Z jednej strony bierność polityków, z drugiej – świadomie podejmowane katastrofalne decyzje przesądzą o naszym bycie lub niebycie. Na alarm bije m.in. Joseph Stiglitz, noblista w dziedzinie ekonomii, który uważa, że porównywanie kryzysu klimatycznego do wojen światowych jest w pełni uprawnione. Więcej – jest konieczne.
Skutki zmian klimatu nie będą przypominać niczego, czego ludzkość doświadczyła do tej pory, i aby się z nimi uporać, będziemy musieli zaangażować siły na miarę stanów wyjątkowych. A na wojnach najbardziej cierpią najsłabsi, czyli między innymi kobiety.
Kryzys klimatyczny zacznie od kobiet
Nie jest odkrywcze, że bieda i wyzysk mają płeć. To właśnie one składają się na sytuację, w jakiej znajdują się kobiety w związku z kryzysem klimatycznym. Choć klimatyczny armagedon zgodnie z raportem ONZ z tego roku nastąpi dopiero w 2030 roku, już w tej chwili połowie światowej populacji żyje się ciężej w związku z zachodzącymi zmianami. Kobiety stanowią 70 proc. najbiedniejszych na Ziemi i to właśnie na nich kryzys odbije się najmocniej.
W krajach globalnego Południa sytuacja kobiet znacząco się pogarsza. Coraz trudniej jest im wykonywać podstawowe czynności – jak chociażby zazwyczaj spadające na nie zdobycie wody. W skrajnych temperaturach wysychają kolejne źródła. Podróż po wodę, która w 2003 roku trwała około trzech godzin, w 2030 może wydłużyć się do sześciu. Sama droga często bywa niebezpieczna, więc brak pobliskiego ujęcia naraża kobiety na to, że padną ofiarą przemocy.
Zmniejsza to również szanse dziewczynek na edukację – zabraknie na nią czasu w ciągu dnia.
Nie myślmy jednak, że dane te odzwierciedlają jedynie problemy globalnego Południa. W Stanach Zjednoczonych, najbardziej rozwiniętym z zachodnich mocarstw, liczby wyglądają podobnie. Ok. 70 proc. obywatelek USA żyje w biedzie, z czego 35 proc. z nich to samotne matki. Najbardziej zagrożone ubóstwem w Stanach są starsze kobiety. Ubóstwo dotyka je o 66 proc. częściej niż mężczyzn.
Nadciągającą przyszłość – w skali mikro – mogliśmy zaobserwować podczas huraganu „Katrina” w USA, który zabił 1833 osoby, oraz huraganu „Maria” w Portoryko, w wyniku którego zginęło 3057 ludzi. Większość ofiar stanowiły właśnie kobiety – stare, niepełnosprawne oraz te z dziećmi.
„Katrina” uderzyła 28 sierpnia, czyli pod koniec miesiąca. Kobiety znajdujące się na zasiłkach nie miały już środków, by uciec ze strefy rażenia huraganu, np. autobusami, lub by kupić podstawowe sprzęty konieczne do przetrwania w domu. Ich sytuację dobrze ukazuje jedno z najbardziej wstrząsających zdjęć z Nowego Orleanu. Przedstawia martwą starszą kobietę na wózku inwalidzkim przed stadionem Superdome.
Kryzys klimatyczny przyniesie nam więcej huraganów, susz, tsunami czy gwałtownych burz i ulew. Uciekać trzeba będzie częściej i szybciej.
Pytanie, czy nawet bogate państwa Północy poradzą sobie z częstymi stanami wyjątkowymi, pozostaje otwarte. Dotychczasowe doświadczenie nakazuje jednak sądzić, że nie.
