Kolorowe, uśmiechnięte, pełne energii. Odwalały kawał świetnej roboty, żebyśmy mogli dziś żyć w wolnej Polsce. Kobiety Wolności znajdą się na muralu symbolu na przystanku Pomorskiej Kolei Metropolitalnej w Gdańsku-Strzyży. Kilkadziesiąt z wielu tysięcy, które działały w opozycji w całej Polsce.

„Solidarność” powstała dzięki kobietom. Nie wierzycie? To posłuchajcie.

8 sierpnia 1980 roku Anna Walentynowicz, suwnicowa Stoczni Gdańskiej im. Lenina, współzałożycielka Wolnych Związków Zawodowych, zostaje dyscyplinarnie zwolniona z pracy. Pięć miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

W czwartek 14 sierpnia wybucha strajk. Powstaje NSZZ „Solidarność”. Protestujący domagają się przywrócenia Walentynowicz do pracy. Dyrekcja ulega.

W sobotę 16 sierpnia trzy kobiety – Anna Walentynowicz, Alina Pienkowska i Ewa Ossowska – zamykają bramy Stoczni Gdańskiej, by robotnicy w niej zostali i kontynuowali strajk. Zostaje około tysiąca z 16 tys. pracujących tu na co dzień. Zostają, bo nie chcą szarpać się z kobietami.

W nocy powstaje Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Rozpoczyna się wielki strajk solidarnościowy, który zakończy się podpisaniem 21 postulatów sierpniowych.

Tak rodzi się „Solidarność”. Ma twarz mężczyzny z wąsami. Kobiety schodzą na drugi plan.

Wracają do domu, co codziennych obowiązków.

„Solidarność” była też kobietą!

Mural „Kobiety Wolności” powstał na 400 m kw. powierzchni przystanku PKM Strzyża w Gdańsku. Na czterech filarach - bo kobiety były filarami „Solidarności”. Na pierwszym i drugim znajdują się wizerunki m.in. Anny Walentynowicz, Aliny Pieńkowskiej, Henryki Krzywonos i Ewy Ossowskiej.

Na trzecim i czwartym pojawiły się twarze kobiet opozycji z lat 80. z całej Polski. Za filarami, na tylnej ścianie przystanku, jest napis „Kobiety Wolności”.

Mural w 36 kolorach namalowały kobiety - artystki z RedSheels, wykonawczynie słynnego już muralu Kory Jackowskiej zaprojektowanego przez Brunona Althamera na tyłach pałacu Branickich w Warszawie. W swojej pracy korzystały ze zdjęć znalezionych w archiwach, udostępnionych przez byłe opozycjonistki lub przez ich rodziny. Do współpracy zaprosiły artystów i artystki z Gdańska.

Wiedzą służył im m.in. Bogdan Borusewicz, jeden z liderów opozycji z czasów PRL, główny organizator sierpniowego strajku w stoczni gdańskiej.

- Mało wiemy o ludziach, którzy przygotowywali Sierpień ’80. Przeciętny Polak jest w stanie podać ok. 10 nazwisk, a przecież to było środowisko znacznie szersze - przyznaje Borusiewicz. - Należały do niego również kobiety. Płeć nie miała w tamtych czasach żadnego znaczenia, mnie było obojętne, czy przychodziła do mnie kobieta, która mówiła, że chce działać, czy mężczyzna. Ale to mężczyźni przebili się do historii, bo oni kierowali ruchem.

Tomasz Konopacki, rzecznik PKM, pomysłodawca muralu: - Inspiracją był dla mnie materiał o muralu z Korą w „Wysokich Obcasach”, który mnie zachwycił. Już wtedy wiedziałem, że pierwszy mural na linii Pomorskiej Kolei Metropolitalnej - bo planujemy je od jakiegoś czasu - musimy także poświęcić kobietom. W przypadku kolebki „Solidarności” oznaczało kobiety związane z tym wielkim ruchem. I chociaż sam od tego momentu zacząłem rozszerzać swoją wiedzę na temat ich udziału w naszej drodze do wolności, to aż takiej skali się nie spodziewałem. A przecież to mural symbol, bo zmieściło się kilkadziesiąt osób, a w całej Polsce działały dziesiątki tysięcy. Myślę, że nasz mural wielu osobom otworzy oczy na to, że „Solidarność” była też kobietą.

