O potencji pan chciał rozmawiać

O impotencji. I to ciekawe, że pan też nie używa tego terminu. Przygotowując się do tej rozmowy, wszedłem do internetu, wpisałem: "Problemy z impotencją", wyskoczyły: "Problemy z potencją", "Problemy z erekcją" - jakby impotencja w ogóle nie istniała.

- Bo to jest termin o negatywnej konotacji: Ty impotencie - prawda? A jak powiem, że mam problem z potencją, to brzmi to z jednej strony wieloznacznie, a z drugiej - dość komfortowo i bezpiecznie.

A cóż to w ogóle jest ta potencja?

- Po pierwsze, chęć, apetyt, pożądanie, czyli to słynne libido.

Że idąc po ulicy, odwracamy się za kobietami?

- To się może też tym objawiać. A poza tym erekcje nocne, poranne itd. Drugie znaczenie dotyczy sprawności. W sensie zdolności do erekcji. Trzecie - czasu trwania stosunku. Że on jest, zdaniem pacjenta, za krótki - to jest zjawisko najczęstsze. Albo za długi, bo on ma problem z osiągnięciem orgazmu - to zdarza się znacznie rzadziej.

Dużo mężczyzn ma dziś kłopot z potencją?

- Coraz więcej. Co jest związane przede wszystkim z transformacją społeczno-ekonomiczną. I związaną z nią niepewnością.

Ale kłopot z potencją, jak rozumiem, mężczyźni mieli zawsze?

- To jest problem stary jak stara jest historia ludzkości, co do tego nie ma wątpliwości. Tak jak nie ma wątpliwości, że narasta. Również dlatego, że żyjemy dłużej. Zwłaszcza do mężczyzn to się odnosi, bo kobietom zawsze, nawet jak były te zawieruchy wojenne, rewolucje, jakoś się łatwiej udawało przetrwać. Z racji pełnionej funkcji społecznej, mam na myśli szeroko pojęte macierzyństwo. Natomiast mężczyźni to wojownicy. W ciągłym marszu. No i ten marsz, niestety, skracał im życie, prawda?

Dziś nie tylko żyjemy dłużej, ale też chcemy dłużej.

- I muszę panu powiedzieć, że niedawno miałem zaszczyt uścisnąć dłoń jako lekarz seksuolog mężczyźnie, a w zasadzie to już dwóm, którzy mają za sobą rocznicę stuletnią i dalej trwają na posterunku.

Stulatkowie do pana przyszli?

- Ponad.

Sto trzy?

- Jeszcze trochę więcej.

Sto dziesięć?!

- Nie, no takiego zaszczytu to jeszcze nie miałem, ale proszę już mnie nie cisnąć, tajemnica.

Przyszli i co?

- Powiedzieli, że mają problem z potencją. Tak więc, panowie, tu się zwracam do większości mężczyzn, zobaczcie, ile przed wami. W ogóle dziś mężczyźni w przedziale 60-90 lat zgłaszający się do seksuologa nie są już niezwykłością. Apel więc do panów: dbamy o zdrowie! Ruch. Dieta. Sen. Ograniczamy palenie, alkohol, przyjmowanie różnego rodzaju doskonałości w postaci suplementów oraz, o ile to możliwe, leków.

Ilu statystycznie mężczyzn ma dziś problem z potencją?

- Spokojnie możemy to zamknąć w przedziale 25-40 proc.

W jakim wieku?

- W każdym.

Kiedyś, jak mówiłem o problemach z potencją, w zasadzie miałem na myśli dwie grupy pacjentów: tych, którzy rozpoczynają życie seksualne, co było uwarunkowane przede wszystkim czynnikiem psychologiczno-psychicznym: brak doświadczenia, wiedzy, poczucie odpowiedzialności, chęć zaimponowania wybrance, tworzenie związku itd. Druga liczna grupa to byli chłopcy po 45. roku życia, bo to jest czas, kiedy zaczynają się różne problemy zdrowotne. A wtedy wiadomo, pojawiają się leki, które mają, niestety, niekorzystny wpływ na potencję. Natomiast środek, czyli grupa między 27. a 45. rokiem życia, sporadycznie gościł w gabinecie seksuologa. Bo to byli mężczyźni w swoim najlepszym okresie życia, prawda? Którzy wyjątkowo rzadko mieli problem z potencją, chyba że w związku z różnymi traumatycznymi zdarzeniami życiowymi, takimi jak rozwód czy utrata kogoś bliskiego. No, a dzisiaj ten przedział, dotychczas najbezpieczniejszy, w sposób istotny wzrasta.

