Letnia przygoda z nieznajomym

Daria, 44 lata. Mężatka z prawie 20-letnim stażem. Matka trojga dorastających dzieci. Marcina poznała w uzdrowisku, gdzie odbywała rehabilitację po skomplikowanym złamaniu nogi. On mieszkał w pensjonacie, a w sanatorium korzystał jedynie z zabiegów po nadwyrężeniu kręgosłupa. Młodszy od niej o kilka lat wysportowany blondyn w niczym nie przypominał męża wiecznie zasypiającego na kanapie przed telewizorem. Flirtował, prawił komplementy, sprawiał, że po raz pierwszy od wielu lat czuła się młodą, atrakcyjną kobietą. Zakochała się jak nastolatka. Po wyjeździe z uzdrowiska nie odezwał się ani razu. Na SMS-y nie odpowiadał, a połączenia odrzucał. Usprawniła co prawda złamaną nogę, ale wróciła do domu ze złamanym sercem.

Któż z nas może powiedzieć, że nigdy nie przeżył wakacyjnej miłości, a przynajmniej zauroczenia? Co prawda mamy i babcie zawsze przestrzegały, że gorąca letnia przygoda po wakacjach stanie się błyskawicznie zaledwie letnią letnią przygodą, ale co z tego, skoro hormony buzują, pod wpływem słońca wzrasta poziom endorfin, serce bije w rytmie egzotycznych rytmów, a erotyczna energia sięga zenitu?

I chociaż często po urlopie okazuje się, że ów nieznajomy czy nieznajoma nie był wcale tak olśniewający, jak wydawało nam się w blasku letniego słońca, to urok wakacyjnej miłości działa zawsze – i to niemal wszędzie, od rajskich plaż Bali aż do sanatorium w Ciechocinku.

Popularny wśród turystów portal Momondo – globalna wyszukiwarka lotów, hoteli i wynajmu samochodów – przeprowadził badania ankietowe na ponad 24 tysiącach swoich użytkowników z całego świata. Zapytano ich między innymi o to, czy podczas wakacyjnych podróży zdarzało im się nawiązać z kimś romans. Na czele stawki znaleźli się Szwajcarzy, wśród których aż 41 proc. przyznało się do letniej przygody. Zaraz za nimi uplasowali się Włosi i Hiszpanie, a Polacy zajęli wysokie piąte miejsce – ponoć aż 30 proc. naszych rodaków ma za sobą wakacyjny romans. Dla porównania: przyznało się do niego zaledwie 22 proc. Amerykanów, tak zdawałoby się otwartych na nowe doznania. Co ciekawe, aż 59 proc. Polaków uważa, że pozostający w związkach partnerzy nie powinni wyjeżdżać sami na wakacje, i zaledwie 21 proc. nie widzi w tym żadnego problemu. Z kolei według badania TNS OBOP wakacyjne romanse stały się udziałem co piątej Polki i co piątego Polaka, a prawie 60 proc. naszych rodaków korzystających z leczenia sanatoryjnego przyznaje się do fascynacji emocjonalnej kimś poznanych podczas takiego turnusu.

Niemieccy seksuolodzy twierdzą, że większości z nas wystarczą trzy sekundy, żeby zakochać się od pierwszego wejrzenia. A ponieważ i seksuolodzy, i psycholodzy są zgodni, że na wakacjach słońce pobudza zmysły, skóra uwalnia serotoninę i feromony, więc zakochujemy się jeszcze szybciej. Takie nagłe zakochanie to dosłownie błyskawiczna reakcja chemiczna. Neuroprzekaźnik zwany dopaminą wywołuje euforię, sprawia, że serce bije mocniej, a krew płynie szybciej. Badania naukowców wykazały, że u osób przeżywających silną fascynację erotyczną dopamina aktywuje podobne obszary mózgu co kokaina. Nic zatem dziwnego, że zakochani nie zawsze działają racjonalnie. Dużą rolę w procesie zakochiwania odgrywa także zmysł powonienia – jeśli osoba jest sympatyczna, a na dodatek pozytywnie odbieramy jej zapach, zaczynamy odczuwać rodzaj zauroczenia.

