaga”.