Martyna Kraus: Wiele osób myśli, że skoro kitesurfing to sport ekstremalny, to trzeba być wysportowanym i silnym, żeby go uprawiać. Mit kitesurfera tylko w takim myśleniu utwierdza.

Katarzyna Jaklewicz: W kitesurfingu po wodzie ciągnie nas latawiec, który mamy przypięty do specjalnego pasa – tzw. trapezu. To znaczy, że w przeciwieństwie do innych podobnych sportów, takich jak wake, nie trzymamy się na rękach, tylko na pasie, a ręce służą tylko do sterowania latawcem. Do kite’a nie potrzeba więc siły, mięśni, a koordynacji oko-ręka, czy dobrej techniki. Kitesurfing nie wymaga też specjalnej sprawności fizycznej. Można go zacząć uprawiać, jeśli ma się taką ogólną sprawność, jak do jazdy na rowerze.

Niektórzy instruktorzy uważają wręcz, że kobiety lepiej nadają się do tego sportu, bo są delikatniejsze. Sterowanie latawcem polega na manewrowaniu zawieszonym na linach drążkiem (barem) i nawet bardzo niewielkie ruchy rąk przekładają się na znaczne ruchy latawca. Dlatego trzeba łagodności, a nie szarpania.

Mimo wszystko kitesurfing uprawia więcej mężczyzn, a kobiety, to zazwyczaj dziewczyny surferów.

– Dlatego właśnie zaczęłam organizować wyjazdy wyłącznie dla kobiet. Właściwie od początku, gdy tylko wzięłam kilka lekcji, strasznie się w ten sport wkręciłam. Ale nie miałam swojej kite’owej paczki, a bardzo chciałam móc z kimś pogadać o sporcie, posiedzieć wieczorem na plaży, podzielić się pasją. Bo kitesurfing to cały styl życia - sprzęt, pianki, miejsca do pływania – można o tym rozmawiać w nieskończoność. Wpadłam na pomysł założenia fan page’a na Facebooku – Dziewczyny, które kochają kitesurfing. Dzieliłam się na nim kobiecym spojrzeniem na kite’a. Szybko okazało się, że jest więcej dziewczyn takich jak ja, które gdzieś ten sport zobaczyły i chciałyby go uprawiać, ale nie wiedziały, jak się za to zabrać. Wtedy narodził się pomysł zorganizowania obozów. Żeby nie tylko razem pływać, ale też dzielić się zainteresowaniami, wspierać w robieniu progresu, motywować.

Obozy jednak kojarzą się z wyjazdami dla dzieci i młodzieży, a na twoje campy jeżdżą kobiety w bardzo różnym wieku.

– Miałyśmy kobiety od 19 do ponad 40 lat, singielki, matki, mężatki. Przyjeżdżają te, które miały już styczność z tym sportem, i takie całkowicie początkujące. Na naszych campach wiedzą, że nikt się nie będzie z nich śmiał, nawet jeśli zaczynają po 30-tce albo 40-tce i że nie trafią w miejsce, gdzie pływają sami super wysportowani młodzi mężczyźni.

Dla mnie ważne jest też to, że wiele dziewczyn przyjeżdża w pojedynkę. Ludzie zwykle martwią się, jak zorganizować sobie urlop, kto kiedy ma wolne, kto jak chce ten czas spędzić. Tutaj można przyjechać samej i mieć pewność, że natrafi się na kobiety z podobnymi zainteresowaniami, które także poza pływaniem - na imprezach, na plaży, też świetnie się dogadują. Towarzystwo jest tak dobrze zgrane, że wiele osób utrzymuje kontakt na długo po obozach i na wraca na kolejne campy.

Katarzyna Jaklewicz, Dziewczyny, które kochają kitesurfingKatarzyna Jaklewicz, Dziewczyny, które kochają kitesurfing Fot. Monika Mraczek, instagram.com/mraczekphoto/

Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z kite’em?

– Pierwsze lekcje kitesurfingu wzięłam podczas wakacji w Wietnamie. Wybrałam się na urlop, żeby zwiedzać i tak zza biurka, trochę przypadkowo trafiłam na deskę. Bo zobaczyłam kitesurferów, którzy latali kilkanaście metrów nad wodą i pomyślałam: Kurczę, też tak chcę. Ważne więc było też dla mnie to, że do kite’a nie trzeba żadnego szczególnego przygotowania.

Zaczęłam się uczyć po 30-tce, dlatego niezwykle istotne było też dla mnie to, że wbrew pozorom nie jest to sport, który wymaga nadzwyczajnej kondycji, więc będę mogła go uprawiać jeszcze przez wiele lat. Na YouTubie można nawet znaleźć historie kitesurferek i kitesurferów, którzy tym sportem zainteresowali się po 50-tce, po 60-tce.

A jakieś inne ograniczenia?

