Magdalena Boczarska w filmie „Różyczka” dumnie prezentuje czuprynkę pod pachami i na muszelce. Podobnie wygląda w filmie „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. Owłosione ciało to ważny element charakteryzacji aktorek wcielających się w role kobiet PRL-u. I prawdziwy. I nie chodzi wcale o puste półki w sklepach ani o to, że nasze matki i babki pochłonięte rodziną były zaniedbane. Po prostu w tamtych czasach nie utożsamiano pojęcia pielęgnacji z pojęciem depilacji. Tę zależność, za sprawą rewolucji seksualnej, pin-up girls i Coco Chanel, wcześniej niż nasze matki odkryły kobiety z zachodniej Europy czy Amerykanki. Ale powiedzieć, że moda na gładkie ciało przyszła z Zachodu, że to wymysł XX w., byłoby ignorancją. Bo moda na gładkie ciało zaczęła się jeszcze przed początkiem naszej ery, i to raczej bliżej wschodu.

Gładkie łono Egipcjanek

Trendseterkami depilacji były Egipcjanki. Ich ciała były idealnie gładkie - od stóp do głów. Dosłownie. Nie bez powodu Kleopatra nosiła peruki. Usuwanie wszystkich włosów początkowo było związane z gorącym klimatem i względami praktycznymi. Szybko jednak gładkie ciało stało się synonimem piękna. Egipcjanki usuwały włosy za pomocą kamieni, pumeksów, ostrych muszli, wosku pszczelego, mikstur na bazie cukru. Gładkie ciała miały również kobiety w Persji, a także Greczynki i Rzymianki. Wydepilowani byli również mężczyźni. Ludzie starożytni w ogóle byli wyczuleni na piękno, a włosy na ciele, które  zaburzały ich poczucie estetyki, uznali za oznakę niższego statusu społecznego.

Moda na gładkie ciało u kobiet wschodu, po trosze z przyczyn religijnych, po trosze klimatycznych, przetrwała przez kolejne wieki, podczas gdy Europejki powoli „zaczęły się zapuszczać”. Podobno krzyżowcy, gdy przybyli na Bliski Wschód, na widok tamtejszych kobiet oniemieli  z zachwytu. A jednak - dostrzegli w kulturze islamskiej coś, co zapragnęli zaadaptować na średniowiecznych dworach Europy – była to moda na wydepilowane ciała kobiet. Ale Europejki ubrane w majestatyczne suknie szczelnie zakrywające ciało nie dały sobie narzucić tej egzotycznej mody. Tak samo jak Egipcjanki depilowały ciało ze względów praktycznych, tak samo one ze względów praktycznych nie depilowały - po co usuwać włosy z części ciała, których nie widać? Na średniowiecznych dworach pielęgnacja ciała nie była priorytetem, także dlatego, że uważano ją za grzeszną. Przymiotów ciała i duszy nie stawiano wtedy na równi. Zapewne sądzono, że wygolone łono może stanąć na drodze do zbawienia. Paradoksalnie to, co w Europie odbierano jako oznakę zepsucia, w kulturach wschodu uznawano za oznakę czystości. W wielu krajach na Bliskim Wschodzie do dziś kultywowany jest zwyczaj polegający na tym, że kobieta tuż przed ślubem poświęca wiele godzin na pielęgnację, z depilacją miejsc intymnych na czele. Wydepilowane ciało staje się symbolem jej czystości i dziewictwa.

W filmie „Karmel” pretekstem do opowiedzenia historii pięciu libańskich współczesnych kobiet stają się ich rytualne (rutynowe) zabiegi pielęgnacyjne. Bohaterki spotykają się w salonie piękności, depilują ciało za pomocą karmelu. Trzeba nałożyć lepką miksturę, a po chwili, gdy nieco zastygnie, zdecydowanym ruchem zerwać ze skóry. Boli, ale czego nie robi się dla urody. Przez wieki kobiety, które pragnęły być gładkie, musiały cierpieć. Ostre narzędzia kaleczyły skórę. Lepkie mikstury nawet jeśli były zrobione na bazie naturalnych składników – podrażniały ją. A niektóre metody nie tylko były szkodliwe dla skóry, ale też dla zdrowia. Wśród „nieprzyzwoitych” kobiet Zachodu, które depilowały ciało już w XIX w., popularnością cieszył się tzw. krem paryski zrobiony na bazie arszeniku.

