Poprosiłam panią o przygotowanie listy pięciu hitów w kosmetyce. Spodziewałam się cudów na kiju, a tu witaminy, kremy przeciwsłoneczne, kwasy owocowe... Niespecjalnie to imponujące.

Dr Ewa Chlebus : Coś, co działa, wcale nie musi być substancją o spektakularnej nazwie pochodzącą z jakiegoś egzotycznego zwierzęcia czy rośliny. I zazwyczaj wcale nią nie jest. Akurat temat prawdziwego działania substancji, które odmładzają, jest jedną z moich pasji. Lubię i chcę wiedzieć, co naprawdę działa, a co jest tylko marketingiem. Poza tym nie mogę moim pacjentom opowiadać bajek, bo już do mnie nie wrócą.

To co nie jest bajką?

- Zacznę od kremów chroniących przed słońcem, dlatego że jeżeli dermatolodzy mieliby komuś dać dermatologicznego Oscara za odmładzanie, to one bezdyskusyjnie wygrywają.

Ponieważ chronią skórę przed rakiem?

- I ponieważ chronią ją przed przyspieszonym procesem starzenia się. Tu trzeba przypomnieć, na czym polega proces starzenia się skóry. Ogólnie rzecz biorąc, z wiekiem mamy coraz grubszą warstwę rogową naskórka, ale on sam ulega ścieńczeniu, wygładza się granica skórno-naskórkowa, zanikają włókna kolagenowe.

W skórze stale zachodzi proces budowy i rozpadu kolagenu. To nierozpuszczalne białko obecne w tkance łącznej macierzy zewnątrzkomórkowej skóry właściwej. Odpowiada za jej wytrzymałość i sprężystość. Kolagen produkowany jest z prokolagenu tworzonego przez komórki skóry - fibroblasty.

Promieniowanie UV zaburza równowagę syntezy i rozpadu kolagenu. Szala przechyla się na stronę rozpadu tego cennego dla skóry białka. Uruchamiane są mechanizmy produkcji wolnych rodników, które uszkadzają komórki skóry. UV ma też wpływ na ekspresję metaloproteinaz - enzymów, które powodują degradację macierzy zewnątrzkomórkowej.

Z czasem w skórze pod wpływem promieniowania UV dochodzi do rozwoju blizn słonecznych, które prowadzą do rozwoju zmarszczek.

W starzejącej się skórze w sposób naturalny akumulują się uszkodzenia i nadmiar wolnych rodników, ale chroniąc się przed promieniowaniem UV, możemy ten proces opóźnić.

Światło widzialne indukuje ciemną i trwałą pigmentację, czyli prowadzi do przebarwień. By ich uniknąć, trzeba szukać kremów chroniących przed słońcem, które będą miały szerokie spektrum ochrony - nie tylko przed promieniowaniem UVB, ale też UVA. Najlepiej, by były to filtry mineralne.

Od roku jednak coraz więcej pisze się o roli nie tylko światła widzialnego, ale też podczerwieni.

Czyli promieniowania cieplnego?

- Tak. I nie chodzi tu tylko o ciepło słońca w upalny dzień lata, ale też ciepło emitowane przez grzejniki, jarzeniówki, ekran monitora. Podczerwień także uszkadza komórki skóry! Dziś umiemy jedynie się przed tym bronić, stosując na skórę antyoksydanty.

W świetle dzisiejszej wiedzy podczerwień prowokuje do aktywności metaloproteazę, która bardzo niszczy kolagen. Wydaje się, że antyoksydanty hamują tę degradację, choć nie znoszą jej całkowicie.

Co ciekawe, promienie UV stanowią zaledwie 5 proc. promieni słonecznych, które docierają do ziemi. Jak one działają na skórę, to już wiemy, a co robi reszta? Co skrywa te pozostałe 95 proc.? W jaki sposób wpływa na naszą skórę? To bardzo ciekawy wątek nowego kierunku badań nad starzeniem się.

Numer dwa na pani liście to retinoidy.

- Koleżanki dermatolożki czasem żartują podczas moich wykładów, że dr Chlebus zaraz powie nam o retinoidach, bo ona najbardziej w nie wierzy. Ja najbardziej w nie wierzę? To jest substancja, którą odkrył w 1986 roku największy dermatolog świata po II wojnie światowej, Amerykanin prof. Albert Kligman.

Wieloletnie badania kliniczne i naukowe potwierdziły przeciwstarzeniowe właściwości tych substancji. Spośród farmakologicznych możliwości leczenia zmarszczek miejscowe retinoidy stanowią jedyny rodzaj terapii, która oparta jest na bezspornych dowodach skuteczności.