To hormony są odpowiedzialne za to, że często czujemy się zakochani po przygodnym seksie albo solidnej porcji wakacyjnych pieszczot. Dotyczy to jednego z partnerów w ponad jednej trzeciej par po tego rodzaju krótkotrwałej przygodzie erotycznej. Wiele badań, głównie izraelskich, obwinia o to oksytocynę – jeden z hormonów dokrewnych produkowanych przez podwzgórze. Światowa Organizacja Zdrowia Seksualnego przy WHO twierdzi, że poziom oksytocyny wynikający z udanego życia seksualnego ma duży wpływ na funkcjonowanie rodziny. A także na chęć jej założenia z właśnie tym, a nie innym partnerem. W momencie orgazmu oksytocyna trafia do krwi, ale problem polega na tym, że nie wiadomo, ile jej tam się znajdzie podczas pieszczot czy stosunku z danym partnerem. I tu zaczyna się problem, bo o ile jeden z partnerów (częściej mężczyzna, bo testosteron hamuje działanie tego hormonu) traktuje zbliżenie w kategoriach przelotnych, to po solidnej porcji oksytocyny druga strona może zacząć planować ze świeżo poznanym ukochanym przyszłość. To między innymi ten właśnie hormon może być odpowiedzialny za to, że tak łatwo zakochujemy się podczas wakacji.

– Wakacje sprzyjają silnym emocjom. Specjalnie nie mówię, że miłości, choć tak nam się wydaje. To czas szczególny, bo beztroski. Bez zobowiązań, codziennego stresu, rutyny. Jesteśmy zawieszeni pomiędzy przeszłością, która dawno za nami, a przyszłością, o której nie myślimy. Trwamy tylko tu i teraz. Jesteśmy bardziej otwarci na emocje, przygodę, nowe, w tym nowe znajomości. Romantyczny nastrój nadmorskiej plaży czy ogniska w górach też robi swoje. Jesteśmy bardziej rozebrani (słońce), jakby piękniejsi. No i dzieje się – mówi psycholog Agata Wilska.

Muśnięci opalenizną, w kolorowych wakacyjnych ciuchach i na wakacyjnym luzie sami sobie wydajemy się atrakcyjniejsi i dużo bardziej skłonni do wszelkiego rodzaju szaleństw. Skłonność ta wzrasta zdecydowanie wraz z odległością od domu. Bo o ile na molo w Sopocie czy Krupówkach w Zakopanem ciągle jeszcze tkwimy jedną nogą w realnym życiu, o tyle na plażach Tajlandii możemy sobie pozwolić na udawanie, także – a może przede wszystkim - przed samymi sobą, kogoś zupełnie innego. Psycholodzy twierdzą, że podczas urlopu bardzo często odgrywamy rolę kogoś, kim w realnym życiu nie jesteśmy. I to nie tylko dlatego, że z palców znikają obrączki, a kierowcy zamieniają się w prezesów, ale przede wszystkim dlatego, że piękniejemy, stajemy się bardziej spontaniczni, zabawowi i odważni. Nie zapominajmy jednak, że jeśli my prezentujemy na wakacjach mniej lub bardziej wymyśloną wersję siebie, to możemy założyć z dużym prawdopodobieństwem, że bohater naszych letnich marzeń też na swój temat odrobinę koloryzuje. Dlatego warto do letnich przygód podchodzić z przymrużeniem oka i bez zobowiązań. Lepiej bowiem ewentualnie się miło zaskoczyć, niż przywozić z każdego urlopu ciężką depresję i złamane serce.

Wakacje w kolorze blond

Ola, 34 lata. Singielka z mopsem. Menedżer w dużej międzynarodowej firmie. Na co dzień sumienna, odpowiedzialna pracoholiczka w garniturze i szpilkach. Na początku urlopu oddaje ukochaną suczkę do sprawdzonego psiego hotelu, wkłada kolorową spódnicę maxi, pomarańczowe japonki i wylatuje z koleżanką, także singielką, na Ibizę. Ona przeżyje gorący romans z płomiennookim Paolo, koleżanka wda się w nie do końca platoniczny flirt z poznanym na parkiecie w klubie Norwegiem z Oslo.

