Fio

„Fio, jest robota w Gdańsku, chcesz jechać?” – artystka z Warszawy odbiera wiadomość na Facebooku. Z dziewczynami z RedSheels poznaje się przy pracy nad muralem przedstawiającym Zofię Stryjeńską na bloku przy ul. Kazury na Ursynowie. Potem są kolejne zlecenia – „Szklarynka” na MDK-u w Wołominie czy Jolanta Wadowska-Król w Katowicach.

Fio, współautorka muralu 'Kobiety Wolności'Fio, współautorka muralu 'Kobiety Wolności' Fot. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl

Fio maluje, bo kocha sztukę ulicy. Gdy chwyta pędzel za pierwszym razem, strasznie się „jara”. Przecież Stryjeńska to jej ulubiona malarka. A do tego dzieło powstaje w dzielnicy, w której mieszka – gdy artystki skończą pracę, mieszkańcy będą bili im brawa.

Od kilku tygodni Fio większość czasu spędza na gdańskiej Strzyży. I nadal się jara.

– Dziewczyny, z którymi tu jestem, są świetne, super się z nimi pracuje. To jedna z lepszych ekip, z jakimi malowałam – cieszy się.

Pod przystankiem PKM Strzyża strasznie wieje. W składziku Fio znajduje kawałek niebieskiego płótna, którym się opatula. Potem będzie się śmiała, że jest jak „Matka Boska Muralowa”.

Pracuje akurat przy pierwszym filarze. Maluje motyw z rozpakowywaniem paczek, które przyszły z pomocą dla strajkujących. Widać na nim Halinę Słojewską, aktorkę, działaczkę opozycji antykomunistycznej. Ale Fio ma inny ulubiony fragment „Kobiet Wolności”.

– To aktorka Teatru Wybrzeże Elżbieta Goetel-Dąbkowska. Wygląda jak kosmitka, jest jakaś inna. Dobrze mi się ją malowało. To również przez kolory. Ten niebieski jest jakby z innego świata. Poza tym pędzel dobrze szedł w tych kolorach. To kwestia farb, każda kryje inaczej – opowiada.

Marta

Zanim Marta obroni dyplom na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych na kierunku malarstwo, skończy malować mural.

Pewnego dnia trafia na wydziale na plakat z ogłoszeniem: „Poszukujemy malarek, które będą tworzyły mural”. Myśli: „Fajna sprawa”.

Marta, współautorka muralu 'Kobiety Wolności'Marta, współautorka muralu 'Kobiety Wolności' Fot. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl

– Malarstwo to bardzo osobista rzecz. Siedzisz z płótnem, sam na sam. Brakowało mi interakcji z ludźmi. Pomyślałam, że to dobra okazja, żeby malować wspólnie – opowiada Marta.

Lubi projekt, nad którym pracuje. Jest atrakcyjny, kolorowy i wabi. Cieszy się też, bo wreszcie może zrobić coś w mieście. Prace, które robią na uczelni, ogląda niewiele osób.

– Przy muralu można poćwiczyć precyzję, projekt jest bardzo dokładny. Nie ma tu miejsca na własne interpretacje. Trzeba trzymać się wyznaczonych kolorów i kształtów. Ale praca nad muralem jest uspokajająca – dodaje.

Dorota

Przy innym przęśle Dorota drugi dzień maluje powielacz i radio. Artystka lubi malować murale. Lubi to, bo są w miejscach publicznych, dzięki czemu zawsze jest jakaś interakcja, ludzie podchodzą choćby z ciekawości. To ma dla niej znaczenie.

– Czuję wtedy, że jest to ważne dla tego miejsca, dla tych ludzi – mówi. – Kiedyś malowałam mural w Sopocie – „Turystkę”. Do tej pory dostaję sygnały, że są tacy, którzy go uwielbiają. Wtedy się cieszę.

Ale bywa, że Dorota także płacze. Np. gdy pewnego dnia do dziewczyn podchodzi mężczyzna, przygląda się ich pracy, roni łzy, bo na muralu rozpoznaje swoją żonę. One też wtedy płaczą. Nie ma szans wymienić choćby słowa, tylko zdjęcia sobie robią.

Dla Doroty ma znaczenie, że maluje akurat „Kobiety Wolności”. Bo kobiet nie docenia się w historii, bo jest za mało opowiedzianych ich losów, bo niewiele wiemy o tym, czego udało im się dokonać.

Dorota, współautorka muralu 'Kobiety Wolności'Dorota, współautorka muralu 'Kobiety Wolności' Fot. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl

– Uświadomiłam sobie, że nie znam większości kobiet „Solidarności”. Coś w tym jest, że niewiele się o nich mówi – twierdzi. I przyznaje: – Nie wszystkie postaci, które maluję, lubię. Do kogoś mi bliżej, do kogoś dalej.

Stosunek emocjonalny ma znaczenie. Gdy ma się sympatię, maluje się z większą czułością. Choć źródła sympatii mogą być różne. Jedna z kobiet z pochyloną głową ma coś w twarzy, że nawet w tych uproszczonych rysach wydaje się Dorocie bardzo interesująca. Artystka chce poznać jej życie.

– Pan z wąsem jest potrzebny, ale i potrzebne są te panie. Jeżeli znamy tylko opowieść o mężczyznach, to znamy jedynie pół tej historii – podkreśla artystka.

Gdy maluje, myśli o wielu rzeczach. W Gdańsku spędziła 18 lat życia, nie mieszka tu już od trzech lat. Ale gdy siedzi pod wiaduktem na Strzyży, myśli o tym, co tu się wydarzyło, co robiła, co malowała, gdzie jest teraz. Rozmyśla nad tym, że lubi to, co robi, że sprawia jej to przyjemność, że ma satysfakcję.

– Przy pracy nad tym muralem mam wiele refleksji na swój temat i wiele przemyśleń o życiu – zdradza Dorota.

Jedna z nich dotyczy malowania w grupie, bo ono jest inne. Dorota przypomina sobie, jak nadzorowała 17-osobową grupę studentów. Malowali szpital onkologiczny na Akademii Medycznej. Trzy piętra.

– Zdałam sobie sprawę, że nikt z nas sam by tego nie dokonał. Każdy dokładał coś od siebie. Do tej pory jestem przepełniona wzniosłym poczuciem, że razem możemy dużo więcej. I tu też mam takie poczucie. Jest tu zresztą jakaś spójność – my, artystki, jesteśmy razem, one, kobiety „Solidarności”, też były razem – dodaje Dorota.