Nie da się wątpić w działanie retinoidów. To tak, jakby pani ktoś podstawił pod drzwi ferrari i dyskutował, że to są jednak wrotki.

Retinoidy to są leki. Ich miejscowe stosowanie jest bardzo skuteczne w leczeniu trądziku, łuszczycy, w uszkodzeniach słonecznych, rogowaceniu słonecznym. I w starzeniu się skóry. Są dwa najważniejsze preparaty do stosowania w terapii przeciwstarzeniowej: tretynoina i tazaroten.

To, że tretynoina poprawia kondycję skóry, wiadomo od lat 80. Zwiększa m.in. syntezę kolagenu I i III, pobudza odnowę elastyny [białko tkanki łącznej], hamuje aktywność enzymów degradujących kolagen i elastynę, poprawia barierę naskórkową.

Widoczna poprawa pojawia się między 9. a 10. miesiącem stosowania tego leku. Tretynoina wpływa też na ładne odbicie światła, dobre nawilżenie skóry, zmianę pigmentacji na jaśniejszą, wygładza drobne zmarszczki...

Retinoidy mogą podrażniać skórę. Jedna osoba na dziesięć zapewne nie będzie ich tolerować, ale pozostałe dziewięć tak. Będą miały ładną skórę i bardzo dobry wygląd. Swoją drogą, ten efekt drażnienia potęguje to, że mamy dziś wszechobecną potrzebę, żeby było nam zawsze wygodnie. Lekarz musi włożyć bardzo dużo pracy, żeby przekonać pacjenta do tymczasowej niewygody leczenia. Mimo że jego skutek będzie dla pacjenta korzystny.

Mówimy o retinoidach stosowanych zewnętrznie?

- Tak. Mogłyby być stosowane doustnie, tylko że nikt ich nie przepisze pacjentce ze względu na teratogenne działanie tych leków. Nie możemy przecież założyć, że 50-letnia kobieta nie zajdzie w ciążę. Retinoidy można stosować doustnie tylko u kobiet cierpiących na trądzik ludzi dorosłych. Bez medycznego wskazania tych leków jako terapii odmładzającej się nie używa.

Czemu retinoidów nie stosuje się latem?

- Latem robimy trzymiesięczną przerwę w stosowaniu retinoidów, ponieważ boimy się adaptacji receptorów na leczenie. Jeśli do niej dojdzie, trzeba zwiększać stężenie retinoidów, co będzie drażniło skórę pacjenta. Drugą metodą byłoby zwiększenie ilości receptorów w skórze, co przecież jest niemożliwe.

Jeżeli się odstawi retinoidy, to po pół roku skóra wraca do stanu, w jakim była przed kuracją. Ale fajne jest to, że jak się potem wraca do tych leków, to one znowu działają!

A ten drugi lek - tazaroten?

- Tazaroten bardzo drażni, ale część pacjentek namawiam na leczenie nim, ponieważ redukuje atypię komórkową, z której rozwijają się późniejsze stany przedrakowe. Od kilkunastu lat Polki wyjeżdżają do ciepłych krajów także w okresach nietypowych dla naszego lata. To powoduje u nich zmiany na dekolcie w postaci właśnie komórek atypowych.

Fakt, że terapia jest trudna, bo dekolt wygląda w jej trakcie jakby cały był w gęstym trądziku. Jednak potem lek działa jak hebel. Czyści skórę z komórek atypowych, zmniejszając ryzyko rozwoju komórek przedrakowych. Niestety, my wciąż nie mamy w zwyczaju myślenia o stanach przedrakowych i rakach skóry.

Kojarzymy czerniaka.

- Ale to niejedyny nowotwór skóry! A te inne są łatwiejsze do leczenia, tylko trzeba o nich myśleć zawczasu.

Czy są jakieś drogeryjne kremy z retinoidami?

- Nie ma dobrych kremów z retinoidami. Tu mogą być stosowane tylko leki. Wszystko inne to jest oszustwo. Działa jeszcze tylko retinaldehyd, który ma w swoim składzie jedna z marek dermokosmetycznych. To też jest lek, choć w mniejszym stężeniu.

A retinol?

- Jest nadzieją - podobnie jak retinaldehyd - na kosmetyczne wykorzystanie retinoidów. Można kremy z retinolem stosować na letni wieczór. W kremach jest on zazwyczaj w mniejszym stężeniu, co sprawia, że wywołuje mniej podrażnień niż retinoidy. Znalazłam dane naukowe dowodzące, że retinol może pogrubić naskórek, zwiększać ekspresję białek wiążących retinoidy, zmniejszać aktywność metalopretinaz i powodować wzrost syntezy kolagenu. Ma więc pewne działanie, choć nie tak skuteczne jak retinoidy.