Mężczyźni w tym przedziale mają dziś przede wszystkim problem z libido. Oni apetytu nie mają, panie redaktorze. A poza tym kłopot z erekcją.

Dlaczego nie mają apetytu?

- Sprawa numer jeden: stres wynikający z walki o pozycję w pracy. Mam na myśli różnego rodzaju rankingi. Po drugie, mnogość obowiązków. Po trzecie, bardzo ważny element, korzystanie z urządzeń, nazwijmy je elektronicznymi: komputerów, laptopów, tabletów, smartfonów…

Chodzi o to, że…

- Już mówię. Pierwsza rzecz to stopień koncentracji w pracy: siedzę i patrzę. Tu i tylko tu. Czyli obciążam w sposób istotny całą strukturę układu nerwowego i neurohormonalnego. Kolejna rzecz: wymuszona pozycja. Człowiek, to wynika z natury, powinien mieć dużo ruchu, a tu - niestety. W rezultacie cała dynamika układu krążenia zostaje zmieniona, tworzą się zastoje. I to krwi często nieutlenionej, a my przecież wiemy, że erekcja polega przede wszystkim na czym, panie redaktorze?

Nie mam pojęcia.

- Na statyce cieczy.

W spoczynku w męskim członku jest około 30, góra 50 mililitrów krwi. A żeby doszło do erekcji, musi w nim być 200, 250. I to skądś trzeba wziąć, prawda? No, a tutaj, w czasie pracy, w pasie barkowym, powstają zastoiny wynikające z tej przymusowej pozycji.

Kolejna rzecz: temperatura. Te wszystkie urządzenia, co one robią, panie redaktorze?

Grzeją.

- Bardzo ładnie. Co jeszcze?

Coś jeszcze?

- Promieniują! Oraz wytwarzają pole elektromagnetyczne. Pytam pacjenta: "Ile godzin pan siedzi przed komputerem?". "12". To przecież przekracza normy unijne. Ale najgorsze jest to, co widać w środkach komunikacji. Czyli jedzie pan naszym wspaniałym pendolino i widzi pan mężczyzn, którzy siedzą z laptopami i gdzie je mają?

Na jajkach.

- Na kolanach. Temperatura naszego ciała wynosi ile?

36,6.

- A ile wynosi temperatura u mężczyzn worka mosznowego, może redaktor wie?

Nie.

- 32,4. Natura nie bez powodu umieściła męskie jądra na zewnątrz - jakiś zamysł w tym miała. Konkretnie: dochłodzenie. Jeżeli my kładziemy urządzenie na kolanach i w ten sposób podnosimy temperaturę o kilka stopni, do tego to promieniuje, wytwarza pole elektromagnetyczne, które zakłóca cały proces plemnikotwórczy, to co my, brutalnie mówiąc, sobie robimy? Kastrujemy się, panie redaktorze!

Nawet długie prowadzenie samochodu podnosi temperaturę worka mosznowego. Także obcisłe ubranie.

No, ale to wpływa jedynie na płodność.

- Na wszystko to wpływa. Również na sprawność. Bo następuje zaburzenie całej struktury neurohormonalnej, czyli wytwarzania męskich hormonów płciowych.

Ale przecież kiedyś, jak byli ci rycerze, ułani…

- To oni także mieli różne problemy na skutek ciągłych mikrourazów. Poza tym proszę pamiętać, że oni byli zazwyczaj młodzi i w takim też wieku przeważnie ten świat opuszczali.

A jak to w ogóle się dzieje, że dochodzi do erekcji?

- Przede wszystkim krew musi wypełnić ciała jamiste członka.

Nagle jest takie sprężenie organizmu i on tę krew wstrzykuje?

- Odwrotnie, to się dzieje na skutek odprężenia. A dokładniej - rozprężenia mięśniówki gładkiej ciał jamistych. Jak jest pan skoncentrowany, to pański mózg, dysk twardy, pracuje i musi mu pan dostarczać więcej tlenu, czyli utlenionej krwi, gdzie?