Zagrożone zabierają głos
„Zmiana klimatyczna i nierówność płci to z pewnością dwa najważniejsze wyzwania w naszych czasach dla zrównoważonego rozwoju” – podkreśla w swoim raporcie Phumzile Mlambo-Ngcuka, podsekretarz generalna ONZ. „Kobiety dźwigają nieproporcjonalnie duży ciężar polegający na sprawowaniu nieodpłatnej opieki i wykonywaniu prac domowych, których ilość wzrasta w związku ze zmianami klimatu. Nierówność płci odbiera możliwość korzystania z pełni praw człowieka połowie ludzkości, a także napędza dyskryminację i przemoc. Kluczem do rozwiązania obu problemów jest zrozumienie, w jaki sposób są one ze sobą powiązane”.
W jednym z esejów Rebecca Solnit stwierdza, że kryzys klimatyczny „zawsze był i zawsze będzie powstaniem bezsilnych przeciwko tym u władzy”. Aby odpowiednio na niego zareagować, będziemy musieli zmienić wszystko, poczynając od tego, jak spędzamy wakacje, po przesunięcie granic wyobraźni. Pierwsze robią to przedstawicielki grupy najbardziej nim zagrożonej, czyli właśnie kobiety. Młoda polityczka Alexandria Ocasio-Cortez walczy w USA o poparcie dla ambitnego Green New Deal, Greta Thunberg stawia czoło całemu światu z Trumpem na czele, pokazując, że nawet 16-latki są w stanie pojąć, iż dzieje się coś skrajnie złego, a naukowczynie, takie jak chociażby Naomi Klein, od lat nagłaśniają problem zmian klimatycznych. A podobno wojna nie ma w sobie nic z kobiety.
***
KOBIETY WIEDZĄ, CO ROBIĄ
26 października w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu „Kobiety wiedzą, co robią”, organizowanie wspólnie przez „Wysokie Obcasy” i „Gazetę Wyborczą”. Podczas panelu ekologicznego w kobiecym gronie zastanowimy się nad tym, co każdy z nas może zmienić w codziennym życiu, by pozytywnie oddziaływać na świat.
Ponadto porozmawiamy o kobiecym buncie, który od lat zmienia Polskę na lepsze. Pochylimy się też nad tym, jak kobiety wspierają się w pracy i wspólnie walczą o równość w swoich firmach.
Będą z nami: Henryka Krzywonos, Reni Jusis, Bożena Grzywaczewska, Areta Szpura, Ewa Bujacz „Lewogram” i inne.
Wstęp na konferencję jest bezpłatny. Bilet uprawniający do wejścia można pobrać TUTAJ
Zajrzałem zaciekawiony (a kilka fajnych artykułów o zmianach klimatycznych już było) a komentarz piszę zniesmaczony. Choć to w sumie dział wysokie obcasy a nie nauka i technika, co jednak nie oznacza że fakty i wiedza nie będzie interesowała kobiet.
Oto przyklad wlasnie takiej bzdury z tego artykulu: "Ok. 70 proc. obywatelek USA żyje w biedzie, z czego 35 proc. z nich to samotne matki."
Zdanie to to powinno brzmiec tak: "70 procent zyjacych ponizej progu ubostwa w USA to kobiety". I od razu nalezy zdefiniowac, co to znaczy byc biednym w danych kraju, bo biedny w USA i biedny w Sudanie wygladaja zupelnie inaczej.
Co do tego zas, jaki jest poziom ubostwa w USA, odsylam tutaj:
poverty.ucdavis.edu/faq/what-current-poverty-rate-united-states
(liczba podana w tym zrodle: 12.3% ludzi w USA zyje w biedzie)
To że w USA 70% biednych to kobiety i dzieci, to nie znaczy, że 70% kobiet tam żyje w biedzie!
Od dziesięcioleci, poza obszarami wojny, nieprzerwanie poprawia się dostęp do wody na świecie. W przeszłości było tylko gorzej.
Jeśli ktoś poczyta co faktycznie mówi na ten temat nauka, a nie tylko ogląda telewizje pseudoinformacyjne, albo czyta GW to się dowie, że liczby/częstotliwości ekstremalnych zjawisk nie przybywa i nawet IPCC twierdzi, że będą rzadsze, ale silniejsze i gwałtowniejsze. Każdy POWAŻNY klimatolog to powtarza. Można sprawdzić dane, że na razie liczba takich zjawisk się zmniejsza i póki co nie ma wyraźnego trendu zwiększenia ich siły (wiem – niemożliwe!).