Z kolei dominująca forma witaminy A w naskórku, czyli palmitynian retinylu, powszechnie stosowany w kosmetykach, nie odgrywa roli w terapii przeciwstarzeniowej. Jest jednak świetna w kremach pod oczy stosowanych w letnie poranki, ponieważ działa przeciw przebarwieniom.

Numer trzy - antyoksydanty.

- Czyli witamina E, C, kwas liponowy, koenzym Q, resweratrol, glukonolakton, kwas azelainowy.

A dlaczego wydzieliła pani osobno witaminę C jako hit numer cztery? To też antyoksydant.

- Ponieważ witamina C ma najlepiej udowodnione działanie. Jest wzorcem spośród antyoksydantów, do których porównujemy inne związki.

Ogólnie antyoksydanty zwalczają wolne rodniki, a zatem chronią komórki przed uszkodzeniem, przyspieszają naturalny proces regeneracji skóry, pobudzają syntezę kolagenu i elastyny.

Witamina C jest ulubionym produktem dermatologów, ponieważ ma znaczenie dla skóry dziś i jest zabezpieczeniem na jutro. Działanie na dziś to są doskonałe właściwości nawilżające. Witamina C daje dobre odbicie światła na skórze i czyni ją gładką oraz lepiej napiętą. Człowiek nie wygląda na twarzy na zmęczonego.

Witamina C ma udowodniony wpływ na syntezę kolagenu i elastyny, zapobiega tworzeniu się rumienia po ekspozycji na promieniowanie UV, poprawa fakturę skóry, powoduje zmniejszenie wytwarzania cytokin prozapalnych. Problemem jest niestabilność witaminy i dlatego preparaty z nią są drogie.

Inne antyoksydanty mają mniej lub więcej cech witaminy C. Ich działanie jest podobne.

Resweratrol wpływa na zmarszczki, na syntezę kolagenu, poprawia koloryt skóry, przedłuża żywotność komórek, aktywuje naturalne własności obronne skóry. Wyraźnie widać klinicznie efekt jego działania, dlatego pacjenci tak go lubią.

Glukonolaton z kolei oprócz wymienionych ogólnych cech antyoksydantów powoduje dodatkowo niewielkie złuszczanie naskórka i zmniejsza przebarwienia.

Kwas azelainowy ma też działanie antybakteryjne, przeciwzapalne, zmniejsza rogowacenie naskórka, świetnie działa na przebarwienia.

Wszystkie antyoksydanty są drogie?

- Nie. Kwas azelainowy jest dostępny bez recepty i kosztuje około 40 zł, glukonolakton także. Drogie są preparaty w witaminą C czy resweratrolem.

Kremy z witaminą C działają bardzo słabo, bo lipidy są złym nośnikiem dla tej substancji. To muszą być płyny kupowane w aptece.

Na koniec kwasy owocowe. Co w nich takiego magicznego? Kiedyś były modne, ale potem jakoś znikły.

- Kwasy owocowe czy alfa- i betahydroksykwasy są bardzo skuteczne. Wszyscy do nich wracają. One wcale nie znikły, tylko są ukryte w spisie składników różnych produktów. Gdy biorę udział w konkursach urody, to szukam, która z firm dodała kwas owocowy do swojego produktu, bo to znaczy, że naprawdę ma on szansę działać.

Najważniejsze kwasy to kwas glikolowy i salicylowy. Działają one poprzez procesy złuszczania, czyli zmniejszają warstwę rogową i stymulują naskórek do odbudowy.

Kwas glikolowy stymuluje komórki skóry - fibroblasty- do produkcji kolagenu i mukopolisacharydów, poprawia jakość włókien sprężystych, zwiększa grubość skóry o blisko 25 proc. Jednak moim zdaniem to wielki przegrany.

Uczeni testowali go najpierw jako lek w zmianach nowotworowych, ale okazał się na to za słaby, ponieważ działa głównie naskórkowo. Przy okazji jednak badacze zobaczyli, że osoby, u których testowano kwas, lepiej wyglądają.

Mimo to dziś kwas glikolowy jest rzadko stosowany, ponieważ może powodować przebarwienia. Jednak gdybyśmy mieli dwa tygodnie na odpowiednie przygotowanie skóry do pilingu tym kwasem, takich problemów by nie było. Ale kto dziś ma na to czas? Pacjenci przychodzą do nas w biegu, niemal z łapanki. A szkoda, bo kwas glikolowy naprawdę świetnie działa.

Kwas salicylowy z kolei też ma doskonałe właściwości złuszczające - powoduje, że naskórek złuszcza się w tempie, w jakim odbywało się to, gdy byliśmy młodsi. Można zatem powiedzieć, że napędza nasz własny mechanizm w kierunku młodości.