Do mózgu.

- Tak jest, żeby on mógł rozwiązać te wszystkie zadania, które pan przed nim stawia. No i wtedy pański organizm zabiera ten tlen wraz z krwią w pierwszej kolejności z narządów płciowych. Bo tam jest tego rezerwa. Ta ćwiartka, prawda? No i teraz to już powinno być panu łatwo zrozumieć, dlaczego mężczyzna ma problem z potencją w przypadku stresu - bo jak mu jeden, dwa, trzy razy nie wyjdzie, to przed każdą następną próbą, co się z nim dzieje?

Pamięta porażkę.

- Dokładnie, a w związku z tym co robi?

Myśli o tym.

- Tak jest. I wtedy automatycznie znów jest przegrany. Bo wprowadza do mózgu informację: "Zagrożenie!". A to jest mechanizm ewolucyjny. Ewolucja miała miliony lat, żeby tę sprawę przemyśleć, i przemyślała - jak jest zagrożenie, to nasz organizm przełącza się na tryb automatyczny zwany też podświadomością. I to ona podejmuje decyzję, nie pytając nas o zdanie, przygotowując nasz organizm, do czego?

Do walki.

- Lub ucieczki. A jeśli tak, to trzeba zapewnić odpowiednie dostarczenie krwi, a przede wszystkim tlenu, do mięśni rąk i nóg. I trzeba to zrobić kosztem czegoś. W związku z tym organizm wycofuje - na ile to możliwe - krew i tlen z przewodu pokarmowego, no i, niestety, z członka.

I wtedy te ciała jamiste się ściskają?

- Obkurczają, wypychając rezerwy maksymalnie, pozostawiając jedynie minimum socjalne, prawda?

Myśląc o seksie, należy mieć w głowie, że to jest radość, przyjemność, nagroda. Czyli wejść w pewien nastrój. Jak ktoś mi mówi: "Mój czas się chyba skończył, więc ja nie będę sobie głowy tym zawracał". To ja mu na to: "Nie!". Jest okazja, idziemy trochę ku rozwiązłości i rozpuście. A nie ascezie i świętości. Czyli jest okazja obejrzeć film z tak zwanymi momentami - obejrzeć! Ale taki, podkreślam, który odpowiada naszemu poczuciu dobrego smaku. A nie, że doktor kazał, więc teraz siedzę, morduję się tym świństwem, prawda? Poza tym czytamy opisy sytuacji intymnych, typu romanse. Może partnerki mają. Może mają pisma kolorowe, przeglądamy. Opowiadamy pieprzne dowcipy - to świetny afrodyzjak. Plotkujemy: "Mój kumpel wczoraj ze swoją piękną Kaśką coś w samochodzie robił, straż miejska mu mandat wlepiła za nieobyczajne zachowanie, a ona mówi, że bluzeczkę przymierzała, prawda?". To zawsze działa. Uruchamia.

Jest okazja do swojej pani się przytulić, pocałować, to należy to zrobić. Bo pacjenci mówią: "Panie doktorze, nie będę wilka z lasu wywoływał, ja ją wczoraj w szyję pocałowałem, to ona myśli, że ja heros, tytan napalony, a ja przecież trochę niepełnosprawny". Robić! Do tego muzyka. Ze swoją panią taniec... Taniec to jest przytulanie, pieszczoty, pocałunki, możemy więc przejść do kolejnego etapu, czyli wzajemnego masażu, prawda? Mężczyzna układa się na dywanie, tapczanie, sofie, kocu i partnerka zaczyna go masować. Czyli tam, gdzieś muzyka, a tu partnerka powoli, od karku, wzdłuż kręgosłupa, zaczyna co? Muskanie, głaskanie, żeby mu tę krew, która cały dzień się w obręczy barkowej nagromadziła, wypchnąć na obwód, bo za chwilę ona będzie potrzebna gdzie indziej, prawda?

No dobra, ale są też przecież mężczyźni, którzy wchodzą w seks właśnie dlatego, że są zestresowani.