Gdy zestawi się szacunki kosztów (nie z nagłówków gazet, ale z prac naukowych, np. IPCC) to okazuje się, że do roku 2100 koszty Green New Dealu będą wielokrotnie wyższe niż koszty zmian klimatycznych.
A Greta Thunberg wyemitowała więcej CO2 przy okazji swojej podróży niż gdyby poleciała samolotem.
Powtarza się, że IPCC jest za mało radykalne, tymczasem gdy poczyta się raport z 1990, to ich przewidywania nie sprawdziły się nawet w 10%. Np. poziom mórz do 2030 miał wzrosnąć o 20 cm , a na razie wzrósł o niecały centymetr* (do sprawdzenia na stronie NASA)
Powklejałbym tu linki ze źródłami danych, ale GW na to nie pozwala, chyba nie bez powodu. Trudniej byłoby szerzyć dezinformację.
*wg Ala Gore’a przynajmniej o kilka metrów – po czym za zarobioną na tym kasę kupił sobie posiadłość przy plaży.
Ładnie zebrane do kupy...
Cześć na bank jest prawdą, część muszę zweryfikować (o tych 10% przewidywan IPCC z lat 90 i o kosztach GND do 2100).
W jaki sposób?
Poprzez depopulację oraz powstrzymanie gwałtownego wzrostu populacji w krajach tzw. "globalnego południa".
W roku 1962 Polska oraz Egipt, oba kraje, miały po ca 32.000.000 ludności.
Obecnie, Polska ma ca 38 milionów zaś Egipt 120 milionów...
dokladnie 11 lat i trzy godziny.Mysle ze tak lepiej zrozumiesz.Ale to moze lepiej ze przestales czytac.
To bardzo ostrożne obliczenia. Nie chcą nas straszyć. Sam zobaczysz.
No tak, zwłaszcza, że Ci oni to brzydkie feministki z tłustymi włosami, produkujące te gnioty na łamach WO. Byle zrobić target, wziąć wierszówkę i do domu na ekosrekovege kolację. A ekowyznawcy niech czytają i się egzaltują...
Masz prawo być ignorantem. Twoja sprawa.
Odsyłam do czasopism np. Nature, czy Science. To stamtąd. Serio. Żadni oszołomi to nie są niestety.
To może zacytuj co takiego NAGLE stanie się za 11 lat. Nie będę teraz wertował stosów Nature i Science żeby wyłapać co masz na myśli. Globalne ocieplenie to proces ciągły, a nie skokowy, w dodatku trudny do przewidzenia. Nie ma w tej chwili naukowca, który przewidzi, że katastrofa nastąpi za 11, a nie za 10 lat.
Sam trochę popracuj. Ja za Ciebie nie będę.
To raczej TY się naucz, że jeżeli się kogoś krytykuje (w Twoim przypadku pedro.666), to należy przytoczyć jakieś argumenty, a nie walnąć jakiś ogólnik i stwierdzić "jest tak jak mówię, bo tak mówię, poszukaj sobie sam, mimo że nawet nie wiesz czego".
Jeśli chcecie straszyć to chyba tak aby uzyskać jakiś efekt. W tym wypadku będzie odwrotny od zamierzonego - w 11 lat nic sie nie da zmienić. Nie przejdziemy masowo na energię ze słońca, nie przestaniemy latać samolotami napedzanymi paliwami kopalnymi, nie zrezygnujemy z wegla, ropy i gazu aby było nam jasno i ciepło, nie przesiadziemy sie na pojazdy elektryczne bo to awykonalne.
Slowem... Mam wyjebane bo cokolwiek nie zrobię katastrofa będzie. Nie będę więc robił nic aby "dbać" o środowisko.