Kwas salicylowy ma szczególne zastosowanie w łuszczycy, trądziku ludzi dorosłych. Działa na przebarwienia czy blizny typu zanikowego i nawet w leczeniu postaci grudkowej trądziku różowatego.

Kwas glikolowy można stosować nawet u ludzi z atopią.

Oba nie niszczą bariery lipidowej naskórka.

Kwasy owocowe najlepiej działają w pilingach. Ale można też kupić kwas glikolowy w kremie, by korzystać z niego w domu. Jestem fanką takich rozwiązań.

Przejdźmy do praktyki. Jak wysoki powinien być filtr przeciwsłoneczny? 15 SPF wystarczy?

- To za mało. Filtry powinny mieć ochronę 30 SPF.

Ale kremy zazwyczaj tyle nie mają.

- Te kremy nie są dobre na słoneczną pogodę. Dlatego powinniśmy na nie nakładać osobno krem ochronny od słońca. Powiem, jak my, dermatolodzy, chcielibyśmy, żeby to wyglądało. Najpierw nakładamy antyoksydant dobrany do rodzaju skóry, potem krem pielęgnacyjny w zależności od pory roku - lekki, nawilżający lub lipidowy. A na końcu krem ochronny od słońca. Na noc (poza okresem letnim) powinny być retinoidy.

I na to jeszcze makijaż?

- Ja tak robię codziennie i nie jest to dla mnie żaden kłopot. To kwestia nawyku. Mamy w Polsce wiele osób, które mają skórę naczyniową. Łatwo czerwienią się na twarzy, np. pod wpływem gorącego powietrza w pomieszczeniu.

Stąd warto stosować antyoksydanty. Tak, są droższe, ale trzeba zrozumieć, że w tym wypadku nie kupujemy trzech sweterków, ale jeden. I ten jeden jest dla nas najważniejszy od maja do sierpnia. Preparaty z antyoksydantami stosujemy bardzo oszczędnie - po dwie krople dziennie. A to oznacza, że jedna butelka wystarczy nam na cały sezon.

Półki w drogeriach urywają się od ilości nowych substancji. Jak mądrze wybrać tę jedną?

- Nie tylko zwykli ludzie się w tym gubią, czasem ja także. Jak ktoś nie wie, co wybrać, to pierwszą wskazówką jest kupno kremu w aptece. To, co naprawdę działa, powinno być lekiem, ale rejestracja leku to są lata pracy i ogromne ilości pieniędzy. Rejestracja tzw. dermokosmetyku jest krótsza i tańsza. Dermokosmetyk zresztą z definicji oznacza, że jest w nim substancja czynna, która de facto powinna być lekiem, ale nazywa się dermokosmetykiem. Dlaczego? Ponieważ na bazie jednej wiodącej substancji można stworzyć nie jeden lek, ale całą serię dermokosmetyczną. Niektóre z tych serii są naprawdę świetne.

Co musi mieć taki kosmetyk, żeby działał?

- Przede wszystkim, musi mieć naukowe podstawy potwierdzające, że zawarta w nim substancja ma możliwości działania. Ale z drugiej strony musi mieć tzw. odbiór kliniczny, czyli potwierdzenie, że nie tylko ma potencjał, by działać, ale po prostu działa.

Prawda jest jednak taka, że bardzo dużo nowości, które zostały wprowadzone na rynek, nie dało efektu klinicznego. Na szkiełku w laboratorium wszystko może wyglądać obiecująco, ale w praktyce nieraz zawodzi. In vivo nie zawsze równa się in vitro.

Firmy pokazują działanie nowego produktu głównie w postaci słupków, które obrazują, że synteza jakiegoś np. białka spada, a drugiego wzrasta. Tyle że ja bym jeszcze chciała wiedzieć, co te białka robią. To trudne nawet dla mnie, bo to nie jest wiedza, którą można znaleźć w podręcznikach. Jest zbyt świeża, by ktokolwiek ją odnotował.

Pani pielęgnacja marzeń?

- Antyoksydanty plus krem od słońca i na noc retinoidy. W okresie przejściowym kremy z kwasami: glikolowym, salicylowym, ale też np. migdałowym. Trzy-cztery razy do roku piling kwasami w gabinecie i raz w roku wizyta u dermatologa.

Ile kosztuje taki piling?

- Dobry od 280 do 400 zł. To nie jest kuracja dla każdego, zdaję sobie z tego sprawę. Ale z drugiej strony to naprawdę świetna inwestycja w siebie. I to taka, która działa!

*Dr n. med. Ewa Chlebus jest szefową kliniki dermatologii Nova Derm w Warszawie