- Oczywiście, są też i tacy, nieliczni, którzy reagują na stres erekcją, co nie znaczy, że przy próbie stosunku ona się utrzyma. Bo co się zmieni? Nastrój, panie redaktorze. A wtedy on zapomni o tym czynniku, czyli stresie, który to nakręcił. Sporo jest takich, zwłaszcza kobiety to opisują, którym większą radość z seksu daje to, jak towarzyszy temu lekkie poczucie zagrożenia i niepewności - to też jest mechanizm ewolucyjny. Poczucie zagrożenia towarzyszyło przecież człowiekowi na przestrzeni setek tysięcy lat, tak więc lekki stopień zagrożenia jest jaki, panie redaktorze?

Ekscytujący.

- Tak jest. I wtedy organizm się mobilizuje maksymalnie.

Innym mechanizmem ewolucyjnym u mężczyzn jest skrócony czas trwania stosunku. Bo my zapominamy, że nasi wielcy bracia to, niestety, przez setki tysięcy lat nie mieli takich komfortowych warunków: apartamenty, wodne łóżka… tylko mieli wokół co?

Tygrysy szablozębne.

- Dokładnie. Lwy, węże albo i kudłaty jakiś chodził, szukając samicy, prawda? I jak zobaczył takiego, co akurat był w trakcie stosunku, to skracał go o głowę. Z punktu widzenia ewolucji ten, który potrafił najkrócej odbyć stosunek, miał największą szansę przeżycia. Tak więc ewolucja uznała: podejmuj, bracie, często, krótko, masz zapłodnić jak najwięcej samic, a to, że ty to lubisz, no cóż, zapomnij.

No dobra, ale seks jest też świetnym sposobem na to, żeby się odstresować.

- Bardzo trafna uwaga, bo jak my reagujemy na przeżycie orgazmu?

Sennością.

- Najczęściej, choć są również tacy, którzy po stosunku nabierają wigoru. Są gotowi usiąść i skomponować symfonię, napisać wiersz czy zwyczajnie odkurzyć, pójść umyć samochód. Kolejna rzecz, to zwłaszcza u kobiet się obserwuje, napad głodu…

Pozwoli pan, że go zatrzymam, powtórzę: seks zmniejsza poziom stresu.

- No tak, ale idąc tym tropem, można też pójść na basen, pobiegać, wybrać się do kina. Czyli zrobić coś, co pomoże wyrzucić kłopot z głowy, wprowadzi w to miejsce coś innego. I to jest sztuka, w pewnym sensie.

Czyli seks jest użyteczny w tym sensie, że pozwala wyjść z takiego tunelu…

- Seks w ogóle jest użyteczny, bo nadaje wszystkiemu sens.

Jeżeli się sprawdzam, to sprawdzam się w moim głównym przesłaniu z punktu widzenia natury, ewolucji, związku, w którym istnieję. Czyli jeżeli jestem aktywny, jeżeli nie mam problemów w tym obszarze, to jest dla mnie znak: "Aha, ze mną jest wszystko w porządku".

No to dlaczego mężczyźni, bo o nich rozmawiamy, rezygnują z seksu?

- Wiele czynników się na to składa, w tym taki, że uważają, że seks to jest coś romantycznego. "Jak ja bym śmiał, panie doktorze, swoją partnerkę namawiać do seksu w momencie, kiedy jestem w stanie wzburzenia? To by była manipulacja". My tu o jeszcze jednej rzeczy bardzo ważnej nie wspomnieliśmy, panie redaktorze, a mianowicie, że w tym wszystkim jest druga osoba. No i czy jej przyjdzie do głowy, jak nas widzi zdenerwowanych, wzburzonych, żeby nam zaproponować seks? Czy raczej, żebyśmy się napili jakichś ziółek, prawda?

Wspomniał pan wcześniej, co bardzo mnie zaintrygowało, że kobiety lubią, jak towarzyszy temu nastrój lekkiego zagrożenia i niepewności.

- To je mobilizuje.

Tę ich strukturę neurohormonalną. Co oznacza, że często w takiej sytuacji czują się podniecone - to ewolucja tak wymyśliła. Bo seks przez setki tysięcy lat łączył się z zagrożeniem, mówiliśmy o mężczyznach, a kobiety miały jeszcze gorzej. Bo u nich dochodziło zagrożenie związane z tym, że zostanę zgwałcona, zajdę w ciążę, zostanę porzucona, zakażona jakąś chorobą.