- Wybór padł na przystanek Strzyża, bo właśnie tutaj najwięcej osób wsiada i wysiada - przyznaje Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego. - W pobliżu są Uniwersytet Gdański, dwa licea, Szkolne Schronisko Młodzieżowe i rozbudowujące się kompleksy biurowe. Dzięki takiej lokalizacji możemy mieć pewność, że mural zobaczy dużo ludzi. Ważne są nie tylko walory artystyczne tej pracy, ale też przesłanie. W tym roku obchodzimy 30. rocznicę wolnej Polski, a rola kobiet - często marginalizowana na kartach historii - była w tamtych dniach szczególnie ważna. Mural jest hołdem dla kobiet, które walczyły o Polskę.

Kobiet w „Solidarności” było od groma i ciut, ciut

Na drugim filarze muralu pojawił się wizerunek m.in. Henryki Krzywonos, motorniczej, która w piątek 15 sierpnia 1980 roku zatrzymała prowadzony przez siebie tramwaj w okolicach Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Akt ten stał się symbolem strajku gdańskiej komunikacji publicznej, choć w rzeczywistości rozpoczął się kilka godzin wcześniej. Była sygnatariuszką Porozumień Sierpniowych. W stanie wojennym pomagała internowanym, zajmowała się kolportażem wydawnictw podziemnych. Była represjonowana, pozbawiana możliwości pracy. Jest ikoną „Solidarności”.

- Po 1989 r. kobiety poszły w odstawkę. Zapomniano o nich. Znane są tylko te, które były na pierwszym froncie - przyznaje Krzywonos. - Te, które miały siłę przebicia, ludzie się z nimi liczyli. Te, które pracowały w cieniu mężczyzn, strajkowały w zakładach pracy, zostały zapomniane. Znamy nazwiska ok. 200 z nich, a na całą Polskę było ich od groma i ciut, ciut. Nie było wtedy telefonów komórkowych, a nawet kiedy rozmawialiśmy przez telefon stacjonarny, nikt nie zapisywał nazwisk, nie wolno było tego robić. Drukowaliśmy prasę, robiliśmy inne rzeczy. Kobiety nie robiły mniej niż mężczyźni, odwalały taką samą robotę. Nie można umniejszać ich roli. Teraz mieliśmy 30. rocznicę 4 czerwca 1989 roku i wszystkim kobietom z całej Polski, które brały czynny udział w tych wszystkich wypadkach, należy się ten mural.

Każda nie tylko powinna się na nim znaleźć, ale ludzie powinni też wiedzieć, co każda z nich zrobiła, żeby nie wierzyli, jak ktoś zacznie opowiadać, że w Stoczni Gdańskiej nie było kobiet. To nie jest prawda i tę nieprawdę trzeba pokazać. W prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego były trzy kobiety – ja, Anna Walentynowicz i Alina Pienkowska – na 15 mężczyzn.

Czy mogli nas przekrzyczeć? Mogli. Tylko że my miałyśmy swoje zdanie i też nas słuchano. Nasz głos też był silny.

Nie po drodze nam dzisiaj choćby z Joanną Dudą-Gwiazdą, ale razem działałyśmy i żadna nie może pójść bokiem. Każda z nas robiła swoje. My, które żyjemy, musimy się wstawiać za tymi, których już z nami nie ma.

Anna Miler, koordynatorka gdańskiego projektu „Stocznia jest kobietą”, opowiada, że kobiety budowały ruch solidarnościowy oddolnie, w swoich zakładach pracy. Stawały na czele komitetów zakładowych, m.in. na uniwersytetach czy w administracji publicznej. W Stoczni Gdańskiej im. Lenina nie stanowiły większości załogi. Inaczej było w zakładach pracy w Łodzi. M.in. tam, doprowadzone do ostateczności, zaczęły w 1981 r. wychodzić na ulice z dziećmi na rękach, których nie miały czym wykarmić. Szły ulicami miasta w marszach głodowych. Dla władzy to był trudny moment, nie wiedziała, jak postępować z tłumem kobiet, była bezradna. Kobiety odegrały ogromną rolę w podziemiu „Solidarności” po wprowadzeniu stanu wojennego - redagowały nocami, w ukryciu, „Tygodnik Mazowsze”, w Trójmieście udostępniały mieszkania ukrywającym się działaczom, przenosiły bibułę w siatkach z zakupami, w wózkach dziecięcych. W działania angażowały się też emerytki.

- Kobiety rzadziej były na celowniku SB, bo służby nie podejrzewały, że też mogą działać w solidarnościowym podziemiu - mówi Miler.