Piosenkę „Wakacje z blondynką” napisał Jonasz Kofta w czasach, gdy na tak zwane wczasy jeździło się w „góralskie lasy”, na Hel, Mazury, a co najwyżej do Bułgarii, zatem wybór narodowości wymarzonych partnerów wakacyjnych romansów był mocno ograniczony. Współcześnie Polacy podróżują po całym świecie, ale i tak, jak wynika z badania przeprowadzonego przez portal Momondo, najbardziej pociągają je i ich…. rodacy i rodaczki. Aż 36 proc. respondentów z naszego kraju na partnera wakacyjnego romansu wybrałoby obywatela naszego kraju. Za to wśród obcokrajowców, o których myślimy pod kątem ewentualnej letniej przygody, zdecydowanie królują nacje południowe: 34 proc. wybrałoby Hiszpana lub Hiszpankę, a 30 proc. - Włoszkę lub Włocha. Tak więc jeśli nie „dziewczyna z bursztynu”, to zdecydowanie preferujemy brunetki i brunetów ze śródziemnomorską urodą i ognistym temperamentem. Listę najbardziej pożądanych wakacyjnych kochanków zamykają obywatele Belgii, z którymi przygodę chciałby przeżyć tylko 1 proc. naszych rodaczek i rodaków, podczas gdy Chińczyków wybrałoby aż 3 proc. Dlaczego? Belgia nie kojarzy się powszechnie z wakacjami, plażami i letnim romansem, ale z miejscem, gdzie rozstrzygają się poważne sprawy dotyczące Unii Europejskiej. Może gdyby pytanie dotyczyło wyboru partnera na poważny związek, lista ta wyglądałaby zdecydowanie inaczej?

W gabinetach psychologów na całym świecie co roku pojawiają się pacjenci załamani z powodu nieudanego wakacyjnego romansu. Co więcej, po wakacjach wzrastać może niestety także liczba pacjentów gabinetów lekarzy różnych specjalności, bo spontaniczna wakacyjna miłość często sprawia, że zapominamy o zabezpieczeniach.

Przed wyjazdem na wakacje warto więc trzeźwo pomyśleć i rozważyć wszystkie opcje ewentualnego wielkiego urlopowego uczucia. Oczywiście nie będziemy nikogo namawiać, aby unikali nowych znajomości i wakacyjnego luzu. Warto jednak na letnie zakochanie popatrzeć realnie i oczekiwać od niego tego, czego oczekiwać należy, czyli uroczej letniej przygody, rozładowania emocji i dobrej zabawy, a nie związku na całe życie. Zdarza się, że wakacyjny romans przeradza się w długotrwały związek, ale to – jak pokazują badania – wciąż rzadkość.

– Tak, od reguły są zawsze wyjątki. Znamy je. To związki, które przetrwały. Czasem zdarza się, że w wakacje poznamy tę jedyną, tego jedynego. To taka sytuacja, w której mimo iż wakacje dawno minęły, mamy wzajemną potrzebę utrzymywania kontaktu, a wspólne spotkania nie są dla nas rozczarowujące. Tęsknimy do siebie, ale za tym, co jest obecnie, a nie jedynie do wspomnień znad morza. Wakacje wspominamy z sentymentem, ale nie z nostalgią. Zaczynamy tworzyć wspólne plany, ale już w powakacyjnej rzeczywistości, czyli bardziej realne. To jest możliwe. Ale możesz to sprawdzić dopiero wtedy, jak najgorętsze emocje opadną, jak czas zweryfikuje wasze uczucia – dodaje psychoterapeutka Agata Wilska.

Francuska psychosocjolożka Patricia Delahaie twierdzi, że o ile na zakochanie się podczas urlopu mamy dokładnie taką samą szansę jak nasi rodzice, o tyle na znalezienie na wakacjach drugiej połowy znacznie mniejszą. Wynika to po pierwsze z tego, że jeździmy zazwyczaj na wakacje dalej niż oni, a po drugie z charakterystycznych dla współczesnych pokoleń trudności w utrzymaniu związku. – Nietrudno jest znaleźć miłość, trudno jest ją utrzymać – mówi Delahaie.

Lepiej więc do wakacyjnych przygód podchodzić na luzie i nie budować na trzydniowym flircie albo dwutygodniowym gorącym romansie nadziei na wieczną miłość. Szczególnie ważne jest to, aby pamiętać o tym podczas egzotycznych podróży. Bo o ile przystojny gitarzysta poznany w Mrągowie może mieszkać trzy ulice od nas, o tyle płomienny romans z tubylcem na Sumatrze będzie dość trudno kontynuować, choć przecież wszyscy wiemy, że prawdziwa (!) miłość nie zna granic. Zapakujmy zatem do wakacyjnego bagażu sporo zdrowego rozsądku i realne oczekiwania. Letnia przygoda może być wzmacniającym, pełnym radości doświadczeniem, które przerodzi się w miłe wspomnienie, ale tylko pod warunkiem że od razu określimy granice wakacyjnego związku.