I w związku z tym ten lekki poziom lęku i niepokoju...

- Dla wielu kobiet ważnym stymulującym warunkiem jest to, żeby partner w seksie był obcy i nieznany. I zdarzają się kobiety, które z tego powodu mają dyskomfort w stałych związkach. Znaczy związek jest super, ale mało atrakcyjny seksualnie, bo trudno za każdym razem być innym, nieznanym, prawda?

Rozumiem, że chodzi też o to, żeby partner w łóżku był trochę taki nieprzewidywalny?

- Musimy pamiętać, panie redaktorze, że co innego relacje międzyludzkie, a co innego relacje między płciami.

Nie rozumiem.

- Jestem dobry, sympatyczny, kulturalny, pomocny, niestosujący przemocy, w ogóle wszyscy zazdroszczą tej mojej partnerce. Ale w sprawach intymnych mogę być brutalny, bezwzględny, mogę podduszać, niemalże dopuszczać się gwałtu. Czy też mieć jakieś preferencje związane z okolicznościami typu, że muszą w tym uczestniczyć osoby trzecie itd. To, jakim jestem człowiekiem, a jaki jestem w łóżku, to są dwa odrębne światy. I my często samych siebie w tej kwestii nie znamy.

Ale chyba odrobina pieprzu w łóżku nie zaszkodzi?

- To jest bardzo indywidualne. Jedni, i to jest pierwsze ekstremum, potrzebują alkowy pełnej romantyzmu, powabu, poezji, muzyki, niemalże baletu. A drudzy, i to jest drugie ekstremum, mają na przykład zarysowane wyraźne cechy sadystyczne - to się zresztą najczęściej zdarza. Czyli przychodzę bezceremonialny, im mniej mówię, tym lepiej, bo każde słowo… Dlaczego gwałciciele często zaskakują, biorą od tyłu, zatykają usta?

Żeby ofiara nie wezwała pomocy?

- Tak to się tłumaczy, ale on też wie, że dla niego warunkiem koniecznym jest, żeby ona mu była bezwzględnie podporządkowana. Czyli jej nie wolno nic powiedzieć. Często się zdarza, że on na nią, gdzieś tam w parku, a ona: "Taki kulturalny mężczyzna, czy pan musi w ten sposób realizować swoje potrzeby?". I to jest dla niego bodziec aseksualny. To go wyłącza.

A to podduszanie?

- To jest właśnie takie podporządkowanie sobie drugiej osoby. Weźmy nekrofila - ja przepraszam, że używam tego w tym kontekście, ale to, czego on szuka, to osoba, która mu będzie absolutnie podporządkowana. I to jest dla niego warunek konieczny. Z kolei dla masochisty... To może być superosoba, bardzo rodzinna, zajmująca eksponowane stanowisko - wszyscy się w pas kłaniają, ale do spraw intymnych warunkiem koniecznym czy też preferowanym jest to, że on musi być traktowany jak śmieć. Wchodzi i od razu partnerka: "Znowu, śmieciu, się spóźniłeś. Patrz, jak brudno. Weź mi tu natychmiast powycieraj podłogę". I on na kolana, szoruje, wyciera. A potem jeszcze ona musi na niego wejść i na nim potańczyć. W szpilkach.

Wróćmy do problemów z potencją.

- Kolejnym czynnikiem poza stresem jest przemęczenie układu neurohormonalnego. No, a jak mamy stres i przemęczenie, to z czym zaczynają się kłopoty, panie redaktorze?

Ze snem.

- Dokładnie, i to jest trzeci element. Bo jak mamy stres, przemęczenie i kłopoty ze snem, to nasz organizm, co też wynika z ewolucji, uruchamia mechanizm adaptacyjny polegający na tym, że trzeba wyłączyć coś najmniej ważnego z punktu widzenia przetrwania.

Siusiaka?

- W ogóle seks. Zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet.

Jak się rozmawia z osobami przemęczonymi, zestresowanymi to one mówią: "W tygodniu nie ma mowy, panie doktorze, bo jak wracamy wieczorem, to już jesteśmy tak skonani, a tu jeszcze trzeba coś zrobić, coś tam sprawdzić, pomyśleć o następnym dniu". Dziewczyna musi na przykład pomyśleć, jak tu się ubrać. On zresztą tak samo.