Kolorowe, uśmiechnięte

Autorką koncepcji muralu „Kobiety Wolności” jest Anna Eichler z RedSheels, pierwszej w Polsce kobiecej agencji muralowej. Projekt stworzyła wspólnie z Sabiną Twardowską, która narysowała najważniejsze postaci kobiet. Chciały pokazać kobiety „Solidarności” w taki sposób, by dostrzegły je młodsze pokolenia. Projekt odkrywa historię kobiet w wielu planach. Jest nie tylko kolorowy, ale też wzbogacony o anegdoty i cytaty.

Liczba kobiet na muralu, ich anonimowe twarze mają uświadomić ludziom, że kobiety były filarem solidarnościowego ruchu, że nie był to ruch robotniczy ściśle męski z pojedynczymi kobietami, ale były ich całe rzesze.

Autorce nie chodziło tylko o „ładny obrazek”, ale o to, by mural niósł konkretny przekaz i treść.

– To jest projekt społeczny, nie encyklopedia – podkreśla Anna Eichler. – Każda kobieta była wtedy ważna, każda miała swój wkład w odzyskanie wolności, ale nie zmieścimy na muralu pięciu milionów kobiet, które działały w „Solidarności”. A tyle ich było. Kobiety tworzyły w tamtym czasie wspólnotę. Nie miało znaczenia, czy siedziały w domu i czekały na powrót męża działacza, czy były szeregowymi pracownicami Stoczni Gdańskiej, czy same były zaangażowane – drukowały bibułę, przemawiały przez megafony – czy były małymi dziewczynkami w wózkach, w których przewożono bibułę. Były jak my, miały swoje sprawy, były kolorowe, uśmiechnięte. Jako grupa społeczna miały wpływ na to, co się wydarzyło w latach 80. w Polsce.

Więcej
    Komentarze
    A mural w Warszawie na Żoliborzu Gajki Kuroń? O niej ciągle się zapomina. A to przecież ona spinała całą informację w czasach, kiedy Jacek siedział w więzieniu. I przypłaciła to własnym życiem. Nie zobaczyła niestety wolnej i demokratycznej Polski. Pomyślcie o tym proszę.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    Pamietam jak w czasach "stanu wojennego" kobiety oddawaly swoje "dzialki" (rodzynki, czekolade, proszek do pieczenia - tak, to tez bylo)) na rzecz rodzin internowanych, Zeby przynajmniej mogly upiec swoim rodzinom (dzieciom, bo Tata internowany) ciasto na Swieta.
    @to_znowu_ja
    oczywiście. robiłyśmy tez paczki dla samych internowanych w naszym miejskim więzieniu. Każda przynosiła z domu co mogła, jakiś placek, jedną cytrynkę, jakieś landrynki, papier toaletowy... Teraz to wydaje się proste - ale te drobiazgi to wtedy było wyrzeczenie, bo czasami w domu nic nie zostało.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Czyli jednak nie prezes.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Już o tym pisałam na tym forum ale powtórzę:
    Od dawna w Polsce wiedza o "Solidarności" miała płeć męską ! A kobiety były pomijane i w książkach i w artykułach i w programach. Jak można umieszczać pod zdjęciami z czasów Solidarności nazwiska facetów a kobiet nie? O tym mówiła Marta Dzido.
    Nie mam złudzeń że dalej będzie tak samo albo gorzej.

    Zresztą to nie pierwszy raz kobiety znikają z historii. Konspiracyjną działalność kobiet w czasie wojny też wspomina się bardzo rzadko. I też musiała powstać książka napisana przez kobietę, żeby im oddać sprawiedliwość.
    Pamiętam nawet tytuł "BY NIE ODESZŁY W MROK ZAPOMNIENIA".

    I jeszcze uwaga bezpośrednio do redakcji "Wysokich Obcasów":
    Poprzedni artykuł na ten temat: wywiad z Martą Dzido o kobietach Solidarności zniknął ze zwiastunów portalu szybciej niż się pojawił. Nie mogłam go potem znaleźć żeby dokończyć czytanie. Teraz tez nie jest pokazany. Nawet nie ma do niego odnośnika w powyższym tekście, ja to bywa zazwyczaj. Pokazujecie do upojenia teksty o Schetynie, Dalajlamie, kobietach z Indii i Niemiec - a poprzednika tego artykułu nie!
    Jak się chce coś osiągnąć w sprawie pamięci o kobietach Solidarności - to zacznijcie od siebie.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0