W błędzie są ci, którzy myślą, że jeżdżenie do spa, zwane często szumnie „spa turystyką", jest wynalazkiem ostatnich kilku lat i przywędrowało do Europy ze Stanów Zjednoczonych. Podróżowanie do miejsc z gorącymi, leczniczymi źródłami było znane już w starożytności. Badania archeologiczne przeprowadzone we Francji i w Czechach udowodniły, że w ten sposób starano się przechytrzyć choroby już w epoce brązu.

Chyba każdy słyszał o łaźniach w brytyjskim Bath, gdzie jak nigdzie indziej historia spotyka się ze współczesnością. Do tego niezwykłego kompleksu, opisywanego wielokrotnie przez Jane Austen, najsłynniejszą mieszkankę tego niewielkiego miasteczka w dolinie rzeki Avon w Wielkiej Brytanii, już na początku naszej ery przyjeżdżano po zdrowie z całego imperium rzymskiego. Rzymianie pokochali to miasto nie tylko za gorące źródła, które zasilały tutejsze łaźnie, ogrzewały mieszkania i roztapiały śnieg na drogach, lecz także za podobieństwo do ich ukochanej stolicy – Bath, podobnie bowiem jak Wieczne Miasto, położone jest pomiędzy siedmioma wzgórzami.

Kurację czas zacząć

Ale i Polska uzdrowiskami stoi. Po pierwszej wojnie światowej członkowie elit towarzyskich i finansowych najchętniej udawali się do Krynicy, gdzie dostępnych było kilka rodzajów wód mineralnych. Leczono nimi najróżniejsze schorzenia: od chorób nerek i żołądka, przez cukrzycę, nerwicę i depresję, aż po – nie mniej popularnego niż dzisiaj – kaca. Czego tutaj nie było! Były łazienki mineralne i borowinowe, wodociąg miejski i kryta pijalnia. Gwiazdy dwudziestolecia międzywojennego zatrzymywały się w eleganckiej Patrii – luksusowym hotelu wybudowanym przez wybitnego architekta Bohdana Pniewskiego na zlecenie Jana Kiepury, najsłynniejszego przedwojennego tenora.

Elity chętnie odwiedzały także Zaleszczyki nad Dniestrem. Tu wśród winorośli odpoczywał sam Józef Piłsudski. Uzdrowisko ze względu na swój suchy i bardzo ciepły klimat zwane było powszechnie „polskim Meranem”. Lekarze zalecali pobyt w kurorcie zarówno dorosłym, jak i dzieciom. Dieta pełna owoców i warzyw podobno niejednej osobie uratowała życie i… figurę. Nic dziwnego więc, że w okresie letnim, który trwał od kwietnia do października, przybywało tu mnóstwo chętnych – także z dalekiej przecież Warszawy.

Nie można zapominać także o Truskawcu – miejscowości u podnóża Karpat Wschodnich, obok rozsławionego przez Brunona Schulza Drohobycza. Przedwojenne gwiazdy, takie jak: Hanka Ordonówna, Aleksander Żabczyński, Adolf Dymsza czy Eugeniusz Bodo, przyjeżdżały tu zażywać kąpieli w sztucznym jeziorze siarczano-solankowym. Takie seanse pomagały ponoć na wszelkie schorzenia skóry: łuszczycę, atopowe zapalenie czy trądzik. Gładka buzia rekompensowała wszystko – charakterystyczny, jajeczny zapach siarki po kilku dniach pobytu w Truskawcu już nikomu nie przeszkadzał.

Specjaliści są zgodni: w naszym życiu jest zdecydowanie za dużo chemii. Dlatego lekarze coraz częściej zalecają pacjentom powrót do naturalnych sposobów dbania o zdrowie i urodę. W świecie kosmetyków naturalne surowce lecznicze, takie jak borowina, algi, woda czy glinki, odmienia się dziś przez wszystkie przypadki.

Ale co zrobić, gdy do urlopu jeszcze daleko, a z wód zostało nam jedynie Jeziorko Czerniakowskie czy Zbiornik Maltański? Na szczęście domowe spa bez trudu możemy zafundować sobie we własnej łazience. I to za grosze!

Borowina. Błoto, które leczy

Jeśli zależy nam na pełnej regeneracji, sięgnijmy po kosmetyki z borowiną. To odmiana tortu leczniczego, nie bez przesady nazywana „czarnym złotem". Najlepiej wybrać preparaty, które mają oczyszczoną i odbalastowaną formą wodnego wyciągu. Jest ona bezpieczna dla sprzętu, nie pozostawia uciążliwych osadów, nie zatyka filtrów i dysz, nie ma substancji obciążających organizm, a więc jest bezpieczna np. dla osób z nadciśnieniem tętniczym.

Obecne w borowinie kwasy huminowe mają właściwości przeciwzapalne i bakteriostatyczne i doskonale wpływają na skórę. Zapobiegają np. utracie elastyczności skóry i dbają o dobre nawilżenie. Związki te są również nieocenione w odtoksycznianiu: oczyszczają skórę i zwiększają wchłanianie pozostałych składników aktywnych. Kwasy huminowe, bituminy, aminokwasy, makro- i mikroelementy mają też potwierdzone badaniami działanie antycellulitowe, wyszczuplające, ujędrniające, uelastyczniające, regenerujące, ochronne i nawilżające.

Po borowinę bez wątpienia powinni sięgnąć sportowcy. Ten rodzaj torfu gwarantuje wsparcie w terapiach zmian zwyrodnieniowych stawów, stanach pourazowych i przeciążeniowych oraz zespołach bólowych. Borowinę znajdziemy m.in. w mydłach i peelingach do odnowy biologicznej czy domowych kąpielach detoksykujących.

Oprócz borowiny cuda działają też przeróżne olejki eteryczne – wspomagają leczenie chorób skóry i krążenia, relaksują, wprawiają w dobry nastrój i poprawiają jakość snu. Nie można bagatelizować ich działania, bo mają to, co jest najcenniejsze – w kwiatach, liściach i łodygach. Olejek z drzewa sandałowego działa jak uspokajający napar: koi, wycisza i odpręża. Z cedru redukuje napięcie, codzienny stres i pomaga pozbyć się stanów lękowych. Nerwusom pomoże na pewno też werbena. Olejek z cytryny odświeża i stymuluje. Paczula to naturalny antydepresant i najlepszy sposób na wyciszenie po męczącym dniu w biurze. Podobnie działa bergamotka, która w mig poprawia nastrój. Limonka jak natomiast jak dobra kawa: orzeźwia i pobudza. Lawenda odwrotnie: uspokaja, uwalnia od napięcia nerwowego i stresu emocjonalnego. Skuteczne będzie też geranium, które działa rozluźniająco i oczyszczająco, poprawia nastrój i tonuje nerwy. Mniej popularny petitgrain (olejek otrzymywany z młodych liści i pędów pomarańczy) relaksuje, uspokaja i działa antydepresyjnie. Nie zapominajmy też o znanej wszystkim szałwii, która poprawia samopoczucie, ułatwia zasypianie, wyrównuje koloryt skóry i rozjaśnia przebarwienia.