Wydawałoby się, że ludzie się stroją, żeby się podobać...

- Tymczasem oni to robią w związku z rywalizacją o miejsce w rankingu, generalnie o pracę.

No, a jak mamy brak snu, to co przeważnie robimy?

Nie wiem, bo ja akurat dobrze sypiam.

- Idziemy do psychologa.

A on - wiadomo, wszystko powoli, a nam się śpieszy, więc lądujemy u psychiatry. A tam najczęściej dostajemy leki. No i teraz, nie dość, że te czynniki typu stres, przemęczenie, kłopoty ze snem nam już seks wycięły, to jeszcze tymi lekami dodatkowo go wyciszamy. I zaczyna się błędne koło. No to kolejna wizyta jest już u lekarza seksuologa. I to jest właśnie ta grupa 27-45 lat.

A jeśli chodzi o starszych?

- Oni to już mają dużą samoświadomość, a przede wszystkim są obyci... z czym, panie redaktorze?

Z tym, że im nie idzie?

- Ze służbą zdrowia. Oni po prostu wiedzą, że jak się ma problemy, to trzeba chodzić do doktora.

Jeżeli mówimy o mężczyznach, to tutaj ze słowem uznania i ogromnym szacunkiem do ich partnerek, bo to one biorą chłopca pod rękę i przyprowadzają.

Rozumiem, że kiedyś, jak mężczyźni dobijali do sześćdziesiątki czy siedemdziesiątki, to mówili: "Stop, wystarczy".

- Tak, ale dziś odsetek tych, co tak mówią, bardzo zmalał. Może co dziesiąty tak mówi. A pozostali: "Słyszałem, czytałem, mój kolega…" - wielu, którzy tu przychodzą, na swoich kolegów się powołuje, którzy już korzystają z pomocy.

Ci po sześćdziesiątce uważają, że mają problem, jeśli nie mogą raz w miesiącu?

- Oni tu przychodzą, kiedy nie mogą w ogóle.

Najczęściej jest tak, że mieli przerwę, wielomiesięczną, próbują i nic. I w końcu ta ich żona, narzeczona mówi: "Coś z tym trzeba zrobić". A zwykle jest to związane ze zmianą partnerki: "Dwa lata temu się rozwiodłem, panie doktorze, dotychczas ten problem mnie nie dotyczył, ale teraz kogoś poznałem, i to jest dla mnie ważne".

Mnie nie dotyczył, bo nie uprawiałem seksu?

- Tak jest, a teraz poznałem kogoś innego i się okazuje, że mam problem, a co za tym idzie ta moja nowa relacja, na której mi zależy, na tym cierpi. To zresztą dotyczy też osób w tym przedziale 27-45 lat, bo te wszystkie czynniki, o których już powiedzieliśmy, zaburzają nie tylko sferę intymną, ale również relacje.

Jak jestem zestresowany, przemęczony, niewyspany, to nie w głowie mi nie tylko seks, ale w ogóle partnerka.

Do tego dochodzi porno.

- Które jest dziś łatwo dostępne w sieci. Jak więc ona idzie spać, to on korzysta i nierzadko przy tym się masturbuje. Jest więc zrealizowany. A zatem obojętny, co w istotny sposób zaburza relację.

A jest jakaś norma określająca, ile tego seksu powinno być?

- Jeden raz w tygodniu.

Niezależnie od wieku?

- Z wiekiem tobym powiedział: dwa razy w miesiącu. To jest optymalnie. Dla całej struktury neurohormonalnej.

A co mówią na ten temat dane statystyczne?

- U osób w przedziale 18-45 lat średnia dla Polski to jest trzy razy w tygodniu. Dla Unii Europejskiej cztery. Ale to kraje tak zwane turystyczne ją zawyżają.

Turystyczne?

- Basenu Morza Śródziemnego.

A czy są jakieś normy, jeśli chodzi o długość erekcji?

- Możemy mówić o czasie trwania stosunku.

Dla Polski średni czas to pięć minut czterdzieści sekund.