Tej rewolucji nic nie zatrzyma

Wszelkie narzędzia służące usuwaniu włosów do czasu pojawienia się depilatora wymyślano z myślą o mężczyznach. Najpierw brzytwa, potem żyletka, maszynka jednorazowa, golarka elektryczna. Mężczyźni przy ich użyciu golili zarost, a kobiety, by ułatwić sobie depilację, czasami im te przyrządy podkradały (maszynkę jednorazową dla kobiet wprowadzono do sprzedaży trzy dekady później niż tę dla mężczyzn). Podkradały, bo choć mężczyźni od wypraw krzyżowych marzyli o gładkich ciałach kobiet, oficjalnie gorszyli się, słysząc o kobiecej depilacji. Ale by oddać sprawiedliwość, wiele kobiet też było zgorszonych.

Przełom nastąpił się w 1915 r. wraz z publikacją reklamy w magazynie "Harper’s Bazaar". Była szalenie kontrowersyjna - przedstawiała uśmiechniętą kobietę w bluzce bez rękawów, która bez cienia wstydu prezentowała ogolone pachy. To był początek rewolucji, która ostatecznie dała kobietom prawo świecić gładkim ciałem w miejscach publicznych. Ale na to zwycięstwo trzeba było poczekać kilka dekad. Jeszcze w 1920 goląc nogi, można było wywołać skandal i trafić na nagłówki gazet. To przytrafiło się pewnej amerykańskiej studentce, o której 24 maja napisał jeden z dzienników: „Dziewczyna kaleczy się, goląc nogi do ażurowych pończoch” – brzmiał (a może raczej grzmiał) tytuł. Newsa sprzedał lekarz, który opatrywał jej ranę, musiał być wielce zgorszony.

Ale tej rewolucji już nie dało się zatrzymać. Sprzyjał jej bardzo przemysł modowy. Projektanci z Coco Chanel na czele odkrywali coraz więcej ciała. Krótkie spódniczki oraz cienkie pończochy nie najlepiej prezentowały się przy owłosionych nogach, a coraz odważniejsze stroje kąpielowe sprawiły, że panie częściej niż dotychczas kierowały uwagę na otoczenie swojej muszelki.  

Od pierwszego depilatora do fotedepilacji

Kobiety coraz sprawniej obsługiwały golarki. Ale nie tylko producenci jednorazowych i elektrycznych maszynek zarabiali krocie. Równolegle rozwijał się także rynek kremów do depilacji. Niestety wszystkie metody depilacji miały jedną wadę – działały na krótko. Zaczęto szukać sposobów, których efekty byłyby bardziej spektakularne. Przełom technologiczny nastąpił w latach 80., kiedy skonstruowano pierwszy depilator oraz pierwsze bezpieczne dla skóry urządzenie do depilacji wykorzystujące laser.

Pierwszy depilator o nazwie Epilady (następnie zmienionej na Epilator) stworzono w izraelskim kibucu. Składał się ze sprężyny śrubowej, która była ustawiona w taki sposób, aby szczelnie zaciskać włoski i następnie usuwać je poprzez obracanie się małego silniczka. Depilator usuwa włosy wraz z cebulkami. Laser idzie o krok dalej - usuwa mieszek włosowy, czyli miejsce, z którego włos wyrasta. Oba urządzenia mają swoje wady i zalety: depilator jest bardziej przystępny, można używać go samodzielnie w domu, ale zabiegi trzeba powtarzać co kilka tygodni, laser pozwala pozbyć się niechcianego owłosienia trwale, ale nie działa równie skutecznie w przypadku wszystkich włosów (bardziej na ciemne włosy na jasnej skórze). Największa wada jest jednak wspólna dla obu metod: depilacji towarzyszy ból (choć i tu wszystko zależy od klasy urządzenia). Nie wszystkie kobiety gotowe są cierpieć w imię urody, wiele pozostaje wiernych oldschoolowym metodom (maszynka, krem, wosk). Być może więc prawdziwy przełom następuje na naszych oczach, wraz z pojawieniem się (stosunkowo niedawno) fotodepilacji, czyli depilacji impulsami świetlnymi (tzw. depilacja IPL - Intense Pulsed Light). Ma sporo zalet. Jest przystępna jak tradycyjny depilator (można ją przeprowadzać w domowym zaciszu), skuteczna jak laser (pozwala trwale usunąć nawet 90 proc. włosków z powierzchni ciała), a przy okazji bezbolesna jak golarka. Pełen cykl depilacji IPL obejmuje 11 przeprowadzonych sesji, zaś pierwsze efekty są widoczne już po czterech zabiegach. Czy fotodepilacja raz na zawsze naprawi błędy ewolucji? To się okaże. To, co już wiadomo to to, że mężczyźni coraz częściej podkradają urządzenia do depilacji kobietom. Zabawne, bo kiedyś było odwrotnie.

Nasze praprababki pewnie przekręcają się w grobach. Wydepilowane kobiety uznałyby za bezwstydne i zepsute, a wydepilowanych panów – za niemęskich. Cóż, w kwestii depilacji bliżej nam chyba do ludzi starożytnych.