– To jest sport demokratyczny. Nadaje się dla nastolatków i osób w sile wieku. Kobiet i mężczyzn. To samo dotyczy masy ciała. Sprzęt – deskę i latawiec, dobiera się do wagi, więc można nawet mieć nadwagę i świetnie pływać. Kitesurfing jest też dość łaskawy dla kręgosłupa i nawet osoby z problemami mogą pływać po kilka godzin dziennie. Wbrew opinii ekstremalnego nadaje się więc dla ludzi o różnych predyspozycjach,

Surferzy gonią fale, a kite i windsurferzy gonią wiatr. Co jednak zrobić, kiedy nie wieje?

– W ciągu roku zawsze gdzieś wieje – we wrześniu na Mauritiusie, w listopadzie w Brazylii, w styczniu na Filipinach etc. Jak się uprzeć to w pogoni za wiatrem można zjeździć cały świat. Ale, co ciekawe - kiedy wieje - najlepsze warunki do nauki są na naszym Helu. Woda na Zatoce Puckiej jest płytka i można złapać grunt pod nogami, a to ważne dla początkujących. Jest także niepofalowana, co również ułatwia początki. No i przy brzegu nie ma niebezpiecznych przeszkód w postaci skał, czy linii wysokiego napięcia.

A kiedy nie wieje? Bardzo fajnie wybierać na wyjazdy miejsca, w których są alternatywne rozrywki. Ale przede wszystkim trzeba nauczyć się pokory wobec wiatru, bo pogody nie da się przewidzieć. Gdy zaczynałam pływać, wybrałam się ze znajomymi do Egiptu. Pierwszego wieczoru wszyscy poszli na imprezę, a ja z samego rana chciałam iść na kite’a, miałam lekcje, więc poszłam wcześniej spać. Tak się nie mogłam doczekać, że wstałam o szóstej rano. Wyszłam na balkon i ani jeden listek nie drgnął. Wiedziałam, że nie popływam. Popłakałam się. W takich chwilach właśnie ważne jest towarzystwo innych, którzy mają taką samą zajawkę. Wtedy siedzi się razem w bazie, zamawia colę i wspólnie czeka na wiatr rozmawiając o tym, jak zrobić jakiś trik. To jest właśnie ten styl życia.

Katarzyna Jaklewicz, Dziewczyny, które kochają kitesurfingKatarzyna Jaklewicz, Dziewczyny, które kochają kitesurfing Fot. Monika Mraczek, instagram.com/mraczekphoto/

Pływasz od czterech lat, po jakim czasie osiągnęłaś taki etap, że mogłaś pływać sama, bez instruktora?

– Mnie się to udało po około dwudziestu godzinach treningów z instruktorem. Ale to zależy od wielu czynników. Np. czy ktoś miał wcześniej doświadczenia z podobnymi sportami – z wake’iem, windsurfigiem, snowboardem. Ale też od pewności siebie. Dużo kobiet naprawdę technicznie dobrze sobie radzi, a jednak ma blokadę psychiczną, żeby rozstać się z instruktorem. A są też takie, które zrobią dwa udane starty i mówią, że wezmą sobie same sprzęt i trochę poćwiczą.

Myślę, że kilkanaście godzin z instruktorem to mniej więcej czas, po którym można zacząć robić samodzielne starty, jeszcze pod okiem instruktora, ale czerpiąc z tego prawdziwą przyjemność. Zresztą przyjemność czerpie się od samego początku, jak tylko poczujesz wiatr we włosach, prędkość i moc z jaką ciągnie cię latawiec.

Mogłabyś powiedzieć, że kitesurfing to hobby, które zmieniło twoje życie?

– Zdecydowanie! I nie tylko moje! Kilka razy na campie słyszałam od uczestniczek, że zmieniłam życie połowy z nich. Widziałam też, jak po obozach zaczynały inaczej układać sobie życie, właśnie wokół nowej pasji. Miały dalej swoje prace, rodzinę, związki, ale inaczej organizowały sobie czas, miały na co czekać, urlop przestał być tylko resetem, ale stał się okazją do tego, żeby się realizować. Bo nawet w rodzinie dobrze jest, gdy mama albo tata robi coś wyłącznie dla siebie, dzięki temu, jest też bardziej inspirującym rodzicem.

Kite ma też działanie terapeutyczne. Szczególnie na początku, gdy musimy przyswoić sporo wiedzy, trzeba się skupić, a to oznacza: odłóż komórkę, Facebooka, maile, skup się na tym, co jest tu i teraz. Jak rzadko mamy dziś w życiu ten luksus, żeby nic nas nie rozpraszało? W kinie przeglądamy media społecznościowe, nie czytamy książek, bo przychodzą kolejne powiadomienia. A kite wymaga koncentracji, zaangażowania głowy, rąk i nóg. Cyfrowy detoks wymusza też woda i piasek, które mogą uszkodzić urządzenia.

I wreszcie, jak często w dorosłym życiu, po liceum, studiach, człowiek ma okazję zacząć uczyć się czegoś od zera i dojść do samodzielności? Ta satysfakcja daje motywację do wielu innych rzeczy w życiu. Często, gdy płynę sama nie mogę uwierzyć, że to ja jestem teraz tą dziewczyną, którą chciałam być kilka lat wstecz, że naprawdę to zrobiłam.