Od momentu…

-...wprowadzenia członka do wytrysku. Dla świata: pięć minut dwadzieścia sekund. Ale dla Unii - jedenaście minut czterdzieści trzy sekundy.

Od czego to zależy?

- Nie bez znaczenia jest tu częstość podejmowanych stosunków, czyli praktyka. Umiejętność kontroli. Bo wydłużenia czasu trwania można się nauczyć. Są też leki, które w tym pomagają.

A propos leków. Dziś co rusz pojawiają się reklamy specyfików, które powodują, jak głosi jeden ze sloganów, że "mężczyzna staje na wysokości zadania". "100 procent erekcji". "24 godziny na dobę". "O 200 procent silniejszy orgazm". I to na dodatek: "Bez skutków ubocznych".

- Ale to wszystko to nie są leki, tylko suplementy diety składające się z przeróżnych prowitaminowych czy proenzymatycznych substancji występujących w naturze.

L-arginina, buzdyganek ziemny, korzeń różeńca górskiego, szafran, kozieradka, żeń-szeń, korzeń maca, do tego: selen, wapń, magnes itd. - wszystkie te specyfiki, sprawdziłem, mają praktycznie identyczny skład.

- I proszę mi wierzyć, bo tu przychodzą pacjenci, którzy to wszystko wypróbowali, że jeżeli pański problem jest uwarunkowany psychologiczno-psychicznie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten suplement diety panu pomoże. Żartuję, że nawet picie wody mineralnej, wskazanej, może być pomocne. Bo to działa na zasadzie sugestii. No, ale jeśli to jest uwarunkowanie biologiczne, czyli w przypadku tych chłopców po 45. roku życia, to stosowanie tych specyfików może i, niestety, tak często się dzieje, tworzyć dodatkową traumę. Bo on to bierze i nic. I wtedy mówi: "Aha, mój przypadek jest trudny, może nawet beznadziejny". Dobór leków odpowiednich w medycynie na czym się opiera, panie redaktorze?

CZYTAJ TAKŻE: Na luźny seks najwięcej miejsca jest w relacjach, w których ludzie się kochają

Na badaniach.

- Tak jest. Zaczynamy od tego, że robimy wywiad, jaki styl życia prowadzi pacjent? Czy się rusza? Co je? Jakie używki? No i wreszcie, jakie leki przyjmuje. A potem przechodzimy do badań laboratoryjnych.

Pobieracie krew?

- Oczywiście. Poza tym USG, przepływy dopplerowskie w obrębie układu moczowo-płciowego itd. Poważna, porządna diagnostyka.

Czyli do tych szeroko reklamowanych preparatów ma pan stosunek jaki?

- Myślę, że ich głównym przesłaniem w sferze psychologiczno-psychicznej jest nieść nadzieję. A jeśli chodzi o sferę stricte medyczną, to po prostu nie szkodzić. Natomiast w jakim stopniu komuś to pomoże, to jest rzecz nie do przewidzenia, bo zacznijmy od tego, jak się to kupuje.

Wchodzę na stronę i bach.

- Czyli anonimowo. A jak pan idzie do seksuologa, to pan idzie osobiście. I ja przeprowadzam z panem wywiad, zlecam panu badania. Panu! A potem, na podstawie tych badań, staram się dobrać dla pana w sytuacji, w której pan jest, najlepsze możliwe rozwiązanie. Włącznie ze skierowaniem do psychologa w celu poprawienia relacji w związku, rodzinie. Bo pacjentem w poradni seksuologicznej jest kto, panie redaktorze?

Ten, kto przyszedł?

- Para! I zachowanie, w ogóle podejście tej drugiej osoby do sfery życia intymnego czy też do pewnych objawów niesprawności mężczyzny, ma istotne znaczenie. W związku z tym my tu korzystamy z pomocy psychologicznej, a w razie potrzeby psychiatrycznej. No i oczywiście seksuologicznej. A w uzasadnionych wypadkach również urologicznej.

Mężczyzna ma prostatę! Po 45. roku życia dobrze jest, żeby okresowo badał się u urologa. A w uzasadnionych wypadkach u androloga.

Powtórzmy więc raz jeszcze: te wszystkie powszechnie reklamowane specyfiki to nie są żadne leki.