Pamiętajmy także, że chociaż na wakacjach czas płynie zdecydowanie szybciej i mniej dbamy o konwenanse, to nie można zapominać o własnym bezpieczeństwie i trzeba z góry ustalić granice kontrolowanego szaleństwa.

– Ponieważ wakacyjny wyjazd z reguły trwa krótko, trudno mówić o tym, że dobrze znasz partnera od wakacyjnego romansu. Lepiej więc chuchać na zimne. Bądź ostrożna(-na). Wiem, że najcudniej jest wtedy, gdy jesteście sami, ale może odludne miejsca to nie jest najlepszy pomysł? A przynajmniej nie od razu. Przemyśl, czy seks na wakacyjnym wyjeździe to to, czego chcesz, a jeśli tak, pamiętaj o zabezpieczeniu. Nie znasz przeszłości seksualnej swojego partnera. Naprawdę z wakacji warto przywieźć jedynie piękne wspomnienia, ewentualnie bursztyn znad morza. Ciąża, choroby przenoszone drogą płciową to wątpliwy bagaż powrotny. A ponieważ krew nie woda, przygotuj się zawczasu (prezerwatywa w portfelu) – przestrzega Agata Wilska.

Wakacyjny romans z ojcem własnych dzieci

Paulina i Grzegorz. Oboje tuż przed czterdziestką. Starsze dziecko kończy podstawówkę, młodsze w przedszkolu. Dom w Józefosławiu pod Warszawą zbudowany za kredyt we frankach, który spędza Paulinie sen z oczu. Grzegorz miał w tym roku kłopoty w firmie, o mały włos musiałby ją zamknąć. Po niemal 20 latach związku chyba się jeszcze kochają, ale kochają się coraz rzadziej. Coraz rzadziej też rozmawiają ze sobą. Urlop mieli spędzić na zmianę, żeby dzieci miały jak najdłuższe wakacje, na działce, ale niespodziewanie dostają od rodziny z okazji 15. rocznicy ślubu dwutygodniowy pobyt dla dwóch osób na greckiej wyspie. Zostawiają dzieciaki pod opieką dziadków i wyruszają po raz pierwszy od bardzo dawna bez dzieci na drugą poślubną podróż. Wracają zupełnie odmienieni.

Według Ericka Janssena, badacza z Instytutu Kinseya, pożądanie i ochota na seks pojawiają się wtedy, gdy dwa rywalizujące ze sobą mechanizmy aktywacji i wygaszania znajdują się we względnej równowadze. Naukowiec porównuje te dwa szlaki w mózgu do pedałów gazu i hamulca w samochodzie – pierwszy powoduje seksualny entuzjazm, a drugi go hamuje. Badania pokazują, że kłopoty życia codziennego powodują obniżenie nastroju i spadek zainteresowania seksem. Złe samopoczucie, troski finansowe, zmartwienia związane z pracą i wychowaniem dzieci często działają więc jak erotyczny hamulec. Idąc tym tropem, jeśli wybieramy się na wakacje i potrafimy zostawić życie codzienne w domu, to powinno poskutkować to podgrzaniem atmosfery i wzrostem zainteresowania życiem intymnym. A ponieważ wszyscy seksuolodzy są zgodni, że dobry seks poprawia nastrój, a dobry nastrój wpływa na lepszy seks, parom nie pozostaje nic innego, jak pielęgnować podczas urlopu swoje życie intymne, dbając o jego wyjątkową, naprawdę wakacyjną odsłonę. Podróże – i to nie tylko te dalekie i egzotyczne – to bowiem naprawdę wyjątkowa okazja na odświeżenie seksualnych rytuałów i wzbudzenie w sobie na nowo dawnej namiętności.

– W wieloletnim związku do sypialni może się wkraść rutyna. Mamy wrażenie, że znamy partnera na wylot i niczym nie może nas zaskoczyć, funkcjonujemy w utartych rolach. Nie bierzemy pod uwagę tego, że potrzeby czy upodobania mogą się zmieniać i po prostu o to nie pytamy, zwłaszcza wtedy, gdy rozmowy o pożyciu seksualnym nie były w naszym związku na porządku dziennym. Sprawy nie ułatwia także to, że po blisko dwóch latach następuje naturalny spadek namiętności – aktywności, które do tej pory powodowały uczucie motyli w brzuchu, nie działają już w takim samym stopniu. Trzeba się dużo bardziej postarać, a w natłoku codziennych spraw nie zawsze są na to czas i wystarczające chęci – mówi Lidia Flis, psychoterapeutka par z Pracowni Psychorozwoju Kielczyk.