- To są suplementy diety. I ja się, oczywiście, z szacunkiem do tego odnoszę, ale to jest takie, jak by to powiedzieć, nowoczesne przesłanie medycyny ludowej.

Marketingowe placebo?

- Świetnie pan to ujął.

Viagra działa na innej zasadzie?

- Zupełnie, bo to jest lek oparty na substancji działającej konkretnie.

Sildenafilu.

- Tak jest - ona najpierw była wykorzystywana u niemowląt. Jak rodziło się niemowlę z wadą serca, to do momentu operacji, żeby nie nastąpiło zahamowanie rozwoju mózgu na skutek niedoboru tlenu, w kroplówce się ją podawało. Bo ona usprawnia krążenie. Tak więc to jest realny lek, który ma stwierdzoną, zgodnie z wszelkimi normami i zasadami, dynamikę, mechanizm, a przede wszystkim efektywność.

A jak to działa?

- Mówiąc najprościej: jest taka substancja w naszym organizmie, tlenek azotu - na pewno miał pan go na chemii w szkole podstawowej, on ma prosty symbol, mianowicie: NO. I on ma właściwość taką, że relaksuje mięśniówkę gładką naczyń krwionośnych. Mięśniówka gładka naczyń krwionośnych to jest ta, która jest podporządkowana układowi jakiemu, panie redaktorze?

Jestem kiepski z tego typu rzeczy.

- Parasympatycznemu. Czyli temu, który nie podlega naszej świadomości. No i ten NO nas relaksuje, czyli zwiotcza mięśniówkę gładką ciał jamistych. On ją może zwiotczyć nie tylko w członku, lecz także np. w oku, ale to już jest zmartwienie producenta, żeby zwiotczał tam, gdzie trzeba.

Wyobraźmy sobie, że mamy balonik, i teraz jest tak, że jak krew do niego wpływa, to on zaczyna się rozciągać i potem tak zostaje. Tak samo jest z męskim członkiem - krew napływa, uruchamiają się zastawki żylne blokujące odpływ i gotowe. Im więcej krwi w członku, tym on twardszy, prawda?

Jasne, a jak działa sildenafil?

- Blokuje enzym, który rozkłada tlenek azotu. A w związku z tym relaks trwa dłużej. Co oznacza, że nagromadzona krew nie ucieka.

Są też pierścienie, które się zakłada na penisa, żeby krew z niego nie uciekła.

- Bo krew do penisa napływa tętniczkami, tymi, co leżą głęboko, a odpływa żyłami, które są na grzbiecie. I jak założymy taki pierścień, to on je uciska. Te pierścienie to nasi dziadkowie w okresie międzywojennym powszechnie stosowali.

A tak naturalnie to ten tlenek azotu jak się uruchamia?

- Przy podnieceniu.

I my nie mamy nad tym kontroli?

- Emocje nasze mają.

Czyli jakby uprawiać seks tantryczny...

- Prawidłowe skojarzenie, bo istnieją różne techniki pochodzące głównie ze Wschodu, które są próbą kontroli układu parasympatycznego. Czyli rozprowadzania emocji tak, żeby nastąpiła pełna relaksacja. No, ale my, w Europie, działamy bardziej barbarzyńsko. Czyli muzyka, wino, taniec…

Chemia.

- Oczywiście, jak ktoś chce, to może pójść tamtą drogą, tylko to, po pierwsze, wymaga treningu, a po drugie, nie zawsze się musi powieść.

A sildenafil działa, i już?

- Powiem tak: nie ma w tej chwili sytuacji, żebyśmy nie mogli realnie pomóc pacjentowi z szeroko pojętym zaburzeniem potencji. Mamy też przecież, o czym warto pamiętać, leki w formie iniekcji do członka.

Auć!

- Nie zawsze jest to dla chłopca łatwe, ale jak trzeba…

***

Stanislaw Dulko, seksuolog.Stanislaw Dulko, seksuolog. Fot. Tomasz Baranski/REPORTER

Dr n. med. Stanisław Dulko - seksuolog, pracownik Zakładu Seksuologii Medycznej i Psychoterapii w Warszawie, członek Zarządu Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Laureat nagrody Laur Pacjenta 2014. Praktykę prowadzi od ponad 30 lat, ostatnio siedem dni w tygodniu