Przeprowadzone w tym roku przez angielskich naukowców badania pokazują, że pozostający w długotrwałych związkach Brytyjczycy podczas 10-dniowych wakacji uprawiają seks pięć razy częściej niż w domu. 60 proc. badanych uznało, że w czasie urlopu ich życie intymne znacznie się poprawiło, a liczba ta wzrosła aż do 72 proc., gdy zapytano o wakacje za granicą. Pod tym względem Brytyjczyków biją jedynie Francuzi, bo 75 proc. z nich deklaruje, że ma lepszy seks podczas urlopów zagranicznych.

Z kolei z ankiety przeprowadzonej przez US Travel Association na ponad 1000 respondentach wynika, że wspólnie podróżujące pary mają zdecydowanie bogatsze życie seksualne. Ponad 77 proc. ankietowanych oceniło bardzo pozytywnie swoje życie seksualne, a 82 proc. stwierdziło, że podczas nawet najkrótszych weekendowych wyjazdów temperatura ich związków zdecydowanie rośnie. Ponadto z badań tych płyną wnioski, że pary, które wspólnie podróżują, znacznie rzadziej rozstają się podczas pierwszych pięciu lat związku, a aż 63 proc. respondentów stwierdziło, że ze wszystkich materialnych prezentów od partnera woli propozycję wspólnej podróży.

– Dla wielu osób wakacje stanowią pewną odskocznię. Stają się wtedy trochę inną, bardziej wyluzowaną wersją siebie. Dużo łatwiej obudzić w sobie kochanka w nowym otoczeniu, w romantycznej scenerii, z dala od codziennych zobowiązań, przebywając z partnerem 24 godziny na dobę. Łatwiej jest także spojrzeć na ukochaną osobę z innej perspektywy, gdy nie siedzi w kapciach przed telewizorem. Wspólny wyjazd może być dobrym wstępem do pracy nad jakością i częstotliwością współżycia. Nic jednak nie zastąpi otwartości na drugą osobę i rozmowy o naszych potrzebach i fantazjach, dzięki którym wakacyjna bliskość może się stać elementem domowej codzienności – dodaje Lidia Flis.

Według stereotypów za podniesienie libido podczas wakacyjnych wojaży odpowiedzialne są słońce, temperatura i panująca wokół atmosfera powszechnej zabawy, jednak naukowcy twierdzą, że nie zależy to wcale od palm i palemek w drinkach, ale od zmiany otoczenia i umiejętności pozostawienia (naprawdę!) w domu kłopotów codziennych i zawodowych. Oraz - co niezwykle ważne obecnie - oderwania się chociaż częściowego od ekranów smartfonów i laptopów. To ostatnie jest naprawdę bardzo ważne. Badania przeprowadzone w 2016 roku w Londynie przez markę Durex w ramach kampanii #DoNotDisturb alarmują – 52 proc. liczyło na znacznie lepszy seks na wakacjach, a 60 proc. się rozczarowało! Powodem były telefony komórkowe! Aż 42 proc. stwierdziło, że wakacyjne wieczory spędzali skoncentrowani bardziej na ekranach swoich smartfonów niż na sobie, a 72 spośród 2 tys. badanych przyznało się, że używało telefonu nawet podczas uprawiania seksu. Ponad 30 proc. respondentów uznało, że ich życie seksualne cierpi z powodu wakacji z ekranem.

Na dobry, częstszy i dłuższy niż zwykle, bardziej namiętny i wyrafinowany seks z własnym partnerem lub partnerką możemy liczyć podczas wakacji nie tylko na egzotycznej wyspie, lecz także na Mazurach czy na własnej działce. Psychologowie twierdzą, że pod żadnym pozorem nie warto rezygnować z wakacji – nawet tych kilkudniowych, bo najkrótszy wyjazd może zaowocować pogłębieniem relacji intymnych, a co za tym idzie, poprawą relacji w ogóle, co z kolei pomoże naładować akumulatory i zebrać siły na cały rok.